[ Strona główna ]

RACJE

Numer 2 - LUTY 2020


Massimo Pigliucci

CZY LUDZIE CZYNIĄ ZŁO Z GŁUPOTY

Inteligentna głupota jako "choroba duszy"


Epiktet napisał:

Wszelako dowiedź im błędu, a zobaczysz, jak odstąpią od swoich występków. Jak długo jednakże błędu nie widzą, nic nie jest dla nich świętsze niż ich własne wyobrażenie. (Diatryby, XVIII, tłum. Leon Joachimowicz)

Filozofia stoicka, nie tylko Epiktet, zachęca do wybaczenia i powstrzymania się od pochopnego osądzania. Gdy człowiek zrobi coś złego, powinniśmy mu pokazać, że się myli, a nie osądzać, gdyż najpewniej działał on w błędnym przekonaniu, że postępował właściwie.

Ta myśl ma genezę sokratejską i można ją znaleźć na przykład w słynnym zdaniu, które Diogenes Laertios przypisuje najbardziej znanemu filozofowi ateńskiemu: „Jest tylko jedno dobro: wiedza i tylko jedno zło: ignorancja” (Żywoty i poglądy słynnych filozofów, II.31). Ale z pewnością nie o to tu chodzi. Sokrates i Epiktet nie mogą uważać, że wiedza jest jedynym dobrem, a tym bardziej, że ignorancja jest jedynym złem.

Słowa przetłumaczone odpowiednio jako „wiedza” i „ignorancja” to w języku greckim “episteme” i “amathia”. “Episteme” to coś więcej niż tylko wiedza, szczególnie wiedza faktyczna. Oznacza zrozumienie. A “amathia” nie znaczy ignorancja: jest bliższa nie-mądrości czyli głupocie, jest przeciwieństwem “sophii” (tak jak filozofia jest jej miłością). Tak więc Sokrates i Epiktet utrzymują, że najlepsze, co można zrobić, to osiągnąć zrozumienie tego, jak działają rzeczy (a tym samym, jak postępować w życiu), podczas gdy najgorsze jest bycie nie-mądrym i wskutek tego angażowanie się w działania, które błędnie uważamy za słuszne.

W przypisywanym Platonowi dialogu Alkibiades I znajdziemy jeszcze lepsze wyjaśnienie tego, co miał na myśli Sokrates, dzięki odwołaniu do określonego kontekstu politycznego. Sokrates rozmawia z przyszłym ateńskim generałem Alkibiadesem, który jest jego przyjacielem, studentem i byłym kochankiem. Alkibiades jest fascynującą postacią (mam zamiar napisać o nim książkę), która odegrała kluczową rolę w fatalnej decyzji Aten o ataku na Syrakuzy podczas wojny na Peloponezie (chociaż, prawdę mówiąc, tuż przed rozpoczęciem wyprawy został pozbawiony możliwości dowodzenia przez kapryśnych współobywateli). Alkibiades uciekł najpierw do Sparty, a następnie do Persji, po czym wrócił do Aten. Został zabity we Frygii przez spartańskich zabójców. Gdy zorientował się, że jest otoczony przez wrogów, rzucił się na nich ze sztyletem w dłoni i po chwili padł trafiony deszczem strzał.

Oto fragment tego wyjątkowo szczerego dialogu między Sokratesem i jego słynnym uczniem:

SOKRATES: Jeśli jednak nie wiesz, co o tym myśleć, czyż z argumentów, które przedstawiliśmy wcześniej, nie wynika jasno, że nie tylko nic nie wiesz o rzeczach najważniejszych, ale nie mając o nich pojęcia, roisz sobie, że je znasz?

ALKIBIADES: Obawiam się, że tak.

SOKRATES:

Niestety zatem Alkibiadesie jesteś w trudnej sytuacji! Wolałbym nie nazywać jej po imieniu, ale jednak, ponieważ jesteśmy sami, pozwól mi to zrobić. Jesteś przywiązany mój miły przyjacielu do głupoty najgorszego rodzaju; jesteś do tego zniewolony przez słowa płynące z twoich własnych ust i wydaje się, że właśnie dlatego zaangażowałeś się w politykę zanim uzyskałeś wykształcenie. I nie jesteś sam w tej nieprzyjemnej sytuacji, ale dzielisz ją z większością tych, którzy zarządzają sprawami naszego miasta, z wyjątkiem może kilku, w tym twojego opiekuna, Peryklesa.

Sokrates mówi swojemu przyjacielowi, że jest niemądry, a nie, że jest ignorantem. Alkibiades był bardzo inteligentnym i dobrze wykształconym człowiekiem, a jednak jego brak mądrości okazał się katastrofalny dla niego osobiście i ogólnie dla Aten. Niezliczona liczba polityków, włącznie z osobami obecnie zajmującymi najwyższe stanowiska polityczne w Stanach Zjednoczonych, krajach europejskich i innych krajach całego świata, cierpi na tę samą chorobę jak Alkibiades, a odpowiedź z naszej strony prawdopodobnie powinna zaczynać się od słowa „Niestety!”

