RACJE PO NAMYŚLE
Susn George NIERÓWNOŚI SPOŁECZNE SZKODZĄ WSZYSTKIM ![]()
Dlaczego korzystniej jest żyć w egalitarnym społeczeństwie? Gdyby pytanie to zadano mi jakiś czas temu, opowiedziałabym prawdopodobnie jakimś truizmem w stylu: “Ponieważ im mniej jest biednych, tym mniejsza przestępczość, mniej chorób, itd.” Dziś wiem, ze odpowiedź ta ślizga się po powierzchni problemu. Wiem to, ponieważ tymczasem zapoznałam się z pionierskimi pracami Richarda Wilkinsona, które wyjaśniają “dlaczego społeczeństwa egalitarne z reguły funkcjonują lepiej1”. W krótkiej pracy, która ukazała się w 2000 r., Wilkinson, który jest epidemiologiem, ograniczył się zasadniczo do sanitarnych i psychospołecznych skutków nierówności społecznych i różnic klasowych. Jego wywód pozwala zrozumieć, że ubóstwo nie jest jedynie kwestią warunków materialnych, jak trudne by one nie były: jest ona wynikiem ogólnej jakości naszego otoczenia społecznego. Pisząc do zbioru tekstów zatytułowanego “Darwinism Today Series”, Wilkinson przyjął oczywiście optykę darwinowską: Ponieważ ich potrzeby są takie same, jak nasze, inni ludzie są naszymi największymi rywalami – zarówno w kwestii mieszkania, pracy, partnerów seksualnych, pożywienia, odzienia, itd. Ale są też jedynymi, którzy mogą nam pomóc, otoczyć troską, udzielić wsparcia, rady i ochrony. Mówiąc po prostu, nasz dobrobyt materialny zawsze zależał w sposób zasadniczy od jakości naszych stosunków społecznych. Gdy tylko naukowcy przyjęli ten tok rozumowania i rozpoczęli poszukiwania mniej ewidentnych przyczyn patologii społecznych, stwierdzili, że czynniki takie jak wdowieństwo, brak kontroli nad pracą, obawa przed utratą zatrudnienia (lub oszczędności) mają bezpośredni wpływ stan zdrowia. Zwykła redystrybucja środków finansowych nie jest bynajmniej odpowiedzią na problem, dużo ważniejsza jest spójność społeczna. Podczas II wojny światowej Anglików zjednoczyło solidarne działanie, dzięki któremu zrodziło się w nich poczucie bycia wspólnotą. Mimo iż materialnie musieli obejść się bez wielu rzecz, ku zdumieniu wielu lekarzy, stan zdrowia ogółu ludności poprawił się zasadniczo. Od tego czasu wiele badań wykazało, że w społeczeństwach egalitarnych ludzie częściej i z większym zaangażowaniem biorą udział w różnych lokalnych inicjatywach, w przedsięwzięciach kulturalnych, dobroczynnych i imprezach sportowych; należą do wszelkiego rodzaju klubów, stowarzyszeń i sieci organizacji, a ich aktywność społeczna przekłada się w sposób wymierny na stan ich zdrowia. Tym samym, “brak społecznego poważania i kruchość więzi społecznych uznać należy za jeden z najważniejszych czynników ryzyka dla stanu zdrowia nowoczesnych społeczeństw”. Zauważmy też, że w ramach danego państwa, poziom dochodów postrzegany w sposób absolutny liczy się mniej niż status społeczny, który jest wartością relatywną. W badaniach nad depresją nerwicową i poziomem przemocy, słowa, które przewijają się cały czas to szacunek, duma, poważanie, miłość własna, i, z drugiej strony, wstyd, niedostosowanie społeczne, skrępowanie, poniżenie. Ludzie o niskim statusie społecznym czują się nieszanowani i odreagowują swoją złość i frustrację na tych, którzy w hierarchii znajdują się niżej od nich, na kobietach i dzieciach, ale i na mniejszościach narodowych. Czasem agresja obraca się przeciwko nim samym, przekładając się na problemy ze zdrowiem i pogłębienie społecznego nieprzystosowania.
Ten tok rozumowania wydaje się bardzo spójny. Nierówności społeczne
implikują sztywną hierarchię; hierarchia posługuje się mechanizmami
dystynkcji i wykluczenia społecznego, te zaś służą zaznaczeniu
niższości statusu społecznego i generują wszelkiego rodzaju
upokorzenia. Nieegalitarne i hierarchiczne społeczeństwa (i
przedsiębiorstwa) rodzą więc więcej problemów zdrowotnych i większą
przemoc niż te egalitarne i mniej hierarchiczne. Co należało
udowodnić2
.
