RACJE Numer 16 Styczeń 2025
Franz Josef Wetz WIELKI SEN
Trzeba przyznać, że śmierci nie wypieramy dziś już z takim zapałem jak w minionych czasach. Ale jest to tylko część prawdy. Bo nawet jeśli kostucha bywa częstym tematem naszych rozmów, to większość ludzi nadal zachowuje się tak, jakby ich życie miało trwać wiecznie. Śmierć zdaje się być nieszczęściem, które w pierwszej kolejności dotyka innych. Ta niepewność co do godziny własnej śmierci prowadzi nas na manowce iluzji ziemskiej nieśmiertelności. Bo umrzeć w dalekiej, nieokreślonej przyszłości zdaje się znaczy tyle co nie umrzeć nigdy. Dodatkowym czynnikiem wzmacniającym wypieranie własnego końca jest tak powszechne dziś wmawianie sobie, że boimy się jedynie umierania a nie śmierci. Zadziwiająco wielu ludzi twierdzi, że bardziej niż samej śmierci boją się poprzedzającej ją starości. Osoby religijne zasadniczo nie różnią się tu od niewierzących. Nawet jeśli taka postawa może wydawać się zupełnie zrozumiała, to istnieje szereg przesłanek, które wydają się jej zaprzeczać. Kiedy po usłyszeniu niepomyślnej diagnozy pojawia się rozpaczliwe pytanie "Dlaczego ja?", lęk przed śmiercią nagle przestaje być czymś abstrakcyjnym. Najsilniejszą i najbardziej wymowną oznaką tego głęboko zakorzenionego w nas strachu jest nabożne przekonanie o życiu wiecznym i zmartwychwstaniu ciał. Ale ludzie religijni, dla których śmierć ma być trampoliną do lepszego świata, w sytuacji śmiertelnego zagrożenia odczuwają strach przed śmiercią w stopniu równie przytłaczającym jak każdy przeciętny śmiertelnik. Humanistyczna lekkomyślność Humaniści, naturaliści i ateiści wyjątkowo ochoczo negują jakikolwiek lęk przed śmiercią, przekonując, że nie ma ku temu żadnych powodów. Przy pomocy racjonalnych metod starają się wykazać, że śmierć jest naturalnym elementem życia i że lęk przed nią jest bezpodstawny. Celem takiej demaskacji jest nie tylko ukojenie własnych lęków, jej tło ma również charakter ideologiczny. Dopóki bowiem ludzie boją się śmierci – argumentują zatroskani naturaliści – istnieje duże niebezpieczeństwo, że będą nabierać się na religijne obietnice nieśmiertelności. W podobnym duchu niektórzy humaniści propagują oświecony rygoryzm, który w autonomii jednostki widzi najwyższą, niekwestionowaną wartoś . Doświadczenie niemocy i bezradności w obliczu śmierci uderza w te osoby z tym większą siłą, im większy kładą nacisk na samodzielne kształtowanie własnego życia. Ten model nie przewiduje stanu załamania w konfrontacji ze śmiercią, dlatego kwestia ludzkiej śmiertelności musi zostać tu zbagatelizowana. Przy szczegółowym oglądzie humanistyczna wizja, sprowadzająca problem śmierci do poziomu codzienności, zdaje się mieć podobne znamiona wypierania jak wiara w życie wieczne. To oczywiste, że człowiek zmęczony życiem – jeśli jeszcze nie zbrzydło mu ono zupełnie – będzie odczuwał ulgę na myśl o spokojnej starości. Często ludzie pod koniec życiowej wędrówki są tak wyjałowieni i pozbawieni wszelkiej energii, że mogą nie mieć już na nic ochoty i śmierć nie jest im straszna – jak w kantacie Bacha Już wystarczy. Ale ktoś przywiązany do życia raczej nigdy nie pogodzi się z nadciągającym końcem. Człowiek nie jest w stanie tak po prostu odhaczyć własnego istnienia. Śmierć zawsze będzie dla nas czymś potwornym, a powrót do