Piotr Szumlewicz

RELIGIA I WŁADZA



Młody Karol Marks pisał, że „naszym wrogiem jest bóg. Nienawiść do boga jest początkiem wszelkiej mądrości.” Ale przedmiotem jego wrogości nie była istota zewnętrzna względem ludzkiego świata. Marks wskazywał, że religia stanowi ważną część panujących stosunków społecznych – ich przedłużenie i potwierdzenie. Jej tezy nie są fałszywe, ponieważ adekwatnie opisują społeczeństwa nowoczesnego świata. Religia jest siłą, która wytwarza i podtrzymuje jasno określony typ ładu społecznego. Dogmaty wiary nie wyrażają ponadczasowych prawd, ani nie są irracjonalne. Są instrumentem w walce o władzę i kontrolę nad społeczeństwem. Ateiści nie mają racji – królestwo niebieskie istnieje, tyle tylko, że istnieje ono na Ziemi. Religijne prawdy wpływają bowiem na życie społeczne, przenikają je i kształtują. Ludzie wierzący mylą się tylko wtedy, gdy treściom wiary nadają samoistną wartość i wiążą je z rzeczywistością niezależną od ludzkich doświadczeń. Od czasów świętego Augustyna kler stopniowo powiększa swoje wpływy, przywołując religijne dogmaty i przedstawiając je jako wieczne prawdy. Ale religia jest takim samym stanowiskiem politycznym, jak wszystkie inne, a swoją siłę zawdzięcza skutecznej propagandzie, zgodnie z którą nie wyraża ona ani nie broni żadnych partykularnych interesów.

W nielicznych polskich środowiskach antyklerykalnych istnieje mocno zakorzenione przekonanie, że nadużycia i patologie kościoła stanowią deformację jego „prawdziwych”, rzekomo czystych celów i intencji. Kościół jako wyraziciel religijnej wiary nie jest poddawany krytyce. Oczekuje się tylko od niego, aby działał zgodnie ze swoim powołaniem, karmiąc ludzi duchową strawą i nie przesadzając w swym materialnym rozpasaniu. Wady kościoła są traktowane jako nieszkodliwe nadużycia, sprzeczne z głęboko w nim ukrytą istotą religijności. „Religia tak, wypaczenia nie” – zdają się wołać nawet najbardziej świeccy intelektualiści. Nie ulega jednak dla nich wątpliwości, że kler, a tym bardziej religia, są czymś pożądanym, a nawet niezbędnym. Aby tylko księża nie okradali nadmiernie państwa i nie molestowali seksualnie nieletnich. Gdy spełnią te wyśrubowane wymagania, kościół stanie się trwałym fundamentem najwyższych cnót.

Instytucji kościoła w owej krytyce nie spotyka nic złego, wręcz zyskuje ona dodatkowe wsparcie. Im bardziej bowiem podkreśla się nadużycia kleru, w tym jaśniejszym świetle ukazuje się „prawdziwy” kościół – uduchowiony, wspomagający pokrzywdzonych i bezinteresownie realizujący swoją misję. W ten sposób dokonuje się na kościele swoistej kuracji homeopatycznej. Ujawnia się jego drobne nadużycia, wyjawia się odrobinę zła, ale czyni się to przede wszystkim po to, aby pokazać, jak wielkie dobro kryje się w religii, którą on reprezentuje.

Jednym z głównych pojęć doktryny katolickiej jest miłość. Miłość chrześcijańska ma być siłą, która przezwycięża wszelkie konflikty, również o podłożu ekonomicznym, i której żar topi wszelkie sprzeczności między biednymi i bogatymi, pracodawcami i pracobiorcami. Można się modlić, aby ubodzy mniej cierpieli, ale zakazane są wszelkie formy buntów społecznych, gdyż te rodzą się z nienawiści. Kościół odrzuca też wspieranie państwowych form walki z nędzą, ponieważ grozi ono popadnięciem w pychę. Bieda jest potrzebna, aby móc w jej obliczu pomedytować nad marnością człowieka i zwrócić się do boga o pomoc. Istnienie nędzy daje też pole dla płynącej z miłosierdzia dobroczynności i stąd też kler, zamiast pomocy państwa, proponuje wydać biednych na łaskę akcji charytatywnych. Główną funkcję miłości katolickiej stanowi zatem konserwowanie lub przywracanie tradycyjnych wzorców społecznych, opartych na hierarchicznej władzy. Wszelkie formy represji są tłumaczone jako skutki ułomności ludzkiej natury i wyzwanie dla pokrzywdzonych, aby nie zwątpili w bożą łaskę.

