[ Strona główna ]

RACJE

numer 3

CZERWIEC 2020


Matthias Horx

ŚWIAT PO PANDEMII

Prognoza wsteczna: Czemu będziemy się dziwić, gdy kryzys minie




Ludzie często zadają mi pytanie, kiedy wreszcie minie kryzys wywołany przez koronawirusa i kiedy świat powróci na zwykłe tory? Odpowiadam: nigdy! Historia czasem gwałtownie zmienia bieg i zmierza w zupełnie nowym kierunku. Są to momenty tzw. bifurkacji (skokowej zmiany własności systemów nielinearnych wywołanej drobną zmianą parametrów wyjściowych) albo głębokiego kryzysu. Z takim właśnie przełomem mamy obecnie do czynienia.

Świat, jaki znaliśmy, rozpada się na naszych oczach. W tle zaczyna jednak rysować się jego nowa wersja, której kształt możemy sobie przynajmniej wyobrazić. Chciałbym zaproponować tu pewien eksperyment, który często przynosi całkiem dobre efekty podczas ćwiczeń przeprowadzanych wśród pracowników korporacji w ramach procesu wizualizacji nowych idei. Jest to technika tzw. „re-gnozy”, która – w przeciwieństwie do „pro-gnozy” – pozwala z perspektywy przyszłości spojrzeć WSTECZ na teraźniejszość.

Re-gnoza: nasz świat jesienią 2020 roku

Wyobraźmy sobie, że jest wrzesień 2020 roku. Siedzimy w ogródku kawiarni w centrum dużego miasta. Jest ciepło, ulicami znów przechadzają się ludzie. Ale czy zachowują się tak samo jak dawniej? Czy świat jest taki sam jak kiedyś? Wino, koktajl, kawa – czy smakują podobnie jak przed pandemią? Czy może lepiej? Czemu będziemy się dziwić, patrząc z tej perspektywy?

Będziemy się dziwić, że ograniczenia życia społecznego rzadko rodziły poczucie osamotnienia. Przeciwnie – po otrząśnięciu się z pierwszego szoku wielu z nas poczuło wręcz ulgę, że codzienna bieganina, pośpieszne rozmowy i wielokanałowa komunikacja nagle zwolniły. Ograniczenia niekończenie muszą oznaczać stratę, często są wręcz kluczem do nowych przestrzeni. Wiedzą o tym ci, którzy próbowali tzw. postu przerywanego, po którym jedzenie znów smakowało tak jak kiedyś. Paradoksalnie fizyczny dystans wymuszony wirusem pogłębił nasze kontakty – poznaliśmy ludzi, których być może nigdy byśmy nie spotkali, odświeżyliśmy kontakty ze starymi znajomymi i częściej spotykaliśmy się z przyjaciółmi. Związki rodzinne, sąsiedzkie i przyjacielskie zacieśniły się, tu i ówdzie zażegnano stare waśnie i konflikty. Coraz rzadsza ostatnimi czasy codzienna uprzejmość znów stała się zjawiskiem powszechnym.

Dzisiaj, jesienią 2020 roku, na stadionach piłkarskich panuje zgoła inna atmosfera niż jeszcze wiosną, kiedy masowe wybuchy agresji i lawiny wyzwisk były na porządku dziennym. Teraz nie możemy się nadziwić, że to było możliwe.

Będziemy się dziwić także temu, jakiego tempa nabrał rozwój technologii cyfrowych i jak doskonale sprawdziły się one w praktyce. Tele- i wideokonferencje, do których większość pracowników w firmach (chętnie korzystających z lotów służbowych) podchodziła sceptycznie, nagle okazały się rozwiązaniem wyjątkowo praktycznym i produktywnym. Nauczyciele poznali szereg nowych metod edukacji online. Dla wielu praca biurowa w trybie home office stała się oczywistością – włącznie z wynikającą z niej koniecznością improwizowania i płynnego zarządzania czasem.

