[ Strona główna ]

RACJE

Numer 8

Marzec 2022


Bohdan Chwedeńczuk

UWAGI O WOLNOŚCI I ODPOWIEDZIALNOŚCI


Rzecz ta jest o żywiołach, dionizyjskim i apollińskim, o wolności i odpowiedzialności. Rządzą one społeczeństwami, a nawzajem się temperują. Rzecz w tym, że zależności tej nie można puścić na żywioł. Ograniczają go uzgodnione i strzeżone przemocą reguły wiązania wolności z odpowiedzialnością, czyli konstytucje. Polska natomiast traci konstytucję od jesieni 2015 roku, a na jej miejsca wchodzi przemoc i okupuje: kryzysy społeczne, życie obywatelskie, informację publiczną, pamięć zbiorową, oświatę.

* * *

Zajmę się najpierw pojęciami wolności i odpowiedzialności, żeby bowiem odpowiedzialnie rozprawiać o wolności i odpowiedzialności, trzeba poruszać się swobodnie po zawiłym terenie ludzkich myśli, to zaś wymaga rozumienia słów „wolność" i „odpowiedzialność". Będę opisywał schemat pojęcia wolności oraz schemat pojęcia odpowiedzialności. Zajmę się też rzeczywistością, jej stanami warunkującymi te pojęcia. A na koniec zbliżę się do życia, gdzie spotkamy ucieleśnione odpowiedzialność i wolność, a tym samym antagonizm między wolnością a odpowiedzialnością.

Wszystko prawie, z czym tu występuję, wymyślili inni; ode mnie pochodzi ład tych uwag, sposób ich wysłowienia oraz ton uczuciowy. Nie jest to więc tekst oryginalny, ale nosi, jak rzeczy, które robimy, indywidualne piętno. Niejeden będzie rozczarowany, bo nie dowie się, czym jest wolność, a tylko, jaki jest jej schemat. I niejeden oburzony – gdy przeczyta, że odpowiedzialność jest wrogiem wolności.

Pojęcia. O wolności mówi się częściej i głośniej niż o odpowiedzialności. Wolność jest na wielu sztandarach i na wielu ustach. W imię wolności ludzie często się zabijają, w związku z odpowiedzialnością - rzadziej. O wolności mówią podniośle i wieloznacznie, o odpowiedzialności zwyczajniej i jaśniej. Gdy tracą wolność, doznają cierpień, gdy spada z nich odpowiedzialność - uczucia ulgi.

Przyjmuję, że istnieje postać właściwa wypowiedzi o wolności, a wygląda następująco: „Ta a ta osoba (lub osoby) jest wolna (lub nie jest wolna) od takiego a takiego przymusu, tak że może czynić to a to (lub nie czynić tego a tego)"1. Być wolnym to być kimś, kto nie doznaje przymusu, a to umożliwia mu jakieś działanie. „Kiedy mówimy o wolności jakiegoś podmiotu lub podmiotów, chodzi nam zawsze o wolność od pewnego wymogu lub ograniczenia, od cudzej ingerencji lub przeszkody, która nie pozwala czegoś robić, czegoś nie robić, stać się kimś lub kimś się nie stać"2. Widać więc, że ów schemat, stanowiący postać właściwą wypowiedzi o wolności, zaleca mówić o niej jako o czymś, co przysługuje indywiduom, a polega na tym, że nikt nie wtrąca się do ich działań, to zaś pozwala im sobą powodować. Przyjmuję ten schemat, zobowiązuje on bowiem do mówienia o wolności w sposób wyznaczony przez podstawowe znaczenie słowa „wolność" - podstawowe, bo wszystkie inne jego znaczenia nawiązują do tego znaczenia, ono zaś jest od dawna rozpowszechnione3, a kieruje ku czemuś namacalnemu. Wolność w tym sensie to dostępne w doświadczeniu położenie ludzi.

