Polecamy nasze książki! Każdy e-book tylko 10 zł :)

J.A. Haught
Święty koszmar


A. Dominiczak
Bez miłosierdzia


P. L. Williams Watykan zdemaskowany

B. Russell
Religia i nauka


B. Devos
Byłem w Opus Dei


Ch. Hitchens
Misjonarska miłość


EL Szaddaj
Sprzeczności w Biblii


RAFAŁ PISERA

SZKOŁY UMIERANIA

Rozmowa z Andrzejem Dominiczakiem


Głęboka religijność łagodzi lęk przed śmiercią, tak samo jak brak wiary – twierdzi Andrzej Dominiczak, psycholog i filozof, prezes Towarzystwa Humanistycznego

Rafał Pisera: Boi się pan śmierci?

Andrzej Dominiczak: Nie bardzo, może nawet za mało. W miarę możliwości stosuję się do recepty Bertranda Russella, jednego z ojców współczesnego humanizmu. W szkicu pt. „How to Grow Old” przedstawił on pogląd, że sposobem na uniknięcie lęku przed śmiercią jest stopniowe, coraz szersze, emocjonalne i twórcze zaangażowanie w sferę spraw, ludzi i zagadnień, które przekraczają granice naszego egzystencjalnego ego. Takie życie sprawia, że z upływem lat stopniowo zaciera się linia demarkacyjna pomiędzy „ja” a światem zewnętrznym, a gdy na starość przychodzi zmęczenie i siły życiowe słabną, śmierć przestaje być czymś nie do przyjęcia.

RP: Coś jak „nie wszystek umrę” Horacego?

AD: Tak, przecież cząstka nas zostaje wnaszych dokonaniach, wpływie na bieg świata, na myśli i uczucia bliskich nam ludzi... Pamiętać jednak trzeba, że dzieło pomaga pogodzić się ze śmiercią wtedy, gdy tworzymy je nie tylko dla siebie, nie tylko z myślą o swoim ego. Na złagodzenie lęku polecałbym też ironiczny, ale ciepły dystans do samego siebie i humorystyczne eksperymenty myślowe. Kiedyś na przykład miałem pomysł, żeby po śmierci swoje zwłoki spalić, napełnić prochami małe klepsydry używane do mierzenia czasu gotowania jajek na miękko i rozesłać je w prezencie moim przyjaciołom.

RP: Czyli w jakimś sensie uśmierca pan śmierć?

AD: Raczej próbuję ją oswoić, bawiąc się znią. Z lękiem przed śmiercią nie walczę, odkąd zrozumiałem, że nie jest on czymś niepożądanym. Jest wręcz niezbędny do życia. Gdy sobie to uświadomimy, lęk słabnie i przestaje nas prześladować.

RP: W takim razie porozmawiajmy śmiertelnie poważnie. We współczesnej kulturze śmierć jest niemal nieobecna. Wszyscy jesteśmy młodzi i nieśmiertelni – dzięki cudownym dietom, sukcesom medycyny i dostępności klubów fitness. A kiedy komuś zdarzy się popełnić faux pas i umrzeć, jego zwłokami już nie zajmuje się rodzina, tylko wyspecjalizowana firma. Trumna? To takie nieestetyczne. Lepsza jest higieniczna urna z prochami.

AD: Współczesna kultura masowa nakazuje manifestowanie szczęścia i sukcesu. Śmierć i inne problemy egzystencjalne stały się niemodne, co oczywiście nie sprawia, że zniknęły. Tłumiąc trudne myśli i uczucia, raczej nasilamy lęk, który może się objawiać mizantropią lub depresją i utratą chęci do życia. Poza tym życie wyzbyte wymiaru egzystencjalnego, życie płytkie i zautomatyzowane, w którym ograniczamy się do odgrywania przypisanej nam roli, sprawia, że tracimy poczucie sensu i podmiotowości. Nie całkiem i nie cali żyjemy.

RP: Kultura konsumpcyjna ma swoje sposoby. Po szkołach rodzenia, gotowania czy programowania neurolingwistycznego powstały pierwsze szkoły umierania. Na razie w Holandii. Czy to kolejna fanaberia zamożnego Zachodu?

AD: Nie nazwałbym tego fanaberią, raczej luksusem. Taką szkołę pod nazwą „Musisz nauczyć się umierać” prowadzi Holenderskie Towarzystwo Humanistyczne we współpracy z Międzynarodową Szkołą Filozoficzną w Lejdzie. Ludzie, którzy nie walczą o przeżycie w sensie biologicznym, bo mają zapewnione dobre zarobki, a na starość emerytury pozwalające utrzymać się na godziwym poziomie, mogą realizować potrzeby wyższego rzędu. Otwiera się przed nimi przestrzeń do życia i myślenia bardziej filozoficznego, do refleksji nad celem i sensem własnej egzystencji. Zajęcia w szkole umierania mają im w tym pomóc. Mają formę wykładów, dyskusji i warsztatów psychologicznych, podczas których uczestnicy zastanawiają się, czym jest dobra śmierć i co mogą zrobić, żeby sobie taką śmierć zapewnić. Mierzą się z problemem lęku i godności w obliczu śmierci. Zastanawiają się, jak chcą być zapamiętani przez rodzinę i przyjaciół. Zapoznają się także z regulacjami dotyczącymi pogrzebów i zasad dziedziczenia, dzięki czemu mogą skuteczniej rozporządzić swoim majątkiem i dorobkiem. Stopniowo zwiększają swój zakres kontroli nad procesem umierania. Nadają mu bardziej osobisty sens i charakter.

