[ Strona główna ]

RACJE

Numer 6

Czerwiiec 2021


Adam Patrzyk

NIE GAŚCIE ŚWIATŁA ROZUMU

Łyszczyński - wybitny filozof wymazany z historii


Stracony 30 marca 1689 roku na warszawskim rynku Kazimierz Łyszczyński bywa nazywany „pierwszym znanym polskim ateistą”. To dumne określenie umniejsza jednak wielkość Łyszczyńskiego na tle polskiej i światowej kultury. Był on bowiem również, a może przede wszystkim, wybitnym filozofem.

Jeśli przyjąć, że ateizm to tylko brak wiary w Boga lub - mocniej - odrzucenie poglądu o istnieniu Boga, to trzeba konsekwentnie uznać, że Łyszczyński był kimś znacznie więcej niż ateistą. „A zatem Boga nie ma” to zaledwie ostatnie zdanie jego liczącego 265 kart traktatu „O nieistnieniu Boga”. Traktatu, w którym - jak sam pisał – dowodził nieistnienia Boga - dowodził, przywołując poglądy różnych autorów i posługując się argumentacją natury filozoficznej. Traktat nie był zatem wyłącznie wyznaniem niewiary, ale czymś zdecydowanie więcej – poważnym dziełem filozoficznym.

Pierwsze dzieło o nieistnieniu Boga

Traktat Łyszczyńskiego był też pierwszym w nowożytnej Europie dziełem wprost mówiącym o nieistnieniu Boga. Tym wypowiedzianym bez ogródek zaprzeczeniem istnieniu Boga, rodzajem użytej argumentacji oraz sposobem krytyki religii Łyszczyński o 100 lat wyprzedził epokę Oświecenia i takich wybitnych myślicieli jak Denis Diderot, Jean d’Alembert czy Paul Holbach. Wyprzedził też o kilkadziesiąt lat Jeana Mesliera, głośnego prekursora oświeceniowej krytyki religii, uznawanego za autora pierwszej ateistycznej książki zwanej „Testamentem”.

Jest więc Łyszczyński nie tylko pierwszym znanym polskim ateistą, ale również lub przede wszystkim pierwszym polskim filozofem-ateistą. Zapewne też najwybitniejszym polskim filozofem drugiej połowy XVII wieku. Jeśli zaś za miarę wielkości filozofa uznać nowatorstwo jego myśli - co jest oczywiście tylko jednym z możliwych kryteriów - to Łyszczyński jawi się jako jeden z najwybitniejszych polskich filozofów

Ateizm stary jak filozofia

Pisząc to, trzeba jednak dokonać pewnego zastrzeżenia. Ateizm filozoficzny nie narodził się dopiero w XVIII czy nawet XVII wieku. Ateistami było już wielu filozofów starożytnych. Jednym z najpełniejszych świadectw na rzecz tej tezy jest powstały w I wieku przed naszą erą, liczący ok. 7400 wersów poemat Lukrecjusza „O naturze rzeczy”, będący swoistym wykładem filozofii Epikura (IV/III w. p.n.e.), lecz ze znacznie silniejszymi akcentami antyreligijnymi. Wprawdzie Lukrecjusz przyznawał w nim, że bogowie istnieją (choć w żaden sposób nie oddziałują na życie na Ziemi), ale czynił to z ostrożności, przyznawanie się do ateizmu było bowiem niebezpieczne już w starożytnych Atenach, o czym świadczyć może wyrok śmierci na Sokratesa oskarżonego o bezbożność.

W późniejszych stuleciach religijny terror, jaki wprowadził Kościół katolicki, całkowicie uniemożliwił głoszenie ateizmu. Na stos skazywano za nawet niewielkie odstępstwo od zasad wiary, czego przykładem jest spalenie Jana Husa w 1415 r. czy Miguela Serveta w 1553 roku.

Tak więc część oświeceniowych odkryć na polu krytyki religii była powrotem lub odkryciem na nowo myśli sformułowanych kilkanaście wieków wcześniej, ale dotąd zakazanych, wymazanych z historii lub po prostu nieznanych. Na przykład znienawidzony przez Kościół poemat „O naturze rzeczy” odnaleziono w watykańskiej bibliotece dopiero w 1417 roku.