Przedyskutujmy nasze określenie wolności. Nie przesądza ono, po pierwsze, że istnieją ludzie wolni, to trzeba ustalić w doświadczeniu. Moje doświadczenie wskazuje, że istnieją, piszę bowiem w tej chwili, nic mi w tym nie przeszkadza, ja zaś chcę pisać. Mówiąc ogólnie, ilekroć ktoś coś robi, albo on, albo ktoś inny może być wolny: jest zaś wolny on sam, gdy nikt mu nie przeszkadza, bądź wolny jest ten, kto go zmusza, by robił to, co robi, a jeśli ten drugi też działa pod przymusem, wolny jest ostateczny mocodawca, nie wywierałby bowiem przymusu, gdyby nie miał pod tym względem wolnej ręki. Innymi słowy, łańcuch przymusu nie sięga nieskończoności; przerywa go ogniwo swobodnej inicjacji. Prawdy tej nie przesądza jednak nasze określenie wolności. Przeciwnie, trzeba ją wprowadzić, jeśli określenie to ma być użyteczne. Po założeniu bowiem, że przymus jest zawsze obecny i nic z nim nie konkuruje w przyczynowym otoczeniu działania, nasz schemat wypowiedzi o wolności niczego nie organizuje, traci więc sens. A przecież nagminnie stosujemy go od pokoleń, co skłania do przypuszczenia, że ów zwyczaj językowy jest wymuszony – przez świat. Docieramy tu przy sposobności do miejsca, jednego z wielu, gdzie trudno coś zarzucić wnioskowaniu, które wiedzie od języka do świata4.

Nasze określenie, po drugie, nie zna wolności bezwzględnej. Wolność jest wolnością od jakiegoś przymusu, którego nieobecność pozwala na działanie5. Nasze określenie wolności jest więc operacyjne, wiąże wolność z warunkami działania; jest też realistyczne, uwzględnia bowiem mozaikowość oraz stopniowalność wolności. Pole moich działań to mozaika, tu wolność, ówdzie niewola, a rozkładem pól mozaiki rządzą nie tylko wymuszenia, lecz też transakcje – przystaję na działania pod przymusem, by uwolnić inne działania. Trudno też o działania jednobarwne: wśród fajerwerków wolności czyhają na każde działanie złowrogie pasma przemocy.

Nasze określenie wolności jest, po trzecie, antropocentryczne, słowo „wolność” odnosimy bowiem wyłącznie do związków między ludźmi, „a jedynym pogwałceniem wolności jest przymus stosowany przez ludzi"6. Wolność to sprawa między nami, nic do niej pozaludzkiej przyrodzie7. Wobec ustroju świata jesteśmy równi, wprowadzanie go do pojęcia wolności nie wnosi więc żadnej różnicy między nami8. Z ustrojem świata wiąże się ponadto utrapiony filozoficzny problem determinizmu i wolnej woli, włączenie więc pozaludzkiej przyrody do naszego pojęcia grozi zaciemnieniem go, aż do granic użyteczności.

Pojęcie wolności, za którym się opowiadam, jest więc odczarowane: empiryczne, bo doświadczenie informuje, kto jest wolny, a kto zniewolony; relatywne, bo wolnym czy niewolnym nie jest się w ogóle, lecz zawsze ze względu na coś; ludzkie, bo wolność i niewolność pochodzi od ludzi, nie zaś od wspólnej wszystkim przyrody. Innymi słowy, wolność to ludzki wynalazek, jak uprawa winorośli czy geometria.

Podobnie z pojęciem odpowiedzialności - opowiadam się za jego empirycznym, relatywnym i antropocentrycznym sensem. Wskażę go przez kolejne przybliżenia.