Miłość chrześcijańska to władza sprawowana inaczej niż poprzez bezpośrednią przemoc. Nie wymaga karabinów, czołgów czy bomb. Sprzeciwia się konfliktom i odbiera całym społeczeństwom wolę walki. Czyni to jednak nie w tym celu, aby uwolnić je od dominacji i represji. Religia sankcjonuje panujące relacje władzy, określając je mianem pokoju, i zniechęcając do jakiegokolwiek sprzeciwu. Ludzie stają się pod jej wpływem posłuszni i bierni. Jej podmiotem nie jest bowiem samorządny lud, lecz wspólnota wiernych. Broniąc religii, kościół nie kwestionuje wcale stosunków władzy, tylko je wzmacnia, popierając każdą władzę polityczną, która mu się nie sprzeciwia.

Religia rości sobie prawo do pełnej kontroli nad wiernymi. Wypreparowała ona z wiernych coś, co nazwała „duszą”, a co z istoty swej ma być posłuszne nakazom religijnym, co ma podejmować namysł nad bogiem i mieć religijne rozterki. Religia wymyśliła duszę po to, aby sprawować nad nią nadzór. Dusza to uwewnętrzniona władza. Dzięki niej kościół nie musi posługiwać się narzędziami bezpośredniego przymusu, aby kontrolować ludzkie życie. Dlatego istotny element religii katolickiej stanowi spowiedź. Przedstawiciel boga sądzi w jej trakcie zbłąkaną duszę, która czuje się winna i czeka na karę. Kościół otrzymuje tu władzę przesłuchiwania, lustrowania i osądzania wszystkich wiernych. Cały proces jest niejawny, spowiadający się nie ma prawa do obrońcy czy apelacji, a wyrok zależy wyłącznie od arbitralnej decyzji sędziego. Kapłan ma prawo sądzić, gdyż reprezentuje świat boski. Odwołując się do boga i będąc jego reprezentantem na Ziemi, ksiądz pełni rolę absolutnego monarchy, który sprawuje nieograniczoną władzę nad poddanymi. W tym sensie spowiedź stanowi wzorcowe wcielenie wszelkich partykularnych, autorytarnych i niedemokratycznych rządów. Ksiądz nie odwołuje się do jakichkolwiek ustalonych demokratycznie reguł czy nawet konwencji, lecz wyższej, boskiej sankcji, wobec której nie może być sprzeciwu. Może oczyścić z zarzutów najgorszego mordercę albo gwałciciela i potępić zupełnie niewinnego człowieka. Również zbrodnie samego kościoła mogą być tutaj usprawiedliwione, gdyż księża mają prawo do oczyszczania siebie nawzajem. Ukrywanie przez kościół pedofilii wśród księży nie jest wypaczeniem, lecz naturalnym przedłużeniem doktryny, zgodnie z którą ksiądz pośredniczy między światem ziemskim i niebiańskim, nie podlegając świeckiej władzy.