Filozof z zaścianka i jego 12 zdań

Ta prosta konstatacja ciągle wielu osobom – nawet ceniącym Łyszczyńskiego - wydaje się zaskakująca i zbyt śmiała. Jakim sposobem nieznany nikomu szlachcic spod Brześcia Litewskiego mógłby być filozofem i to wybitnym, a może nawet światowego formatu? Określenie "wybitny filozof" kojarzy się raczej ze świetnym wykształceniem, wykładami na znanych uniwersytetach i kontaktami międzynarodowymi niż ze szlacheckim zaściankiem.

Warto jednak przypomnieć, że Baruch Spinoza – rówieśnik Łyszczyńskiego - był tylko skromnym szlifierzem soczewek bez formalnego wyższego wykształcenia. Mimo to napisał jedno z najbardziej ikonicznych dzieł filozoficznych – „Etykę w porządku geometrycznym dowiedzioną” - i stał się symbolem całego kierunku w filozofii religii, czyli panteizmu.

Łyszczyński nie miał wprawdzie wykształcenia uniwersyteckiego, ale kształcił się przez osiem lat w kolegiach jezuickich (głównie w Kaliszu), gdzie studiował retorykę, logikę, fizykę, teologię i filozofię. Przedmiotem wzmożonego zainteresowania, krytycznych analiz oraz dysput teologicznych i filozoficznych były wówczas doktryny religijne uznawane przez Kościół katolicki za heretyckie – arianizm, luteranizm, kalwinizm – które siłą rzeczy zawierały w sobie elementy krytyki religii w wydaniu katolickim.

Wszystko wskazuje na to, że Łyszczyński był człowiekiem bardzo oczytanym. Wydaje się, że impulsem do napisania traktatu „O nieistnieniu Boga” była lektura apologetycznej „Teologii naturalnej” niemieckiego kalwinisty Johanna Heinricha Alsteda (1588-1638), na której marginesach Łyszczyński robił „bezbożne notatki”.

Inną przyczyną wątpliwości co do zasadności nazywania Łyszczyńskiego filozofem, a tym bardziej wybitnym filozofem, jest fakt, że jego dzieło się nie zachowało. O poglądach filozoficznych Łyszczyńskiego wiemy jedynie z 7 fragmentów traktatu (zaledwie 12 zdań) zacytowanych w mowie oskarżyciela, a odnalezionych dopiero w 1957 roku, oraz z kilku szczątkowych opisów tego dzieła zawartych w korespondencji i pismach nielicznych osób, które traktat czytały.

To rzeczywiście bardzo skromny materiał do wyciągania jakichkolwiek wniosków, ale z drugiej strony nie są to cytaty przypadkowe, lecz starannie – jak można się domyślać – wyłuskane z całego dzieła, aby oddać istotę ateizmu w rozumieniu Łyszczyńskiego. Co więcej, te 12 zdań zawiera treści jak na swoją epokę niezwykłe.

Bóg jest dziełem człowieka

Punktem wyjścia filozofii religii Kazimierza Łyszczyńskiego jest konsekwentny materializm i naturalizm. Relacje nielicznych czytelników traktatu zgodnie potwierdzają, że Łyszczyński „zdetronizował Boski Majestat”, a na jego tronie posadził naturę i przypadek. W naturze rządzącej się swoimi prawami nie ma według Łyszczyńskiego miejsca na Boga, ani na jakąkolwiek nadprzyrodzoną, duchową ingerencję. Tę myśl równie jednoznacznie jak Łyszczyński wyrażali przed nim tylko niektórzy filozofowie starożytni. Renesansowa filozofia przyrody, chwaląca harmonię natury, raczej dostrzegała w niej obraz Boga i przenikającą ją siłę duchową.

Stąd oczywista była konstatacja Łyszczyńskiego, że religia zakładająca sprawczą rolę Boga jest koncepcją błędną. Jak pisał: „Doktryna bądź to logiczna, bądź filozoficzna, która się pyszni tym, że uczy prawdy o Bogu, jest fałszywa”.

