Jan Woleński

WARTOŚCI: MIĘDZY FILOZOFIĄ A DOŚWIADCZENIEM POTOCZNYM




W 9 tomie najnowszej encyklopedii filozoficznej (The Routledge Encyclopedia of Philosophy, pod red. E. Craiga, Londyn 1998) mamy kilka haseł poświęconych wartościom. Dokładnie trzy: “Sądy wartościujące w naukach społecznych”, “Wartość, jej status ontologiczny”, i “Wartości”. Oczywiście jest i wiele innych haseł, w których wartości są omawiane, np. gdy traktuje się o rozmaitych stanowiskach w etyce. Ogólne są jednak tylko trzy. Pierwsze ma charakter raczej szczegółowy, drugie rozważa kwestie bardziej ogólną, ale wciąż jeszcze specjalną, dopiero trzecie zajmuje się po prostu wartościami jako takimi. Najdłuższe jest pierwsze, najkrótsze ostatnie. Dla porównania sięgnąłem do bardzo uczonego, chociaż dzisiaj już zapomnianego Słownika pojęć filozoficznych Rudolfa Eislera (wyd. z 1930 r.) Hasło Wert (wartość) jest pokaźne, liczy sobie 24 strony, tj. 22 strony więcej niż tekst o wartościach w encyklopedii pod red. Craiga. Czyżby nastąpiła tak wielka “degeneracja” zainteresowania wartościami? Nic podobnego. Haslo w słowniku Eislera jest długie, bo zabiera wielce erudycyjny przegląd tego, co rozmaici filozofowie mieli do powiedzenia o wartościach, od Arystotelesa do II polowy lat dwudziestych naszego kończącego się już stulecia. Filozofowie mieli do powiedzenia bardzo dużo Obszerny przegląd dokonany przez Eislera jest, co zresztą nie stanowi zaskoczenia, niekompletny, np. pomija sofistów i Platona, by ograniczyć się tylko do początków Cóż znajduje się u Eislera poza informacjami historycznym? Dokładnie jedna (nawet niecała) strona rozważań o charakterze systematycznym. W istocie rzeczy, jej treść zawiera niewiele więcej niż takie oto sformułowanie: “Uznajemy jakąś cechę lub rzecz za wartość, gdy liczymy się z nią przy podejmowaniu decyzji. Inaczej mówiąc, bierzemy ja pod uwagę, kiedy staramy się wpłynąć na czyjś wybór lub kierować się własnymi decyzjami. Ludzie, którzy uważają wartości za “subiektywne”, myślą o nich w kategoriach osobistego stanowiska, które zajmuje się w wyniku swego rodzaju wyboru i które nie podlega racjonalnej dyskusji (choć, o dziwo, często zasługuje na cześć i szacunek). Ludzie, którzy uważają wartości za obiektywne, przypuszczają, że możemy kierować naszymi wyborami i korygować decyzje z jakiegoś niezależnego punktu widzenia, powołują się na wymagania rozumu, naturę ludzka, Boga lub inny autorytet.” (S. Blacburn, Oxfordzki słownik filozoficzny, Warszawa 1998, s 424/ 425). I to wszystko, w liczbie stron mniej np. niż znajduje się w haśle “Warunek konieczny/wystarczajacy” lub “Warunki prawdziwościowe”. Jeśli przyjmiemy, ze hasła w encyklopediach i słownikach filozoficznych przedstawiają jakąś wiedze, to musimy dojść do smutnego wniosku, ze o wartościach nie wiemy zbyt wiele, przynajmniej w ramach filozofii. Roman Ingarden napisał kiedyś artykuł “Czego nie wiemy o wartościach”, a liczy on sobie 45 stron (wedle wydania w R. Ingarden, Przeżycie, dzieło, wartość, Kraków 1966). To, czego nie wiemy o wartościach daje się wedle Ingardena usystematyzować wedle następujących pytań: (1) jak klasyfikować wartości?; (2) jaką wartości maja strukturę?; (3) czy wartości istnieją, a jeśli tak, to w jaki sposób?; (4) czy istnieje hierarchia wartości, a jeśli tak, to jakie ma podstawy?; (5) czy istnieją wartości “autonomiczne” [cudzysłów Ingardena - J. W.]?; (6) jak to jest z tak zwana “obiektywnością” wartości [cudzysłów Ingardena - J. W.]? Nie będę się spierał czy owe sześć pytań wyczerpuje to wszystko, czego nie wiemy o wartościach. To, co one przedstawiają i tak przedstawia pokaźne kwantum niewiedzy. Zwróćmy przy tym uwagę, ze w tekstach Blackburna i Ingardena znajdujemy interesujący zabieg stylistyczny, mianowicie cudzysłowy, gdy mowa o subiektywności (Blacburn pewnie zapomniał napisać “ludzie, którzy uważają wartości za “obiektywne”, uważają [...]”), autonomii czy (u Ingardena) obiektywności Skoro użyto cudzysłowów przy tych kluczowych kategoriach, to znaczy, ze autorzy sami nie byli pewni, czy odnośne słowa maja jakieś legalne znaczenie, gdy są wykorzystywane w aksjologii.

