Marek J. Siemek
OŚWIECENIE
POLSKIE LEKCJE NIEODROBIONE
Ostry deficyt społecznej racjonalności, na jaki cierpi współczesna Polska,
nie powstał wczoraj ani przedwczoraj. Przeciwnie, jego źródła sięgają
głęboko w przeszłość, a najważniejszym z nich jest niedostatek
szeroko rozumianego Oświecenia.
Co
to jest Oświecenie? Jego istotę zwięźle i nader trafnie przedstawił
niegdyś Immanuel Kant: Oświeceniem nazywamy wyjście człowieka z
niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy. Niepełnoletność to
niezdolność człowieka do posługiwania się swym własnym rozumem bez
obcego kierownictwa. Zawinioną jest ta niepełnoletność wtedy, kiedy
przyczyną jej jest nie brak rozumu, lecz decyzji i odwagi
posługiwania się nim bez obcego kierownictwa. Sapere aude! Miej
odwagę posługiwać się swym własnym rozumem – tak oto brzmi
hasło Oświecenia.
Lenistwo
i tchórzostwo to przyczyny, dla których tak wielka część ludzi, mimo
wyzwolenia ich przez naturę z obcego kierownictwa (naturaliter
maiorennes), pozostaje chętnie niepełnoletnimi przez całe swoje
życie. Te same przyczyny sprawiają, że inni mogą tak łatwo narzucić
się im jako opiekunowie. To bardzo wygodne być niepełnoletnim. (...)
Do
wejścia na drogę Oświecenia nie potrzeba niczego prócz wolności i to
wolności najnieszkodliwszej spośród wszystkiego, co nazwać można
wolnością, mianowicie wolności czynienia wszechstronnego,
publicznego użytku ze swego rozumu (Kant 1966, s. 164, 166).
Co
przeszkodziło Polsce w wejściu na drogę Oświecenia? Złożyły się na to
przyczyny należące po części do historii, a po części do
geografii. Co się tyczy tych pierwszych, to trzeba pamiętać, że z
perspektywy historycznej Oświecenie jest ogniskowym punktem, w którym
schodzą się europejskie drogi nowożytnej wolności. Przedtem zamknięty
ład średniowiecznej Europy rozpadł się pod ciśnieniem nowych zjawisk
i procesów, które wybitny socjolog niemiecki Max Weber nader trafnie
kiedyś określił jako wielkie „odczarowanie świata". To
obrazowe wyrażenie doskonale oddaje istotę europejskiej modernizacji.
Epoka nowożytna, rozwiewając nimb tajemniczej i nienaruszalnej
świętości, jaki otaczał istniejącą rzeczywistość, zerwała wszystkie
piękne maski z rodowo-stanowych stosunków feudalnych, opartych na
przemocy, przymusie i autorytarnym panowaniu. Nastąpiło
wszechstronnie wyzwalające otwarcie ludzkiego świata - na wszystko,
co nowe, inne niż dotąd, a więc lepsze, prawdziwsze, bardziej
rozumne, gdyż zgodne z krytycznym probierzem własnego osądu każdej
myślącej jednostki. Nowożytny przełom polegał więc na powszechnej
emancypacji człowieka, której nieodłącznie towarzyszyła z jednej
strony konsekwentna racjonalizacja wszystkich obszarów i form
ludzkiego życia, z drugiej zaś ich coraz dalej idąca
indywidualizacja.
Polska
państwowość i kultura szlacheckiej Rzeczypospolitej Jagiellońskiej z
pewnością jeszcze się nie spóźniły na pierwszy etap tego procesu,
kiedy nowe horyzonty odsłaniały się najpierw w odkryciu, które
przywracało zagubioną już pamięć o bardzo dawnej przeszłości. Dokonał
tego europejski Renesans - ów zrodzony jeszcze w XIV stuleciu we
Włoszech, ale aż po wiek XVI promieniujący na cały kontynent
powszechny ruch umysłowego, artystycznego i kulturalnego odrodzenia
grecko-rzymskiej tradycji antycznej, który Zapoczątkował nowożytną
epokę w dziejach Europy. To
wtedy również w Polsce sztuka, literatura, filozofia i historia
klasycznej starożytności na nowo odżyły nie tylko jako przedmiot
autentycznych zainteresowań i pogłębionych studiów, lecz także w
charakterze ideowej podstawy budującej
nowy
światopogląd świeckiego, na wskroś racjonalistycznego humanizmu.
W centrum tej nowej wizji człowieka i świata znalazła się konkretna,
jednostkowa osobowość ludzka, z całą pełnią duchowych, uczuciowych i
zmysłowo-cielesnych potrzeb i przeżyć, w swej niepowtarzalnej
swoistości odmienna od wszystkich innych jednostkowych osobowości, a
zarazem połączona z nimi czysto społeczną więzią wspólnych dążeń,
interesów i celów. Te
indywidualne odrębności i różnice, które jednak spójnie artykułują
się w nowych związkach ludzkiego uspołecznienia, zaznaczają swą
obecność również w życiu większych grup i zbiorowości. Renesans jest
przecież także okresem historycznego powstawania europejskich
narodów,
wraz
z całym zróżnicowaniem narodowych języków, kultur i tożsamości. To
wtedy Dante i
Petrarca, Villon,
Rabelais i Ronsard, Lope
de Vega i Shakespeare, a u
nas Rej i
Kochanowski
tworzą w arcydziełach poezji, prozy i dramatu niedościgłe wzorce
literackie nowożytnych języków: włoskiego, francuskiego,
hiszpańskiego, angielskiego, polskiego. Także już w tych językach
rodzi się nowa myśl polityczna, która tworzy intelektualne i
organizacyjne zręby nowożytnych państw narodowych, a tacy jej
XVI-wieczni europejscy luminarze jak Macchiavelli,
Morus
czy Bodin wciąż jeszcze mają w ówczesnej Polsce godny odpowiednik i
równorzędnego partnera choćby we Fryczu--Modrzewskim.
