|
RACJE NA WAKACJE :) George Orwell UWAGI O NACJONALIŹMIE
[…]
Przez „nacjonalizm” rozumiem przede wszystkim przyjęcie
przekonania, że ludzi można klasyfikować jak owady i że całym grupom
milionów albo dziesiątków milionów można z poczuciem pewności siebie
przyczepiać etykietki „dobry” albo „zły”.
Poza tym, co ważniejsze, mam na myśli zwyczaj identyfikowania się z
określonym narodem lub jakąś inną grupą umieszczoną poza dobrem i
złem oraz uważania za swój obowiązek popierania jej interesów.
Nacjonalizmu
nie należy mylić z patriotyzmem. Zazwyczaj obu słów używa się tak
nieprecyzyjnie, że każda ich definicja może budzić kontrowersje, ale
trzeba koniecznie przeprowadzić ich rozróżnienie, ponieważ dotyczą
dwóch odmiennych, a może nawet przeciwstawnych, idei. Przez
patriotyzm rozumiem przywiązanie do określonego miejsca i sposobu
życia, o którym sądzimy, że jest najlepszy na świecie, ale nie mamy
zamiaru narzucać go innym. Patriotyzm jest z natury defensywny,
zarówno militarnie jak i kulturowo. Nacjonalizmu natomiast nie da się
oddzielić od żądzy władzy. Celem każdego nacjonalisty jest
zapewnienie większej władzy i większego prestiżu nie sobie, lecz
narodowi bądź innej zbiorowości, w której postanowił zatopić swoją
indywidualność.
Warto
jeszcze raz podkreślić, że uczucia nacjonalistyczne mogą być czysto
negatywne. Tak jak na przykład u trockistów, którzy stali się po
prostu wrogami ZSRR, bez jednoczesnego poczucia lojalności wobec
jakiejś innej zbiorowości. Zrozumienie implikacji takiego stanu
rzeczy pozwoli lepiej pojąć naturę nacjonalizmu w sensie używanym
tutaj. Nacjonalista myśli wyłącznie – albo głównie – w
kategoriach konkurowania o prestiż. Nacjonalista może by pozytywny
lub negatywny – to znaczy wykorzystywać swoją energię mentalną
albo do wychwalania, albo do uwłaczania – ale jego myśli zawsze
zwracają się ku zwycięstwom i porażkom, triumfom i upokorzeniom. Dla
niego historia – zwłaszcza
współczesna – to nieustanny wzrost i upadek potęg, a każde
wydarzenie zdaje się mu dowodzić, że status jego strony rośnie, a
znienawidzonego rywala – słabnie. Nie należy też mylić
nacjonalizmu ze zwykłym kultem sukcesu. Nacjonalista nie kieruje się
zasadą zmawiania się z najsilniejszymi. Wręcz przeciwnie –
najpierw opowiada się po którejś stronie, a następnie wmawia sobie,
że jest to strona najsilniejsza, i może trwać w swoim przekonaniu
nawet w obliczu faktów przygniatająco temu przeczących. Nacjonalizm
to głód władzy połączony z samooszustwem. Każdy nacjonalista jest
zdolny do najohydniejszej nieuczciwości, ale ponieważ ma świadomość
służeniu czemuś, co go przewyższa, jest absolutnie pewien swoich
racji.
[…]
Całkowite
zrównywanie wszystkich form nacjonalizmu byłoby grubym uproszczeniem,
jednak wszystkie podlegają pewnym wspólnym regułom. Poniżej wymieniam
główne cechy myślenia nacjonalistycznego:
Obsesyjność.
Nacjonalista, na ile to możliwe, mówi, myśli i pisze wyłącznie o
wyższości własnej wspólnoty. Ukrycie swojej ideologicznej
przynależności jest dla niego czymś trudnym, jeśli nie niemożliwym.
