[ Strona główna ]

RACJE

MIGIEM - TYGODNIK W KWARTALNIKU


Joanna Hańderek

Wielkie samospalenie 1


Około 6 milionów hektarów spalonej Ziemi, w tym lasy, pola i domy. W australijskim stanie Nowa Południowa Walia spłonęło 1300 domów.

Według profesora Chris Dickmana z Uniwersytetu w Sydney w płomieniach zginęło blisko pół miliarda zwierząt, w tym 8 tysięcy zagrożonych wyginięciem koali. Wody oceanów wokół Australii ogrzały się o 2 stopnie Celsjusza, powodując śmierć roślin wodnych i masowe migracje ryb. Jest bardzo źle, a będzie jeszcze gorzej. Przed Australią styczeń, gdy temperatury rosną. Przed nami, przed całym światem zagrożenie katastrofą klimatyczną, a my, ludzie, ciągle niewiele robimy, żeby zapobiec tragedii.

Gdy Titanic zaczął tonąć, wiele osób nie dało wiary złym wieściom. Maszyna była zbyt wspaniała, żeby utonąć. Dzisiaj też zachowujemy się tak, jakby oślepiała nas świadomość naszej niezniszczalności, jakbyśmy mieli patent na wieczne trwanie. W niemal religijnym uniesieniu trwamy w przekonaniu, że człowiek to najwspanialsza istota, która ma trwać po wieczność.

Emisja dwutlenku węgla, deforestacja, hodowle wielkopoołaciowe zwierząt odpowiadające za zanieczyszczenie środowiska, to problemy bagatelizowane, z którymi tak naprawdę nie walczymy. Hodowla przemysłowa zwierząt, oprócz okrutnego traktowania istot żyjących, wiąże się z zatruwaniem gleby, wody i powietrza ogromną ilością pestycydów i nawozów o dużej zawartości azotu i fosforu, powstającymi w produkcji soi, którą karmi się zwierzęta hodowlane. Ich odchody , przeciwieństwie do tradycyjnej hodowli, nie mogą być traktowane jak naturalny nawóz ze względu na zbyt duże stężenie amoniaku. W ten sposób hodowle przemysłowe stają się swoistymi bombami ekologicznymi, wokół których wymierają ekosystemy.

Gdy na naszych oczach realizuje się najczarniejszy scenariusz, ludzie zachowują się tak, jakby mieli czas, jakby mogli zmianę stylu życia, upodobań i nawyków odłożyć na przyszłość, albo jeszcze lepiej złożyć na barki innych ludzi. Wiemy już, jaki jest wpływ człowieka na środowisko i w jaki sposób zagraża światu. Problem w tym, że tak jak pasażerowie Titanica, my ciągle wolimy się bawić.

Pierwsze i najważniejsze zagrożenie to konsumpcjonizm. Idziemy na zakupy, żeby poprawić sobie nastrój, żeby dopasować się do wymagań mody. Nawet się nie zastanawiamy, po co nam kolejny gadżet, kolejna bluzka, buty, czy torebka. Jemy „mięsko” bo lubimy, bo taka jest nasza tradycyjna kuchnia. Otaczający nas nadmiar towarów tylko zaprasza, by kupować, posiadać, wciągając w wir produkcji. Coraz więcej możemy kupić i coraz więcej chcemy posiadać, coraz więcej śmieci dookoła nas. Często nawet nie sprawdzamy, czy to, co kupujemy nie łamie zasad fair trade. Nie interesuje nas, kto i jakim kosztem wyprodukował dany produkt. Bardziej liczy się metka i cena. Okazja wprawia nas w błogi nastrój. Szczęście posiadania.

Dla pozyskania drewna i terenów uprawnych wycinane są lasy tropikalne, co zagraża wielu gatunkom zwierząt i degraduje ekosystem. Lasy Amazonii w 2016 roku płonęły 68 tysięcy razy, w 2018 roku ponad 40 tysięcy razy, a w 2019 ponad 70 tysięcy razy. Ponad 3 mln hektarów lasów spłonęło w 2019 roku na Syberii. Australia jest w ogniu.

Nikt jednak nie chce się przejąć ani wypalonymi płucami świata, ani okrutną śmiercią zwierząt ginących w płomieniach. Gdy płonął dach katedry Notre Dame w Paryżu, świat prawie oszalał z rozpaczy. Jeszcze strażacy nie zdążyli ugasić płomieni, a już ludzie zaczęli zbierać pieniądze na odbudowę tego wielkiego pomnika kultury. W przypadku katastrofy klimatycznej lub wielkiego pożaru Australii nikt nie rozpacza i nie działa. Ekolodzy znów muszą sami walczyć z zagrożeniem. Wolontariusze rozpaczliwie wchodzą w płomienie, by ratować poparzone i przerażone zwierzęta. Są jednak sami. Nas zaprząta co innego. Ekolodzy ostrzegają przed falą pożarów już od 1993 r., podobnie jak badający pożary na Syberii profesor Johann Georg Goldammer, który od ponad 20 lat zapowiada, że problem ten w skali globalnej tylko się będzie nasilał.

W pierwszych godzinach po zderzeniu z górą lodową Titanic tonął powoli. Zbagatelizowano pierwsze alarmy. Wszyscy wiemy, czym to się skończyło. Katastrofa nie ma w sobie nic, z czym można negocjować. Po prostu się dzieje. Pożar zabija coraz więcej ofiar, coraz więcej istnień. Nic się nie da zrobić. W pewnym momencie jest już za późno.

Bagatelizowanie naszego wpływu na środowisko jest naszą największą winą i naszym przestępstwem. Problem zaczyna się od rzeczy małych, od naszych drobnych przyzwyczajeń. Sortowanie śmierci, wychodzenie do pracy z własnym kubkiem, tak by biorąc kawę na wynos nie używać naczyń plastikowych. Kupowanie produktów nadających się do recyklingu, o ile to możliwe dojście do pracy na piechotę lub poruszanie się rowerem. Potrzebne są drobne gesty, jak wystawienie wody w ogrodzie dla jeży, otwieranie okien w piwnicy dla dzikich kotów lub stawianie budek lęgowych dla miejskich ptaków. Potrzebne są proste działania, jak rezygnacja z kosmetyków i detergentów, których producenci ciągle w laboratoriach prowadzą testy na zwierzętach, nie kupowanie produktów odzwierzęcych. Zwyczajne życie, w którym liczymy się każde istnienie, w którym bierzemy pod uwagę, co możemy zniszczyć naszym działaniem.

Titanic tonie. Powoli nabiera wody. Nie mamy szans, by z niego wyskoczyć. Nie mamy szans, by usunąć skutki zaniedbań. Ale zostało nam kilka chwil, by uratować przyszłość. Wystarczy zmienić nawyki, wystarczy zerwać z naszymi potrzebami. Wystarczy zmienić naszą gospodarkę. Powiedzą państwo nie da się! A ja odpowiem: nie da się wybudować nowej planety Ziemi. Nie da się zatrzymać katastrofy, gdy cały czas albo nie widzi się zła, albo powtarzamy jak mantrę, że się nie da.



1. Australia jest jednym z tych krajów, które - jak m.in. Polska - odmawiają walki ze zmianami klimatu i chcą opierać swoją gospodarkę na wydobyciu paliw kopalnych. Australia zamierza kopać i palić węgiel do ostatniego Australijczyka, kangura i koali. (Przyp. Red.)







Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"