Zacznijmy od tego sensu słowa „odpowiedzialność", którego sednem jest sprawstwo. W sensie (a) jestem za coś odpowiedzialny, gdy to coś powoduję. Jest też bogatszy sens (b) słowa „odpowiedzialność": w tym sensie jestem odpowiedzialny za coś, gdy to coś powoduję oraz uświadamiam sobie następstwa mojego czynu i godzę się na nie, to znaczy nie wstrzymuję się przed czynem, mimo jego następstw. Sednem sensu (b) jest roztropność, ale pojawia się tu wątek normatywny: w tym sensie jestem odpowiedzialny, gdy jestem roztropny, oraz biorę na siebie ciężar mojego czynu, jestem więc mądry nie tylko przed czynem, lecz też po nim. Istnieje też jawnie normatywny sens (c) słowa „odpowiedzialność": jestem odpowiedzialny w tym sensie za coś, gdy istnieje system pozwalający na osąd mojego czynu i na egzekucję tego osądu. (Dzieje kultury znają wiele takich systemów: prawo zwyczajowe, prawo stanowione, nakazy religijne, moralność, poczucie winy, społeczna instytucja wstydu itd.) Sednem sensu (c) jest sankcja: odpowiadam za coś w tym sensie, gdy poza tym, że jestem tego czegoś świadomym sprawcą, istnieje system osądu mojego czynu, wyznaczający kary i nagrody. W odpowiedzialności (c) mieści się zatem odpowiedzialność (a) - nie sposób odpowiadać za nie swoje czyny (instytucja odpowiedzialności zbiorowej również respektuje tę zasadę, a tylko wprowadza kolektywny podmiot czynu). A co z odpowiedzialnością (b)? Czy mieści się w odpowiedzialności (c)? Czy trzeba być roztropnym i zdolnym do wzięcia na siebie ciężaru swojego czynu, by być odpowiedzialnym (c)?

Pytanie to można rozumieć na dwa sposoby. Opisowo: czy ludzie faktycznie odpowiadają (c) zawsze i tylko wtedy, gdy są odpowiedzialni (a) oraz odpowiedzialni (b)? Normatywnie: czy ludzie powinni odpowiadać (c) zawsze i tylko wtedy, gdy są odpowiedzialni (a) oraz odpowiedzialni (b)? Łatwo odpowiedzieć na pytanie opisowe: są różne sposoby obarczania odpowiedzialnością. Nasuwa się przy tym spostrzeżenie dotyczące ewolucji społecznego podejścia do odpowiedzialności: w miarę cywilizowania się społeczeństw rosną wymagania pod adresem tych, których pociąga się do odpowiedzialności, coraz łatwiej więc, biorąc ahistorycznie, uniknąć odpowiedzialności. Od tego, kto ma za coś odpowiadać, domagamy się dziś na przykład, by był poczytalny w chwili czynu, a na poczytalność nakładamy różne rygory, w XVIII stuleciu natomiast we Francji, w Niemczech „zamykano obłąkanych z przestępcami"9. (Odpowiedź na pytanie normatywne pozostawiam Czytelnikowi; sam wie, jakie tu ma postawy.)

Rzeczywistość. Przenosimy się do pozapojęciowej rzeczywistości, wypełnionej organizmami i obywatelami, przedmiotami fizycznymi i prawami fizyki, dobrami materialnymi, pieniędzmi i ekonomiami, zjawiskami społecznymi, ustrojami politycznymi, naukami, technologiami i przemysłami, ideologiami, religiami, muzykami, poezjami, modami.

Wprowadzamy w tę rzeczywistość nasz schemat wypowiedzi o wolności, czyli schemat pojęcia wolności; on też jest rzeczywisty, jak kamień czy barokowa sonata skrzypcowa z jej schematem. Sięgamy z kolei do skromnego fragmentu logiki i widzimy z tą pomocą, że nasz schemat, a w ślad za nim nasze pojęcie wolności ma postać relacji trójczłonowej: jest tam wolny lub niewolny podmiot działania, jest wolne lub niewolne działanie oraz nieobecna lub obecna przeszkoda działania10. Postawmy teraz krok zamykający konstrukcję: sama wolność ma postać relacji trójczłonowej, ma tę postać, gdy stosujemy nasze „trójpalczaste” pojęcie wolności. O takiej wówczas wolności mówimy, o taką też, bywa, walczymy. I co najważniejsze, taka wolność istnieje, gdy doświadczenie poświadcza, że istnieje.

