[ Strona główna ]

RACJE

numer 5

Luty - 2021


Joanna Hańderek

WIEDZA I WŁADZA

O mądrości i niemądrości w polityce


Wchodzący do biblioteki w Efezie mijali strzegące wejścia cztery posągi, cztery metafory, cztery wskazania: Mądrość (Sofia), Cnotę (Areté), Myśl (Ennoia) i Wiedzę (Episteme). Biblioteka Celsusa kryje w swoich podziemiach nie tylko zwoje dokumentów politycznych i prawnych, traktatów filozoficznych i rozważań myślicieli; nie tylko teksty naukowe, ale również nagrobki; pełniąc rolę swoistego mauzoleum. Tak właśnie Biblioteka Celsusa stała się metaforą pewnej drogi, o której często zapominamy, gdy stroszymy intelektualne piórka, pnąc się po kolejnych szczeblach kariery naukowej.

Nauka jest drogą, tylko drogą. Wedle Arystotelesa filozofia, a więc umiłowanie mądrości i imperatyw jej poszukiwania, wzięły się ze zdziwienia światem. I o tym zdziwieniu nie wolno zapominać. Gdy Sokrates powtarzał, że wie,że nic nie wie, wcale nas nie kokietował, a ostrzegał. Im więcej wiemy, tym bardziej nie stajemy się mądrzejsi, mamy tylko głowę napakowaną danymi. Dobra pamięć i wiadomości nie dają nam jeszcze mądrości, jeszcze nic się nie wie.

Od czasów Francisa Bacona, kiedy to po raz pierwszy angielski filozof zasugerował, iż warto mierzyć ludzką inteligencję i oceniać pod tym kątem człowieka, uwierzyliśmy, że naszą rozumność można zmierzyć i wedle IQ oceniać ludzkie myślenie. Na filozoficzne wątpliwości, obawy, że wiem, że nic nie wiem, we współczesnym świecie nie ma miejsca, gdy zaczął liczyć się rozwój IQ i zaliczanie kolejnych testów. Dla Franciszka Bacona wiedza była narzędziem umożliwiającym poznanie świata i zapanowanie nad rzeczywistością, która nas otacza i nam zagraża. Od czasu XVII-wiecznego przewrotu metodologicznego (nie można tu zapomnieć o Kartezjuszu) nauka ruszyła drogą zdobywców. Filozofia tylko z nazwy stała się umiłowaniem mądrości, tworząc coraz więcej narracji o poznaniu, a nie o samej mądrości. Współcześnie zapominamy, że tego jak myślimy nie da się zmierzyć. Nie dostrzegamy, że nie wszystkie wyniki naszego myślenia mają charakter możliwy do skategoryzowania i obliczenia. IQ to frazes, który rządzi.

Gdy wrócimy do myśli antyku, uderza nas jedno: drzwi do poznania wedle Parmenidesa otwiera cnota sprawiedliwości, dla Sokratesa poznanie staje się moralnością, w świecie Platona idea prawdy łączy się z pięknem i dobrem, w świecie stoików rozwój cywilizacji, człowieka, nauki to rozwój moralności. Epikur w swoim ogrodzie nauczał, że filozofia ma pokazać jak żyć. Nowożytne odklejenie od cnoty, dobra od prawdy równocześnie zmieniło samo poszukiwanie wiedzy. Wraz z oddzieleniem prawdy od piękna i dobra pojawiło się założenie, że poszukiwanie wiedzy ma przełożyć się na konkretne efekty naszych możliwości zmieniania świata i kontrolowania siebie samych. Wiem, że nic nie wiem zostało zastąpione przez wiem, jak mam postępować, by dotrzeć do celu lub osiągnąć swoje cele. Może najlepiej wyjaśnili to Max Horkheimer i Teodor Adorno w rozważaniach o zasadzie wydajności, jakiej całe nasze życie, łącznie ze sztuką myślenia, zostało podporządkowane. Ma być wydajnie i skutecznie. Wiedza to tylko obliczenia przynoszące korzyści.

W tej zmianie paradygmatu myślenia kryje się niebezpieczeństwo cynizmu. Michael Foucault bardzo dobrze to ujął, wskazując na politykę. Kto ma wiedzę, ten ma władzę, ponieważ wiedza stała się techniką zarządzania i socjotechniką kulturowej manipulacji. Wraz z zapomnieniem, że do wiedzy prowadzi droga tuż obok cnoty i myśli, przestaliśmy zwracać uwagę na mądrość.

