[ Strona główna ]

RACJE

numer 5

Styczeń 2021


Peter Singer

BÓG I CIERPIENIE




Konserwatywny komentator Dinesh D’Sousa jest człowiekiem misji. Jego powołaniem jest debatowanie z ateistami na temat istnienia Boga. Dyskutował już chyba ze wszystkimi sławami: Danielem Dennettem, Christopherem Hitchensem i Michaelem Shermerem. Jakiś czas temu przyjąłem jego zaproszenie do debaty na Uniwersytecie Biola. Nazwa “Biola” jest skrótem od “Bible Institute of Los Angeles” (Instytut Biblijny w LA), co wskazuje na orientację światopoglądową większości słuchaczy na widowni.

Swoje stanowisko w debacie przedstawiłem krótko i jasno. Powiedziałem, że choć nie możemy definitywnie odrzucić istnienia każdego możliwego bóstwa, możemy mieć pewność, że Stwórca nie jest - jak wierzą chrześcijanie - jednocześnie wszechmogący, wszechwiedzący i bezgranicznie dobry. Dowody na rzecz tej tezy spotykamy codziennie. W świecie, w którym żyjemy, jest mnóstwo bólu i cierpienia. Gdyby Bóg był wszechwiedzący, wiedziałby, ile go jest; a gdyby był wszechmogący i nieskończenie dobry, mógłby stworzyć świat wolny od bólu i cierpienia.

Chrześcijanie odpowiadają na to, że Bóg obdarzył nas wolną wolą, a zatem nie odpowiada za zło, które czynimy sobie wzajemnie. Takie wyjaśnienie nie bierze jednak pod uwagę cierpienia tych, którzy toną w powodziach, płoną żywcem w pożarach lasów albo umierają z pragnienia podczas suszy.

Inni chrześcijanie usprawiedliwiają te cierpienia, twierdząc, że wszyscy ludzie są grzesznikami, a zatem zasługują na swój los, nawet jeżeli jest okrutny. Ale cierpienie dotyka również niemowląt, a małe dzieci umierają w klęskach żywiołowych razem z dorosłymi. Czy one również zasłużyły sobie na śmierć w płomieniach i inne cierpienia?!

Zgodnie z mitologicznym przekazem ludzkość wywodzi się od Adama i Ewy, i po nich dziedziczy tak zwany grzech pierworodny. Nasi mityczni prarodzice mieli zgrzeszyć, przeciwstawiając się bogu i jego zakazowi zerwania oraz spożycia owocu z drzewa „wiadomości dobrego i złego”.

To wyjątkowo i po trzykroć odrażająca przypowieść. Po pierwsze wynika z niej, że wiedza, a w szczególności znajomość dobra i zła, jest godna potępienia i zasługuje na karę śmierci; po drugie sugeruje, że najcięższym ze wszystkich grzechów jest nieposłuszeństwo wobec Boga, a po trzecie uznaje, że dzieci dziedziczą grzechy po swoich przodkach i powinny być karane za ich uczynki.

Zważmy jednak, że ludzie nie są jedynymi ofiarami powodzi, pożarów lub suszy. Zwierzęta również giną w klęskach żywiołowych, a skoro nie pochodzą od Adama i Ewy, to nie dziedziczą grzechu pierworodnego! Dlaczego więc cierpią?!

Dawniej, gdy mit o grzechu pierworodnym był traktowany poważniej niż dzisiaj, cierpienie zwierząt stanowiło szczególnie trudne wyzwanie dla bardziej wyrafinowanych etycznie chrześcijan. Francuski filozof z XVII wieku Rene Descartes rozwiązał ten problem kategorycznym stwierdzeniem, że zwierzęta nie czują cierpienia, bo są tylko sprytnymi maszynami, nie powinniśmy zatem traktować ich lamentów jako oznak bólu, tak jak nie uważamy, by dzwonek budzika dowodził jego samoświadomości. Czy jednak wywody francuskiego filozofa mogą trafić do przekonania komukolwiek, kto ma lub miał kota czy psa? 1

Co ciekawe, D’Souza, choć ma bogate doświadczenie z debat z ateistami, nie znalazł dobrej odpowiedzi na te zarzuty. Najpierw stwierdził, że człowiek po śmierci może liczyć na życie wieczne w niebie, więc krótkotrwałe cierpienie na Ziemi nie ma wielkiego znaczenia. To jednak wciąż nie tłumaczy, dlaczego wszechmogący i miłosierny Bóg na to cierpienie pozwala. Z perspektywy wieczności może nie jest to problem wielkiej wagi, ale to wciąż ogrom cierpienia, a świat byłby lepszy bez tego bólu albo przynajmniej bez jego wielkiej części. (Niektórzy twierdzą, że potrzebujemy trochę cierpienia, żeby doceniać szczęście. Być może? Jednak na pewno nie potrzebujemy go aż tak dużo).