Innym ważnym elementem doktryny katolickiej jest programowy antyfeminizm, ściśle powiązany z autorytarnym modelem rodziny. Obraźliwe wypowiedzi polskiego kościoła względem feministek i obrona patriarchalnego modelu społeczeństwa są jedynie odzwierciedleniem katolickiej wizji życia społecznego. Tak Biblia, jak i większość tekstów klasyków kościoła przedstawiają patriarchat jako przejaw naturalnego porządku, w którym kobieta uważana jest za grzeszną, bierną, mało refleksyjną i predysponowaną wyłącznie do życia domowego. Jej głównym obowiązkiem jest miłość do męża i wychowywanie dzieci. Mężczyzn natomiast przedstawia się jako aktywną część ludzkości, przeznaczoną do sprawowania władzy i dysponowania wiedzą. Hierarchia w katolickiej rodzinie jest bardzo jasna i przyjmuje postać jawnie autorytarną. Mężczyzna sprawuje nieograniczoną władzę nad kobietą i nad dzieckiem. Z perspektywy katolickiej przemoc w rodzinie nie wydaje się niczym szczególnie godnym potępienia, lecz naturalnym świadectwem władzy mężczyzny. Dzieci i kobiety muszą być surowo traktowane, ponieważ nie są zdolne do samodzielnego myślenia i działania. Dobra rodzina, zgodnie z naukami kościoła opiera się więc na władzy mężczyzny, pokorze matki i tresurze dziecka. W tym kontekście łatwo zrozumieć powszechność w społeczeństwach katolickich opinii, że zdrada małżeńska mężczyzny jest czymś znacznie łatwiej wybaczalnym niż zdrada kobiety. Mężczyzna bowiem, jako istota bardziej aktywna, samodzielna i mająca szersze perspektywy niż kobieta, może ją niekiedy opuścić, choćby po to, aby poświęcić się innym obowiązkom takim, jak władza polityczna lub nauka. Będzie mu to wybaczone tym łatwiej, że reprezentujący go przed bogiem kapłan sam ucieleśnia wyższość mężczyzn nad kobietami. Ksiądz jest wzorcem kultury patriarchalnej – autonomicznego mężczyzny, który poprzez spowiedź zyskuje prawo do sądzenia i karania kobiet. Taka też jest oczywiście wewnętrzna struktura kościoła, w której zakonnice nie pełnią żadnej istotnej roli.

Również podejście kościoła katolickiego do aborcji stanowi przejaw jego dążenia do władzy. Konflikt wokół aborcji nie jest sporem o „prawa płodu” czy „wizję człowieka”. Kwestia dopuszczalności przerywania ciąży dotyczy władzy, którą kler pragnie sprawować nad kobietami i nad procesami reprodukcji społeczeństwa. Za zakazem przerywania ciąży nie kryje się przekonanie, że embrion to człowiek, który przeżywa, myśli czy cierpi. Oparta na mizernej teologii wiara w podmiotowość trzytygodniowego płodu stanowi tylko instrument agresji kościoła wobec kobiecego ciał; jest wyrazem dążenia do poddania szczegółowej kontroli najintymniejszych aspektów życia kobiet. Podmiotowość płodu jest tylko wybiegiem, maską, wymyślonym na potrzeby chwili oszustwem. W rzeczywistości kościół chce w ciele kobiety zainstalować narzędzia kontrolne, permanentny podsłuch. Chce pełnić rolę moralizującego ginekologa, który nie tylko leczy usterki ciała, ale też troszczy się o to, aby było ono zdrowe moralnie. Im więcej posłusznych owieczek urodzi każda kobieta, tym większa nagroda ma na nią czekać. Kobieta ma być posłuszną maszyną reprodukującą katolicki naród.

Mówi się często, że kościół nie powinien angażować się politycznie i zająć się „realizacją swojej misji”. Rzecz w tym, że religijna misja sama posiada jak najbardziej polityczne znaczenie. Bóg katolicki to nie bezpartyjny ekspert od spraw moralności, tylko ideolog konserwatywnej prawicy. Kościół nie jest apolityczny, bo religia jest polityczna. Opowiada się ona zawsze po czyjejś stronie i walczy o władzę. Broniąc autorytarnego modelu wychowania, patriarchalnej rodziny i roszcząc sobie prawo do totalnej kontroli, kościół realizuje swój program wyborczy, którym jest religia.

Krytyka religii musi wiązać się z odsłonięciem dominacji i represji, które się za nią kryją. Religia nie jest transcendentnym sacrum, lecz ideologią, która uzasadnia krzywdę kobiet, represje wobec homoseksualistów, ateistów czy komunistów. Samowola kleru nie stanowi nadużycia, tylko prawidłowość, wpisaną w samą strukturę doktryny katolickiej. Sprzeciw wobec religii i kościoła to protest wobec świata, w którym one panują. Chorobą przenikającą kościół katolicki nie jest grzeszność poszczególnych księży. Dążą oni do realizacji swoich interesów, jak wszystkie inne grupy nacisku.

Wady kościoła kryją się głównie w jego wymiarze boskim, a nie ludzkim. To religia, a nie ludzkie słabości księży, czyni kościół represyjną i antydemokratyczną instytucją. Jej odrzucenie oznaczałoby zniesienie stosunków panowania, które ona wytwarza i podtrzymuje. Dlatego dopiero po jej obaleniu stanie się możliwe ustanowienie w pełni demokratycznego, wolnego społeczeństwa.







Towarzystwo Humanistyczne
Humanist Assciation