[ Strona główna ]

RACJE

PO NAMYŚLE


Bertrand Russell

JESTEM RACJONALISTĄ - PRAWDOPODOBMIE

Nowe dogmaty są gorsze niż stare


Piszę ten artykuł jako osoba, którą ojciec chciał wychować na racjonalistę. Był on takim samym racjonalistą jak ja, ale zmarł, gdy miałem trzy lata, a Sąd Kanclerski zdecydował, że mam korzystać z dobrodziejstw edukacji chrześcijańskiej. Nie przyniosło to wiele dobrego: kto wie, czy sąd nie pożałował, a może nawet gorzko pożałował swojej decyzji. Być może powiecie, że zaniechanie edukacji chrześcijańskiej przyniosłoby wielkie szkody, bo nie byłoby już wcale racjonalistów, wszak powstają oni głównie w reakcji na system edukacji, który uważa za słuszne, by ojciec decydował, że jego syn ma być wychowany na Muggletonianina, czy też w zgodzie z bzdurną doktryną jakiejś innej sekty, ale w żadnym wypadku nie może być wychowywany do racjonalnego myślenia. Kiedy byłem młody, uważano to za nielegalne.

Grzech i biskupi

Odkąd stałem się racjonalistą, stwierdziłem, że na świecie jest jeszcze sporo miejsca dla praktycznego znaczenia racjonalistycznego spojrzenia, nie tylko w naukach przyrodniczych, ale we wszelkiego rodzaju sprawach praktycznych, takich jak rozwody i kontrola urodzeń, a także w kwestii, która pojawiła się całkiem niedawno - sztucznego zapłodnienia – o którym biskupi mówią, że jest bardzo grzeszne, a tak bardzo grzeszne jest tylko dlatego, że w Biblii jest o tym jakiś tekst. Nie jest grzechem, gdyż wyrządza komukolwiek krzywdę; to jest bez znaczenia. Tak długo, jak można mówić i jak długo można przekonywać Parlament, aby nadal mówił, że czegoś nie wolno robić tylko dlatego, że jest o tym wzmianka w Biblii, tak długo racjonalizm jest bardzo potrzebny w praktyce. Jak zapewne wiecie, w Stanach Zjednoczonych popadłem w wielkie tarapaty tylko dlatego, że w pewnych kwestiach praktycznych uważałem, iż rady etyczne zawarte w Biblii nie są rozstrzygające i że w niektórych sprawach należy postępować inaczej, niż mówi Biblia. Na tej podstawie sąd orzekł, że nie nadaję się do nauczania na żadnym uniwersytecie w Stanach Zjednoczonych, tak więc mam pewne praktyczne podstawy, aby przedkładać racjonalizm nad inne poglądy.

Nie bądź zbyt pewny!

Pytanie, jak zdefiniować racjonalizm, nie jest wcale łatwe. Nie sądzę, aby można go było zdefiniować poprzez odrzucenie tego czy innego dogmatu chrześcijańskiego. Byłoby zupełnie możliwe być pełnym i absolutnym Racjonalistą w prawdziwym tego słowa znaczeniu, a jednocześnie akceptować ten czy inny dogmat. Chodzi o to, w jaki sposób dochodzi się do swoich opinii, a nie o to, jakie są te opinie. Rzeczą, w którą wierzymy, jest wyższość rozumu. Jeśli rozum doprowadzi cię do ortodoksyjnych wniosków, to dobrze; nadal jesteś racjonalistą. Moim zdaniem najważniejsze jest, aby opierać swoje argumenty na takich podstawach, jakie przyjmuje się w nauce, i nie uważać niczego, co się przyjmuje, za całkowicie pewne, lecz jedynie za prawdopodobne w mniejszym lub większym stopniu. Brak całkowitej pewności jest, jak sądzę, jedną z istotnych cech racjonalności.