Tymczasem wiedza to tylko początek. To zbiór informacji na dany temat, poszerzany przez nas systematycznie, uzupełniany o kolejne dane. Człowiek ze swoją ograniczoną pamięcią i rozumem może opanować tylko pewien obszar nauki, przyswoić zaledwie jej część. To jednak ciągle nie jest mądrość. Tytuły naukowe potwierdzają tylko kompetencje w pewnym zakresie posiadanych informacji, więcej jednak mówią o feudalizacji życia naukowca niż o jego mądrości. Współczesny uniwersytet to korporacja, w której należy wypracować jak najwięcej efektów pracy naukowej i uzyskać potwierdzenie w tytułach zawodowych, jak i naukowych. Zatem grzecznie się pniemy po szczebelkach, wierząc, że na tym polega sens naszej pracy. Co gorsza, poza światem korponauki nie jest lepiej. Inni też patrzą na zdobywanie wiedzy jak na pole walki z rzeczywistością. Krok dalej na ścieżce poznania równa się kolejnej rozbrojonej tajemnicy, kolejnemu zwycięstwu nad materią rzeczywistości. Mądrość w tym systemie nie ma swojego miejsca. Filozofia, jak pozostałe nauki, stała się korpokracją.

Gdy wrócić raz jeszcze do biblioteki w Efezie cztery posągi skrywają tajemnicę podstawową. Dopiero wiedza i głęboki namysł prowadzące do mądrości i etyczności mogą nas zbliżać do prawdy. Korpokracja współczesnej nauki stała się narzędziem władzy, gdzie wszyscy wpisani w jeden schemat podążamy w kierunku kolejnych sukcesów i osiągnięć naukowych. Tymczasem w nauce i w filozoficznym myśleniu chodzi o coś zupełnie innego. To samotność, droga, myślenie, poszukiwanie, błądzenie, zwodzenie, manowce, zagubienie, zwątpienie, niepewność, żal, niepokój, przerażenie, że można było inaczej, że właśnie się kogoś skrzywdziło, jeszcze raz niepewność, jeszcze więcej niepokoju. Tymczasem droga do mądrości to pytania odsłaniające kolejne pytania, widzenie coraz więcej i szerzej, gdzie wyłania się zupełnie inny świat.

Zagubiony na krańcach rzeczywistości Anre Naess pół życia zajmował się filozofią analityczną, by na koniec wszystko rzucić. Niepokój, świadomość, że coś jest nie tak, przeskok. Naess nie mówił swoim uczniom jak jest; kazał im to przeżyć, zrozumieć i znaleźć swoją odpowiedź. Głęboka ekologia, jaką stworzył nie jest nauką o agresji, chociaż obnaża przemoc człowieka wobec natury. Pisał bardzo dużo, ale nie da się jego pism sparametryzować. Poszukiwał i znalazł pustkę naszych myśli, jałowość efektów, do których dążymy. Świat umiera na naszych oczach, a my uganiamy się za jeszcze większym posiadaniem, sukcesem, możliwościami. Nauka przestaje być nauką, gdy sankcjonuje obecny stan rzeczy. Dlatego Naess wolał, byśmy zrozumieli niż wiedzieli.

Zaufaliśmy nowożytnej naukowości, co doprowadziło nas do przyjęcia kartezjańskiego widzenia przyrody jako maszyny, przestrzeni bez świadomości i emocji. Woleliśmy czyste sądy, podążając drogą wyznaczoną przez Leibniza czy Kanta, szukając pewności naukowej dla każdej racjonalnej istoty we wszechświecie, zapominając równocześnie, że mądrość wymaga jeszcze czegoś: doświadczenia egzystencji. Starożytni o tym wiedzieli, dlatego to właśnie cnota sprawiedliwości otwiera drzwi do poznania w poemacie Parmenidesa, dlatego dobra i piękna nie da się oderwać od prawdy. Gdy człowiek rozerwał ze sobą te wartości zadowolony, że wreszcie zrobił porządek i może uprawiać samą naukę, wkroczył na drogę zagłady.

