Barbara Stanosz

CZY WARTO ROZMAWIAĆ?


Leszek Kołakowski wspomina,1 że podczas swego pobytu w Kalifornii powiedział w rozmowie z Alfredem Tarskim: „Bóg istnieje, ale zdanie «Bóg istnieje» nie ma sensu”; sugeruje przy tym (mówiąc, iż Tarski „śmiał się tylko, ale musiało to być dla niego wyrażenie denerwujące”), że z jego strony słowa te nie były żartem językowym, lecz wyrazem jednego z wielu – jak zwierza się parę stron wcześniej – przekonań filozoficznych, które różniły go od Tarskiego.

Czy to jednak możliwe, by Kołakowski traktował poważnie coś, co jest trawestacją banalnej wersji starożytnego paradoksu kłamcy (którą tylko nazwa łączy z rzeczywiście kłopotliwą dla teorii prawdy antynomią, zanalizowaną przez Tarskiego w jednej z najdonioślejszych prac filozoficznych XX wieku)? Oto ta banalna wersja: „Kreteńczyk Epimenides mówi: «Wszyscy Kreteńczycy kłamią». Jeżeli mówi prawdę, to kłamie.” Greckim filozofom rozumowanie to wydawało się niepokojące, mimo że wbrew pozorom nie prowadzi ono do sprzeczności: jedyną uprawnioną jego konkluzją jest to, że Epimenides nie mówi prawdy: nie wszyscy Kreteńczycy kłamią, w każdym razie nie zawsze. Nawiasem mówiąc, zabawne, ale deprymujące dla filozofów echo tej wersji paradoksu kłamcy znajdujemy w słowach św. Pawła, który, nie zrozumiawszy problemu (albo udając, że go nie rozumie), napisał w liście do Tytusa o mieszkańcach Krety: „Powiedział ktoś z nich, własny ich prorok, «Kreteńczycy zawsze kłamcy...»... Dla tej przyczyny karać ich ostro, aby byli zdrowi w wierze...”.2 Z powodów analogicznych, jak w przypadku słów Epimenidesa, również wypowiedź, którą Kołakowski rozśmieszył Tarskiego, nie może być prawdziwa; wszak zdanie tak zbudowane jest prawdą tylko wtedy, gdy obydwa jego zdania składowe są prawdziwe, w tym wypadku zaś drugie zdanie musi być fałszywe, jeżeli pierwsze ma być prawdziwe, bo nonsens nie może być prawdą (fałszem zresztą też nie). Innymi słowy, cała ta wypowiedź ma sens tylko pod warunkiem, że zdanie „Bóg istnieje” ma sens – co oczywiście nie wyklucza fałszywości tego zdania.

Nie śmiem uwierzyć, że Kołakowski nie rozumie tego, co powiedział. Myślę, że po prostu uważa te swoje słowa za dostatecznie dowcipny kalambur, by warto było go przytoczyć, wspominając żartobliwą rozmowę z wybitnym logikiem; może tylko nie zauważył, że jest to dowcip z brodą, która rosła przez ponad dwa tysiące lat. Wierzę natomiast, że w śmiechu, którym żart ten skwitował Tarski, mogła być nuta irytacji – takiej, jaką mistrz szachowy reaguje na propozycję zagrania w warcaby.

Teolog o mentalności św. Pawła mógłby posłużyć się tym żartem Kołakowskiego jako dowodem, iż sami ateiści („własny ich prorok”) przyznają, że Bóg istnieje. Chyba jednak nie ma już teologów aż tak – nazwijmy to – niefrasobliwych; ci współcześni znają elementarną logikę, zrezygnowali więc już nawet z „dowodów” istnienia Boga obmyślonych przez ich trzynastowieczny autorytet (a także z rozmaitych późniejszych tego „dowodów”). Co więcej, powszechnie uznane zdobycze nauk przyrodniczych zniechęciły większość teologów do powoływania się na obraz świata zawarty w Biblii; dzieło to zdegradowali oni do rangi „zbioru przypowieści”. Chętnie natomiast i bez ograniczeń czerpią argumenty z materiału literackiego, który nie podlega kontroli żadnej metodologicznie dojrzałej dyscypliny naukowej.

Spora część literatury filozoficznej jest dla teologii cennym źródłem takiego materiału, a twórczość „późnego” Kołakowskiego – źródłem zgoła bezcennym. Oto jej kolejna próbka,3 wybrana z cytowanego wyżej dzieła: „Biblii nie zaliczyłbym do kanonu literackiego. To jest coś o wiele ważniejszego, to jest rdzeń kultury naszej.” (s. 89); „To, co mówimy o Bogu, Absolucie, nie jest językowo uchwytne ... [ale] nie możemy po prostu milczeć” (s. 171); „Poznanie nasze jest poznaniem językowym, a więc zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że nie będziemy świadomi, do jakiego stopnia język fałszuje rzeczywistość ...” (s.171); „Jesteśmy istotami ograniczonymi, marnymi.” (s. 172); „Wolno nam wierzyć, że cały świat naszego doświadczenia nie jest realnością ostateczną.” (s. 184).