Dzeiwęć lat później, Wilkinson i jego współpracowniczka Kate Pickett
postanowili szerzej podejść do tematu, biorąc pod lupę inne
ewentualne społeczne skutki nierówności, nie tylko ich wpływ na stan
zdrowia społeczeństw. Przy tej okazji stwierdzili, czego dowodzą
wykresy oparte na niezliczonych analizach, że po przekroczeniu
pewnego progu zarabianie więcej i więcej nie ma już żadnego wpływu na
zdrowie, samopoczucie i szczęście. “W danym społeczeństwie
bogaci, w większości przypadków, czują się lepiej i są szczęśliwsi
niż biedni.” Nie ma w tym oczywiście nic zaskakującego. “Ale
fakt, że to samo społeczeństwo jest średnio dwa razy bogatsze niż
jakieś inne nie zmienia absolutnie nic.” Mieszkańcy państw tak
różnych jak Nowa Zelandia, Grecja, Finlandia, Francja i przede
wszystkim Japonia są przeciętnie dużo biedniejsi niż Amerykanie: ich
wydatki na zdrowie są niższe, a mimo to wskaźniki dotyczące
oczekiwanej dalszej długości trwania życia i śmiertelności noworodków
dużo lepsze.
Szczęście stało się obecnie przedmiotem badań ekonomistów, którzy uważają, że
bez problemu je zmierzyć i zamknąć w statystykach (nie zważając
na różnice kulturowe, tendencję ankietowanych do dawania odpowiedzi
“optymistycznej” lub chęć pokazania, że “widzi się
rzeczy z dobrej strony”). Dwaj ekonomiści z Wharton School
(prestiżowa szkoła biznesowa Uniwersytetu w Pensylwanii), zbrojni w
swoje statystyki, nie zgadzają się zatem z opinią Wilkinsona i
Pickett. Według nich, im więcej pieniędzy, tym więcej szczęścia.
Dowodem na to miałoby być bezpośrednie przełożenie PKB danego państwa
na subiektywną ocenę samopoczucia jego obywateli: żadne dane nie
pokazują, że istnieje jakiś próg przesytu, po przekroczeniu którego
bogacenie się państwa nie szłoby w parze z poprawą subiektywnego
samopoczucia3.
Czyli im się jest bogatszym, tym jest się szczęśliwszym? Być może.
Tymczasem Wilkinson i Pickett, opierając się na imponującym dorobku badawczym
dowodzą, że zły stan zdrowia i przemoc nie są jedynymi i
najczęstszymi bolączkami nieegalitarnych społeczeństw. Spada bowiem
również średnia długość życia, rośnie śmiertelność niemowląt,
podobnie jak wskaźniki dotyczące “chorób umysłowych,
narkomanii, alkoholizmu i innych uzależnień, otyłości, trudności
szkolnych dzieci, ciąż nastolatek, zabójstw, inkarceracji i
ruchliwości społecznej4
”.
Zebrane przez nich dane dotyczą tylko państw rozwiniętych, nie zatem
robić żadnych porównań do państw biednych, ani nawet do gospodarek
wschodzących. Kontrasty miedzy państwami bogatymi, należącymi do
OECD, pozostają jednak bardzo wyraziste.
Japonia, państwa skandynawskie i kraje Europy kontynentalnej mają niezmiennie
lepsze wyniki niż Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Singapur,
które są państwami najbardziej przesiąkniętymi wartościami
neoliberalnymi. Australia i Nowa Zelandia nie pojawiają się nigdy na
dole wykresu, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania zawsze tam są. Ale
Australia i Nowa Zelandia są prawie niezmiennie bliższe bieguna
silnych niesprawiedliwości społecznych, niż bieguna Japonii i
Skandynawii, odznaczającego się mniejszymi nierównościami i lepszą
jakością życia. Ich wyniki społeczne również są gorsze. Także
Portugalia zazwyczaj sytuuje się po stronie wysokich nierówności
społecznych.
Wyniki te nie mają nic wspólnego z kulturowymi cechami danych społeczeństw –
Japonia i Norwegia kulturowo w niczym się nie przypominają, podobnie
jak Wieka Brytania i Singapur. Nie też powiązać tych wyników z
danymi dla określonych grup etnicznych, takich jak Czarni w Stanach
Zjednoczonych, którzy mocno obniżają średnią. Kluczową zmienną w tym
przypadku jest nieodwołalnie nierówność społeczna.