Logika pojawiła się tu nie ku ozdobie, lecz ku pożytkowi. Przed nami bowiem pytanie: skąd pochodzą podstawienia naszego schematu pojęcia wolności? A każdorazowym podstawieniem tego schematu jest wypowiedź, w której mówimy o klasach podmiotów, działań i przeszkód lub przypisujemy indywiduom ich indywidualne działania, a tym ostatnim ich przeszkody11 . Dzięki ujęciu pojęcia wolności i pochodnie samej wolności jako relacji możemy metodycznie pytać, skąd pochodzą składniki naszych podstawień trójskładnikowego pojęcia wolności. Dlaczego rozumiemy tak jak właśnie rozumiemy podmiot działania, jego działanie oraz tegoż przeszkodę, i skąd wzięło się to rozumienie?

Szczęśliwie, mamy dobrze udokumentowane dzieje oraz geografię pojęcia wolności tworzonego na modłę naszego trójdzielnego schematu, czyli - mówiąc w języku tych uwag – znamy niezliczone, pochodzące z różnych miejsc i czasów, podstawienia tego schematu. Śledzenie tych podstawień pokazuje, że są różne: ludzie posługują się różnymi pojęciami siebie jako podmiotów działania, różnymi pojęciami działania oraz przeszkody blokującej działanie. Krótko, ludzie różnie rozumieją wolność. Badanie natomiast wypowiedzi o wolności w ich naturalnym środowisku, czyli w kulturze sugestywnie nasuwa hipotezę o uwarunkowaniu treści tych wypowiedzi przez stany kultury. Stany kultury są różne i zmienne, różne i zmienne są więc warunkowane przez nie pojęcia wolności.

Hipoteza ta zasługiwałaby bez dwóch zdań na miano banału, gdyby nie jej zgoła niebanalne konsekwencje. Któraś z nich brzmi następująco: wszystkie pojęcia wolności są równocenne. A przecież oceniamy pojęcia bez wahania, prowokują do ocen, które wystawiamy, łatwo przechodząc z poziomu wymiany zdań na poziom wymiany ciosów. Oceny jednak są składnikami kultury i jako takie są równocenne, trzeba dopiero kolejnych ocen, by wyznaczyć porządek wartości tym poprzednim ocenom, lecz te kolejne oceny, powołane do oceniania ocen, są w kulturze, są zatem równocenne. I tak w nieskończoność. Istnieje szczęśliwie prosty sposób, by zatrzymać ten jałowy pochód - przyznać, że kiedy uznaję triumfalnie jakieś pojęcie wolności za najlepsze, bo wolnościowsze od pozostałych, uznaję je po prostu za moje pojęcie wolności. I nic więcej!

Wartość poznawczą twierdzenia mierzymy jego mocą wyjaśniającą i prognostyczną: Ile da się z jego pomocą wyjaśnić i trafnie przewidzieć? Weźmy więc śmiało, dopuszczając uproszczenia, rozległy wielowarstwowy obiekt, dzisiejszą kulturę polską i, zawierzając amatorskim obserwacjom i intuicjom, przyjrzyjmy się dawności oraz teraźniejszości w tej kulturze. Pamiętajmy przy tym, że „dawność trwa wyłącznie jako teraźniejszość, teraźniejszość zaś jest przekształconą, zaktualizowaną dawnością oraz rodzącą się przyszłością”12.

Wyobraźmy sobie, że sprawdzamy tę konsekwencję naszej hipotezy: antagonizmy wolności dziś w Polsce to pochodna i replika antagonizmów polskiej kultury. Zaczynamy od dawności i teraźniejszości w naszej kulturze, przechodzimy ogniwa pośrednie w postaci krajobrazów kultur stanowych, dawniej i dziś, przyglądamy się fiasku reformacyjnego chrześcijaństwa w Polsce, widzimy słabość głównie importowanej myśli oświeceniowej, liberalnej i socjalistycznej, a krzepę rodzimej fuzji nacjonalizmu z katolicyzmem - i dostajemy na wyjściu rycerza Ordo Iuris w śmiertelnym uścisku z aktywistą LGTB.

