[ Strona główna ]

RACJE

Kwartalnik humanistyczny

MIGIEM

Tygodnik w kwartalniku


Andrzej Dominiczak

PO CO NAM DUDA ALBO NIE DUDA

Czy Polsce potrzebny jest prezydent?



Niewybory to dobra okazja, żeby się zastanowić nad potrzebą i sensem wybierania i finansowania urzędu prezydenta. Nie Dudy - to zbyt oczywiste - chodzi o prezydenta w ogóle, w Polsce XXI wieku.

Prezydent z kancelarią, doradcami i całą kamarylą kosztuje nas kilkaset milionów rocznie. Zajmuje dwa piękne pałace w Warszawie, podczas przejazdów przez miasto blokuje ruch uliczny i zużywa niemało długopisowego tuszu. Jeśli ponadto jest Dudą, powoduje uwiąd kultury demokratycznej, demoluje praworządność i umacnia klerykalną ciemnotę. Duda jest oczywiście najgorszy, ale jego poprzednicy – w tym Kwaśniewski - nie byli dużo lepsi. Już jako szef Komisji Konstytucyjnej na przykład nie dopuszczał on do głosu zwolenników świeckości, a potem, przez 10 lat bronił przywilejów Kościoła i beneficjentów wilczego neoliberalizmu. Podpisał blisko 1800 ustaw! Toż to tony atramentu! Czy jednak byłoby inaczej, lepiej lub gorzej, gdyby Kwaśniewski nie używał długopisu, albo gdyby go w ogóle nie było? Nic na to nie wskazuje, a oszczędności z pewwnością i byłyby ogromne. Nie chodzi przecież tylko o atrament! Łączny koszt 10 lat prezydentury Kwaśniewskiego grubo przekroczył miliard a może nawet dwa miliardy złotych!

Potem i przedtem byli inni prezydenci: najpierw Wałęsa - szkoda słów - potem Kaczyński Lech i niemal niewidzialny Bronisław Komorowski. Lech miał jedną zaletę - też Kaczyński, jednak nie Jarosław, a to nie mało - czy jednak warto za to płacić kilkaset milionów złotych?! Nie warto!

Owszem, prezydenci przyznają medale. To jest realna korzyść dla odznaczonych, ale czy medali nie powinien przyznawać minister sprawiedliwości? Czym jest sprawiedliwość? Czy tylko karaniem? Czy nie oznacza, a w każdym razie nie powinna oznaczać, że źli są karani, a dobrzy nagradzani?

Jest jeszcze sprawa prezydenckich podróży. Każdy prezydent wyjeżdża za granicę, spotyka się i bierze udział. Korzyści z tego są wątpliwe, niewątpliwe zaś są szkody na wizerunku Polski, jeśli prezydentem jest Duda. Co więcej, w dobie pandemii nie wolno zapominać, że każda podróż wiąże się z ryzykiem zarażenia samego prezydenta, kogoś z jego świty lub kogoś z ludzi, których odwiedza. A przecież nie wszyscy w dzieciństwie byli szczepieni na gruźlicę i zyskali uogólnioną odporność, którą niektórzy wyjaśniają stosunkowy niski wskaźnik śmiertelności wśród Polaków zarażonych wirusem. Czy chcemy być oskarżani o roznoszenie zarazy?!

Tak więc po co? Po co nam prezydent: Duda czy nie Duda? Otóż po nic - nie jest nam do niczego potrzebny, a tych, którzy nie potrafią sobie wyobrazić państwa bez tak zwanej głowy, uspokajam, że w Europie jest i dobrze się miewa państwo, w którym wybieranie głowy państwa jest wręcz zakazane. To Szwajcaria. Tam tak zwany prezydent to funkcja rotacyjna, którą przez rok piastuje każdy kolejny członek rządu tylko w celach reprezentacyjnych, gdy np. trzeba jechać na pogrzeb innego prezydenta. Takiego prezydenta, a jeszcze lepiej prezydentkę, mogę sobie wyobrazić, ale do tego lepiej by się nadawała Miss Polonia albo zwycięzca jakiegoś teleturnieju, a nie wątpliwej urody prawnik o wyglądzie i osobowości wiejskiego ministranta. Nie kosztowałby nas kilkaset milionów rocznie i nie kompromitował. Wytłumaczcie to proszę pani Witek albo i samemu prezesowi, jeśli macie dostęp do ucha jego wysokości.


[ Po co nam Duda? - polemika Joanny Hańderek ]








Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"