Przykładowo gdyby porównać średnią długość życia samych tylko białych Amerykanów,
jest ona krótsza niż obywateli państw bardziej egalitarnych. Stopa
zachorowalności białych mężczyzn z klasy średniej, wyróżnionych na
podstawie dochodów i poziomu wykształcenia, jest wyższa w Stanach
Zjednoczonych niż w Wielkiej Brytanii. Oczywiście brytyjskie
społeczeństwo również jest nieegalitarne, ale nie w takim stopniu, co
amerykańskie. W Japonii, dysproporcje w zarobkach zostały znacząco
ograniczone w ciągu 40 lat po II wojnie światowej, wskutek czego
państwo to figuruje obecnie na czele większości klasyfikacji
społecznych. Stany Zjednoczone, które były państwem najbardziej
egalitarnym w latach 50. i 60. XX w., obecnie zajmują 30 pozycję pod
względem oczekiwanej dalszej długości trwania życia wśród państw
rozwiniętych, podczas gdy Japonia jest pierwsza.
Złe wyniki społeczne przekładają się na kondycję całego społeczeństwa, do
tego stopnia, że jeżeli wiadomo, że w jakiejś kategorii znajduje się
ono na dole klasyfikacji, na dole będzie też w każdej kolejnej. Jaki
inny czynnik, oprócz nierówności, mógłby tłumaczyć fakt, że
społeczeństwo, w którym odsetek ludności osadzonych w zakładach
karnych i aresztach śledczych jest najwyższy, ma również najwyższą
stopę otyłości? Gdy nierówności pogłębiają się, ludzie stają się
bardziej zestresowani i zalęknieni. Tezę tę potwierdzają rozliczne
badania przeprowadzane w Stanach Zjednoczonych od początków lat 50.
XX w. do pierwszych lat 90. XX w. wśród mężczyzn, kobiet i dzieci
niezależnie od ich pochodzenia etnicznego i klasowego5
Wystarczy jeden przykład: posługując się tymi samymi standardowymi
miernikami, odkryto, że pod koniec lat 80. XX w. przeciętne
amerykańskie dziecko było bardziej zalęknione niż dzieci będące
pacjentami psychiatrycznymi w latach 50. XX w. Świadomość statusu
społecznego, lub “strach przed społeczną klasyfikacją”,
wskutek którego ludzie czują się stale oceniani i traktowani jako
niższej kategorii, pojawia się dość wcześnie i wzmaga w okresie
dojrzewania. Wilkinson i Pickett nie mówią nic o anoreksji, ale mogę
się założyć, że podobnie jak otyłość, występuje ona częściej w
społeczeństwach nieegalitarnych, w których młode kobiety na każdym
kroku odczuwają, że ich ciało nie spełnia niektórych, mocno
wyśrubowanych norm społecznych.
Można zaufać większości ludzi: Prawda to czy fałsz? Statystycznie, im
bardziej społeczeństwo jest nieegalitarne, tym słabszy jest odsetek
tych, którzy zgodziliby się z takim stwierdzeniem. Zaufanie pokładane
w innych spada wraz ze wzrostem nierówności. Pamiętajmy jednak, że
ludzie, którzy ufają sobie, współpracują ze sobą, poświęcają sobie
czas i powierzają pieniądze instytucjom charytatywnym, wierzą we
wspólne wartości, przestrzegają prawa. Nie mówiąc już o tym, że ich
życie jest dłuższe i zdrowsze. Dodajmy jeszcze, że nie mieszkają w
zamkniętych, pilnowanych niczym fortece osiedlach i nie prowadzą
terenówek. Wiele osób kupuje ten typ samochodu, by pokazać, że może
sobie na to pozwolić, ale i dla statusu twardziela oraz po to, by
odseparować się od innych6.
Wszystko to można statystycznie udowodnić.
Czy rzeczywiście neoliberalne rządy chcą, by członkowie ich społeczeństw
byli jeszcze bardziej skrępowani, nieufni, zestresowani i
zdeprymowani? By cierpieli na depresję, popadali w uzależnienie od
narkotyków, leków, alkoholu? By byli otyli, szaleni i zadawali sobie
wzajemnie śmierć? By ich poziom wykształcenia i średnia długość życia
były niższe? Czy rządy, postanawiając ograniczyć korzyści społeczne i
prawa pracownicze i wprowadzając neoliberalne “reformy”,
zdają sobie sprawę ze skutków prowadzonej przez siebie polityki?
Utrzymanie egalitarnego społeczeństwa wydaje się być kosztownym
przedsięwzięciem, ale w gruncie rzeczy jest to bardzo dobry interes,
najlepszy, jaki można zrobić, patrząc na drugą stronę medalu:
choroby, przestępczość, zły stan zdrowia, stres przekładają się na
kolosalne koszty nie tylko finansowe.
