Halina Postek

CZY MOŻNA ODCZAROWAĆ RELIGIĘ?




Odczarowanie świata” to termin wprowadzony przez Maxa Webera. Oznacza proces postępującej racjonalizacji, towarzyszący przechodzeniu społeczeństwa tradycyjnego do nowoczesności. Dotychczasowe sposoby wyjaśniania świata poprzez odwołanie się do przyczyn nadprzyrodzonych, zastąpione zostają analizą zjawisk, wyrażoną w języku determinizmu naukowego. Analizując, czyli rozkładając na części, dochodzimy do podstawowych składników i empirycznie weryfikowalnych związków między nimi; świat staje się bardziej zrozumiały, a im lepiej go rozumiemy, tym mniej wydaje się nam zaczarowany – tym rzadziej przyczyn naszych kłopotów upatrujemy w działaniu złych demonów lub bóstw i tym mniej się ich boimy.

Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne” to tytuł książki Daniela Denneta. Ten znany i ceniony filozof – kognitywista, zwolennik naturalistycznych teorii umysłu i obiektywistycznego podejścia do badań nad świadomością, podejmuje próbę wyjaśnienia fenomenu religii metodami biologii ewolucyjnej, poprzez odwołanie się do spopularyzowanej przez Richarda Dawkinsa koncepcji memu.

Mem jest kulturowym odpowiednikiem genu, jednostką informacji, replikującą się w procesach wzajemnych oddziaływań osobników jednego gatunku. Memy, tak jak geny, rywalizują między sobą, a celem tej rywalizacji jest przetrwanie najbardziej żywotnych, czyli najczęściej replikujących się spośród nich. Nosicielami memów są poszczególne jednostki, które mogą czerpać z tego korzyści, ale mogą również ponosić koszty.

Rezultatem przyjęcia podejścia naturalistycznego jest możliwość zadania pytania o genezę religii, czyli o przyczyny pojawienia się i osiągnięcia sukcesu przez memy odpowiedzialne za „wiarę w wiarę w boga” (Dennet odróżnia „wiarę w boga” od „wiary w wiarę w boga”, definiując tę ostatnią jako przekonanie, że wiara ma ważne znaczenie społeczne). Jaką korzyść, o ile w ogóle jakąś, odnosi jednostka będąca nosicielem takiego memu? Jeżeli wszystkie nasze „uwewnętrznione” wartości mają instrumentalną genezę, a jest to jedno z podstawowych założeń biologii ewolucyjnej, to jaką wartość przystosowawczą miała religia, zanim podobnie jak inne wartości kultury stała się wartością „samą w sobie”? Na czym polega korzyść, którą ludzkość odniosła z tego kosztownego ewolucyjnie przedsięwzięcia? Co jest rekompensatą za religię? Dlaczego osobniki przenoszące mem religii zdominowały gatunek ludzki? Dzięki czemu religia funkcjonuje, z czego się składa, i jakie jej składniki są odpowiedzialne za patologizację religii?

Odpowiadając na te pytania Dennet przedstawia „prototeorię” religii, zawierającą się w następujących twierdzeniach:

Religia pojawiła się i rozwijała, lecz ten fakt nie dowodzi, że jest dla nas dobra. Przekazywanie religii dokonuje się w sposób podobny do przekazywania języka, choć wymaga więcej nauki i ćwiczeń oraz silniejszej presji społecznej. Religijność może przynosić człowiekowi korzyści porównywalne do tych, jakie daje nauka czytania i pisania. Możliwe jest jednak, że niezależnie od takich korzyści ludzie kochać będą religię, tak jak kochają inne dobra, w których znajdują upodobanie. „Odwieczność” religii daje się wyjaśnić jej przyciągającymi właściwościami i umiejętnościami „administratorów” memów religii podtrzymywania wierności wśród jej zwolenników i zbijania z tropu jej przeciwników. Religia rozmaicie oddziałuje na ludzi – niektórym przynosi niewątpliwe korzyści, dla innych jej memy są toksyczne.