To właśnie tę drogę zniszczenia pokazują Adorno i Horkheimer, gdy piszą o Odyseuszu, oświeceniu i zasadzie wydajności. Dla tych dwóch krytyków współczesności komory gazowe w obozach koncentracyjnych zaczęły działać, ponieważ naukowcy, jak i ludzie pracujący przy eksterminacji, nie mieli oporu, by połączyć wiedzę z morderstwem. Doktor Mengele nie przyjmował zarzutów, jakie na niego spadły, tak samo jak pozostali nazistowscy lekarze, powtarzając, że dla nauki trzeba poświęceń. Tak samo zresztą działali kolonialiści. Linia produkcyjna – technologiczny przewrót XX wieku – pozwoliła, by uruchomiono na masową skalę produkcję samochodów (fabryka Forda była i innowacyjna, i pionierska), tak jak wcześniej, rzeźnie i w następnej kolejności obozy koncentracyjne. Wszystko z tą samą wzorcową precyzją, naukowym dopracowaniem i podparte teoriami. Osiągnięcie cywilizacyjne: miliony kurczaków i świń z podciętymi krtaniami wiszące w dół głową i jadących w stronę wyparzacza, krok po kroku, realizacja marzenia o wydajności. Ani kawałek zwierzęcia nie zostanie zmarnowany. Tak samo jak w obozie koncentracyjnym, gdzie będzie można wykorzystać każdy skrawek więźnia, od eksperymentu medycznego, po socjotechnikę utylizacji życia ludzkiego w komorach gazowych. Dla Horkheimera i Adorno struktura myślenia sankcjonująca nieludzkie traktowanie istot żyjących zaczęła się wtedy, kiedy ludzie uwierzyli, że wiedza jest najważniejsza i wszystko można poświęcić dla nauki. Życie drugiego człowieka, jego prawa i jego tajemnica nie są istotne.

Tak rozumiana wiedza staje się władzą. To bolesna świadomość Foucaulta, który w całej swojej twórczości pokazuje nam, jak wiedza przeistacza się we władanie nad każdym i wszystkim, o kim i o czym posiądziemy wiedzę. Wiedza-władza nie jest mądrością, a socjotechniką i zarządzaniem, sprytną manipulacją pozwalającą przekonać tłumy, za kim należy podążać. Wszystkie idee są na sprzedaż w tym supermarkecie zarządzania. Współczesna władza korzysta z tego garściami, problem jednak w tym, że tak jak władza ma wiedzę, jak podporządkowywać innych, tak samo obywatelki i obywatele mają świadomość tego procederu zawłaszczania i uprzedmiotowienia. Dlatego dochodzimy do ściany. Policja naprzeciwko protestujących. Władza Łukaszenki to gaz, broń i pałki, to więzienia pełne tortur i gwałtu. Władza Putina to ten sam przemysł zastraszania. Nic się w zasadzie nie zmienia; przejmowanie mediów, policji, sądownictwa, edukacji, pranie mózgów, zastraszanie opornych, katowanie opozycji, rozprzestrzenianie dezinformacji. Wszystko odbywa się za każdym razem tak samo, tylko w niektórych przypadkach ubrane jest w szaty demokracji, co próbował zrobić Trump w ostatnim akordzie, podgrzewając tłum, by szalał - to samo robi obecna władza w Polsce.

Tylko, że dzisiaj wiemy już nieco więcej. Doświadczenia dysydentów, opozycji, ludzi świadomych dwudziestego wieku to rzeczywistość całych pokoleń walczących z faszyzmem, komunizmem, dyktaturą i zakłamaniem. Do tego dochodzi sprzeciw obywatelski, do jakiego namawiała H. Arend, konieczność zachowania czujności, o jakiej pisał G. Bohme (trzeba rządzącym patrzeć na ręce i wymagać od nich praworządności), przestroga przed byciem jednowymiarowym, jakiej udzielił nam H. Marcuse, czy barykada, jaką budował od lat N. Chomsky – to wszystko nie trafia w próżnię. Dlatego współcześni dyktatorzy muszą przywiązywać większą wagę do socjotechniki, a ta może opierać się na konieczności przywrócenia godności narodowej, tak jak w USA Trump wygrał na polityce stwarzania na powrót Wielkiej Ameryki lub na obietnicy zerwania ze wstydem i powstania z kolan. Współczesna socjotechnika „władzy i wiedzy” może też odwoływać się do rzekomo naukowych narracji, wytwarzając panikę przed obcym, moralną degradację polegającą na uznaniu nienawiści za słuszną przez wzniecanie poczucia zagrożenia i agresji. W ten sposób Inny staje w roli kozła ofiarnego, którego zabicie, przepędzenie lub wypędzenie staje się instrumentem zjednoczenia narodu dookoła jednej śmiertelnej wizji.