Następnie D’Souza tłumaczył, że skoro Bóg dał nam życie, to nie mamy prawa się skarżyć, iż nie jest ono idealne. Tezę tę zilustrował przykładem kogoś, kto urodził się bez nogi lub ręki. Jeżeli życie jest darem, to nie powinniśmy się czuć pokrzywdzeni, że dostaliśmy mniej niż oczekiwaliśmy. A przecież społeczeństwo potępia matki, które krzywdzą swoje dzieci, pijąc alkohol lub zażywając narkotyki podczas ciąży. Gdyby przyjąć punkt widzenia mojego polemisty, nie powinno być nic złego w tym, co te matki robią; przecież dały życie dziecku, a jeżeli dziecko urodzi się kaleką, no to cóż, niech się cieszy tym co ma?

Ostatecznie D'Souza się poddał, tak zresztą jak wielu innych chrześcijan przypartych do muru stwierdzeniem, że nie powinniśmy się starać zrozumieć przyczyn, dla których Bóg stworzył świat takim, jakim jest. Sięgnął przy tym po klasyczny przykład mrówki, która nie może zrozumieć decyzji człowieka – tak samo ograniczona jest inteligencja człowieka w porównaniu z nieskończoną mądrością Boga. (Ten sam argument w bardziej poetyckiej wersji pojawia się w księdze Hioba.) A przecież, akceptując ten tok myślenia, całkowicie wyrzekamy się zaufania do rozumu, również wtedy, gdy ktoś używa go do wykazania, że Bóg istnieje.

Co więcej, stwierdzenie że nasza inteligencja jest niczym w porównaniu z Boską, z góry rozstrzyga nasz spór o to, czy nieskończenie mądry, dobry i wszechmocny Bóg istnieje lub może istnieć. Tymczasem wszystko, co widzimy i czego doświadczamy zmysłami wskazuje, że świat nie został stworzony przez Boga. Jeśli jednak upieramy się, że jest dziełem jakiegoś Boga, to z całą pewnością nie może to być Bóg chrześcijan: wszechmocny, wszechwiedzący i nieskończenie dobry; jest albo okrutny albo nieudolny.

Tłumaczył Andrzej Dominiczak



1. Redaktor „Racji” postanowił się upewnić, czy odpowiedź na to retoryczne pytanie Singera, jest rzeczywiście tak oczywista, jak należałoby się spodziewać. W tym celu poprosił o komentarz trzy właścicielki/opiekunki łącznie pięciu psów i jednego kota. A oto ich odpowiedzi:

Dr hab. Joanna Hańderek, filozofka (mieszka z psem i kotem).

Delikatnie wbite w dłoń pazurki: „nie zostawiaj mnie”; mrucznie: „kocham cię”; taniec między nogami, ufnie przytulone ciało: „wierzę w ciebie”. Koty, tak jak psy, mają swój język. Wiedzą, że człowiek to istota nieświadoma i prosta w doznaniach, dlatego tylko do niego miauczą lub szczekają. Tak naprawdę jednak mówią i myślą o wiele więcej niż nam się wydaje. To nasza zamknięta głowa, nasze niedostosowanie do ich języka kradnie nam ich osobowość. Kto jednak ma psa lub kota, dobrze wie, że Kartezjusz był wyjątkowo zakutym łbem, do którego nic nie trafiało ze świata, który cały czas do nas mówi.

Redaktorka Ewa Jaworska (mieszka z dwoma psami).

Wybitne umysły też podlegają iluzjom i popełniają błędy poznawcze. Warto przypomnieć tytuł książki profesora neurobiologii Antonia Damasio "Błąd Kartezjusza", której autor na wiele sposobów analizuje i podważa dominujący w naszej kulturze dualizm, czyli ostry podział na rozum i uczucia, umysł i ciało. Opiekunowie psów lub kotów pozostający ze swoimi pupilami w stałym i nieobojętnym kontakcie wiedzieli pewnie od zawsze coś, czego nie potrafiły przyjąć najtęższe umysły epoki, jak Kartezjusz. (Przeczytaj cały komentarz!)

Dr Magdalena Gawin, filozofka (mieszka z dwoma psami).

Opinię Singera należałoby doprecyzować. Nie tyle każdy, kto „ma lub miał kota lub psa”, ale każdy, kto zbudował z nimi więź. Ludzie wszak są zdolni do „dehumanizowania” innych ludzi, co czynili lub czynią, wykorzystując przy tym również język nauki. Można zatem założyć, że są także zdolni do odmawiania zwierzętom jakiejkolwiek podmiotowości. ( Przeczytaj cały komentarz! )





Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"