RP: Czyli chodzi o oswojenie śmierci i pozałatwianie swoich spraw do końca. To sprzyja redukcji lęku?

AD: To z pewnością łagodzi lęk. Ale nie chodzi tylko o lęk. Celem jest raczej umieranie godne i rozumne, czyli prawdziwie ludzkie. Chodzi także o lepsze życie. Uczestnicy tej szkoły to ludzie, którym w większości jeszcze daleko do śmierci. Rozważania filozoficzne i przygotowanie psychologiczne do dobrej śmierci podnosi jakość ich życia, czyni je pełniejszym i piękniejszym. Szkoła umierania to tak naprawdę szkoła życia ­ umieranie to przecież część życia.

RP: Czy te problemy dotyczą też osób, które są religijne?

AD: Jak najbardziej! Właściwie w takim samym stopniu jak osób niereligijnych. Na świecie zrobiono sporo badań, które to potwierdzają. Większoś wierzących boi się smierci tak samo jak większość niewierzących.

RP: Sugeruje pan, że kiedy Jan Paweł II „odchodził do domu Ojca”, lękał się tak samo jak wszyscy?

AD: Trudno powiedzieć. Te same badania pokazują, że głęboka religijność łagodzi lęk przed śmiercią, jednak nie wiemy, jak to było z polskim papieżem. Według badania CBOS z 2012 r. za głęboko religijnych uważa się tylko 9 proc. Polaków. Dla większości typowa jest religijność płytka, deklaratywna, konformistyczna, a taka może nawet nasilać lęk przed śmiercią. Nie inaczej zresztą ma się sprawa z niewierzącymi. Po drugiej stronie tego kontinuum znajduje się ok. 10 proc. osób, u których brak wiary jest wynikiem głębokiego, psychologicznego wglądu i filozoficznego namysłu. W tej grupie poziom lęku przed śmiercią jest prawdopodobnie niższy.

RP: Czyli takiemu zwykłemu śmiertelnikowi jak ja, który po prostu nie dostąpił łaski wiary, nie pozostaje nic innego jak zapisać się do szkoły umierania. Tak jak przyszłe matki, które bojąc się porodu, zapisują się do szkół rodzenia?

AD: To dobrze, że jest taka możliwość, ale nie musi się pan zapisywać. Równie dobrze może pan sobie poradzić samodzielnie, korzystając np. z recepty Russella lub poszukując własnej drogi. Być może brzmi to bardzo teoretycznie, ale wcale takie nie jest. Z biegiem lat coraz wyraźniej dostrzegamy siebie w sprawach, w które się angażujemy, oraz w życiu i myślach bliskich nam ludzi, pod warunkiem tylko, że zaangażowanie to jest autentyczne, a nie jest na przykład narzędziem do robienia kariery. Dzięki temu wielu ludziom z wiekiem udaje się zmniejszyć lęk przed śmiercią na tyle, że staje się on znośny i pozwala umierać z godnością.

RP: A może ksiądz by mi pomógł?

AD: Akurat panu ksiądz wiele nie pomoże, chyba że będzie to duchowny, który potrafi wyjść z roli funkcjonariusza i spotka się panem jako wrażliwy i empatyczny człowiek. To się może zdarzyć. Spotkałem nawet takiego księdza. Był stałym gościem na oddziale intensywnej terapii w szpitalu w Grudziądzu, gdzie przez kilka tygodni walczyła o życie najbliższa mi osoba. Był przyjazny, nieortodoksyjny i nie narzucał się. Inaczej niż większość duchownych, nie przerażał chorych swoim nagłym pojawieniem się przy ich łóżku. Niestety, polski Kościół nie interesuje się życiem duchowym i emocjonalnym swoich wyznawców. Jest autorytarny, upolityczniony i fasadowy. Skupia się na obrzędach, walce o wpływy i pieniądze. Swoją władzę na ludźmi umacnia, strasząc ich śmiercią i wiecznymi mękami za nieposłuszeństwo. Większość katolików nie ma co liczyć na skuteczne pocieszenie.

RP: Czy w Polsce jest szansa na pojawienie się szkół umierania podobnych do holenderskich?

AD: Jest bardzo duża szansa. Kilkanaście lat temu sam próbowałem zorganizować podobny warsztat psychologiczny, ale nie znalazłem chętnych. Dzisiaj usługi wszelkiej maści doradców czy terapeutów są tak popularne, że prędzej czy później (choćby po przeczytaniu tej rozmowy) ktoś wpadnie na pomysł zorganizowania szkoły umierania. Zwłaszcza że może to być dobry interes. W Holandii za udział w dwudniowym szkoleniu trzeba zapłacić od 800 do prawie 1000 euro. Ale trzeba pamiętać, że sama psychologia nie ma tu wiele do zaoferowania. Szkoły umierania osadzone są raczej w tradycji popularnej w wielu krajach Zachodu terapii filozoficznej, w której życia ludzkiego nie sprowadza się do emocji i ich umiejętnego przeżywania. Człowieka traktuje się tam całościowo, również jako istotę zdolną do samodzielnego filozofowania i nadania sensu własnemu życiu, co również pomaga w rozwiązywaniu problemów ściśle psychicznych. Nie wyzwala nas to całkiem od cierpień i problemów życiowych, ale daje pewnego rodzaju siłę i dzielność, które pozwalają je lepiej rozwiązywać i łatwiej znosić.

Rozmowa ukazała się w tygodniku "Wprost" w lipcu 2013 roku.





Towarzystwo Humanistyczne

Humanist Assciation