Najdrobniejsza krytyka jego grupy lub najmniejsza choćby pochwała
konkurencyjnej organizacji wytwarzają w nim napięcie, które może
rozładować jedynie wygłaszając ciętą ripostę. Jeśli obiektem uczuć
nacjonalistycznych jest jakiś kraj, na przykład Irlandia albo Indie,
nacjonalista będzie dowodził jego wyższości nie tylko w zakresie
potęgi wojskowej czy politycznej, ale także w dziedzinie sztuki,
literatury, sportu, struktur językowych, urody jego mieszkańców, a
nawet klimatu, krajobrazu czy kuchni. Będzie bardzo wrażliwy na
punkcie takich rzeczy, jak ekspozycja flagi państwowej, rozmiary
nagłówków prasowych i porządek, w jakim wymienia się poszczególne
kraje. Wszyscy nacjonaliści za swój obowiązek uważają upowszechnianie
własnego języka, na zgubę języków konkurencyjnych. […]
Niestabilność.
Intensywność uczuć nacjonalistów nie przeszkadza im w przeniesieniu
ich na inny obiekt. […] Bardzo często okazuje się, że wielcy
narodowi przywódcy, czy też założyciele ruchów nacjonalistycznych,
nie należą nawet do gloryfikowanego kraju. Czasem są cudzoziemcami,
częściej jednak pochodzą z obszarów peryferyjnych, gdzie kwestia
narodowości jest niejasna. […] Powszechnym zjawiskiem była
gwałtowna zmiana – na przestrzeni tygodni, a nawet dni –
fanatycznego komunisty w równie fanatycznego trockistę. Niezmienny u
nacjonalisty pozostaje stan jego umysłu – obiekt uczuć może się
zmieniać, może nawet należeć li tylko do sfery wyobraźni. […]
Jednak u intelektualisty przeniesienie lojalności pełni ważną
funkcję. Pozwala mu stać się jeszcze bardziej
nacjonalistycznym
– głupszym, bardziej wulgarnym, nieuczciwym i złośliwym –
niż gdyby pozostał lojalny wobec swojego kraju, bądź jakiejkolwiek
innej zbiorowości, o której naprawdę coś wie. […]
[Kiedy
już znajdzie nowy obiekt,] może bez ograniczeń dać upust emocjom, od
których we własnym mniemaniu się wyzwolił. Bóg, król, imperium, flaga
brytyjska – wszystkie obalone idole mogą pojawić się teraz pod
nowymi nazwami, a ponieważ nie dostrzega w nich tego, czym
rzeczywiście są, może je czcić z czystym sumieniem. Przeniesienie
lojalności z jednego obiektu na drugi jest czymś w rodzaju ofiary ze
zwierzęcia – jest sposobem na osiągnięcie zbawienia bez zmiany
własnego postępowania. […]
Nieliczenie
się z rzeczywistością. Wszyscy nacjonaliści mają zdolność
niedostrzegania podobieństw pomiędzy zbliżonymi zestawami faktów.
Brytyjski torys będzie bronił prawa do samostanowienia w Europie i
sprzeciwiał się samostanowieniu w Indiach, zupełnie nieświadom braku
konsekwencji. Działania
są postrzegane jako dobre albo złe nie ze względu na swoją naturę,
ale na to, kto je podejmuje. Nie istnieje taka potworność –
tortury, wykorzystywanie zakładników, przymusowa praca, masowe
deportacje, więzienie bez procesu, fałszerstwa, zabójstwa, zamachy,
bombardowanie ludności cywilnej – która nie zmienia moralnego
zabarwienia, kiedy jest popełniona przez „naszą stronę”.
[…]
Nacjonalista
nie tylko nie potępia okrucieństw popełnianych przez własną stronę,
ale posiada też szczególną zdolność nieprzyjmowania ich do
wiadomości. […] Myśl nacjonalistyczna dopuszcza istnienie
faktów, które są zarazem prawdziwe i nieprawdziwe, znane i nieznane.
Znany fakt może być tak niewygodny, że odsuwa się go na bok i nie
bierze pod uwagę w rozumowaniu.
Z drugiej strony, może się stać elementem każdej kalkulacji, a mimo
to nigdy nie zostać uznanym za fakt.
