Barbara Stanosz
O KONFLIKCIE KOŚCIÓŁ-DEMOKRACJA
Sympatyczne
słowo „pojednanie" kryje często treść prawdziwie
dramatyczną. Ilekroć konflikt nie był pozorny, oparty na
nieporozumieniu czy przelotnym złym humorze stron, tylekroć za
pojednanie co najmniej jedna z nich płaci uszczerbkiem dla swoich
interesów, aspiracji i ambicji. A bywa, że jedna ze stron traci
wszystko, na czym jej zależało.
Konflikt
między instytucją Kościoła katolickiego i modelem nowoczesnej,
liberalnej demokracji jest autentyczny i głęboki: interesy i
aspiracje każdej ze stron tego konfliktu są niszczące dla drugiej.
Nie ma tu jednak pełnej symetrii. Sytuacja Kościoła w tym konflikcie
jest mniej dramatyczna niż sytuacja demokracji. ,,Pojednanie"
może przynieść Kościołowi duże korzyści lub znaczne straty;
demokracja ma do stracenia wszystko lub nic.
Równość
obywateli nie jest bowiem – wbrew żartowi z Folwarku
zwierzęcego – pojęciem stopniowalnym: ludzie nie mogą być
równi i równiejsi, mogą być tylko równi lub nierówni.
Wolność
człowieka jest wprawdzie stopniowalna, mierzy się bowiem sumą
przyznanych mu swobód różnego rodzaju; jednakże poniżej pewnego progu
suma ta przestaje być wolnością, stając się zniewoleniem.
A
właśnie te dwie wartości są ogniskiem konfliktu, o którym mowa.
Kościół żąda dla siebie wielu rozmaitych przywilejów, tymczasem
demokracja nie może mu przyznać żadnego przywileju, nie gwałcąc
zasady równości obywateli, tj. nie przestając być demokracją. Kościół
chce też – choć nie nazywa rzeczy po imieniu – zredukować
wolność jednostki do rozmiarów, przy których nazywanie jej nadal
wolnością jest nadużyciem językowym. A demokracja dopuszczająca
zniewolenie człowieka to contradictio in adiecto.
Kościół
natomiast może istnieć także wtedy, gdy jego ambicje zajmowania
wyróżnionego miejsca w państwie i sprawowania w nim rządu dusz
pozostają niezaspokojone. Licznych przykładów takiego sposobu
istnienia Kościoła dostarczają zaawansowane cywilizacyjnie kraje
Zachodu. Pełni on tam wyłącznie swą rdzenną funkcję – funkcję
instytucji, która konsoliduje wspólnotę katolików i zaspokaja
indywidualne potrzeby religijne wyznawców katolicyzmu.
Spór
o konkordat jest sporem o kształt ustrojowy Polski przełomu XX i XXI
wieku. Ewentualna ratyfikacja tej umowy, sankcjonującej wszystkie
dotychczasowe i liczne nowe przywileje Kościoła, będzie aktem
rezygnacji z demokracji na rzecz wyznaniowego (czy, jak wolą
niektórzy, parawyznaniowego) charakteru państwa. Odrzucenie
konkordatu nie zapewni wprawdzie Polsce gładkiej drogi do demokracji,
ale usunie z niej przeszkodę nie do pokonania.
Głos
w dyskusji redakcyjnej; Bez Dogmatu, 6 lutego 1994
|