Jednocześnie do łask powróciły przestarzałe formy kontaktów społecznych – nagle po drugiej stronie słuchawki zamiast automatycznej sekretarki odzywa się prawdziwy człowiek, wirus odnowił zwyczaj prowadzenia długich rozmów telefonicznych bez korzystania z tzw. „drugiego monitora” (second screen), a treści przesyłanych wiadomości nabrały znów znaczenia. Komunikacja stała się na powrót aktem prawdziwej wymiany myśli, ludzie częściej odbierają telefon, szybciej odpowiadają na nagraną wiadomość, zrodziła się nowa kultura bycia osiągalnym i umocnił się wiążący charakter kontaktów.

Ci, którzy wcześniej w codziennym pośpiechu nie znajdowali chwili wytchnienia, także ludzie młodzi, zaczęli chodzić na długie spacery (dla wielu z nich zjawisko dotąd nieznane); czytanie książek stało się zajęciem kultowym. Programy typu reality show wydają się dziś przeraźliwie żałosne, a rzeki intelektualnych śmieci zalewające kanały telewizyjne, nawet jeśli nie zniknęły zupełnie z horyzontu, to straciły gwałtownie na wartości i popularności. Czy ktoś pamięta dziś wszystkie te poprawne politycznie debaty i kłótnie? Te nieustanne wojny kulturowe toczące się… no właśnie, o co?

Kryzysy wyrażają się przede wszystkim tym, że prowadzą do rozkładu starych struktur i czynią zbytecznymi dotychczasowe zjawiska. I tak np. cynizm, ów arogancki sposób unikania prawdziwej konfrontacji z problemami tego świata poprzez ich dezawuowanie, nagle wyszedł z mody. Po krótkiej fazie histerycznych reakcji na zagrożenie wirusem, podżeganych strachem przez niektóre media, sytuacja względnie szybko się uspokoiła. Gwałtownie spadł także popyt na seriale kryminalne charakteryzujące się dużą dawką okrucieństwa.

Będziemy się dziwić, że jeszcze latem tego roku odkryto lekarstwo, które obniżyło wskaźnik śmiertelności. Korona stała się wirusem, z którym radzimy sobie tak samo jak z grypą i wieloma innymi chorobami. Postęp w dziedzinie medycyny okazał się wprawdzie pomocny, ale jednocześnie musieliśmy uznać, że decydującym czynnikiem były nie tyle nowe technologie, co zmiany zachowań społecznych, przede wszystkim gotowość ludzi do zaakceptowania radykalnych ograniczeń i poszukiwanie konstruktywnych rozwiązań. Skuteczność wychwalanej powszechnie sztucznej inteligencji, mającej być remedium na wszystkie problemy przyszłości, okazała się dosyć ograniczona. Zwyciężyła inteligencja społeczno-humanistyczna.

Tym samym doszło do przedefiniowania relacji między technologią i kulturą. Przed kryzysem osiągnięcia technologiczne wydawały się uniwersalnym panaceum, nośnikiem wszelkich utopii. Dziś nikt – nawet największy entuzjasta techniki – nie wierzy już w moc cyfrowego zbawienia. Masowy zachwyt technologiczną przyszłością przeminął bezpowrotnie. Znaczenia nabrały znów kwestie humanistyczne: Kim jest człowiek? Kim jesteśmy dla siebie nawzajem?

Patrząc wstecz, dziwimy się, jak bardzo wzrosło w czasie kryzysu poczucie humoru i jak często jesteśmy dziś wobec innych po prostu bardziej ludzcy.

Będziemy się dziwić, że mimo gwałtownego załamania gospodarki nie doszło jednak do „totalnej zapaści”, której wizję przywoływano wcześniej przy najmniejszym wzroście stopy podatkowej i każdej ingerencji państwa. Mimo „czarnego kwietnia”, dramatycznego załamania koniunktury, 50-procentowego spadku notowań giełdowych, zmian profilowych w wielu przedsiębiorstwach oraz fali plajt i zwolnień nie pojawił się żaden zastój. Jak gdyby gospodarka była żywą istotą, która czasem ucina sobie drzemkę albo zapada w sen i może nawet o czymś śni.

