[ Strona główna ]

RACJE

Numer 12

Czerwiec 2023


Stanisław Mazurek

reORWELLizacja


Przyjęcie przez Sejm tzw. ustawy anty-aborcyjnej oznacza przekształcenie Polski w państwo wyznaniowe. Nie łudźmy się, nie oszukujmy i nie pocieszajmy, że jest inaczej. Iluzjom mogą ulegać dzieci i członkowie słynnej Unii Demokratycznej, lecz nie dorośli, percypujący rzeczywistość i poczuwający się do odpowiedzialności za swój kraj obywatele. Jesteśmy już w państwie wyznaniowym - nie semi-wyznanlowym, nie para-wyznaniowym, nie quasi-wyznaniowym i nie „na drodze do państwa wyznaniowego". W tym przypadku - przynajmniej z punktu widzenia obrońców społeczeństwa otwartego - wejście na drogę jest już równoznaczne z osiągnięciem celu. Jesteśmy już w środku nowej rzeczywistości ... w pełni re-ewangelizacyjnego szaleństwa.

Obrażam uczucia

I nie mówcie mi proszę, że obrażam tu czyjeś uczucia. Po pierwsze uczuć nie można obrażać – można je tylko urażać. Po wtóre, z moimi uczuciami nikt się od dawna nie liczy – ani Wojtyła, ani Bender, ani Boba, ani Jurek, ani Glemp. Czyż w ciągu ostatnich trzech lat nie dowiedziałem się, że jestem częścią przypadkowego społeczeństwa, że nie umiem korzystać z wolności, że nie mam sumienia, że moja przyjaciółka to ktoś w rodzaju Eichmann jako że usunęła ciąże, a przecież aborcja to Holocaust.

Czy nie uświadomiono mi dziesiątki razy, że jako niekatolik jestem - w najlepszym razie - Polakiem drugiej kategorii? Czy nie usłyszeliśmy, że ateizm to najgorsza z religii? (Jeśli ateizm jest rzeczywiście religią, to jakim prawem, urażając uczucia religijne ateistów, żąda się jednocześnie poszanowania dla własnych? Odpowiem wam: prawem silniejszego). I czy ktokolwiek pomyślał o tym, jak strasznie jako Polak, człowiek i humanista (śmieszny wyraz ze słownika Settembriniego), jak strasznie czułem się sponiewierany i zażenowany, gdy posłowie z rządzącej moim krajem partii wydali oświadczenie potępiające Salmana Rushdiego, a nie-potępiające ogłaszających łowy na pisarzy fanatyków?

Długi jest ten katalog zachowań, powiedzmy, niedelikatnych. A po drugiej stronie - jakaż wrażliwość. Spróbujcie napisać w artykule, recenzji, eseju czy gdziekolwiek indziej: Wojtyła, po prostu: Wojtyła, zamiast Ojciec Święty. Nie puści tego żaden redaktor, jakby było samo przez się zrozumiałe, że ta nazwa własna kogoś obraża. Kogo? Wojtyłę, katolików, naród polski, ludzkość? Można napisać: Homer, Monteverdi, Cezar... Można napisać: Budda, Mahomet, Jezus... Po prostu: Jezus... lecz nie po prostu: Wojtyła... Jakie to dziwne i straszne...

Zostaję ideologiem

Słyszy się często, że aroganckie wypowiedzi fundamentalistów to lapsusy, które mogą się zdarzyć każdemu. Pozwolę sobie mieć na ten temat inne zdanie. Pogardzanie obywatelem to praktyka charakterystyczna dla zwolenników państwa ideologicznego, a państwo wyznaniowe jest odmianą państwa ideologicznego.

Państwo ideologiczne to takie państwo, w którym władza rozstrzyga za obywateli nierozstrzygalne problemy filozoficzne i udziela odpowiedzi na pytania ostateczne. To państwo, w którym władza między innymi ustala definicję człowieka i udziela odpowiedzi na pytanie o istnienie Boga. Ustawa antyaborcyjna uznaje za obowiązującą katolicką definicję człowieka. Dlatego właśnie powiadam, że Polska jest państwem wyznaniowym i ideologicznym.

Katoliccy fundamentaliści utrzymują, że nie ma państw neutralnych ideologicznie. Nie są wyjątkiem od tej reguły demokracje typu zachodniego, w których ideologią panującą jest jakoby moralny relatywizm. To właśnie przejawem ideologii moralnego relatywizmu jest ich zdaniem zachodnioeuropejska koncepcja praw człowieka. Ideologia jednakże, to -zgodnie z nie kwestionowaną na ogół definicją - zbiór odpowiedzi na pytania ostateczne. Kanon praw człowieka żadnych odpowiedzi na takie pytania nie zawiera. Jego uzasadnieniem nie jest moralny relatywizm, lecz agnostycyzm.

Gdyby prawa człowieka były ideologią, to agnostycyzm byłby gnozą, co jest jawnym absurdem. Błąd fundamentalistów, krytykujących zachodnioeuropejską koncepcję praw człowieka polega innymi słowy na tym, że powstrzymanie się od ostatecznej odpowiedzi na pewne pytania uznają oni bezpodstawnie za odpowiedź na pytania ostateczne.