Wolność a odpowiedzialność. Czas na związki między wolnością a odpowiedzialnością. W rozpowszechnionym dziś podejściu zespalamy pojęcie odpowiedzialności z pojęciem wolności – tylko wolnych uznajemy za odpowiedzialnych, czynimy więc z wolności warunek konieczny odpowiedzialności. Co przemawia za takim umeblowaniem naszych pojęć, stanowiącym, gdy się rozpowszechnia i nabiera prestiżu, wyznacznik praktyki prawnej i moralnej, a także potocznego recenzowania naszych działań? Interesy, wrażliwości i nastawienia moralne, słowem, czynnik ludzki, nie zaś sam świat. Ten przyjmie każdy nasz zwyczaj.

Potrzeby, z potrzebą bezpieczeństwa na czele, decydują też o rozpowszechnieniu i sile ideologii, za emblemat której uznaję frazę „nie ma wolności bez odpowiedzialności”. Ideologii tej przeciwstawiam twierdzenie o położeniu człowieka obarczonego, jak każdy z nas, licznymi odpowiedzialnościami. Sam nim jestem, w mojej sytuacji wśród ludzi i rzeczy. Odpowiedzialność jest u mnie wrogiem wolności, a mówię o sobie w przeświadczeniu, że moja sytuacja jest uogólnialna, jestem typowy, rzucony we wspólny świat. Przyjmuję więc ogólne sformułowanie mojego twierdzenia: (A)odpowiedzialność to warunek wystarczający zniewolenia, i staję w szranki z tym, kto uznaje wolność i odpowiedzialność za pozytywnie z sobą zespolone; u niego (B)odpowiedzialność to warunek konieczny wolności.

Niech rzecznikiem stanowiska (B) będzie Paweł („spokojny, nie wadził nikomu”), a stanowiska (A) Gaweł („najdziksze wymyślał swawole”). Wspólną częścią ich kondycji jest odpowiedzialność jako regulator postępowania. Gaweł, wbrew Fredrowej charakterystyce, tak jak Paweł niejedno robi ze względu na odpowiedzialność. Nic zresztą nie stoi na przeszkodzie, ani logicznie, ani empirycznie, by uznać nawet za równoliczne ich zachowania spod tego znaku. Schlagwort „wolność bez odpowiedzialności to anarchia”, którym Pawłowa propaganda ostrzega przed Gawłem, jest więc nie na miejscu.

Założenie równoliczności odpowiedzialnych działań ich obu oraz jego następstwo, przyznanie im obu tytułu ludzi przyzwoitych, nie usuną jednak dotkliwej różnicy między nimi. Paweł postępuje w imię odpowiedzialności, Gaweł zaś z nakazu odpowiedzialności. Obaj natomiast są pod przymusem, skrytym u Pawła pod maską dobrowolnego zobowiązania do odpowiedzialności, choć odpowiedzialność spada na niego z góry, obsadzonej przez nadzorcę. Dzieli ich zaś dotkliwa różnica: Paweł nie odczuwa przymusu odpowiedzialności, a jest przymuszany do odpowiedzialności, Gaweł zaś i odczuwa przymus, i jest przymuszany.

Wprowadźmy na zarysowaną wyżej scenę naszych antagonistów.

- Paweł: Skąd wiesz, że odpowiedzialność jest nam wmuszana?

- Jak wszystko, co się wie, wiem to pod wpływem faktów. Zważ, nieodpowiedzialność jest represjonowana już na poziomie deliberacji przed działaniem, odpowiedzialny nie powinien nawet chcieć nieodpowiedzialnie. Jeśli działające na tym poziomie siły, kalkulacje, emocje, zew sumienia, nie zablokują nieodpowiedzialnego działania, represja spada na działającego. Sytuację tę, z karą wymuszającą posłuszeństwo, możesz oczywiście opisywać na różne sposoby, ja wybieram język zawierający słowo przymus jako niezbędnik opisu.