Dzisiaj, jesienią 2020 roku, mamy znów funkcjonującą gospodarkę światową. Ale tzw. produkcja na czas (JIT – Just In Time), z gigantyczną siecią łańcucha wartości (ang. value chain), w obrębie której miliony podzespołów i półproduktów przerzuca się po całej planecie, stała się przeżytkiem. Jesteśmy świadkami jej demontażu i nowej konfiguracji. Przy fabrykach i ośrodkach serwisowych powstają lokalne magazyny, miejsca depozytowe i składy surowców i podzespołów. Lokalna produkcja przeżywa prawdziwy boom, umacnia się też lokalny charakter struktur sieciowych, rzemiosło przeżywa swój renesans. Globalne systemy dryfują w stronę tzw. gloKALizacji – przeobrażania struktur globalnych w sieci lokalne.

Będziemy się dziwić, że spowodowany giełdową zapaścią spadek wartości aktywów nie okazał się tak bolesny, jak wydawało się to na początku. W nowej rzeczywistości kapitał w ogóle przestał odgrywać decydującą rolę, ważniejsi są teraz dobrzy sąsiedzi i kwitnący ogród. Może jest tak, że wirus nadał naszemu życiu kierunek, w którym z czasem zaczęłoby ono zmierzać samoistnie?

Re-gnoza: Rozwiązywanie aktualnych problemów poprzez skok w przyszłość

Dlaczego „scenariusz z przyszłości” dla wielu jest tak irytująco inny niż klasyczna prognoza? Wynika to z bardzo specyficznych cech naszego zmysłu przyszłości. Kiedy „patrzymy w przyszłość”, z reguły widzimy na horyzoncie zagrożenia i problemy, które piętrzą się przed nami niczym nieprzekraczalne bariery, są jak lokomotywa pędząca wprost na nas z ciemnego tunelu. Te bariery strachu oddzielają nas od przyszłości, dlatego przedstawianie jej w czarnych kolorach jest zawsze przedsięwzięciem wyjątkowo łatwym. Re-gnoza z kolei tworzy swego rodzaju „zamknięty obieg poznania”, w ramach którego w koncepcję przyszłości możemy wkalkulować nas samych i naszą wewnętrzną przemianę. Dokonując mentalnej podróży w przyszłość, tworzymy pomost między teraźniejszością a dniem jutrzejszym i w ten sposób generujemy „świadomość przyszłości” (Future Mind).

Jeśli zrobimy to umiejętnie, stworzymy coś w rodzaju „przyszłej inteligencji”, to zaś pozwoli nam antycypować nie tylko przyszłe wydarzenia, ale także nasze wewnętrzne adaptacje i sposoby reagowania na zupełnie inną rzeczywistość.

Taki rodzaj patrzenia wprzód wyzwala zupełnie inne emocje niż prognozy, których apodyktyczny charakter zawsze zawiera w sobie coś sterylnego i martwego. W re-gnozie uwalniamy się z wywołanego strachem paraliżu i na powrót odzyskujemy witalność, która jest nierozłącznym elementem każdej prawdziwie żywej przyszłości.

Któż z nas nie zna tego wyzwalającego uczucia, jakie pojawia się w sercu po każdej udanej próbie przełamania lęku.