Zawsze oczywiście można powiedzieć, że moralny relatywizm jest konsekwencją agnostycyzmu. W niczym jednak nie zmienia to istoty rzeczy: twierdzenie, że zachodni obrońcy praw człowieka są wyznawcami ideologii moralnego relatywizmu, tak czy owak pozostaje nonsensem. Jeśli bowiem relatywizm jest ideologią, to jest odpowiedzią na pytania ostateczne, a więc nie może być konsekwencją agnostycyzmu. Jeśli natomiast jest jego konsekwencją, to nie może być ideologią.

Bronię efemerydy

Pod jednym względem wszakże fundamentaliści są bliscy prawdy: przez stulecia i tysiąclecia w dziejach ludzkości „normą" było rzeczywiście państwo ideologiczne (najczęściej było to zarazem państwo wyznaniowe), podobnie jak „normą" były niewolnictwo, wojny i tortury. Państwo neutralne ideologicznie - to wielkie dobrodziejstwo zachodniej cywilizacji - pojawia się dopiero w dwudziestym wieku i niewykluczone, że okaże się efemerydą. W dziejach zawsze było znacznie więcej zła niż dobra, a to ostatnie zawsze okazywało się nietrwałe. Warunkiem restytuowania państwa ideologicznego jest jednak odrzucenie praw człowieka. By powrócić do tego, co było, trzeba je w jakiś sposób podważyć, zdemontować, unicestwić.

Pseudofilozoficzną krytykę państwa neutralnego ideologicznie należy odróżnić od polityczno-propagandowej strategii, którą stosuje się w celu „zdemontowania" praw człowieka I zniszczenia tego państwa. Niby-filozofię fundamentalizmu opisaliśmy przed chwilą. Jak prezentuje się jego polityczno-propagandowa strategia?

Wydaje się, że prawa człowieka jako regułę życia społecznego można zwalczać w zasadzie na trzy sposoby.

Po pierwsze (strategię tę nazwijmy faszystowską), można je jawnie odrzucić w imię pewnej wartości doczesnej. Na ogół jest nią państwo lub naród. Oświadcza się wówczas, że prawa człowieka to fikcja, że jedynym prawem obywatela jest silne państwo, lub coś w tym rodzaju. Charakterystyczną cechą strategii faszystowskiej jest brak hipokryzji. Nierzadko właśnie ów brak hipokryzji czyni ją skuteczną. Przywykliśmy do myśli, że prawdziwi złoczyńcy ukrywają swe złe zamiary. Toteż (do czasu) trudno nam poważnie traktować tych, którzy publicznie wzywają do prześladowań, tolerancji i okrucieństw.

Po wtóre (tę metodę nazwałbym z kolei sowiecką), można publicznie deklarować że uznaje się prawa człowieka, w praktyce zaś notorycznie je łamać. W ciągu dziesięcioleci zimnej wojny przekonaliśmy się jak skuteczna może być taka strategia, o ile tylko posiadło się umiejętność kłamania w żywe oczy.

I wreszcie trzecia metoda (nazwałbym ją libertariańską). Polega ona na tym, że prawom człowieka - najczęściej zresztą nie wszystkim normom tworzącym ich kanon, lecz tylko niektórym z nich-nadaje się interpretację na tyle rozszerzającą, by sprowadzić je do absurdu. Umożliwia to wprowadzenie sprzeczności do samego kanonu praw człowieka i w konsekwencji wystąpienie z żądaniem odrzucenia go jako wewnętrznie sprzecznego.

Mam złe przeczucia

Odnoszę wrażenie, że strategia polskich fundamentalistów katolickich jest mieszanką elementów właściwych tym trzem metodom.

Niekiedy powiadają oni wprost, że prawa człowieka to antyreligia godząca w chrześcijańską cywilizację. W tym wypadku jawnie odrzucają te prawa w imię doczesnej wartości, jaką jest konkretna cywilizacja. A przecież to cywilizacja istnieje dla osoby, nie zaś osoba dla cywilizacji. Kiedy indziej z kolei, deklarując przywiązanie do praw człowieka, stwarzają fakty, które w oczywisty sposób w nie godzą. Przykładem niech będzie zapis o wartościach w ustawie radio-wo-telewizyjnej. Żaden chyba chrześcijański poseł nie oświadczył publicznie, że chodzi o wprowadzenie cenzury. Nie­którzy powiadali nawet, że w żadnym wypadku nie chodzi o cenzurę - a przecież nakaz głoszenia pewnych treści to ograniczenie wolności słowa, czyli właśnie cenzura. Ostatnio, wprowadzając ustawę antyaborcyjną, w imię praw człowieka ograniczyli wolność wyznania, zamierzali też odebrać kobietom prawo do zachowania życia i zdrowia.

Przypadek ten wart jest naprawdę bacznej uwagi. Widać tu jak na dłoni istotę strategii libertariańskiej. Oto próba przyznania praw człowieka embrionom i płodom okazuje się równoznaczna z ograniczeniem, w istocie zaś (wszak stanowią one integralną całość) z odebraniem tych praw ogółowi obywateli, w szczególności zaś kobietom. Gotów jestem się zgodzić, że prawa człowieka należy przyznać wszystkim, którym wolno je przyznać. Ale wolno je przyznać tylko tym, którym można je przyznać, nie odbierając ich tym, którym już je przyznano.

Rozszerzenie praw człowieka jako ich ograniczenie, ograniczenie praw człowieka jako ich rozszerzenie... Czy to reewangelizacja, czy reorwellizacja Polski?





Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"