Dennet proponuje kilka hipotez wyjaśniających rozprzestrzenienie się memu religii. Oto kilka znich: W naszych ciałach istnieją genetycznie ukształtowane systemy, których przeznaczeniem jest reagowanie na coś, czego w zintensyfikowanej postaci dostarcza religia. Kobiety od najdawniejszych czasów preferowały mężczyzn posiadających cechy psychologiczne związane z religią, takie jak skłonność do uniesień czy upodobanie do ceremonii. Społeczeństwo i/lub jego poszczególni członkowie osiągają dzięki religii rozmaitego rodzaju korzyści. Religia jest pięknym produktem ubocznym. Nie pełni żadnej funkcji biologicznej, żadnemu genowi, żadnej jednostce ani grupie – nie przynosi korzyści, lecz uwodzi.

Wszystkie te hipotezy wyjaśniają istnienie i trwanie religii argumentami ewolucyjnymi. Efektem tego podejścia jest odrzucenie powszechnego wśród obrońców teizmu przekonania, że religia zaspokaja pewne odwieczne potrzeby człowieka – wszak nosiciele memów nie muszą odnosić korzyści ze swojego położenia. Nawet jeśli przyjmiemy, że religia przynosi pocieszenie, wyjaśnia zjawiska niewyjaśniane w inny sposób lub zachęca do współpracy, to możemy zapytać, jakie jej właściwości powodują, że religia pociesza, wyjaśnia i skutecznie zachęca.

Do zrozumienia fenomenu religii konieczna jest znajomość ewolucji umysłu ludzkiego. W ujęciu Denneta umysł to „pakiet trików”, które łączyły się podczas procesu ewolucji. U źródeł naszej wiary w boga lub w bogów leży skłonność do zajmowania wobec świata postawy intencjonalnej: przypisywanie różnym elementom świata stanów mentalnych, pozwalających nam przewidywać ich zachowania. Przyjęcie tej postawy, nazywanej przez Denneta „dobrym trikiem naszego umysłu” sprzyja wierze w istnienie niewidzialnych istot, które miałyby być sprawcami niezrozumiałych zjawisk. „Nimfy, wróżki, chochliki i demony, które zaludniają mitologie wszystkich ludów, są wyobrażeniowym potomstwem naszej skłonności do poszukiwania niewidzialnej istoty, działającej tam, gdzie zdarza się coś, co jest dla nas zagadkowe lub niepokojące”. Postawie intencjonalnej towarzyszy niespotykana u innych gatunków potrzeba posiadania „strategicznych informacji”. Idea istoty dysponującej wszystkimi informacjami „agensa z pełnym dostępem do informacji” jest tym rodzajem fantazji, który pozwolił na stworzenie idei boga. Spośród dwóch alternatywnych koncepcji istoty nadprzyrodzonej: boga jako esencji bytu i boga jako potencjalnego partnera transakcji zamiennych, ta druga okazała się bardziej pociągająca.

Przodkowie nasi kierowali się potrzebą poskładania w całość wszystkich elementów życia, co doprowadziło do przyjęcia mitów w miejsce wiedzy, jakiej nie mieli. Praktyczny konformizm kazał im trzymać się tych mitów, każdemu kolejnemu pokoleniu, które nie chciało ryzykować odejściem od sprawdzonych wierzeń. Ten typ religijności nazywa Dennet „ludową”. Religie ludowe przeszły w pewnym momencie metamorfozę, stając się religiami zorganizowanymi. Czynnikiem powodującym te zmianę było zdaniem autora pojawienie się rolnictwa i większych skupisk ludzkich, umożliwiające podział pracy i powstanie rynków. Religia zorganizowana stała się ważnym spoiwem dla powstających wspólnot, pozwalającym umocnić zasady współżycia i dostarczającym motywacji dla poświęcania życia w interesie innych, nie spokrewnionych jednostek. Grupy, które wypracowały mechanizmy spajające, miały większe szanse przetrwania, niż te, które były ich pozbawione.

Ponieważ przekonanie o istnieniu boga nie wydaje się najistotniejszym dla wiary w wiarę, Dennet poświęca mu mało uwagi – krótko rozprawia się z tzw. dowodami na istnienie boga, twierdząc, że poważna analiza tych dowodów nie ma sensu, gdyż ci, którzy je wypowiadają, najczęściej nie wiedzą, co mówią.

Dlaczego ludzie wierzą w wiarę w boga? Dennet chętnie posługuje się metaforą stanu zakochania. Emocje przeżywane przez osobę religijną są jego zdaniem podobne są do emocji, jakie żywi osoba zakochana. Chociaż jednak miłość jest najważniejszą wartością w ludzkim życiu, nie znaczy to, że nie może być źródłem cierpienia, czy też, że jej przedmioty są równie wartościowe, jak ona sama. Zdolność do romantycznej miłości została wykorzystana przez memy religii. Dlatego właśnie lepszym towarem okazała się idea boga osobowego niż idea esencji bytu – esencji nie można darzyć osobistą miłością.