Na czym polega fałszywość religii? Odpowiedź, jakiej udziela Łyszczyński jest bezprecedensowo radykalna; nikt przed nim w nowożytnej Europie nie napisał tego tak bez ogródek:

Człowiek jest twórcą Boga, a Bóg jest tworem i dziełem człowieka. (…) Wiara zwana boską jest wymysłem ludzkim”.

Do podobnych wniosków dochodzili już filozofowie starożytni. Na przykład Euhemer z Messyny żyjący na przełomie IV i III wieku przed naszą erą uważał, że bogów stworzyli ludzie, ubóstwiając swoich wielkich przodków, bohaterów, dobroczyńców, władców itp.

Jednak w nowożytnej Europie dopiero niemal 100 lat po śmierci Łyszczyńskiego Denis Diderot napisał: „To nie Bóg stworzył człowieka na swój obraz, ale ludzie tworzą codziennie Boga na obraz własny” („Pamiętniki dla Katarzyny II”). Następne kilkadziesiąt lat późnej, w 1848 roku, tą samą myślą, wypowiedzianą publiczne do kilkuset słuchaczy w heidelbergskim ratuszu, zasłynął Ludwik Feuerbach.

Religia to oszustwo

Łyszczyński idzie jeszcze o krok dalej. Uważa religię nie tylko za nieprawdziwą, ale za świadome, cyniczne oszustwo: „Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii. (…) Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. (…) Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych...”

Oczywiście jako wyjaśnienie genezy religii jest to konstatacja upraszczająca i przez to nieprawdziwa. Łyszczyński nie był jednak badaczem źródeł wierzeń religijnych, lecz bystrym obserwatorem życia społecznego. Można podejrzewać, że jako student seminarium, a później jezuita, zetknął się z ateizmem wśród duchowieństwa. Jego stwierdzenie ma zatem charakter nie tyle genetyczny, co funkcjonalny. Opisuje jak działa w praktyce mechanizm religii, polegający na tym, że cyniczni bezbożnicy wykorzystują naiwność ludzi mniej świadomych. Doskonale ilustruje to późniejsza myśl Woltera spopularyzowana przez Marka Twaina: „Pierwszym prorokiem był pierwszy nikczemnik, który spotkał grupę frajerów”.

Tkwiące w religii oszustwo dostrzegało i podnosiło wielu myślicieli renesansu i reformacji, ale zawsze czynili to z pozycji religijnych, uważając, że sami wyznają religię prawdziwą, nie oszustwo. Łyszczyński poszedł o krok dalej i zakwestionował prawdziwość i uczciwość religii w ogóle.

Jest więc religia według Łyszczyńskiego czymś, co dzisiaj nazwalibyśmy manipulacją, gdzie zamiast postulowanej wspólnoty istnieje wyraźny podział na oszukujących i oszukiwanych. Nie jest to bez wątpienia zasada powszechnie obowiązująca, lecz ważną prawdę o religii wyraża.

Fundamentem religii jest strach

Celem religijnego oszustwa jest zdobycie władzy. Narzędzie tej władzy stanowi strach, cynicznie zaszczepiany w wyznawcach, aby można było ich w ten sposób kontrolować: „Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nielękających się, w tym celu, żeby się ich lękano” – napisał Łyszczyński.

O wymyślonym i zaszczepionym ludziom strachu przed bogami jako narzędziu kontroli społecznej pisał już żyjący w V wieku przed naszą erą grecki polityk i myśliciel Krytiasz. Tadeusz Sinko w „Zarysie historii literatury greckiej” tak streszcza fragment jego dramatu „Syzyf”:

Na początku ludzie wiedli życie zwierzęce bez kar i nagród. Potem ustanowiono prawa karzące za występki. (…) Ale jakże można było karać zbrodnie tajemne, nie wykryte? Na to poradził jakiś chytry i mądry mąż, wynajdując strach przed bogami, którzy wszystko widzą i słyszą. Bogów umieścił tam, skąd na ludzi spływa strach przed błyskawicami i gromami”

Tę społeczną użyteczność religii dla sprawowania władzy trafnie ujął rówieśnik biblijnego Jezusa, Seneka Młodszy, pisząc: „Dla ludu religia jest prawdą, dla mędrców fałszem, a dla władców jest po prostu użyteczna.”