Kultura
polska nie pozostała w tyle za głównym nurtem europejskiej
emancypacji i modernizacji również w początkach następnej ważnej fazy
jego rozwoju. Chodzi o ten głęboki ferment ideowy, jaki w całej
Europie wywołał swą radykalną krytyką papiestwa i katolickiego
Kościoła niemiecki augustianin Marcin Luter, zapoczątkowując potężny
ruch swoistego odrodzenia chrześcijańskiej religijności, zwany
Reformacją. Laicki humanizm Renesansu spotkał się tu niejako w pół
drogi z masowym protestem wiernych chrześcijan przeciw narastającemu
wyobcowaniu i duchowo-moralnemu zepsuciu skostniałych struktur i
instytucji kościelnych. Ta
nowa, właśnie „protestancka" lub „zreformowana"
pobożność, której wkrótce potem jeszcze ostrzejszą postać nadał
szwajcarski teolog Jan Kalwin, szybko znalazła własne formy
organizacyjne i w niedługim czasie ogarnęła zasięgiem swych
oddziaływań rozległe obszary środkowo--zachodniej i północnej części
europejskiego kontynentu. Nie ominęła także Polski, gdzie przez cały
XVI wiek rozmaite nurty i odłamy wyznaniowe Reformacji znajdowały
nader podatny grunt dla swych haseł powszechnej emancypacji
religijnej i społeczno-kulturalnej. W Polsce jednak wpływy tych
nowych idei zostały szybko i skutecznie powstrzymane przez zwycięską
ofensywę katolickiej kontrreformacji, która już w pierwszej połowie
następnego stulecia odniosła tu swój szczególnie spektakularny i
ostateczny sukces. Zapewne uchroniło to Rzeczpospolitą przed pożogą
krwawych wojen religijnych, które w tym samym czasie pustoszyły
Europę i wygasły dopiero wraz z pokojem westfalskim, w połowie XVII
wieku. Ale ceną tego było głębokie utrwalenie już wtedy
anachronicznych, na wskroś tradycjonalnych struktur wzajemnego
przenikania się władzy duchownej i świeckiej, hierarchicznego
Kościoła i państwa, patriarchalnej religijności katolickiej i
świeckiej sfery obywatelskiego życia publicznego. Odtąd Polska już
zdecydowanie znalazła się poza głównym nurtem europejskiej
cywilizacji i kultury, który coraz wyraźniej oddzielał religię od
polityki oraz rozmaite Kościoły jako organizacje wyznaniowe od
ośrodków i struktur suwerennej władzy państwowej, bezpośrednio w tym
nawiązując do chlubnego dziedzictwa rzymskiej tolerancji
religijno-obyczajowej i laickiego państwa.
Triumf
katolickiej kontrreformacji miał też dla Polski poważne następstwa
społeczno-kulturowe i gospodarczo-cywilizacyjne. Skutecznie bowiem
zablokował historyczne procesy rozpadu feudalnego społeczeństwa
stanowego, które w Europie Zachodniej pod przywództwem emancypującego
się mieszczaństwa wytworzyły zasadniczą tkankę ekonomicznej,
społecznej i kulturalnej modernizacji. Trzeba pamiętać, że Reformacja
oznaczała nie tylko duchowy ruch na rzecz wolności religijnej, lecz
miała głęboki i dalekosiężny wpływ na oblicze nowożytnej Europy także
w innej, z pozoru bardziej przyziemnej i prozaicznej sferze. Chodzi
mianowicie o ścisły związek socjopsychologiczny - odkryty również
przez Maxa Webera - pomiędzy „protestancką etyką" a
„duchem kapitalizmu". Mianem kapitalizmu ogólnie określamy
dominujący w nowożytnym świecie nowy system społecznych działań i
stosunków ekonomicznych, opartych na centralnej pozycji i samoistnie
organizującej funkcji rynkowej gospodarki towarowo-pieniężnej. W
odróżnieniu od dawnej, średniowiecznej formy uspołecznienia, gdzie
zachowania gospodarcze ludzi - a więc cała sfera produkcji, podziału
i konsumpcji materialnych dóbr - były jeszcze całkowicie i
bezpośrednio wprzęgnięte w sieć społecznych stosunków panowania i
podległości, tworząc w feudalnych strukturach rodowo-stanowych
swoisty splot sfery ekonomicznej z polityczną, bogactwa z władzą,
materialnego dobrobytu z korzystną pozycją w hierarchicznym systemie
dziedziczonych przywilejów, kapitalistyczny system gospodarki
rynkowej wytyczył przejrzyste granice między obszarami ekonomii i
polityki. Pieniądz - ten wielki „zrównywacz" wszelkich
odmienności i różnic - nieubłaganie wypierał i zastępował dawne więzy
społecznych podporządkowań i lojalności, upowszechniając władzę
uniwersalnego, gdyż bezosobowego kapitału.