Wracając do stoików: Epiktet, aby przedstawić swój punkt widzenia uczniom, używa interesującego przykładu, – Medei, mitologicznej, tragicznej postaci, bohaterki słynnej sztuki Eurypidesa (i innej, późniejszej, napisanej przez samego Senekę). Jak dobrze wiadomo, Medea pomogła Jazonowi wykraść legendarne Złote Runo, zdradzając przy tym swego ojca i zabijając brata.

Zrobiła to z miłości, a także po to, aby uciec ze swojego „barbarzyńskiego” kraju i osiąść w cywilizowanej Grecji (nie zapominajmy, że sztukę napisał Grek). Jedną z intrygujących cech tego utworu jest to, że można go czytać (i tak był czytany) albo jako opowieść o mizoginii i ksenofobii (Medea to kobieta i barbarzyńca), albo jako proto-feministyczną opowieść o walce kobiety w patriarchalnym społeczeństwie.

Medea zostaje ostatecznie porzucona przez Jazona i w akcie zemsty, desperacji i złości zabija swoje i Jazona dzieci. Eurypides wkłada w usta Medei następujące słowa: „Wiem, na jaką zbrodnię ważę się szkaradną, lecz gniew dziki i zemsta nad myślami władną”.

I znowu: nie mamy tu do czynienia z ignorancją w zwykłym sensie, lecz z amathią. Medea wie, że to, co zaraz zrobi, jest okropne, ale w obecnym stanie umysłu nie może wymyślić lepszego sposobu na pozbycie się nieznośnego bólu. (Nawiasem mówiąc, wersja tragedii przedstawiona przez Senekę jest znacznie bardziej przychylna Medei.)

Oto jak Epiktet komentuje postępowanie Medei:

Wypowiada ona te słowa, ponieważ spełnienie swoich zamysłów, nasycenie swojego gniewu oraz wywarcie zemsty na mężu uważa za rzecz korzystniejszą od zachowania przy życiu swych dzieci. — Tak zapewne, ale ona jest w błędzie. — A właśnie, dowiedź jej tego niezbicie, że znajduje się w błędzie, a nie dopuści się zbrodni. Jak długo jednakże tego jej nie dowiedziesz, czym innym ma ona się powodować niż urojeniem? — Niczym innym. — Czemuż w takim razie gniewem wybuchasz na nią za to, że zbłądziła, nieszczęsna, w rzeczach największej wagi i z człowieka przemieniła się w żmiję? Jeżeli już w ogóle masz doznawać uczuć z tego powodu, to czy nie winieneś raczej litować się nad nią? Jak bowiem mamy litość nad chromymi i ślepymi, tak samo miejmy ją również nad ochromiałymi i oślepłymi, i to na najbardziej królewskich częściach swojej istoty. (Diatryby, I.28)

Tu leży sedno sprawy!

Co jest przyczyną, że coś uznajemy za prawdę? To, iż coś nam się wydaje prawdą. Jeżeli zatem coś nie wydaje się komuś prawdą, jest rzeczą niemożliwą, żeby to uznał za prawdę. Dlaczego? Otóż dlatego, że taka jest natura rozumu, iż lgnie do prawdy, przed fałszem się wzdryga, a w rzeczach niejasnych sąd swój zawiesza. Co jest gwarancją tego twierdzenia? — Spraw, jeśli możesz, żebyś odnosił wrażenie, że teraz jest noc. — Niemożebne — Pozbądź się wrażenia, że teraz jest dzień. — Niemożebne. — Wywołaj w sobie wrażenie albo pozbądź się wrażenia, że liczba gwiazd jest parzysta. — Niemożebne. — Kiedy więc ktoś się na fałsz zgadza, wiedz o tym, że taka zgoda na fałsz nie leżała w jego intencji. Żadna bowiem dusza z własnej woli nie wyzbywa się prawdy — jak mówi Platon. Ale wydało mu się, że fałsz jest prawdą.

(Diatryby I, 28)

Współczesna filozofka Hannah Arendt natrafiła na podobny problem, opisując okrucieństwa nazistowskich Niemiec, po tym jak relacjonowała słynną rozprawę Eichmanna w Jerozolimie dla New Yorkera. Moja przyjaciółka Amy Valladares przetłumaczyła dla mnie z niemieckiego fragment ostatniego wywiadu, którego udzieliła Arendt, gdzie opisała ten problem w terminach przypominających zarówno Sokratesa, jak i Epikteta:

W jego [Eichmanna] głupocie jest coś naprawdę oburzającego [empörend = szokujące, wzbudzające protest]. … Eichmann był wybitnie inteligentny, ale pod pewnym względem naprawdę głupi [Dummheit = głupota, ]. Ta głupota była oburzająca. I to właśnie miałam na myśli, mówiąc o “banalności”.

