RACJE O DEMOKRACJI
Theresa Schouwink w rozmowie z Susan Neiman Coś z nami jest nie tak! Jak "przebudzona" lewica poparła Trumpa
Wielu demokratów uważało, że należy prowadzić kampanię wyborczą zgodnie z interesami plemiennymi”. Co dla USA oznacza druga kadencja Donalda Trumpa? Dla filozofki Susan Neiman jest jasne, że styl polityczny Trumpa spełnia kryteria faszyzmu, a zagrożenie, jakie z sobą niesie, jest dziś większe niż kiedykolwiek wcześniej. Neiman uważa, że lewica jest częściowo winna jego ponownemu zwycięstwu w wyborach. Theresa Schouwink: W środę 6 listopada 2024 r. dość wcześnie stało się jasne: Donald Trump wygrał wybory. W swoim przemówieniu zapowiedział „złoty wiek” dla USA. Jaka była Pani reakcja, kiedy zobaczyła Pani wyniki wyborów? Nadal jestem w szoku i nie mogę w to uwierzyć. Prawdopodobnie znajduję się teraz w pierwszej z „pięciu faz żałoby”. Niektórzy zagraniczni komentatorzy mówią teraz: „W 2016 roku świat też się nie skończył”. Pomijają oni jednak fakt, że od tamtego czasu wiele się zmieniło. Po pierwsze, Sąd Najwyższy jest teraz w pełni po stronie Trumpa, już w lipcu przyznał mu immunitet chroniący go przed odpowiedzialnością za wszelkie czyny przestępcze. W swoim krytycznym komentarzu do tej decyzji liberalna sędzia, Sonia Sotomayor, stwierdziła, że, zgodnie z tym orzeczeniem, Trump mógłby teraz nawet zastrzelić kogoś z opozycji i nie zostanie za to pociągnięty do odpowiedzialności, jeśli stwierdzi, że zrobił to w ramach pełnienia swojej funkcji jako prezydent. To jest przerażające, jest to po prostu „pozycja Führera”. W 2016 roku można było jeszcze liczyć na siłę mechanizmów kontroli i równowagi (Checks and Balances) i mieć nadzieję, że Trump nie będzie w stanie przejąć pełnej kontroli politycznej. Teraz wygląda na to, że jednak może to zrobić: republikanie mają większość w Senacie, jak będzie w Izbie Reprezentantów, na razie jeszcze nie wiemy. TS: Co jeszcze się zmieniło? W 2016 roku można było jeszcze pomyśleć, że wybór Trumpa na prezydenta był jakimś „wariackim pomysłem”, nikt nie wiedział dokładnie, kto to jest. Ale w tej kampanii wyborczej – i to jest najgorsze – widzieliśmy już dokładnie, z kim mamy do czynienia. Wiele osób w amerykańskich mediach utyskiwało na zniedołężnienie Bidena, ale cóż to była za słabość w porównaniu z tym, co akceptujemy teraz u Trumpa? Na jednym ze spotkań w ratuszu miejskim, gdzie Trump – jako kandydat na prezydenta – miał odpowiadać na pytania obywateli, po 30 minutach stwierdził, że „właściwie nie ma już na to ochoty, woli lepiej posłuchać muzyki”. Następnie wstał i zaczął tańczyć, jeśli można tak powiedzieć. W tej kampanii było nie tylko wiele elementów karygodnych i niegodziwych, ale także masa bezsensownych bzdur. I jeszcze jedno: dwaj generałowie z grona jego najbliższych współpracowników z ostatniej kadencji publicznie oświadczyli, że Trump jest czystym faszystą, uzasadniając to odniesieniem się do definicji faszyzmu. Kiedy Kamala Harris w jednym z wywiadów odpowiedziała twierdząco na pytanie, czy Trump jest faszystą, nie było to zwykłym odwetem za jego wcześniejsze zniewagi pod jej adresem, ale także rzetelnie uzasadnionym stwierdzeniem faktu. Owych generałów, którzy byli gotowi służyć mu w pierwszej kadencji – mówiło się wówczas, że w domu muszą też być dorośli, by ktoś miał nad nim kontrolę – dziś już tam nie ma. Teraz Trump wybierze sobie nowych pracowników według stopnia ich lojalności. „Projekt 2025” przewiduje zwolnienie wszystkich wyższych urzędników państwowych w USA i zastąpienie ich zwolennikami Trumpa. Widzieliśmy już, jak radzi sobie z ludźmi, którzy się mu sprzeciwiają: zasugerował, że jeden z tych generałów, którzy nazwali go faszystą, Mark Milley, powinien zostać stracony. Nawiasem mówiąc, Milley był nie tylko generałem, ale także przewodniczącym Kolegium Połączonych Szefów Sztabów – najwyższego organu władzy wykonawczej w amerykańskich siłach zbrojnych. To trzy powody, dla których szok jest dziś znacznie większy niż w 2016 roku. TS: O nazwaniu Trumpa faszystą szeroko się dyskutowało. Czy w tym przypadku uważa Pani to określenie za