Jeszcze bardziej zaskakujący jest fakt, że społeczeństwa mniej egalitarne są
mniej innowacyjne i twórcze, przynajmniej jeżeli wziąć pod uwagę
liczbę patentów przyznawanych w ciągu roku w przeliczeniu na
mieszkańca. Jeżeli się nad tym zastanowić, powód jest prosty i
logiczny: społeczeństwa nieegalitarne sprawiają, że miliony osób
czują się przegranymi, nieudacznikami drugiej kategorii.
Społeczeństwa te, podobnie jak te nie uznające praw kobiet, niszczą
najlepsze i najcenniejsze zasoby, jakimi dysponują: talent swoich
obywateli. Wilkinson podkreśla, że nierówności społeczne mają nawet
skutki ekologiczne, ponieważ sprzyjają konsumpcjonizmowi i
rywalizacji o społeczny prestiż. Egalitarne społeczeństwo zmienia
sposób myślenia ludzi, sprawia, że zaczynają myśleć o wyzwaniach
społecznych i środowiskowych jako o problemach, które mogą sami
rozwiązać, we współpracy z innymi. Krótko mówiąc, ograniczenie
nierówności społecznych jest najlepszą inwestycją, jaką państwo może
zrobić. Najlepszą z wszystkich.
Dlaczego zatem przywódcy państw nie robią nic w tej kwestii? Być może istnieje
lobby opowiadające się za otyłością – myślę o fast foodach i
firmach z segmentu casual dining (względnie tanie
restauracje, na każdą okazję) – ale kto chciałby działać na
rzecz innych przejawów nierówności? Trudno mi wyobrazić sobie takie
przykładowo lobby przegranych. Problem w tym, że rządy nie chcą
mierzyć się ze skutkami własnych działań i zastanowić nad faktami.
Jeżeli pozwolimy sferze finansów i gospodarce rządzić
społeczeństwami, jeżeli nie potraktujemy poważnie słów Adama Smitha
ujawniających “podłą maksymę”, mamy to, na co
zasłużyliśmy. Skoro z badań wynika, że najbardziej nieegalitarne
społeczeństwa są również najbardziej neoliberalne i dysfunkcyjne,
czyż nie najwyższy czas wyciągnąć wnioski i nazwać rzeczy po imieniu?
Skutki głębokich nierówności społecznych należałoby porównać do tysiąca
Katrin, stu tsunami, z tą różnicą, że te pierwsze wyrządzają szkody
miesiąc za miesiącem, rok po roku, pociągając na dno nie tylko
biednych i społecznie zagrożonych, ale i wszystkich innych. Każdego z
osobna.
1.
Richard Wilkinson, Mind the Gap:
Hierarchies, Health and Human Evolution,
“Darwinism Today Series”, Londyn, Weidenfeld and
Nicholson, 2000; por. Richard Wilkinson, Kate Pickett, The
Spirit Level: Why More Equal Societies Almost Always Do Better,
Londyn, Allen Lane, Penguin Books, 2009 2.
W Mind the Gap: Hierarchies, Health and Human Evolution,
Wilkinson, z zawodu lekarz, podaje również informacje o skutkach
fizycznych, biologicznych i medycznych braku społecznego poważania,
o czym nie wspominam w tym krótkim streszczeniu. Odkąd jednak
zredagowałam ten rozdział, wydarzenia związane z 22., 23. i 24.
samobójstwem pracowników France Telecom zdominowały czołówki gazet.
Przesłuchiwane w tej sprawie osoby mówiły o sztywnej hierarchii i
stresie w pracy: mniejsza liczba zatrudnionych została obarczona
większą ilością obowiązków, co 3-5 lat przenoszono ich do innego
regionu. Niektóre sformułowania powracały niczym refren: “Traktują
nas, jakbyśmy byli niczym; jesteśmy śmieciami; mniej niż zero…” 3.
Betsey Stevenson, Justin Wolfers, “Economic Growth and
Subjective Well-Being: Reassessing the Easterlin Paradox”, 16
kwietnia 2008 r. Tekst ukazał się w “Brookings Papers on
Economic Activity” wiosną 2008. 4.
Richard Wilkinson, Kate Pickett, The
Spirit Level, op. cit., str. 19. 5.
Hispanojęzyczna ludność Stanów Zjednoczonych wymyka się trochę tym
statystykom, ponieważ osoby należące do tej grupy są bardziej
solidarne między sobą. 6.
Przy podobnych dochodach Kanadyjczycy kupują zwykłe samochody
osobowe, Amerykanie terenowe.
|