Inny współczesny filozof, Glenn Hughes, również w kontekście nazistowskich Niemiec, posługuje się podobnym określeniem, mówiąc o „inteligentnej głupocie” (to nie oksymoron!):

Inteligentna głupota nie jest chorobą psychiczną, ale jest jak najbardziej chorobą śmiertelną; niebezpieczną chorobą umysłu, która zagraża życiu. Niebezpieczeństwo to leży nie w niemożności zrozumienia, ale w odmowie zrozumienia, [i] żadne uzdrowienie lub zmiana nie są możliwe ani dzięki racjonalnej argumentacji, ani dzięki pozyskaniu nowych danych i wiedzy, ani dzięki nowym doświadczeniom.

Inteligentna głupota jest „chorobą duszy” i potrzebuje duchowego lekarstwa.

Amathia jest źródłem „inteligentnej głupoty” lub „ignorancji” w sensie sokratejskim, przeciwieństwa sophii, tj. mądrości. „Lekarstwem” jest zatem filozofia. Ale nie filozofia akademicka, w którą angażuje się dziś wielu bystrych ludzi, traktując ją bardziej jako rodzaj intelektualnej gry niż cokolwiek innego. Mówię o prawdziwej, praktycznej filozofii.

Jako pracownik wydziału filozofii często jestem pytany przez studentów i rodziców: po co studiować filozofię? Epiktet miał odpowiedź, która wiąże się z potrzebą unikania amathi, wyleczenia się z naszej duchowej choroby:

I z taką obroną trzeba wystąpić wobec rodziców, którzy nie mogą przeboleć, że ich synowie zajmują się filozofią.

Błądzę ja, oto, ojcze, i nie wiem, ani jakie jest moje przeznaczenie, ani jaka jest moja powinność. A jeśli nie jest mi wolno uczyć się takich mądrości ani innych nauczać, dlaczego mnie winą obarczasz? Jeżeli jednak wolno jest nauczać, naucz mnie, błagam, a jeśli znów nie potrafisz, dozwól, niechaj uczę się u tych, którzy powiadają, że znają się na tym. Bo i co ci się zdaje? Że z dobrej woli w zło wpadam i odstępuję od dobra? (Diatryby, XXVI)

Co zyskujemy, uzdrawiając się z amathi, a ponadto uznając, że ludzie, którzy czynią złe rzeczy, nie są „źli”, ale raczej chorzy? Okazuje się, że niemało rozumiemy, osiągnięcie czego obiecuje Epiktet swoim uczniom, dzięki ćwiczeniom i uwewnętrznieniu przykazań filozofii stoickiej, a zwłaszcza akceptacji tego, że na pewne rzeczy mamy wpływ, ale na inne wpływu nie mamy.

To dlatego te rzeczy, które od nas zależą, z natury są wolne i nie podlegają żadnym zakazom ani przeszkodom, te natomiast, które od nas nie zależą, nie przedstawiają żadnej wartości, spełniają służebną rolę i stanowią cudzą własność. Pamiętaj zatem, że jeśli rzeczy służebne z natury zaczynasz uważać za wolne, a cudze za własne, sam się zaprzęgniesz w niewolę, będziesz rozwodził skargi i żale, doznawał niepokoju, miotał złorzeczenia zarówno na bogów, jak i na ludzi. Jeżeli jednak to tylko, co twoje, uważać będziesz za swoją własność, i przeciwnie — to, co jest cudzą własnością — za przynależne, jak jest w rzeczywistości, do kogoś innego, wtedy nikt nigdy nie będzie na ciebie wywierał przymusu, nikt nie będzie sprawiał ci przeszkód, ani ty sam nie będziesz nikomu złorzeczył, nikogo oskarżał, niczego zgoła czynił wbrew swojej woli, nikt nie wyrządzi ci krzywdy, w nikim nie będziesz miał wroga, bo też i niczego nie doznasz, co by rzeczywiście szkodliwe było dla ciebie.

(Encheiridion I.1, tłum. Leon Joachimowicz)

Właśnie dlatego filozofia stoicka zachęca do wybaczania zarówno innym, jak i sobie. Stoik rozumie, że każdy, kto nie jest mędrcem (a nie jest nim prawie nikt), cierpi na różny stopień amathi. Wszyscy jesteśmy częściowo ślepi i ułomni. Za wszelką cenę powstrzymajmy Medee tego świata od zabijania niewinnych dzieci, a co ważniejsze, wielu Alkibiadesów, którzy mają moc wpływania na życie milionów, od wyrządzania szkód. Pamiętajmy jednak również, że są to ludzie chorzy duchowo. Potrzebują pomocy i zasługują na naszą litość.

Przełożyła Halina Postek








Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"