Łyszczyński był jednak od Seneki i wszystkich swoich poprzedników znacznie dobitniejszy w swoim diagnozach.

Lud jest oszukiwany na swoje uciemiężenie

Wzorem myśliciel renesansowych Łyszczyński zauważa ponadto, że beneficjentami władzy, jaką daje religia, są przede wszystkim kapłani. I to nie jednej religii, ale wszystkich.

W relacji donosiciela Jana Brzoski czytamy, że Łyszczyński „złośliwie pomówił i spotwarzył teologów, jakoby piekłem lud pospolity (...) straszyć, a czyśćcem dla swojego pożytku grozić mieli". Potwierdza to jedno z cytowanych już częściowo zdań: „Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary w Boga na swoje uciemiężenie”.

Łyszczyński widział zatem w religii nie tylko narzędzie sprawowania władzy, ale także wyzysku ekonomicznego. To myśl już typowo oświeceniowa. Tak o religii będą pisać dopiero Jean Meslier i filozofowie oświecenia, dla których walka z feudalizmem zaczynała się od walki ze stanowiącą jego podporę religią. W filozofii religii Łyszczyńskiego zawiera się więc też pewna nowoczesna myśl polityczna.

Teologowie to rzemieślnicy słów próżnych

Szczególnie destrukcyjną rolę społeczną przypisywał Łyszczyński duchowieństwu i teologii jako „nauce”. Jego oskarżyciel, podczas procesu, mówił:
„Nauczycielów wiary świętej katolickiej jako to teologów nazwał Łyszczyński rzemieślnikami słów próżnych, wykrętnymi wężami, ślepymi, widzącymi ciemność zamiast światła, nie nauczycielami, ale zwodzicielami, nie filozofami, ale oszustami, obrońcami błędów głupoty i podstępów przodków. Uważał wręcz, że teologowie są ludźmi bezbożnymi, którzy sami nie mają żadnej religii”. Sam zaś Łyszczyński napisał jak zwykle dobitnie: „Zaklinamy was, o teologowie, na waszego Boga, czy w ten sposób nie gasicie Światła Rozumu?”

Tu również idzie Łyszczyński tropem renesansowej krytyki religii, jaką uprawiał choćby Giordano Bruno, który wypowiedział niemal identyczną myśl. Jednak w przeciwieństwie do Bruno – który sam był teologiem - i do wielu swoich poprzedników Łyszczyński mówi to o teologach w ogóle, a nie o teologach jakiegoś konkretnego wyznania. Nie ogranicza się również do żądania rozdzielenia granic teologii i nauki, jak postulował choćby Grzegorz z Sanoka. Łyszczyński po prostu całkowicie odrzuca teologię. I na tym polega jego odmienność i rewolucyjność. Tak jak wszelka religia jest oszustwem, tak każda teologia jest kłamstwem i bezsensownym majaczeniem.

Tak żarliwy atak na wszelką teologię przeprowadzi dopiero kilkadziesiąt lat później Jean Meslier, który napisze między innymi: „Teologia jest ustawiczną obelgą dla rozumu ludzkiego.”

Religia jako zniewolenie umysłowe

Najciekawszą myślą z zachowanych fragmentów traktatu Łyszczyńskiego jest opis zniewolenia umysłowego, jakiemu ulegają ofiary religijnego oszustwa. To niezwykle frapująca obserwacja socjologiczna. Łyszczyński o uciemiężeniu przez religię pisze tak: „tego samego uciemiężenia broni jednak ludu w taki sposób, że gdyby mędrcy chcieli prawdą wyzwolić lud z tego uciemiężenia, zostaliby zdławieni przez sam lud.”