Otóż
rodzący się kapitalizm, którego początki wywodzą się z jeszcze
średniowiecznego rozkwitu handlowej, finansowej i bankowej
działalności włoskich miast (Republika Wenecka, Genua, Florencja i
Mediolan) oraz hanzeatyckich portów Morza Północnego i Bałtyku - od
Londynu przez Antwerpię, Hamburg, Gdańsk po Rygę - wraz z Reformacją
niespodziewanie znalazł największego sprzymierzeńca w ascetycznej,
„purytańskiej" religijności protestantów. To
ona bowiem krzewiła swoistą etykę wyrzeczeń, czyli oszczędnej i
zapobiegliwej troski o przyszłość, a także racjonalnej kalkulacji
możliwych zysków i strat. Dlatego protestantyzm, zwłaszcza w swej
mieszczańsko-kupieckiej odmianie kalwinizmu, niezwykle sprzyjał
rozwojowi indywidualnej przedsiębiorczości, ducha wolnej konkurencji
oraz etosu rzetelnej i sumiennej pracy. Uznając życiowy sukces i
osobistą pomyślność każdej jednostki za niechybną oznakę Bożej łaski
i prawie pewną obietnicę zbawienia, religia ta zarazem paradoksalnie
uwalniała doczesną aktywność gospodarczą i społeczną ludzi od
bezpośredniego wpływu sił i sankcji nadprzyrodzonych. Tym samym wraz
z rynkową ekonomią pieniądza i kapitału budowała nową tkankę
społecznej
racjonalności,
której przejawem jest nie tylko materialny dobrobyt, lecz także, a
nawet przede wszystkim, integrująca moc zasad rynkowych jako
powszechnie obowiązujących i przestrzeganych reguł
gry
społecznej, które wyznaczają formę nowoczesnej
socjalizacji.
Wolność osobista jednostki - zarówno zewnętrzna (swoboda
przemieszczania się, czyli cielesno-przestrzennego rozporządzania
swoją osobą, wolna praca najemna zamiast niewolniczej lub poddańczej
pracy przymusowej), jak i wewnętrzna (wolność słowa, myśli i
sumienia) - stanowiła niewątpliwie najpierwszą i najważniejszą z tych
reguł. Ale poza tym należały tu takie równie ważne pryncypia jak
równość wszystkich wobec prawa, dobrowolność umów i ich bezwyjątkowo
powszechne obowiązywanie, nierozłącznie z tym związana sprawiedliwość
wymiany, prawo wszystkich do bezstronnego i publicznego wymiaru
sprawiedliwości, kooperacja oparta na symetrii wzajemnych oczekiwań i
świadczeń, wymaganej przez powszechną zależność każdego od
wszystkich. Wszystkie te zasady składały się na uniwersalną logikę i
etykę komunikacyjnej wzajemności,
tworzoną wprawdzie i podtrzymywaną najpierw przez rynek, ale od
początku wykraczającą daleko poza czysto gospodarczy horyzont
ludzkich działań. Raczej trzeba powiedzieć, że formowały się tu
pojęciowe, normatywne i instytucjonalne ramy nowoczesnego
społeczeństwa
obywatelskiego
w jego racjonalnej samoorganizacji.
Rozwój
kapitalizmu i ściśle z nim związane narodziny mieszczańskiego
społeczeństwa obywatelskiego ominęły jednak szlachecko-feudalną
Polskę, tak samo jak nie dotarła do niej nowożytna rewolucja
naukowa.
Paradoks to szczególnie gorzki, gdyż tę ostatnią rozpoczął jeszcze w
XVI wieku właśnie wielki astronom polski, Mikołaj Kopernik, swą
heliocentryczną teorią układu słonecznego, która odbierała Ziemi
centralne miejsce w kosmosie, czyniąc z niej tylko jedną z planet
krążących wokół Słońca, spowodował on całkowity przewrót w
tradycyjnych wyobrażeniach o świecie. Ale już niedługo potem, gdy
wiek XVII przyniósł niebywały rozkwit nowego,
matematyczno-eksperymentalnego przyrodoznawstwa, które za sprawą
takich uczonych jak Galileusz i Kepler, Kartezjusz i Pascal, Leibniz
i Newton
systematycznie
odsłaniało i objaśniało wszystkie tajemnice nieskończonego
Wszechświata, Polska zaczęła się odsuwać na coraz dalsze peryferie
europejskiej kultury naukowej i intelektualnej. Nowa wiedza o
przyrodzie, która w istotny sposób dopełniała rozwijaną już przez
renesansowych humanistów nową wiedzę o człowieku, coraz trudniej
przenikała tu przez bariery anachronicznego systemu
kościelno-zakonnej oświaty i edukacji, dodatkowo wzmacniane nader
skuteczną aktywnością kontrreformacyjną jezuitów. Osłabienie
politycznej pozycji Rzeczypospolitej wobec państw ościennych szło
więc w parze z jej rosnącą izolacją kulturalną i mentalną od
gwałtownie modernizującej się Europy.
Albowiem
nowożytna Europa, która właśnie wtedy z jednej strony ostatecznie
różnicuje się w wielość suwerennych państw narodowych, dzięki temu
jednorodnemu światopoglądowi naukowego poznania i samopoznania z
drugiej strony w coraz większym stopniu staje się ponadnarodową i
ponadpaństwową „republiką uczonych" - uniwersalną
wspólnotą badawczą, która w jawnej i publicznie dostępnej debacie
wzajemnie wymienia i zarazem poddaje krytycznej ocenie wszelkie
informacje i poglądy o metodach, procedurach i wynikach swych badań.