“No i co z tego wszystkiego?” - gotów ktoś zapytać Przecież spór w filozofii jest czymś notorycznym, w gruncie rzeczy stanowi on sposób istnienia filozofii. Filozofowie spierali się zawsze i wszędzie, i o wszystko. O naturę świata i poznania w planie najogólniejszym, a także masę spraw szczegółowych, np. definicje prawdy, przyczynowości, celu i t.p. Dlaczego w aksjologii, tj. filozoficznej teorii wartości miałoby być inaczej? To, ze o wartościach nie wiemy wielu rzeczy dowodzi tyle tylko, ze aksjologia pozostaje w takiej samej sytuacji jak inne dziedziny filozofii. Nic tedy dziwnego, ze obiektywiści spierają się z subiektywistami, relatywiści z absolutystami, naturaliści z antynaturalistami, kognitywiści z emotywistami, utylitaryści ze zwolennikami istnienia wartości wewnętrznych, konsekwencjonalisci z deontologami, zwolennicy pierwotności wartości z obrońcami pierwszeństwa powinności, heteronomisci z autonomistami, obrońcy etyki niezależnej od religii z proponentami poglądu, ze tylko wiara religijna zapewnia wartościom należne im miejsce i t. d. Nikt przy tym nie przeczy, ze wartości są czymś nadzwyczajnie ważnym

Nie zaprzeczam rzecz jasna temu, ze spory aksjologiczne wskazują jakoś na filozoficzny charakter teorii wartości, aczkolwiek mógłbym zauważyć, ze owych aksjologicznych sporów ogólnych jest jednak chyba więcej niż w reszcie filozofii. Filozoficzne zaangażowanie aksjologii ujawnia się i w tym, ze wiele sporów na temat wartości ma swe źródła w ontologii (np. kontrowersja o istnienie wartości) lub epistemologii (np. kontrowersja o poznania wartości). A te, które takowych wyraźnych źródeł filozoficznych nie posiadają, wykazują jawne aspekty ogólnofilozoficzne, np. spór naturalistów i antynaturalistów w aksjologii nie da się oderwać od analogicznego sporu w ontologii i epistemologii. Sam nie mam po- myslu na rozwiązanie rozlicznych kontrowersji aksjologicznych. Nie jest to zresztą dziedzina filozofii, w której pracuje na co dzien. Nie będę wiec zawracał głowy czytelnikowi swoimi sympatiami, bo nie mogę ich należycie udokumentować, nawet wedle liberalnych kryteriów uzasadniania filozoficznych przekonań

Zatytułowałem ten szkic “Wartości: miedzy filozofia a doświadczeniem potocznym”. Nie ma on znaczyć, ze wartości leżą gdzieś, na jakiejś ziemi niczyjej, pomiędzy filozofią a życiem potocznym. Pragnę wskazać na pewną, moim zdaniem ważną, osobliwość aksjologii wobec innych dziedzin filozofii. Spory w ontologii czy epistemologii zbytnio nie interesują przeciętnego człowieka, a przede wszystkim na ogół nie wpływają na jego życie codzienne. Gdy usłyszy o empiryzmie, natywizmie, aposterioryzmie czy aprioryzmie, może uprzejmie przyznać, ze wysiłek filozoficzny wkładany w dyskutowanie tych kwestii jest poważny i godzien szacunku, ale jako ów “człowiek z ulicy” nie ma żadnego interesu w przejmowaniu się rzeczonymi rozterkami filozofów A oni nie proponują mu innej postawy, czasami jedynie wymagają, by tego i owego nauczył się w związku z egzaminem z filozofii. Podobnie jest w ontologii. Ludzie wierzą w Boga lub nie, i z tego punktu widzenia są np. materialistami lub idealistami, ale na ogół, o ile nie są filozofami, nawet nie wiedza, ze wyznając religie rozwiązują podstawowy problem filozoficzny. A gdy są karceni za grzechy, nawracani na taka lub inna religie lub, przeciwnie, namawiani na agnostycyzm to z rzadka z racji ontologicznych, a bardziej innych, np. właśnie moralnych. Krotko mówiąc: światopogląd potoczny jest daleki od ontologii lub epistemologii, co najwyżej może być interpretowany w kategoriach pochodzących z tych dziedzin filozofii; jest to przy tym czynione przez profesjonalnych filozofów, a nie przez zwykłych ludzi.