nicości wyzwaniem ponad ludzkie siły. Źródła lęku przed śmiercią Ludzie o refleksyjnym usposobieniu obawiają się śmierci jak jakiejś tajemniczej, mrocznej siły, wyobrażenie własnego niebytu wydaje im się po prostu niemożliwe. Poza tym wielu śmierć kojarzy się z napawającą smutkiem utratą bliskich osób; lęk przed śmiercią to także – i przede wszystkim – ból rozstania. A jednak strach przed śmiercią ma też swój głębszy sens. Z biologicznego punktu widzenia wnosi istotny wkład w przetrwanie człowieka, każe nam bowiem przedkładać ostrożność nad ryzyko i w ten sposób chroni nas przed niebezpieczeństwami. Człowiek z natury, niejako automatycznie, poświęca całą swoją energię na zachowanie życia. Strach przed śmiercią jest jedną z tych emocji istot żywych, które podtrzymują w nich wolę przetrwania. Dopóki więc tli się w nas życie, tak długo jego kontynuację będziemy odczuwać jako coś absolutnie oczywistego, śmierć zaś zawsze będzie aktem przemocy, zwykłym skandalem, największą stratą. Apteczka ostatniej pomocy W starożytności przez niemal całe tysiąclecie istniała żywa „literatura pocieszenia” o charakterze filozoficznym, która z czasem została wyparta przez budujące na duchu pisma chrześcijańskie. Cyceron, Epikur czy Lukrecjusz – wszyscy oni starali się wykazać egzystencjalną nieszkodliwość śmierci za pomocą szeregu błyskotliwych refleksji, wychodząc przy tym z założenia, że wszystkie ponure afekty związane z umieraniem i śmiercią wynikają jedynie z błędnych przekonań, łatwych do obalenia racjonalnymi argumentami. Od niepamiętnych czasów dużą popularnością cieszy się na przykład tzw. argument symetrii. Liczni uczeni przyrównują czas przed narodzeniem człowieka do wieczności po jego śmierci. Skoro niebyt przed narodzinami nie stanowi dla nas większego problemu, to nie powinien dręczyć nas także stan po śmierci, wszak jest on tylko jego lustrzanym odbiciem. Jeszcze bardziej popularny niż ta osobliwa teza jest fantastyczny pogląd Epikura, który zwraca uwagę, że to co dobre, i to co złe, opiera się na ludzkich doznaniach, a że śmierć jest końcem wszystkich doznań, nie należy się nią za bardzo przejmować. Parafrazując bohatera powieści Georga Büchnera Woyzeck: Nie można już więcej marznąć, gdy raz się zamarzło. Niestety, sprawa nie jest jednak tak prosta. Początek i koniec, narodziny i śmierć nie są ani wymienne, ani symetryczne. Różnicę wyznacza toczące się pomiędzy nimi życie. Nawet jeśli zdobylibyśmy się na obojętność wobec niebytu po śmierci, to w tej chwili chcemy cieszyć się perspektywą jutra. Problemem nie jest więc wyobrażenie jakiejś abstrakcyjnej przyszłej nicości, rzekomo podobnej do prenatalnej pustki, ale perspektywa zanurzenia się w niej, przejścia w ten stan z realnego życia. Instynkt samozachowawczy i lęk przed tą ostateczną granicą nadają pośmiertnej nicości wagę egzystencjalną, której nie sposób przypisać pustce sprzed narodzin. Dlatego nawet zdumiewająca wnikliwość Epikura nie może całkowicie ukoić naszego atawistycznego lęku przed niebytem. Śmierć pozostanie dla nas egzystencjalną klęską, odbiera nam przecież życie, które – dopóki starcza nam sił – chcielibyśmy jednak kontynuować. Kosmiczna pokora To filozoficzne pocieszanie mogłoby przynieść zamierzony skutek jedynie wtedy, gdyby było oparte na głębokiej woli życia porównywalnej