Czy religia czyni nas lepszymi? Czy czyni nas zdrowszymi psychicznie i lepszymi moralnie? O ile na pierwsze pytanie Dennet odpowiada twierdząco, powołując się na wyniki badań dotyczących na przykład związku miedzy długością życia a regularnym uczęszczaniem do kościoła, o tyle odpowiedź na pytanie drugie jest przecząca. Nie ma żadnych dowodów na moralną wyższość wyznawców religii, przyjmowanie zaś wskazań moralnych tylko dlatego, że są prawdami jakiejś religii uważa Dennet za z gruntu niemoralne. Nie jest też jasne, czy rzekome korzyści zdrowotne usprawiedliwiają fałszowanie rzeczywistości

Podobne wątpliwości budzić może szeroko rozpowszechnione przekonanie, że religia nadaje życiu sensu. Jeśli je przyjmiemy, pojawiają się nieuchronnie kolejne trudne pytania: Czy każda religia nadaje życiu sens? Czy każdy z tych sensów zasługuje na nasz szacunek?

Jaką postawę wobec religii powinni zająć ateiści, agnostycy, humaniści i wolnomyśliciele, zwani przez Denneta „brajtami”? Autor zaleca rolę życzliwych krytyków religii – życzliwych, bo świadomych korzyści, jakie daje ludziom religia, ale mimo to nieskłonnych do zaangażowania się w obronę jej dobrego imienia. Brajtom pozostaje próbować zmieniać klimat kulturowy, który stawia religie poza wszelka dyskusją i krytyką, w nadziei, że kultura łatwowierności kiedyś zaniknie.

Najpoważniejszym problemem, z którym zmierzyć powinna się „prototeoria” Denneta jest fenomen istnienia ludzi, a nawet całych społeczeństw wolnych od memu religijnego. Czym można wyjaśnić tak powszechną na przykład wśród Czechów postawę obojętności religijnej, skoro ich najbliżsi sąsiedzi, a więc genetycznie do nich podobni Słowacy i Polacy, uważani są za najbardziej religijne narody Europy? Jeśli proces przekazywania memów religii da się wyjaśnić, odwołując się do mechanizmów historyczno-ekonomicznych, to ewolucjonistyczne wyjaśnienia byłyby zbędnym naddatkiem. Jeśli natomiast istnieje jakiś mem anty-religijności, którego szczęśliwymi posiadaczami są Czesi, to jak wyjaśnić pojawienie się tego memu w populacji i jak doprowadzić do jego powszechnej replikacji?

Można także zadać pytanie (jak to uczynił Andrzej Dominiczak wobec podobnie brzmiącego twierdzenia z „Boga urojonego” Dawkinsa), czy nie nazbyt łatwo dał się Dennet przekonać wynikom badań potwierdzających pozytywny wpływ religijności na nasze życie psychiczne i fizyczne. Gdyby bowiem taka zależność rzeczywiście zachodziła, najzdrowszymi mieszkańcami Europy powinni być Polacy, Irlandczycy, Słowacy i Maltańczycy, a nie są – nawet najzamożniejsi wśród nich mieszkańcy Zielonej Wyspy.

Jak ocenić próbę odczarowania religii podjętą przez Denneta? Mimo nasuwających się niekiedy, niemożliwych przecież do uniknięcia wątpliwości, dobrze spełniła ona swoje zadanie. Dzięki niej kolejny, ważny obszar ludzkiej aktywności opisany został w kategoriach zobiektywizowanych, weryfikowalnych pojęć. Nie znaczy to, że autor posługuje się naukowym żargonem, zrozumiałym tylko dla wąskiego kręgu biologów ewolucyjnych. Wprost przeciwnie. Dennet zwraca się do szerokiego kręgu wykształconych czytelników, a język, jakim pisze, odznacza się wyszukaną prostotą i elegancją, sprzyjającą rzeczowym rozmyślaniom i rzeczowym dyskusjom, do czego z pewnością nie trzeba zachęcać czytelników „Bez dogmatu”.






Towarzystwo Humanistyczne
Humanist Assciation