Często już w drodze do dentysty zamartwiamy się na myśl o potencjalnym bólu podczas zabiegu. Na krześle dentystycznym tracimy zupełnie kontrolę nad emocjami i zaczynamy odczuwać ból zanim naprawdę zacznie nas boleć. Antycypując przyszłe cierpienie, dajemy ponieść się lękom, które mogą nas całkowicie obezwładnić. A jednak po wyjściu z gabinetu dentystycznego najczęściej pojawia się uczucie ulgi będące wynikiem przezwyciężenia strachu i przetrwania groźnej sytuacji. Świat znowu stoi przed nami otworem, jesteśmy pełni energii i zapału. Z neurobiologicznego punktu widzenia adrenalina – hormon strachu - został zastąpiony dopaminą, czymś w rodzaju wydzielanego przez organizm narkotyku przyszłości. Podczas gdy adrenalina uruchamia w nas odruch ucieczki lub ataku (strategia, która zarówno na fotelu dentystycznym, jak i w walce z wirusem korony wydaje się mało skuteczna), dopamina aktywuje nowe ścieżki synaptyczne w mózgu – stajemy się otwarci, bardziej przewidujący i ciekawi nowych doświadczeń. Kiedy poziom dopaminy w mózgu jest odpowiednio wysoki, snujemy plany i tworzymy wizje przyszłości popychające nas do racjonalnych i konstruktywnych działań. Zadziwiające jest to, że w czasach obecnego kryzysu wielu z nas doświadcza tego właśnie stanu – uczucie totalnej utraty kontroli nagle przeradza się w upajający stan przypływu pozytywnej energii, po fazie lęku i konsternacji zaczynamy odczuwać w sobie nową siłę. Dotychczasowy porządek świata być może właśnie „się rozpada”, ale z doświadczenia kontynuacji własnego bytu rodzi się w nas poczucie jego nowej jakości. Podczas gdy nasza cywilizacja wstrzymała swój bieg, wielu z nas spaceruje po lasach, parkach i wyludnionych placach. I nie jest to bynajmniej obraz apokalipsy – to początek czegoś nowego.

Widzimy więc, że każda przemiana ma swój początek w zmianie podstaw naszych oczekiwań, sposobu postrzegania świata i naszych z nim powiązań. I to zerwanie z rutyną i przyzwyczajeniami jest czasem tym pierwszym impulsem, który na nowo uruchamia w nas zmysł przyszłości, tę zdolność wyobrażenia sobie, a nawet pewność, że świat może wyglądać inaczej – także w znaczeniu pozytywnym.

Może w przyszłości będziemy się też dziwić, że Donald Trump przegra w listopadzie wybory, a w szeregach (prawicowej niemieckiej partii) AFD pojawią się oznaki rozpadu, bo polityka złych emocji i podziałów nie sprawdza się w obliczu globalnego zagrożenia. Kryzys korony pokazał wyraźnie, że ci którzy podburzają jednych przeciwko drugim, w obliczu poważnych wyzwań przyszłości niewiele mają do zaoferowania. W sytuacji prawdziwego zagrożenia ujawnia się destrukcyjna siła, tkwiąca głęboko w tkance populizmu.

Polityka w jej pierwotnym znaczeniu – jako proces formowania społecznej odpowiedzialności oraz zakresu kompetencji i działań – uprawomocniła się w ramach kryzysu na nowo i stała się bardziej wiarygodna. To właśnie jej wymuszone kryzysem „autorytarne” działania odnowiły wiarę w siłę kapitału społecznego.

Również nauka przeżyła w okresie gorączkowego i ostatecznie skutecznego poszukiwania sposobu na pokonanie kryzysu zdumiewający renesans. Wirolodzy i epidemiolodzy stali się medialnymi gwiazdami, ale także głosy „futurystycznych” filozofów, socjologów, psychologów i antropologów, którzy wcześniej raczej rzadko brali udział w polaryzujących debatach, nabrały teraz znaczenia. Za to gwałtownie spadło zainteresowanie tzw. fake news, a teorie spiskowe, mimo że zalewały rynek jak tanie zabawki, coraz rzadziej znajdowały nabywców.

Wirus jako katalizator

Głębokie kryzysy ujawniają dodatkowo jeszcze jedną ważną cechę procesu przemian: syntezę obowiązujących trendów i ich przeciwieństw.