jakościowo z przekazem takiego rozumowania. Sama świadomość tych mądrości to za mało, potrzeba by jeszcze wyrażającej je życiowej postawy. Ludzkie istnienie poddane jest różnego rodzaju ograniczeniom. Spojrzenie na Ziemię z perspektywy odległych galaktyk uświadamia nam, jak drobnym okruchem materii jest ta niebieska planeta i jak niewyobrażalnie krótki jest czas naszej kosmicznej podróży. Z pozycji kosmosu jesteśmy pozbawionym znaczenia pyłkiem, nic od nas nie zależy. Ten odczarowany obraz człowieka z jednej strony napełnia nas pokorą, z drugiej jednak też upokarza. Ale może również przyczynić się w sposób istotny do obniżenia naszego lęku przed śmiercią. Świadomość bycia ulotnym punkcikiem w niezmierzonych czeluściach kosmosu uczy nas bowiem dystansu do siebie i bardziej trzeźwej oceny własnego bytu. Pogodzenie się ze znikomością własnego życia może być pomocne w akceptacji tego, co nieuniknione. W ten sposób racjonalne argumenty na rzecz przezwyciężenia strachu przed śmiercią mogą rozwinąć swoją pocieszającą moc. Nie oznacza to jednak, że taka pogłębiona świadomość własnej ulotności miałaby pozbawić nas woli życia, przeciwnie – nie powinniśmy w żadnym wypadku rezygnować z podsycania w sobie życiowej energii, jeśli nadal zależy nam na kształtowaniu własnego losu. Dopóki jednak żyjemy, strach przed śmiercią pozostanie wiernym towarzyszem naszej podróży. Dlatego też trudno powiedzieć, czy intensywne zastanawianie się nad kwestią śmierci rzeczywiście ułatwi nam kiedyś umieranie. Z reguły wszystko, do czego się przyzwyczajamy – z poczuciem szczęścia włącznie – z czasem traci swój emocjonalny ładunek. Dlaczego więc to, co w przypadku szczęścia uznajemy za stratę, miałoby być wartościowe dla świadomości własnej przemijalności? Przykłady życiorysów Simone de Beauvoir, Susan Sontag, Eliasa Canettiego i Hansa Blumenberga pokazują, że pogodzenie się z wizją własnej śmiertelności nie zawsze jest w stanie uwolnić nas od piętna tej smutnej prawdy. Wszystkim im trudno było wybaczyć życiu tę nieubłaganą wędrówkę ku śmierci – i to właśnie dlatego, że mieli oni świadomości kierunku tej podróży. Musimy zatem dążyć do stanu równowagi między racjonalną rezygnacją z niepotrzebnych iluzji a odważnym stawianiem czoła życiowym wyzwaniom. Kto nie znajdzie tego balansu, poddając się poczuciu niemocy wobec kosmicznej nieskończoności, z czasem utraci wolę życia; ten zaś, kto ze strachu przed śmiercią kurczowo będzie trzymał się życia, nigdy nie zazna spokoju. W poszukiwaniu sposobu na osiągnięcie tej błogiej równowagi między afirmacją życia a rezygnacją wobec wizji nicości każdy, niestety, jest sam. Prof. Franz Josef Wetz – ur. 1958, niemiecki filozof. Zajmuje się filozofią kulturową i etyką w kontekście pytań o wpływ nauk przyrodniczych na rozumienie natury świata i człowieka w wymiarze egzystencjalnym, ideologicznym, społecznym, etycznym i prawnym. Wykłada w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Schwäbisch Gmünd. Autor licznych prac naukowych i pozycji popularnonaukowych, m.in. Sztuka Rezygnacji; Iluzja godności; Ciało ludzkie jako plac budowy; Ekscesy; Śmierć bez Boga. W Polsce ukazała się jego książka „Zrozumieć zdradę” (Stapis, Katowice 2024) Artykuł ukazał się w czasopiśmie „Charaktery”, listopad 2021r. Tłumaczył: Andrzej Lipiński
|