W XVIII stuleciu ta kultura krytycznego i samokrytycznego rozumu,
który w naukowej wiedzy i jej praktycznych zastosowaniach widzi
najpewniejszą drogę moralnego i społecznego postępu całej ludzkości,
upowszechnia się w wykształconej Europie tak dalece, że sama określa
swą epokę jako „wiek świateł", czyli Oświecenie.
W
Oświeceniu nowożytna świadomość europejska osiąga swój punkt
szczytowy. Przed najwyższym trybunałem ludzkiego rozumu zostają
postawione wszystkie tradycyjne autorytety, zwyczaje, formy życia.
Nauka, filozofia, literatura i sztuka poszukują niezawodnych, gdyż
racjonalnych miar i probierzy tego, co prawdziwe, dobre, piękne i
sprawiedliwe, ustanawiając w ten sposób uniwersalny horyzont
ogólnoludzkich wartości intelektualnych i moralnych, które zarazem
sana niebywałą dotąd skalę upowszechniane przez popularną
publicystykę i systematyczną działalność edukacyjno-oświatową. Europa
nie tylko zbiera tu i spisuje wielką „Encyklopedię"
ogromnych już zasobów swej
wiedzy, lecz także ostatecznie tworzy podstawowy kanon swej
indywidualnej i społecznej pedagogii - tego wychowania do uczuciowej
i umysłowej dojrzałości jednostek oraz do ich międzyludzkiej
solidarności i zbiorowej umiejętności życia we wspólnocie. Słowem:
wychowania do rozumnej wolności.
Drogi
tej wolności zostały jasno nakreślone i wytyczone przez myśl
europejskiego Oświecenia. Pozostał jeszcze tylko jeden zasadniczy
krok: od myśli do czynu. Dokonała go pod koniec XVIII
stulecia
Wielka Rewolucja Francuska, przeprowadzając nowożytną Europę w
najnowszy, już nowoczesny
okres jej dziejów. Rewolucja położyła kres anachronicznemu systemowi
„dawnych rządów" feudalnych, wciąż sprawowanych wtedy we
Francji, jak i w całej Europie przez dwa uprzywilejowane stany
katolickiego duchowieństwa oraz „urodzonych", czyli
arystokracji i szlachty, którym oto czynnie przeciwstawiły się
szerokie rzesze oświeconego, ale społecznie, prawnie i politycznie
ubezwłasnowolnionego „stanu trzeciego": mieszczaństwa,
wspieranego przez pracujący proletariat miejski oraz dążące do
większej niezależności ekonomicznej chłopstwo. W burzliwych kolejach
rewolucyjnych wydarzeń te dotąd upośledzone warstwy i odłamy dawnego
społeczeństwa wytworzyły swą wspólną podmiotowość i tożsamość,
występując jako wolny Iud, który sięga po należną mu suwerenną
władzę. Przestrzeń już wcześniej zdobytej wolności intelektualnej,
moralnej, religijnej i gospodarczej uległa nagłemu rozszerzeniu o
obywatelską wolność prawno--polityczną i społeczną, zapewniającą
wszystkim rzeczywisty udział w demokratycznym kształtowaniu zbiorowej
woli i decydowaniu o ważnych sprawach wspólnych życia publicznego.
Oczywiście,
Rewolucja Francuska nie mogła urzeczywistnić swoich szczytnych
ideałów ani rozwiązać nowych problemów i konfliktów życia
społecznego, jakie wyłoniły się właśnie w jej wyniku. Była gwałtownym
przesileniem, w którym ostatecznie zniknął stary porządek świata, ale
kształt nowego porządku zdołał dopiero ledwo się zarysować.
Niezależnie jednak od wciąż niewygasłych sporów o ocenę jej
poszczególnych faz i różnych tendencji w jej łonie - zwłaszcza tych,
które zaznaczyły się skrajnym radykalizmem, nadmiarem zbędnej prze-
mocy
i ślepego niszczenia - dziedzictwo ideowe Rewolucji stało się
niezbywalną częścią europejskiej samowiedzy i tożsamości. Nowoczesna
Europa zawdzięcza Wielkiej Rewolucji Francuskiej nie tylko wzniosłe
hasła wolności, równości i braterstwa. Zawdzięcza jej także pojęciowe
i normatywne fundamenty swego na wskroś humanistycznego,
wolnościowo-demokratycznego ładu społecznego i
polityczno-państwowego: Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, ideę
suwerenności ludu, republikańskie konstytucje, struktury i formy
przedstawicielskiej demokracji parlamentarnej i lokalnej, wolność
prasy i opinii publicznej, jawność życia politycznego, nienaruszalną
autonomię ludzkiej prywatności, obywatelską lojalność wobec państwa,
patriotyzm. Są to pojęcia i wartości, które dziś tak samo jak ponad
dwieście lat temu niezmiennie wyznaczają horyzont tyleż
europejskiego, co powszechnego człowieczeństwa.
Wszelako
okoliczność, iż to największe przesilenie europejskiego procesu
modernizacji, jakim była Rewolucja Francuska, niemal dokładnie
zbiegło się w czasie z ostatecznym upadkiem politycznym Polski jako
suwerennego państwa, ma swoją głęboką wymowę symboliczną. To
właśnie odtąd w wyznaczaniu zasadniczych horyzontów polskiego życia
społecznego, kulturalnego i umysłowego historię na długo wyparła i
zastąpiła geografia. W społeczeństwie podzielonym między trzy
zaborcze mocarstwa na intelektualną niedorosłość („niepełnoletność"
w sensie Kantowskiej definicji Oświecenia) jego członków nałożyła się
polityczna, gospodarcza i cywilizacyjna marginalizacja samego kraju i
narodu, który również fizycznie został zepchnięty na peryferie, na
prowincjonalne kresy i pogranicza wielkich imperiów. W ten sposób
polski deficyt oświeconej nowoczesności, mierzony ogólnym zacofaniem
i niedorozwojem społecznym, znalazł swą geograficzną lokalizację na
europejskim Wschodzie,
podczas gdy właściwe centrum historyczne i cywilizacyjne Europy
ostatecznie umiejscowiło się na jej Zachodzie.