- Paweł: Nie zaprzeczysz jednak, że nie odczuwam tego, czego nie odczuwam, a powołany do odpowiedzialności właśnie nie odczuwam przymusu; przeciwnie, jestem odpowiedzialny z wyboru.

- Nie zaprzeczę! Zajmujesz tu bowiem uprzywilejowaną pozycję – ja wprawdzie mogę wiedzieć lepiej niż ty, co odczuwasz, ty zaś i tylko ty swoje odczuwasz; ja mogę symulować twoje odczucie, ale oryginał należy do ciebie.

Wyłożę ci natomiast przyczyny twojej niewrażliwości na przymus. Docieramy tym samym do sedna sporu między nami. Ty sądzisz, że nie ma tu żadnego przymusu, bo go nie odczuwasz. To błędne założenie: z tego, że nie odczuwasz przymusu, nie wynika, że go nie ma. Przymus to składnik zarysowanej przed chwilą naszej wspólnej kondycji ludzi odpowiedzialnych, ktoś jednak udaremnił przymusowi dostęp do twoich odczuć; jest tak jakby cię dozgonnie znieczulili. Poddali cię po prostu pedagogice odpowiedzialności, najpierw tresowali, następnie indoktrynowali, uzyskując dorodny owoc – ciebie z wymuszoną odpowiedzialnością, uwewnętrznioną jako zaszczytny, racjonalny obowiązek. Hobbes trafnie wskazał rację tego siłowego wychowania do odpowiedzialności: powyrzynalibyśmy się bez wymuszającej je „umowy”. Nie znaczy to jednak, że cierpki posmak tego rozwiązania musimy łagodzić mitologią swobodnego wyboru.

- Paweł: Jesteśmy zgodni, że nic nikomu do naszych odczuć, a niezgodni co do tego, że obaj jesteśmy wdrożeni siłą do odpowiedzialności, obaj więc jesteśmy odpowiedzialni po przymusie oraz pod przymusem, ty stale odczuwanym, ja nieodczuwanym, bo stłumionym, Freud by rzekł, zepchniętym w nieświadomość.

- Odrzucam to, bo czuję się swobodnie wśród moich odpowiedzialności. Ten rozkład naszych stanowisk niweluje natomiast drastyczną różnicę między nimi, jest bowiem praktycznie bez znaczenia, kto ma rację, a kto błądzi: ty ze swoim odsłanianiem przemocy za kulisami wychowania do odpowiedzialności, czy ja z moim „nie ma wolności bez odpowiedzialności”. Laur słuszności nie ma tu praktycznego znaczenia, skoro obaj jesteśmy jednakowo odpowiedzialni, gdy przychodzi co do czego.

- Sprzeciw! Nie jesteśmy jednakowo odpowiedzialni. Ty jesteś odpowiedzialny w nastroju swobody, a ja w nastroju skrępowania. Nastroje zaś, potężne żywioły naszych umysłów, uruchamiają cały ciąg zjawisk – pociągają za sobą przekonania, przekonania pociągają za sobą postawy, te z kolei dyspozycje do zachowań i zachowania. I dostajesz konstrukcję – sposób reagowania na odpowiedzialność, sposób obsługiwania odpowiedzialności. I tak dalej, i dalej, włącznie ze sposobem uczestnictwa w życiu społecznym, poziomem odporności na przemoc polityczną, czujnością na manipulowanie odpowiedzialnością, stosowane przez każdą władzę. I jeszcze dalej sięga konstrukcja nośna każdego z nas, wyznaczona przez owe nastroje naszych odpowiedzialności - sięga naszych preferencji ustrojowych i popycha nas, na ogół dozgonnie, do konserwatyzmu z grożącym mu autorytaryzmem lub do liberalizmu z nieodłącznym mu sprzeciwem wobec przemocy. Docieramy tym sposobem do dwóch osobowości, twojej i mojej, z ich drastycznie różnymi, bo notorycznie skłóconymi sposobami bycia w świecie. W świecie społecznym, choć nie tylko tam – stosunki z bogami ludzie spod tych znaków układają różnie, zazwyczaj antagonistycznie.