Nacjonaliście
nie daje spokoju myśl, że można zmienić przeszłość. Żyje częściowo w
świecie fantazji, gdzie wszystko dzieje się tak, jak powinno (gdzie,
na przykład, hiszpańska armada odniosła zwycięstwo, a rosyjska
rewolucja została stłumiona w 1918 roku) i wykorzystuje każdą okazję,
by przenieść fragmenty tego świata do podręczników historii. W
naszych czasach większość pisarstwa propagandowego opiera się na
zwykłym fałszerstwie. Ukrywa się fakty, fałszuje daty, wyjmuje cytaty
z kontekstu i zmienia ich sens. Wydarzenia, o których sądzi się, że
nie powinny mieć miejsca, nie są przedmiotem zainteresowania, albo
się im zaprzecza. […] Pierwszym
celem propagandy jest oczywiście wywarcie wpływu na opinię
współczesnych, ale ci, którzy przepisują historię, naprawdę wierzą,
że wzbogacają przeszłość o nowe fakty. […]
Niedostrzeganiu
prawdy obiektywnej sprzyja coraz większa wzajemna izolacja
poszczególnych części świata, która sprawia, że odkrycie tego, co
naprawdę ma miejsce gdzieś indziej, jest coraz trudniejsze. Często
pojawiają się zasadnicze wątpliwości dotyczące nawet najbardziej
znaczących wydarzeń. Nie sposób na przykład ustalić liczbę ofiar
obecnej wojny z dokładnością do kilku, ani nawet kilkudziesięciu
milionów. Nieustanne relacjonowanie nieszczęścia – bitwy,
masakry, klęski głodu, rewolucje – wywołują u przeciętnej osoby
poczucie nierzeczywistości. Nie mamy możliwości weryfikacji
faktów, ani nawet pewności, czy rzeczywiście zaszły, zaś poszczególne
źródła podają zupełnie inne ich interpretacje. […] Co więcej,
mimo że nacjonalista nieustannie rozmyśla o władzy, zwycięstwie,
porażce i zemście, nierzadko wcale nie interesuje się tym, co się
dzieje w realnym świecie. Chce mieć poczucie,
że jego wspólnota zdobywa przewagę nad inną wspólnotą – a to
łatwiej osiągnąć odbierając punkty przeciwnikowi niż sprawdzając, czy
fakty przemawiają na naszą korzyść. Wszystkie nacjonalistyczne spory
toczą się na poziomie debat społecznych i nigdy nie prowadzą do
rozstrzygnięcia, bowiem każdy z uczestników jest przekonany, że to on
właśnie odniósł zwycięstwo. Niektórzy nacjonaliści znajdują się na
pograniczu schizofrenii – żyją szczęśliwie, marząc o potędze
i zwycięstwach, ale ich marzenia nie znajdują żadnego potwierdzenia w
rzeczywistości. […]
Co
do pozytywnych i negatywnych uczuć nacjonalistycznych –
wielbienia i nienawiści – żywi je większość z nas, czy nam się
to podoba, czy nie. Nie wiem, czy można się ich pozbyć, ale jestem
przekonany, że można z nimi walczyć i że jest to zasadniczo kwestia
wysiłku moralnego. Przede wszystkim trzeba odkryć, czym się naprawdę
jest, i rozpoznać swoje prawdziwe uczucia, a następnie uwzględnić
własne nieuniknione uprzedzenia. Jeśli nienawidzicie i boicie się
Rosji, zazdrościcie Ameryce jej bogactwa i potęgi, jeśli pogardzacie
Żydami, macie kompleks niższości wobec brytyjskiej klasy panującej,
nie pozbędziecie się tych uczuć tylko przez to, że tak sobie po
prostu pomyślicie.
Możecie jednak przynajmniej rozpoznać ich istnienie i nie pozwolić,
żeby zatruwały wam proces myślenia. Impulsy emocjonalne – które
są nieuniknione i prawdopodobnie wręcz konieczne w działaniach
politycznych – powinny współistnieć z akceptacją
rzeczywistości. To jednak – powtarzam – wymaga wysiłku
moralnego, a współczesna literatura angielska, na ile w ogóle zajmuje
się najważniejszymi problemami naszych czasów, pokazuje, jak niewielu
z nas jest gotowych go podjąć.
[Cały
esej w języku angielskim jest dostępny tuaj
https://www.orwell.ru/library/essays/nationalism/english/e_nat]
Tłumaczenie:
Częściowo własne Pracowni
(https://pracownia4.wordpress.com/2015/01/27/uwagi-o-nacjonalizmie/),
częściowo zaczerpnięte z przekładu Marcina Szustera (w zbiorze pt.
Jak
mi się podoba,
ALETHEIA, 2002) |
| Racje - strona główna |
| Strona "Sapere Aude" |