Oczywiście,
„geografia" tego podziału sama ma charakter nie czysto
fizyczny, lecz społeczny i kulturowy: granica oddzielająca obie
strefy, która zresztą dość dokładnie pokrywa się z
granicą rzeczywistych wpływów europejskiego Oświecenia, wyznacza
kształt głębokiego rozszczepienia nowoczesnej Europy - mianowicie na
„Zachód" i „Wschód" w sensie dwóch zasadniczo
nierównych stref cywilizacyjnych, których przeciwieństwo, trwające
przynajmniej od dwóch stuleci i wciąż utrzymujące się, pochodzi z
odmiennie i nierównomiernie w różnych krajach przebiegających
procesów gospodarczej, społecznej, politycznej i mentalnej
modernizacji. Mówiąc o „Wschodzie",
mamy na myśli „typ idealny" pewnej wielkości negatywnej:
mianowicie określającej deficyt
społecznego
rozumu,
czyli tego, czego miarę i normę z grubsza biorąc stanowi klasyczny
Weberowski standard „okcydentalnej racjonalizacji". Ale
właśnie dlatego geografia ma tu też bardzo istotne znaczenie. Widać
to po historyczno-symbolicznej roli, jaką w procesie tworzenia się
nowoczesnej Europy odgrywała „od zawsze" granica na Łabie:
charakterystyczne wyrażenie niemieckie ostelbisch
- „leżące na wschód od Łaby" - zawsze oznaczało również
geograficzną lokalizację tego, czego skądinąd było symboliczną nazwą,
mianowicie cywilizacyjnego niedorozwoju i zapóźnienia, gospodarczej,
społecznej mentalnej peryferii. To, że niemal dokładnie wzdłuż tej
samej granicy nastąpił również dokonany po drugiej wojnie światowej
podział Europy i samych Niemiec pomiędzy polityczno-wojskowe bloki
„zachodnio-kapitalistycznej demokracji i
„wschodnio-radzieckiego socjalizmu partyjno-państwowego, można
uznać za jeszcze jedno - jakkolwiek paradoksalnie wyostrzone
-potwierdzenie właśnie takiego stanu rzeczy, a fakt, że nawet po
zburzeniu Berlińskiego Muru i zjednoczeniu Niemiec ta granica, choć
fizycznie już niewidzialna, bynajmniej nie przestała istnieć,
świadczy najdowodniej o tym, jak głębokie i długotrwałe było to
rozszczepienie na „zachodnią" i „wschodnią"
strefę europejskiej modernizacji.
Otóż
Polska przez cały XIX i XX wiek także w tym sensie leżała „na
wschód od Łaby". Z innymi krajami i narodami europejskiego
Wschodu dzieliliśmy przede wszystkim te najważniejsze i najłatwiej
uchwytne powody cywilizacyjnego niedorozwoju, które mają charakter
ekonomiczny. Wiadomo, że tym, co, na dobrą sprawę, nigdy
nie dotarło za Łabę, jest centralna pozycja i samoistnie organizująca
funkcja gospodarki
rynkowej.
Na tym też polega istota przednowoczesnej - bezpośredniej - formy
uspołecznienia, tak typowej dla europejskiego Wschodu: działalność
gospodarcza ludzi jest tu jeszcze całkowicie i bezpośrednio włączona
w sieć społecznych stosunków władzy i podległości, niezależnie
zresztą od ich rodzaju. Nowoczesny Zachód Europy rozerwał ten splot
dzięki wyodrębnieniu się autonomicznych podsystemów kapitalistycznej
gospodarki rynkowej i nowoczesnego państwa narodowego. Ten właśnie
rozdział, który wszak stanowi istotę europejskiej modernizacji
opisanej przez Webera jako „okcydentalna racjonalizacja"
życia społecznego, ostatecznie wytycza przejrzyste granice między
obszarami ekonomii i polityki. Na przednowoczesnym Wschodzie
natomiast rozgraniczenie to wciąż jeszcze do końca nie nastąpiło, i
właśnie w tym tkwi ekonomiczna istota europejskiej „wschodniości".
Ale
tym, czego społeczeństwom europejskiego Wschodu z ich systemami
strukturalnej „gospodarki niedoboru" najdotkliwiej
brakuje, są wcale nie tylko te czysto ekonomiczne, lecz nade wszystko
etyczno-polityczne i prawno-instytucjonalne ramy społecznej
racjonalności. To
właśnie ten niedostatek ze swej strony również najsilniej hamuje
procesy czysto gospodarczego rozwoju. To
zaś znaczy, że dla Polski, tak jak i dla innych europejskich krajów,
zwanych dziś „postkomunistycznymi", istotę modernizacji
stanowi ostateczna rozbiórka Wschodu,
który
jest
w
nas. To
w nim bowiem koncentruje się dziś i symbolicznie wyraża
wszechobejmująca niedojrzałość tych krajów i ich niemoc wobec wyzwań
XXI wieku. Otóż ten Wschód – rozumiany jako kwintesencja
zaściankowego prowincjonalizmu, nietolerancji i agresywnej wrogości
wobec obcych, nacjonalizmu źle skrywanego za „narodową"
lub „bogoojczyźnianą" demagogią, ideologicznego uporu i
zaślepienia, słowem: całej na wskroś irracjonalnej nieprzejrzystości
w życiu społecznym i duchowym jest zakorzeniony w mentalności ludzi o
wiele głębiej niżby się mogło zdawać. Dlatego to właśnie on stanowi
dziś największą przeszkodę na drodze modernizacji.