Dowód na istnienie Boga

W tym miejscu pojawia się praktyczne pytanie, które często mnie nurtowało. Ilekroć jestem w obcym kraju, w więzieniu czy w innym podobnym miejscu, zawsze pytają mnie, jakiego jestem wyznania. Nigdy nie wiem, czy powinienem odpowiedzieć "agnostyk", czy "ateista". Jest to bardzo trudne pytanie i śmiem twierdzić, że niektórzy z was się z nim borykali. Jako filozof, gdybym przemawiał do czysto filozoficznej publiczności, powiedziałbym, że powinienem uznać się za agnostyka, ponieważ nie sądzę, że istnieje rozstrzygający argument, za pomocą którego można udowodnić, że nie ma Boga. Z drugiej strony, jeśli chcę wywrzeć właściwe wrażenie na zwykłym człowieku z ulicy, myślę, że powinienem powiedzieć, że jestem ateistą, ponieważ kiedy mówię, że nie mogę udowodnić, że nie ma Boga, powinienem również dodać, że nie mogę udowodnić, że nie ma innych bogów, na przykład homeryckich. Nikt z nas nie bierze na serio pod uwagę możliwości, że wszyscy bogowie homeryccy naprawdę istnieją, a jednak gdybyś zabrał się do pracy, by logicznie wykazać, że Zeus, Hera, Posejdon i cała reszta nie istnieją, uznałbyś, że jest to zadanie okropnie trudne. Nie mógłbyś uzyskać takiego dowodu. Dlatego, jeśli chodzi o bogów olimpijskich, mówiąc do czysto filozoficznej publiczności, powiedziałbym, że jestem agnostykiem. Ale mówiąc potocznie, myślę, że wszyscy z nas powiedzielibyśmy w odniesieniu do tych bogów, że jesteśmy ateistami. W odniesieniu do Boga chrześcijańskiego powinienem, jak sądzę, przyjąć dokładnie takie samo stanowisko.

Sceptycyzm

Istnieje dokładnie taki sam stopień możliwości i prawdopodobieństwa istnienia Boga chrześcijańskiego, jak istnienia Boga homeryckiego. Nie mogę udowodnić, że ani Bóg chrześcijański, ani homeryccy bogowie nie istnieją, ale nie sądzę, by ich istnienie było na tyle prawdopodobną alternatywą, by warto ją było poważnie rozważyć. Dlatego przypuszczam, że na dokumentach, które mi przedkładają przy tych okazjach, powinienem napisać "ateista", chociaż jest to bardzo trudny problem i czasami mówiłem jedno, a czasami drugie, nie mając żadnej jasnej zasady, którą mógłbym się kierować. Kiedy ktoś przyznaje, że nic nie jest pewne, musi, jak sądzę, przyznać również, że niektóre rzeczy są o wiele bardziej pewne niż inne. O wiele bardziej pewne jest to, że zebraliśmy się tu dziś wieczorem, niż to, że ta czy inna partia polityczna ma rację. Z pewnością istnieją stopnie pewności i należy bardzo uważać, aby podkreślać ten fakt, ponieważ w przeciwnym razie popada się w całkowity sceptycyzm, a całkowity sceptycyzm byłby oczywiście całkowicie jałowy i bezużyteczny.

Prześladowania

Trzeba pamiętać, że niektóre rzeczy są o wiele bardziej prawdopodobne niż inne i mogą być tak prawdopodobne, że w praktyce nie warto pamiętać, że nie są one całkowicie pewne, chyba że chodzi o kwestie prześladowań. Jeśli chodzi o palenie kogoś na stosie za to, że w coś nie wierzy, to warto pamiętać, że mimo wszystko może on mieć rację i nie warto go prześladować. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli ktoś twierdzi na przykład, że ziemia jest płaska, to jestem gotów, aby propagował swoją opinię tak mocno, jak mu się podoba. Może on oczywiście mieć rację, ale nie sądzę, żeby miał. Myślę, że w praktyce lepiej będzie założyć, że ziemia jest okrągła, choć oczywiście można się mylić. Dlatego nie sądzę, że powinniśmy dążyć do całkowitego sceptycyzmu, lecz do doktryny stopni prawdopodobieństwa. Myślę, że właśnie takiej doktryny potrzebuje świat. Świat stał się pełen nowych dogmatów; stare być może uległy rozkładowi, ale pojawiły się nowe i ogólnie rzecz biorąc, uważam, że dogmat jest szkodliwy proporcjonalnie do swojej nowości. Nowe dogmaty są o wiele gorsze od starych.







Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"