* * *

Na koniec, w apodyktycznym monologu, tezy o naturze naszych zjawisk. Tezy te, choćby były fałszywe, są bezpieczne, nie dewastują bowiem opisu różnic między Pawłem a Gawłem w ich psychicznym położeniu względem odpowiedzialności.

Kontrast ich osobowości to odpowiednik kontrastu między naturami odpowiedzialności i wolności. Każdy lgnie do tego, co mu bliskie.

Odpowiedzialność łatwo zmistyfikować, wmówić jej nieodzowność w oczekiwanym przez wmawiającego zakresie i natężeniu. A grupa społeczna, od której zależysz, na czele z jej władczą delegaturą, ma środki, by odpowiedzialność wymusić, a wymuszenie utajnić (zob. wyżej o pedagogice odpowiedzialności). Wolność natomiast jest niemistyfikowalna, można wprawdzie forsownie wmawiać ludziom, że są wolni, wmówić nie można.

A źródło tej operacyjnej różnicy nie leży po stronie indywiduów, wszak „rozsądek jest rzeczą najsprawiedliwiej rozdzieloną na świecie”13. Źródło jest znacznie solidniejsze, jest nim różnica między poznawczym dostępem do odpowiedzialności i do wolności.

Odpowiedzialność to system, jej przestrzeganie i kontrola – sprawowana w przewadze przez dysponentów odpowiedzialności – wymaga wiedzy. Wiedza to system ze społecznie nierównymi poziomami posiadania i zarządzania. Gdy spotykają się dysponenci obu systemów, błąd, korupcja i mistyfikacja są raczej nieuniknione niż spodziewane. Wolność natomiast to ostatecznie uczucie swobody. Nikt nie może mnie zwieść, że je mam, potrzeba mi jedynie i wystarcza, że je mam. A każdy, kto próbuje, staje wcześniej czy później na straconej pozycji. Potrzebuje bowiem wiedzy, ta zaś to ledwie cień mojego uczucia, zawodny i mylący.

Układ cech odpowiedzialności i wolności, który przedstawiłem, mnie skłania do następującej wobec nich postawy. Postawa ta nie wynika z zarysowanej tu teorii odpowiedzialności i wolności. Wynika dopiero po dołączeniu swobodnie wybranych przesłanek, wyrażających moje wartości, czyli koniec końców upodobania.

Zalecam ostrożność i minimalizm wobec odpowiedzialności, a nieustanną troskę o wolność. Odpowiedzialności bowiem łatwo puchną, a wolności nigdy dosyć.





1. Przyjmuję za Johnem Rawlsem: Teoria prawiedliwości, przełożyli Maciej Panufnik, Jarosław Pasek, Adam Romaniuk, Warszawa 1994, s. 276.

2.. Robert E. Goodin, Philip Pettit (red.), Przewodnik po współczesnej filozofii politycznej, przełożyli Cezary Cieśliński, Marcin Poręba, Warszawa 1998, s. 684.

3. Filozof grecki z III wieku n. e. wprowadza określenie bliskie naszemu: „Dobrowolne bowiem jest wszystko to, co wykonujemy bez gwałtu i z wiedzą, a w naszej mocy jest znowu to, czego właśnie wykonanie od nas zależy" - Plotyn, Enneady, przełożył Adam Krokiewicz, Warszawa 1959, t. II, ss. 633 - 634. Filozof angielski z XVII wieku definiuje wolność zgodnie z naszym schematem: „Człowiek wolny to ten, któremu w tych rzeczach, jakie przy swojej sile i swoim dowcipie jest on zdolny uczynić, nic nie przeszkadza, by czynił to, co ma wolę czynić" - Tomasz Hobbes, Lewiatan, przełożył Czesław Znamierowski, Warszawa 1954, s. 185. (Tłumacz posłużył się tu słowem „dowcip" w jego dawnym znaczeniu: „szybkość, bystrość, zwrotność myśli"; zob. M. Samuel Bogumił Linde, Słownik języka polskiego, wydanie drugie, w drukarni Zakładu Ossolińskich, Lwów 1854; wydanie trzecie fotooffsetowe, Warszawa 1951, t. I, s. 518.)