To
właśnie on obciąża i czyni nieprzejrzystym całokształt życia
publicznego, które wszędzie jest poprzerastane destrukcyjną tkanką
prywatnej partykularności. Pokazuje to szczególnie jasno osobliwa
struktura życia politycznego w Polsce i innych „postkomunistycznych"
krajach Europy, wciąż zdominowana przez typowo „wschodnie"
mechanizmy personalizacji,
a tym samym mentalnej prywatyzacji
całej tej sfery. Demokratyczne formy i procedury kształtowania
zbiorowej woli politycznej wyraźnie okazują się tu same z siebie
wcale nie wystarczać do podejmowania sensownych decyzji, kiedy nie
dość klarownie wyartykułowane są zasadnicze różnice i konflikty
interesów o znaczeniu ogólnospołecznym, a alternatywy przedstawiane
do wyboru dotyczą nie jakichś racjonalnie uogólnionych programów
politycznych, lecz nader problematycznych osobowości poszczególnych
polityków, z ciągle zmieniającymi się koteriami ich przyjaciół i
zwolenników. Rozszczepienie elit władzy na pstrą wielorakość drobnych
partii, fakcji i grup nacisku w żaden sposób nie odzwierciedla
rzeczywistych zróżnicowań politycznych społeczeństwa, lecz tylko daje
wyraz prywatnym upodobaniom, preferencjom i powiązaniom rozmaitych
osób i towarzyskich grup. Brakuje tego, co można nazwać społeczną
funkcją
zapośredniczenia,
spełnianą przez jawne struktury, instytucje i procedury życia
publicznego; a tylko ta funkcja kładzie tamę prywatnemu egoizmowi i
partykularnej samowoli jednostek.
Nietrudno
też zrozumieć, że taka prywatyzująca personalizacja polityki musi iść
w parze z wszechogarniającą ideologizacją
całego życia publicznego. Ponieważ rozbite i skłócone elity
polityczne w spełnianiu swych funkcji kierowniczych coraz wyraźniej
zawodzą i stopniowo tracą nawet swą świeżo zdobytą demokratyczną
legitymizację (na co wyraźnie wskazuje z jednej strony ucieczka
zawiedzionych i rozczarowanych obywateli od polityki, widoczna w tych
krajach choćby po zaskakująco niskiej frekwencji wyborczej, z drugiej
zaś częste i trudno przewidywalne zmiany upodobań u jeszcze nie
zniechęconej reszty elektoratu), tedy nie dziwi, że polityczni
przywódcy swe roszczenia do władzy w coraz większym stopniu opierają
już tylko na sile swej wiary w jakieś „wyższe wartości".
Zamiast publicznej debaty nad najbardziej dziś żywotnymi sprawami
nowo tworzącej się obywatelskiej wspólnoty na pierwszy plan wysuwają
się nierozstrzygalne, bo zastępcze spory o symbole z przeszłości,
ożywiane przy tym niemal wyłącznie przez arbitralne mniemania i
subiektywne wyznania wiary, które chętnie posługują się
zideologizowaną retoryką narodowej, kulturalnej i chrześcijańskiej
„tożsamości".
Dziś,
już po formalnym przystąpieniu „postkomunistycznych"
krajów Europy Środkowej i Wschodniej do Unii Europejskiej, ten
„tożsamościowy" dyskurs, wraz z całą przenikającą go
mitologią „wspólnotową", znacznie utrudnia w tych krajach
realizację najważniejszego zadania, jakim jest budowa podstawowych
struktur nowoczesnej racjonalności obywatelskiego życia społecznego.
Niestety, również w tym przejawia się złe dziedzictwo dawnej tradycji
europejskiego Wschodu, w tym także tradycji i historii polskiej:
niekwestionowaną warstwą przywódczą była tu wszak od zawsze
„inteligencja" - ów bynajmniej nie tylko polski, lecz
pierwotnie i przede wszystkim rosyjski fenomen socjologiczny „ludzi
luźnych", rekrutujących się ze zdeklasowanej szlachty i jako
„raznoczyńcy" zasilających mandaryńskie kadry orientalnego
imperium na stanowiskach urzędniczych i w wolnych zawodach. Jako
nieudolny substytut tego najpotężniejszego rzecznika społecznej i
duchowej modernizacji, którym na Zachodzie tworzącej się Europy było
mieszczaństwo, wschodnia „inteligencja" zawsze bardziej
niż racjonalną organizację rzeczywistego życia społecznego miała na
uwadze pseudometafizyczny „rząd dusz" i chciała być raczej
„sumieniem narodu" niż jego politycznym, obywatelskim i
kulturalnym przywództwem. Nie trzeźwy i skuteczny kierownik,
funkcjonariusz czy menedżer, lecz wieszcz i prorok owładnięty
świadomością swego mesjańskiego posłannictwa był w tych
społeczeństwach modelową figurą dla kształcenia i kształtowania
przywódczych elit.