Spory aksjologiczne maja inny stosunek do doświadczenia po- tocznego niż kontrowersje w ontologii i epistemologii. Nie jest to żadne odkrycie, boć przecież od Arystotelesa to, co dzisiaj nazywamy aksjologią, mieściło się w ramach filozofii praktycznej, a wiec tyczącej się postępowania ludzkiego. A ma ono swe gorące konteksty, z powodów oczywistych i nie trzeba się nad tym szeroko rozwodzić Wcale nie jest tak, ze spory aksjologiczne musza z konieczności wpływać na codzienny tok spraw ludzkich. Jeśli mogę ujawnić w tym miejscu jakiś swój pogląd na sprawy aksjologiczne, dokładniej mówiąc moralne, to jest on taki. Opowiadam się za stanowiskiem, ze ludzie obok wzroku, słuchu i innych sprawności warunkujących tzw. doświadczenie, posiadają tez zmysł moralny w rozumieniu Dawida Hume’a i Adama Smitha. Owa sprawność, zawodna, jak każda inna dająca poznanie empiryczne, jest podstawą przeświadczeń etycznych, współkształtowanych przez kulturę. Każdy ma tedy pewna wiedze etyczna, dana nie raz na zawsze, ale zmieniającą się w pewnych granicach, a w innych nie, bardziej stabilna w wielu dojrzałym, niż w młodości Niech to wystarczy jako punkt wyjścia, bez wdawania się w dyskusje czy prowadzi on w kierunku subiektywizmu, obiektywizmu, czy jakiegokolwiek innego aksjologicznego “izmu”. Gdyby człowieka potocznego pozostawiono w spokoju, to spory aksjologiczne pewnie obchodziłyby go równie mało jak te z wyżyn ontologii czy epistemologii. Tak jednak nie jest, zwykli ludzie są ciągle niepokojeni przez rozmaite siły, a dok- ładniej ich przedstawicieli, którzy mienią się, w dobrej wierze lub nie, ale to nie ma większego znaczenia, dysponentami aksjologicznych uniwersaliów i konieczności Co więcej zmiana tego stanu rzeczy jest faktycznie niemożliwa Byłoby tedy utopią nawoływanie do utworzenia świata wolnego od presji aksjologicznej. Taka jest bowiem natura spraw praktycznych, ze wymagają one podejmowania decyzji ważących na interesach jednostek i zbiorowości. Odwoływanie się do wartości jest w tych przypadkach tyleż nieuniknione, co niezbędne A nie da się tego czynić bez perswazji, ze jedne wartości są święte, a inne nie, jedne uniwersalne, a inne partykularne, jedne nasze, a inne obce i t. d. Może za tym stać religia, może polityka oparta na przesłankach bezwyznaniowych, może jakiś amalgamat jednego i drugiego. Wszelako zawsze cos stoi, co przebiera spór polityczny, ekonomiczny, narodowościowy czy klasowy w kontrowersje aksjologiczna. O wartości, powtórzmy raz jeszcze, chrzczone jako święte, uniwersalne, prawdziwe, poznawalne przyrodzonym rozumem lub jakoś inaczej, np. specjalną intuicja, dane przez prawo natury lub ustanowione wedle pewnej umowy, i t.d. W gruncie rzeczy, jest to wielka mistyfikacja korzystająca z filozoficznego kostiumu, ale taka od której nie ma ucieczki. Jedyne co można zrobić, to ostrzegać przed następstwami (zbytniego?) wikłania światopoglądu codziennego w abstrakcyjne spory Tadeusz Kotarbiński mawiał, ze nigdy nie poważył się wykładać etyki (zwłaszcza normatywnej) z katedry uniwersyteckiej, bo zbyt to wazka sprawa, by popierać taki czy inny system moralny powagą profesora uniwersytetu głoszącego coś ex cathedra. Ale nie unikał jednak publicystyki moralnej, w której propagował małą aksjologie, pewne minimum przyzwoitości, które można uzasadnić elementarnym zmysłem moralnym. I w tym przypadku nie jest do końca jasne, czy mamy pewność, co do zakresu owego minimum. Przynajmniej jednak wiedzmy, ze głosimy raczej mniej, niż więcej Na ogół jednak dzieje się inaczej: dominują piastuni wielkiej aksjologii przekonujący masy do swych wartości jako “jedynych”, tj. lepszych od każdych innych. Gdy wygrywają urządzają społeczeństwa zamknięte. Być może, tak nie musi być, ale jest. To wystarczy, by śladem Człowieka zbuntowanego Alberta Camusa żywic nieufność do aksjologów działających w kostiumie polityków lub reformatorowi, rozwiązujących odwieczne spory filozoficzne mocą dogmatu religijnego lub dekretu prawnego. Groźne to przypadki. Ironia losu polega na tym, ze przefarbowany aksjolog, by użyć celnej myśli St. J. Leca, zachowuje się wedle zasady “kto ma wartości ciągle w gębie, ma je również i w pobliskim nosie”. Byłoby dobrze, gdyby spory o wartości pozostawiono filozofom zawodowym. Ale i zbyt pięknie.






Towarzystwo Humanistyczne
Humanist Assciation