4. Poeta natomiast tak widzi sprzężenie języka ze światem: „To sam język rozwijał swoje aksamitne pasmo, po to, żeby zakryć to, co bez niego równałoby się nic”, Czesław Miłosz, Piesek przydrożny, Kraków 1998, s. 132.

5. Weźmy tę myśl: „Zawsze, gdy coś się wie, wie się z łaski natury” (Ludwig Wittgenstein, O pewności, przełożył Bohdan Chwedeńczuk, Warszawa 2001, s. 86). Mój pogląd na wolność korzysta z tego samego schematu: „Zawsze, gdy jest się wolnym, jest się wolnym z łaski człowieka”. Nie dziwota więc, że wyróżniam dosłowne użycie słowa pozwala. Owym pozwalającym łaskawcą jestem w pierwszej kolejności ja sam, bez mojego pozwolenia na moją wolność nie ma wolności, choćby inni bezgranicznie jej sprzyjali.

6. Posługuję się tym zdaniem, pochodzącym od F. A. Hayeka, by wyłożyć sens powiedzenia, że nasze określenie wolności jest antropocentryczne (zob. R. E. Goodin, P. Pettit [red.], dz. cyt., s. 689).

7. - A gdy znalazłeś się pod gruzami, w które obróciło twój dom trzęsienie ziemi, czy nie straciłeś domu oraz wolności? Nie widzisz różnicy między tym, co po lewej, a tym, co po prawej owego oraz. Masz tu kategorialnie różne rzeczy. Możesz przecież znaleźć się w nowym domu, oswobodzony od trzęsienia ziemi, nie odzyskując wolności, a pod gruzami możesz utrzymać wolność. Wolność bowiem to swobodny dostęp do tego, na czym ci zależy. Utrata wolności lub jej zachowanie co najwyżej sąsiadują z trzęsieniem ziemi, lecz nie są korelatami tego nieszczęścia. (Lekturze pism Wittgensteina zawdzięczam ten przypominający rozmowę sposób dyskusji. Odpowiedzialność za jakość naśladownictwa spada rzecz jasna na mnie.)

8.. „obezwładnieni za falami smutnej/rzeki którędy króle i oracze/ktokolwiek żywił się płodami ziemi/ będziemy musieli przepłynąć” - Horacy, Do Leukone. Dwadzieścia dwie ody, przełożył Adam Ważyk, Warszawa 1973, s. 29.


9..Zob. Michel Foucault, Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu, przełożyła Helena Kęszycka, Warszawa 1987, s. 86, a szerzej na stronach 83 - 109.

10.. Wolność jako relację trójczłonową ujmuje Gerald McCallum, a ja go naśladuję (zob. R. E. Goodin, P. Pettit [red.], dz. cyt., s. 684).

11. Wypowiedź „klasowa”: Wszyscy Brytyjczycy mogą, pod wskazanymi warunkami, wybierać posłów do Izby Gmin. Wypowiedź „indywiduowa”: Aleksiej Nawalny nie może dziś opuścić kolonii karnej w Pokrowie, choćby chciał.

12.. Stefan Czarnowski, Kultura, wydanie trzecie, Warszawa 1948 [wydanie pierwsze, 1938], s. 197. Pomysł, by posłużyć się tym rozróżnieniem, zawdzięczam Czarnowskiemu.

13.. René Descartes, Rozprawa o metodzie, przełożyła Wanda Wojciechowska, Warszawa 1979, s. 3.








Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"