uzasadnione? Absolutnie. Kiedy rozdział między władzą sądowniczą a wykonawczą zostaje zniesiony, a prezydent może robić, co mu się jawnie podoba, jednocześnie wielokrotnie głosząc, że chce, by jego oponenci trafili do więzienia lub zginęli – jakże inaczej nazywać taką postawę? TS: Jako kontrargument przytacza się fakt, że Trump nie był do tej pory zbyt wojowniczy, co byłoby typowe dla faszysty. Nie do końca się z tym zgadzam, Trump jest bowiem całkowicie nieprzewidywalny. Chciał zaatakować Koreę Północną bronią jądrową, ale powstrzymali go przed tym jego współpracownicy, po czym otrzymał pochlebny list od Kim Dzong Una i zmienił zdanie. Zupełnie nieprzewidywalny jest także jego stosunek wobec Iranu. To nie tylko moja opinia. Podobnie widzi to były doradca o spraw bezpieczeństwa narodowego John Bolton, za którym – prawdę mówiąc – nie przepadam. Bolton, który pracował kiedyś dla Busha i Trumpa, twierdzi, że „ten człowiek nie ma żadnej koncepcji polityki zagranicznej ani żadnej wizji polityki bezpieczeństwa; nie ma również sprecyzowanych celów, do których mógłby systematycznie dążyć. Trump troszczy się tylko o własny interes”. TS: Powraca zatem pytanie, dlaczego Trump został wybrany. Ostro krytykuje Pani ruch tak zwanego przebudzenia (wokeness) w środowisku obecnej lewicy – czy widzi Pan w tym jedną z przyczyn wyborczego sukcesu Tumpa? Jak najbardziej. Z tym że Kamala Harris na szczęście w ogóle nie prowadziła kampanii w duchu ideologii „przebudzonych” (woke). Fakt, że jest czarną kobietą, nie odgrywał w jej narracji wyborczej żadnej roli – i to było dobre. Problem w tym, że tematyka „przebudzenia” wciąż wisi w powietrzu, a Trump w końcu zdołał przeciągnąć na swoją stronę wielu wyborców, między innymi przypominając w jednym ze spotów reklamowych, że Harris pięć lat wcześniej opowiadała się za prawem przeprowadzania operacji transpłciowych również dla więźniów. Spot Trumpa kończy się słowami: „Kamala opowiada się za nimi. Ja opowiadam się za wami”. To było strategicznie bardzo sprytne. Mimo że kampania Harris nie przebiegała w duchu ideologii „przebudzonych”, wielu demokratów było zdania, że powinno się ją prowadzić w zgodzie z interesami plemiennymi. Uważali, że jeśli weźmie się pod uwagę interesy takich grup jak kobiety, osoby czarnoskóre czy Latynosi, to stworzy się koalicję, która może wygrać. Teraz widać wyraźnie, że to nie działa – Trump wygrał z każdą z tych grup „plemiennych”. Wielu komentatorów twierdziło, że kobiety w Ameryce nie pozwolą Trumpowi wygrać. Ja zawsze podchodziłam do tej tezy sceptycznie. TS: Jak teraz powinni zareagować demokraci? Muszą bardziej słuchać Berniego Sandersa i Alexandrii Ocasio-Cortez. Polityka symboli, którą rozumiano dotąd jako „lewicową”, odstraszyła wielu wyborców. Stany Zjednoczone są w sytuacji, której nie da się pojąć w socjaldemokratycznej Europie. W USA nie ma elementarnego zrozumienia dla systemu praw i zabezpieczeń socjalnych, takich jak powszechne ubezpieczenie zdrowotne, prawo do zwolnienia chorobowego, urlop wychowawczy czy zasiłek na dzieci. Myślę, że te wybory były wyrazem gniewu wielu Amerykanów, którzy zauważają, że naprawdę coś jest z ich życiem nie tak, nie potrafią jednak znaleźć na to systemowego wytłumaczenia. Demokraci też nie chcą im dać takiego wyjaśnienia, wtedy bowiem musieliby otwarcie przyjrzeć się roli kapitalizmu. Jedyną osobą, która to robi, jest Bernie Sanders. To, co mówi, jest dosyć proste, ale to cała prawda. Dopóki nie zajmiemy się tym problemami na poważnie, demokraci będą nadal przegrywać. Tłum. Andrzej Lipiński Wywiad z Susan Neiman dla niemieckiego miesięcznika „Magazyn Filozoficzny” przeprowadziła Theresa Schouwink. 11 listopada 2024 r.
Susan Neiman jest dyrektorką Forum Einsteina w Poczdamie. Wcześniej była profesorką filozofii na Uniwersytecie Yale i na Uniwersytecie w Tel Awiwie. Jej praca „Thinking Evil. Inna historia filozofii” (Suhrkamp, 2004) została przetłumaczona na wiele języków. Inne publikacje: „Lewica to nie to samo, co woke” (Hanser Berlin, 2023), „Moralna klarowność. Przewodnik dla dorosłych idealistów” (Hamburger Edition, 2010).
|