Ta
symboliczno-profetyczna mentalność tradycyjnej „inteligencji"
jest dziś prawie bez zmian kontynuowana w zideologizowanej
świadomości nowych „klas politycznych" Europy Środkowej i
Wschodniej. I znów chyba najwyraźniej widać to w Polsce. Związane z
ruchem „Solidarności" intelektualne i polityczne elity,
które w swych zmaganiach z opresywnym reżimem odniosły tak efektowne
zwycięstwo, okazały się słabo przygotowane do objęcia swej roli
przywódczej w budowaniu wolnościowo-demokratycznego społeczeństwa
obywatelskiego na miarę nowoczesnej Europy. Tym zupełnie nowym
wyzwaniom próbowały bowiem sprostać, odwołując się bezpośrednio do
tradycji starego - jeszcze przedwojennego - światopoglądu i etosu
polskiej inteligencji. Nadto również Kościół katolicki, przez cały
okres partyjno-państwowej dyktatury wielce zasłużony dla przechowania
i podtrzymania zdrowego sprzeciwu społecznego wobec irracjonalnych
poczynań wyobcowanej władzy, zdołał wprawdzie jeszcze bardziej
umocnić swój wielki autorytet moralny, ale nie potrafił odnaleźć się
w nagle otwartej przestrzeni swobodnego obiegu myśli, opinii i
informacji. Z tych przyczyn w życiu umysłowym wolnej Polski po roku
1989 nastąpiło zdumiewające „odmrożenie" sytuacji z
zamierzchłych już czasów międzywojnia: w nowej scenerii z osobliwym
uporem reanimowano niemal wszystkie przedwczorajsze ideologie,
doktryny moralne i polityczne, nie mówiąc o socjopsycho-logicznych
patologiach i neurozach. Wszystko to zaś odbywa się pod znów
odświeżonymi hasłami wysoko ustylizowanej „kultury duchowej"
i takich jej na całym europejskim Wschodzie nieomylnie
rozpoznawalnych symboli, jak narodowa „tradycja", „pamięć"
i zwłaszcza „tożsamość". Nic też dziwnego, że i dziś ta
frazeologia znów wymyka się spod kontroli jej głównego twórcy i
rzecznika, jakim niegdyś była oświecona, zwłaszcza w dwudziestoleciu
międzywojennym wybitnie „progresywna" i laicka
inteligencja „liberalna", i coraz bezwzględniej zostaje
zawłaszczona przez również ekshumowane z czasów przedwojennych
formacje konserwatywnej prawicy nacjonalistycznej spod sztandaru
„narodowo-katolickiego", teraz występujące pod nieco
odmienionym szyldem nieustępliwej walki o „wartości
chrześcijańskie".
Dominacja
takiego typowo wschodniego myślenia, które jest niemal doskonale
odporne na jakiekolwiek dyskursywne pojęcia,
racje i argumenty, ponieważ swój właściwy krąg oddziaływań ma raczej
w czysto emocjonalnej sferze namiętności, pobożnych życzeń i
resentymentów, daje się dziś u nas zauważyć nawet u zdeklarowanych
„okcydentalistów" (jest to zresztą także formacja w całej
Europie zdecydowanie „orientalna": niejako Wschód a
rebours,
czyli
wschodnia mitologia Zachodu, znów wzorem XIX-wiecznych
„okcydentalistów" rosyjskich). Dobrym tego przykładem jest
na wskroś ideologiczne zaślepienie, z jakim znaczna część nowych elit
władzy i pieniądza oddaje się społeczno-ekonomicznym mitom bardzo
wczesnego, bo XIX-wiecznego kapitalizmu i związanej z nimi
ideologicznej retoryce skrajnie prawicowego „liberalizmu"
- a więc temu, co na europejskim Zachodzie już od dawna należy do
przeszłości. Nawet więc pośród rzekomych rzeczników szybkiej
modernizacji - i zwłaszcza pośród nich - nie brak takich, którzy
całkiem głęboko tkwią w typowo przednowoczesnych mitach świadomości
profetyczno-utopijnej.
Jednakże
ten zideologizowany styl myślenia „wschodniego" o wiele
silniej i wyraźniej dochodzi do głosu u szczególnie dziś hałaśliwych
i wpływowych przeciwników zachodnioeuropejskiej nowoczesności. To
z tej strony słychać dziś w Polsce najbardziej krzykliwe głosy
różnych demagogów, którzy ze smutnej konieczności chcą uczynić cnotę,
próbując całą ułomność duchową i cywilizacyjną naszego Wschodu
upiększać, a nawet przeciwstawiać ją jako pozytywny wzorzec etycznemu
rozkładowi i moralnemu zepsuciu „konsumpcyjnych społeczeństw"
na Zachodzie. Otóż trzeba jasno powiedzieć, że takie próby są z góry
skazane na sromotne niepowodzenie. Trzeba wciąż do znudzenia
powtarzać, że nie ma żadnych „wyższych wartości", które w
jakikolwiek sposób mogłyby poświadczyć jakąś przewagę siermiężnej i
zapyziałej nieudolności na tym, co dojrzałe, normalne i racjonalne.