Władza potrzebuje dobrej socjotechniki, zarządzania i modelowania. Europejskie mocarstwa kolonialne rozwijały się, czerpiąc z ówczesnej antropologii i początków eugeniki, którą później przejęły reżimy XX stulecia. Założenie, że Inni są gorsi, naukowe eksplikacje generujące wiedzę o rasach i ich hierarchii niezwykle się przysłużyły do działań politycznych i społecznego modelowania ludzkich relacji. Wraz z buntem kontrkultury lat 60 i 70 XX wieku stało się jasne, że reżim potrzebuje bardziej wyrafinowanych narzędzi, że nie wystarcza już ludziom opowiadać, kto jest lepszy a kto gorszy. Dlatego współczesne reżimy sięgają po retorykę moralności, piętnując niegodne, niewłaściwe, czy też grzeszne zachowania i tworząc wizję tego, co jest dobre, w ten sposób ożywiając fanatyczny kult czy to religijny, czy to wodza (co zresztą wychodzi na jedno, za boga zawsze można podstawić watażkę). Koniec z polityką wstydu - jak to ujęli politycy PiS w walce z demokracją, kojarzącą im się z negocjacjami i dialogiem, co zawstydza wszystkich marzących o władzy absolutnej - jest równocześnie początkiem państwa manipulującego dobrem i złem. Dobry jest Kościół katolicki i jego normy, a złe są gender, feminizm, ekologia, ateizm i świeckość. Dobre jest to, co narodowe, złe to, co zagraniczne; dobre jest to, co służy NAM, a złe, co służy IM. Jasny świat aksjologicznych wyznaczników okazuje się bardzo skuteczny, przy nim mogą usnąć wszyscy ci, którzy wcześniej walczyli o wolność i demokrację. Przecież demokracja ciągle jest, ma się dobrze, zwłaszcza tam, gdzie naczelną wartością jest dobro. Nieprawdaż? Putin przecież walczy o dobro swojego narodu przez zagrożeniem zgnilizną homopropagandy. Pałowanie opozycji demonstrującej na ulicach jest koniecznością, by nie dopuścić do głosu gorszących światopoglądów. Pussy Riot czy Femen to chamskie baby wulgarnie epatujące swoją seksualnością, a walczyć trzeba o skromność. Tak samo niczym nieskrępowane aborcjonistki atakujące porządek społeczny chęcią mordowania nienarodzonych dzieci w Polsce. Trybunał Konstytucyjny orzekł zgodnie z duchem boskich przykazań, mówiąc o godności życia i jego świętości. Doktryna katolicka została przeniesiona do prawa stanowionego. Dlatego policja wywożąca protestujących poza miasta, przetrzymująca w areszcie bez żadnego tłumaczenia i bez kontaktu z rodziną lub adwokatami i adwokatkami działa słusznie. To ratowanie porządku społecznego. Chodzi o wartości. Prawda?

Najpierw rewolucja nowożytnych myślicieli odkleiła prawdę od dobra, wskazując na autonomię rozumu, współcześnie to dobro zostało oddzielone od prawdy i politycy wskazali na zło poza wszelką racjonalną krytyką, poza wszelkimi naukowymi faktami. Raz jeszcze, tylko w nowej konfiguracji, okazuje się, że takie oddzielenie nikomu nie służy. Sama nauka bez moralności staje się niebezpieczna i eskaluje do skali holokaustu. Sama moralność bez nauki jest równie niebezpieczna, bo przenosi nas na poziom walki inkwizycyjnej, gdzie przywódcy narodu, niczym święci mężowie oznajmiają, co jest dobre, a co złe. Widać to było bardzo wyraźnie przy sprawie Margot. Media rządowe uporczywie podawały jej męskie personalia, tak samo jak politycy PiS, pomijając prawa człowieka, jak i samą naukę pokazującą złożoność płciowości człowieka i na biologicznym, i na kulturowym poziomie. Chór obrońców moralności cały czas widział w niej mężczyznę obrażającego ich poczucie przyzwoitości. Nie sam gest protestu Margot, w którym zerwała napisy oklejające furgonetkę propagandową, oburzył przeciwników. Tak naprawdę oburzyła ich ona sama, jawnie transpłciowa, jawnie upominająca się o miejsce w społeczeństwie, jawnie walcząca o to, by być sobą. Wcześniej to Anna Grodzka stała pod pręgierzem, nikt nie chciał nawet słuchać jej argumentów, nie wspominając o pomysłach politycznych. Zakwalifikowana jako dziwadło została zlinczowana przez władzę szukającą jasnych podziałów na dobro i zło. W ten sposób fanatyzm zbliżył się do gnostycyzmu: istnieje tylko jasność albo ciemność, duchowość albo cielesność, MY albo ONI, moralność albo zepsucie. Etyka oddzielona od nauki staje się ślepą ideologią walki z Innym, Wykluczonym, Obcym.