Świat po pandemii – albo raczej dzięki dzięki – będzie ukształtowany przez dysrupcję1 globalnego trendu zwanego „łącznością” (wyrażającego się wzrastającym stopniem łączenia i wzajemnego upodobniania się struktur społecznych i gospodarczych – przyp. tłum.). W języku polityczno-ekonomicznym nazywa się to globalizacją. Przerwanie tej globalnej łączności – spowodowane zamknięciem granic, odizolowaniem wyznaczonych obszarów czy wprowadzeniem kwarantanny – nie spowodowało jednak całkowitego zerwania dotychczasowych powiązań, lecz uruchomiło proces przeorganizowania konektomów2 społecznych, sieci spajających nasze społeczeństwa i pozwalających wierzyć w lepszą przyszłość. Doprowadziło to także do swoistego przesunięcia fazowego w obrębie systemów socjoekonomicznych. Przyszły świat doceni znów dystans – i dzięki temu będzie w stanie tworzyć więzi i relacje zupełnie nowej jakości, lepiej wyważy proporcje między autonomią i zależnością, między otwartością i zdrowym dystansem. Przez to świat stanie się jeszcze bardziej złożony, ale jednocześnie o wiele stabilniejszy. Taka transformacja jest w dużej mierze ślepym procesem ewolucyjnym – tam, gdzie nie sprawdza się stary system, otwiera się przestrzeń dla nowych, lepiej przystosowanych struktur. Jest to wizja w istocie odważna, ale ma ona w sobie głębszy sens: prawdziwie przyszłościowe koncepcje łączą ze sobą sprzeczności na zupełnie nowej płaszczyźnie.

Ten proces podnoszenia stopnia złożoności – nie mylić z większym skomplikowaniem – może być jednak przez nas kontrolowany. Ci, którzy posiądą tę zdolność, którzy nauczą się złożonego języka przyszłości, zostaną nowymi przywódcami, staną się źródłem nadziei na lepszą przyszłość.

Korona sprawi, że całkowicie zmienimy nasze podejście do życia – w odniesieniu do naszej własnej egzystencji jako istot żyjących pośród innych form życia.”

Slavoj Žižek, marzec 2020 roku

Każdy głęboki kryzys pozostawia po sobie pewną historię, jakąś narrację sięgającą daleko w przyszłość. Jedna z najbardziej poruszających wizji, jakie pozostawił nam korona wirus, to muzykujący na balkonach Włosi. Drugą przesyłają nam kamery satelitów, pokazujące wolne od smogu tereny przemysłowe w Chinach i we Włoszech. W 2020 roku emisja wydzielanego przez naszą cywilizację dwutlenku węgla po raz pierwszy będzie spadkowa. Ten fakt pozostawi ślad w naszej świadomości.

Jeśli więc wirus jest w stanie dokonać takich zmian, to może i my jesteśmy do tego zdolni? Może ten wirus był posłańcem z przyszłości, który chciał nam przekazać, że nasza cywilizacja za bardzo napęczniała, że żyjemy za szybko, na zbyt wielkich obrotach. I pędzimy w zawrotnym tempie w kierunku, w którym nie ma żadnej przyszłości.

Ale nasza cywilizacja może wykreować się na nowo.

Zresetujmy nasz system!

Pozwólmy mu ostygnąć! Grajmy i śpiewajmy na balkonach!

Tak może wyglądać nasza przyszłość.

Tłumaczył Andrzej Lipiński


Powyższy tekst jest tłumaczeniem publikacji ze strony autora www.horx.com oraz strony „Instytutu Przyszłości” www.zukunftsinstitut.de.

1. Dysrupcja – proces, w którym dotychczasowy model działalności gospodarczej albo cały rynek zostaje zastąpiony względnie „rozbity” przez szybko rozwijającą się koncepcję innowacyjną lub całkowicie nowy model.

2. Konektom – kompletna mapa sieci połączeń neuronalnych w mózgu.









Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"