Prezent w postaci ukutej przez filozofa metafory: „Biblia jest rdzeniem naszej kultury” ma dla teologa wielką wartość, można bowiem oprzeć na nim tezę, że kultura ta zawdzięcza owemu zbiorowi przypowieści (a więc i teologii chrześcijańskiej) wszystko lub prawie wszystko, oraz że ewentualne powszechne zignorowanie owego „rdzenia” musiałoby doprowadzić do uwiądu całej naszej kultury. Równie cenne jest twierdzenie filozofa, że temat Boga jest językowo nieuchwytny, ale musimy go podejmować: chroni ono teologa przed zarzutem, że sam nie rozumie, co mówi, a jednocześnie wzywa go, by nie milczał o tym, o czym mówić nie potrafi. Wreszcie, dopuszczając możliwość, iż język i doświadczenie ludzkie – niczym krzywe zwierciadła – fałszują rzeczywistość, filozof sam zakłada coś, co jest fundamentem religii: ideę języka i doświadczenia nadludzkiego, adekwatnie odbijającego rzeczywistość, czyli ideę wiedzy boskiej. Pozytywistom i „scjentystom”, którzy kwestionują to założenie, okazuje pogardę bliską nienawiści, jaką żywią wobec nich teologowie.

Filozof oddający teologii przysługi tego rodzaju otrzymuje sowitą zapłatę (nawet jeśli działał bezinteresownie) w postaci schronienia pod parasolem powszechnego szacunku dla przepastnej i mrocznej głębi „spraw ostatecznych”, które są przedmiotem jego dociekań. Właścicielem tego parasola jest, oczywiście, teolog, który kiedyś zdobył go środkami przemocy, dziś zaś korzysta zeń dzięki inercji obyczajowej zwanej tradycją. Choć już nieco sfatygowany i dziurawy, parasol ten nadal spełnia ważną funkcję: gwarantuje, że każdego, kto nie ukrywa, iż doktryny teologiczne uważa za produkt myślenia dewiacyjnego, a instytucję, która doktryny te rozpowszechnia, za nie zasługującą na okazywany jej respekt, wolno będzie uznać za osobę źle wychowaną lub wręcz niezrównoważoną psychicznie. Normą jest okazywanie szacunku i „zrozumienia” dla myślenia tego rodzaju. W dużej mierze dotyczy to również środowisk akademickich. Statystyczny uczony, nawet ateista, wciąż jeszcze traktuje z bezgraniczną tolerancją aparat pojęciowy teologa, jego założenia i sposoby uzasadniania twierdzeń; słucha wywodów teologicznych z uprzejmą powagą, mimo iż stosowanie analogicznego instrumentarium badawczego w jakiejkolwiek innej dyscyplinie oburzyłoby go jako świadectwo skrajnej niekompetencji w kwestii dróg dochodzenia do prawdy. Co więcej, gotów jest podzielić pogląd, zgodnie z którym samo zjawisko wiary religijnej nie poddaje się badaniu metodami „zwyczajnej” nauki, ponieważ zrozumienie go wymaga szczególnego rodzaju doświadczenia lub intuicji, dostępnej wyłącznie ludziom religijnym. A już kogoś, kto postuluje badanie tego zjawiska metodami nauki twardej, przede wszystkim biologii ewolucyjnej, statystyczny uczony uzna w najlepszym przypadku za fantastę.

Teologowie z oczywistych powodów dokładają starań, by podtrzymać w społeczeństwie taką postawę wobec ich profesji i dorobku.4 Przekreśla to szanse na rzeczową dyskusję publiczną zarówno z nimi samymi, jak i z osobami głęboko przekonanymi, że jest to jedyna właściwa postawa. Idea dialogu światopoglądowego między teistami i ateistami musi pozostać pomysłem niewykonalnym; wszelkie próby jej urzeczywistnienia skazane są na jałowość. Przenosi się to na nieusuwalny brak porozumienia w kwestiach prawnych, takich jak legalność aborcji, eutanazji, czy związków homoseksualnych.

Rzecznikom idei „Nowego Oświecenia” i laicyzacji życia społecznego pozostaje prowokowanie w ludzkich umysłach „dialogu wewnętrznego” za pomocą publikacji w stylu książek Richarda Dawkinsa, Daniela Dennetta i Heleny Eilstein.5 Ten rodzaj dialogu często bywa owocny, można więc mieć nadzieję, że nawet w Polsce – kraju ludzi, których słuch światopoglądowy jest na ogół stępiony w wyniku wszechobecnej indoktrynacji religijnej – doprowadzi z czasem do transformacji postaw i oczekiwań, wymuszającej respektowanie rozumu i świeckich wartości.

Przypisy:

1 Czas ciekawy, czas niespokojny. Z Leszkiem Kołakowskim rozmawia Zbigniew Mentzel, Część II, Wydawnictwo Znak, Kraków 2008, s. 31.

2 Cytat z Biblii w przekładzie J. Wujka.

3 Inną próbkę, ilustrującą ten sam aspekt filozofii Kołakowskiego, przytoczyłam w tekście „Mistrz fikcji filozoficznej”, Bez Dogmatu nr 76.

4 Zob. np. tekst Dariusza Kowalczyka SJ, „Ateiści czy oszołomy?”, miesięcznik W drodze nr 9 (421) 2008.

5 Richard Dawkins, Bóg urojony, Wydawnictwo CiS, Warszawa 2007; Daniel C. Dennett, Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne, PIW, Warszawa 2008; Helena Eilstein, Biblia w ręku ateisty, IFiS PAN, Warszawa 2006.



Pierwsza strona
Home page

Free counter and web stats