Mądrość (Sofia), Cnota (Areté), Myśl (Ennoia) i Wiedza (Episteme) strzegą drogi do nas samych. Możemy albo iść na skróty i uznać, że skoro już tyle wiemy, to mamy prawo orzekać o sprawach istotnych, albo możemy oddzielać od siebie te cztery boginie, kłócąc się, że każda z nich reprezentuje coś innego. Budowniczowie biblioteki w Efezie wiedzieli, że nie da się ich oddzielić. Jeżeli prawda nie wiąże się z próbą zrozumienia, czym jest moralność; jeżeli wiedza nie staje się punktem wyjścia do uzyskania mądrości grozi nam świat dzisiejszej socjotechniki i władzy-wiedzy, w której manipulacja zastępuje zdrowy rozsądek, dyskusja ustępuje na rzecz awantury, a poszukiwania badawcze zostają zastąpione pogonią za karierą akademicką. Władza-wiedza wykorzystuje naszą naiwność i potrzebę szybkich rozwiązań. Łatwiej jest zamknąć się w teoriach i twierdzić, że to już wszystko, że człowiek już taki jest. Łatwo jest uznać, że istnieje jedno, niezmienne, boskie dobro i człowiek niespełniający jego standardów jest niebezpieczny. Tylko potem mamy złamane życie wszystkich, którzy przeczuwają, że jest inaczej, że nie jest tak jasno-pewnie, że władza-wiedza się myli. Mądrość wymaga zawieszenia sądów, dystansowania się do siebie i wiedzy, jaką się posiada, mądrość oznacza rozumienie, które nie jest zamknięciem w ciasnocie jednego poglądu czy jednej ideologii, a przyznaje rację i możliwości wielu rozwiązaniom. Mądrość słucha człowieka niezależnie od tego, kim jest, skąd pochodzi, jaką ma płeć i ile ma lat. Czasami dziecko wie lepiej, dziewczynka z transparentem nawołującym do ochrony klimatu może więcej rozumieć i widzieć więcej niż niejeden człowiek zajmujący się nauką.

Mądrość łączy w sobie zarówno wiedzę, doświadczenie, jak i etykę, ale pozostaje cały czas poszukiwaniem - tutaj nie ma zamkniętych modeli, a jest otwarta droga. Dlatego może czasami trzeba - jak Naess – wycofać się, by zobaczyć więcej, pomilczeć z człowiekiem, niż zagadać go teoriami. Może dlatego czasami trzeba wyjść na ulicę.

Gdy piszę te słowa, Polki i Polacy, Rosjanie i Rosjanki, Białorusinki i Białorusini protestują. Ruchy feministyczne zwalczane są przez radykalizujące się ruchy antykobiece. Protesty wolnościowe, tak samo jak w obronie praw człowieka, znajdują przeciwników nie tylko po stronie rządowej, ale i kościelnej lub w rosnących w siłę ugrupowaniach nacjonalistycznych. Łamanie praw człowieka, torturowanie kobiet skazanych na rodzenie chorych dzieci, prześladowanie środowisk LGBT, czy wypieranie z życia społecznego ważnych problemów, jak ekologia i kryzys klimatyczny to nasza rzeczywistość. Wiedza-władza wie lepiej i pozostaje ślepa, moralność fanatyczna jest ściśle tradycyjna i katolicka. Fanatyczne myślenie ma się dobrze, a fanatycy rządzą, podjudzając jednych przeciwko drugim. Może zatem już czas, by na sprawy popatrzeć zupełnie inaczej i poszukać rozwiązania w mądrości, co oznacza przede wszystkim rezygnację z języka pewności i nienawiści do wszystkiego, co inne i obce. Może warto zrezygnować z uproszczeń? Nie wszystko jest po prostu dobre albo złe, jasne lub ciemne, prawe lub lewe, męskie lub kobiece, cywilizowane albo dzikie; może warto przyjrzeć się światu uważniej, nie tylko z tej dualistycznej perspektywy?

Matka Gaja umiera. Podpaliliśmy świat naszym ślepym dążeniem do rozwoju i do lepszej, bardziej skutecznej gospodarki, a teraz, w płomieniach, walczymy ze sobą, zamiast gasić pożar. Wczorajsze światełko do nieba wypuszczone w geście solidarności przez Wielką Orkiestrę Owsiaka nie jest wystarczające. To tylko akcja, dobra akcja, ale potrzebujemy wielkiego ruchu społecznego, który wyjdzie poza binarność podziałów i wulgarną politykę sprowadzoną do wojny ideologicznej. Może czas zmienić stosunek do siebie nawzajem, do nauki, mądrości, moralności i systemu, w jakim budujemy nasz świat? Może czas zacząć współpracować? Ale do tego potrzebne są mądrość i rozumienie, a nie dyskurs wiedzy-władzy.





Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"