Rojenia i uroszczenia infantylnej mentalności Wschodu, że oto
reprezentuje ona jakąś „głębszą" duchowość i mądrość,
które uprawniają ją do tego, by dorosłą nowoczesność
zachodnioeuropejską pouczać, wychowywać, czy wręcz „na nowo
ewangelizować", chcąc ustrzec ją przed pełnym upadkiem w
„cywilizację śmierci", muszą zostać zdecydowanie
odrzucone. Ani moralne przekonanie, ani religijna wiara - bez względu
na to, jak bardzo są wzniosłe i budujące - nie potrafią w niczym
zmienić tego, że urzeczywistniony w Europie Zachodniej system
wolnościowo-demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego z jego
praworządnym państwem i oświeconą kulturą jest najpełniejszą
realizacją nowoczesnej formy człowieczeństwa i uspołecznienia, i że
„poza" lub „ponad" nim nie może być nic, co nie
byłoby powtórnym upadkiem w chaos głupoty, samowoli i przemocy.
Na
tym tle postawy prozachodnie i proeuropejskie, które rzeczywiście
mają na względzie racjonalną modernizację kraju i jego głęboką
reformę społeczną, kulturalną i mentalną, wciąż nie potrafią
zaznaczyć się dość mocno, by mogły skutecznie przeforsować swoją
wizję nowoczesnej Polski. Postępująca prywatyzacja życia publicznego
i destrukcja komunikacyjnego rozumu nasila więc dziś w Polsce stan
społecznej anomii,
która
coraz wyraźniej ukazuje się też jako "ALOGIA" - tak bowiem nazwałbym, nawiązując do klasycznego terminu
Durkheima, narastający niedowład myślowy w zakresie podstawowych
pojęć i norm dotyczących języka, rozumienia sensów i zdolności do
sensownego porozumiewania się. Alogia to spowodowany przez notoryczne
zakłócenia komunikacji społecznej rozpad całej przestrzeni
publicznego dyskursu, której partie polityczne, działające w ramach
tradycyjnego państwa narodowego, już raczej nie odbudują, bo w ogóle
prawidłowo działać mogą tylko w jej ramach i o tyle musiałyby właśnie
z niej wyrastać. Czy to oznacza, że obecne ramy strukturalnie
nienowoczesnego
państwa
narodowego
wraz z możliwym w nich systemem partii politycznych są
niewystarczające dla udanej modernizacji społecznej Polski i jej
rzeczywistego awansu kulturowo-cywilizacyjnego? Jeśli tak, to
rzeczywiście należałoby myśleć nad utworzeniem polskiego ruchu
politycznego na rzecz ponadnarodowego społeczeństwa obywatelskiego,
korzystając z szans, jakie przed nami otwiera integracja z Unią
Europejską.
Nie
rozstrzygając tego ważkiego pytania, stwierdźmy na koniec, że budowa
podstawowych struktur tej obywatelskiej racjonalności nowoczesnego
życia społecznego, której wciąż tak dotkliwie brakuje, jest dziś
najtrudniejszym, ale też i najważniejszym zadaniem i wyzwaniem dla
„postkomunistycznych" krajów Europy Środkowej i
Wschodniej, a szczególnie dla Polski. To
zadanie i wyzwanie nie ma jednak nic wspólnego ani z ideologicznymi
sporami o takie czy inne „tożsamościowe" symbole, ani ze
złudnymi nadziejami na to, że duchowym i społecznym wyzwaniom
współczesności można będzie sprostać przez moralistykę wzniosłych
apeli do „serc i sumień". Intersubiektywna rozumność życia
publicznego, która opiera się na uniwersalnej racjonalności słusznego
prawa, a więc na powszechnym i powszechnie uznanym obowiązywaniu
reguł, norm, instytucji i procedur, nie daje się zastąpić przez żadną
subiektywną pewność prywatnej wiary w jakieś tak lub inaczej
określone „dobro". Prawo, sprawiedliwość, praworządne
państwo, instytucje publiczne, demokratyczne formy samoorganizacyjne
społeczeństwa obywatelskiego muszą - tak samo jak ekonomiczne prawa
rynku czy instrumentalno-pragmatyczne reguły skutecznego działania -
funkcjonować całkiem niezależnie od świadomości i „dobrej woli"
jednostek lub grup społecznych. „Dobre" i „mądre"
mają być nie jednostki czy grupy, lecz prawa, instytucje i procedury.
Możliwe
scalenie „Wschodu" i „Zachodu" - a więc
przyszłość już zjednoczonej Europy - zależy zatem w zasadniczym
stopniu od tego, kiedy i jak dalece wschodnia część naszego
kontynentu, w tym także Polska, zdoła zepchnąć na margines społecznej
komunikacji swojski autorytaryzm ideologicznych form myślenia i
działania, dominujący w prywatnych dyskursach „tożsamościowych",
i zastąpić go demokratyczną debatą powszechną w ramach reguł i
struktur właściwych dla obywatelskiej przestrzeni dyskursu
publicznego. Tylko tym sposobem można stłumić i pokonać ów Wschód,
który wciąż jeszcze tak silnie w nas włada; tylko tak można sprawić,
by europejska racjonalność i normalność życia społecznego przestała
wreszcie być tylko „zachodnia", stając się powszechną i
codzienną rzeczywistością całego kontynentu. To
rozeznanie na pewno nie zmieni przeszłej historii, ale może przydać
się dla lepszej orientacji w przyszłej drodze do wyrównywania
zaistniałych w niej cywilizacyjnych i mentalnych dysproporcji. Także
w naszej polskiej, jeszcze długiej drodze ze Wschodu na Zachód, czyli
do Europy - drodze, której nie przebrniemy, nie biorąc się wreszcie
za naszą wciąż jeszcze nieodrobioną lekcję Oświecenia.
Bibliografia
Kant
I, (1966). „Co to jest Oświecenie", tłum. I Krońska, w:T.
Kroński, Kant,
Warszawa:
Wydawnictwo Wiedza Powszechna.