W tym zdaniu zawarte jest również pewne przesłanie – mówi ono o roli „mędrców” i misji ateizmu w społeczeństwie. Jest też w nim zawarty pewien program: tylko wyzwolenie od religii może uwolnić od uciemiężenia, a owo wyzwolenie od religii ma się odbyć przez oświecenie prostego ludu przez „mędrców”. To zapowiedź epoki oświecenia rozumianej nie tylko jako nurt w filozofii, ale jako prąd kulturowy i program przebudowy społeczeństwa.

Jest też jednak w tym zdaniu pesymistyczna wizja rzeczywistości i nieświadome, złowróżbne proroctwo co do losu jego autora.

100 lat później podobnie przejmujący, ale bardziej ekspresyjny i rozbudowany opis ludzi zniewolonych przez religię zawarł w swoim „Systemie przyrody”, prawdziwym manifeście naturalizmu i ateizmu, Paul Holbach:

Przyzwyczajeni być zwodzonymi (…) obchodzą się po nieprzyjaznemu z tymi, którzy ich chcą z błędu wyprowadzić; uprzedzeni od najpierwszej młodości przez obłudę, sądzą się być w obowiązku bronić usilnie zasłony okrywającej ich oczy i walczą z wściekłością przeciw tym wszystkim, którzy by im ją zedrzeć usiłowali. Jeżeli ich oczy do ciemności przywykłe otwierają się na chwilę, światło ich razi, rzucają się z zajadłością na pokazującego im pochodnię, bo blasku jej wytrzymać nie mogą. Następnie oświecony człowiek uważany bywa od swych współrodaków jako istota złoczynna, jako zaraza powszechna; ów, który ośmiela się ocucić ludzi ze snu letargicznego, w którym ich pogrąża nawyknienie, uchodzi za burzyciela spokojności publicznej;”

Przeczące sobie atrybuty Boga

Trzecim ważnym tematem traktatu Łyszczyńskiego, oprócz krytyki religii i krytyki teologii, jest – idąca jeszcze dalej - krytyka hipotezy o istnieniu Boga. I tu Łyszczyński jest prawdziwym, totalnym nowatorem. Nie próbuje uprawiać akrobatyki intelektualnej mającej na celu pogodzenie sprzeczności ujawniających się w idei Boga. Tak, jak na przykład będzie to robił młodszy o kilkanaście lat Leibniz w swojej propagandowej „Teodycei” – wyśmianej przez Woltera w „Kandydzie” - pisanej właśnie po to, aby uśmierzyć pojawiające się wątpliwości religijne. Łyszczyńskiego sprzeczności inspirują do poszukiwania prawdy, a nie do szukania na siłę kompromisu między rozumem a wiarą. Dlatego jako pierwszy w nowożytnej Europie pisze oszałamiające zdanie nawiązujące do traktatu Sekstusa Empiryka „O bogach”– „a więc Boga nie ma”.

Co według Łyszczyńskiego wyklucza realne istnienie Boga? Oprócz przesłanki materialistycznej i naturalistycznej, według której przyroda jest samosterowna, jest także przesłanka logiczna. Łyszczyński sięga od razu do sedna problemu. Postrzega pojęcie Boga jako wewnętrznie sprzeczne i dlatego nie mogące mieć swojego realnego desygnatu. Pisał o teologach: „przypisujecie Bogu rzeczy niemożliwe, atrybuty i określenia przeczące sobie.” O samym zaś Bogu mówił, że jest „bytem chimerycznym, bo Bóg i chimera są tym samym”.

Nie jest jasne, w jakim znaczeniu Łyszczyński używał słowa „chimera”. Czy chodziło mu o byt nierealny, urojony - jakby powiedział Dawkins - czy o byt sztucznie wykreowany z niepasujących do siebie elementów. A może o jedno i o drugie jednocześnie, bo dostrzegał tu związek przyczynowo-skutkowy: coś złożonego ze sprzeczności nie może realnie istnieć.

Opór rozumu i wykluczające się idee Boga

Kolejny dowodem na nieprawdziwość twierdzeń o istnieniu Boga jest dla Łyszczyńskiego brak powszechnej zgody rozumu na akceptację tzw. objawienia. Gdyby Bóg istniał, jego istnienie byłoby dla ludzkiego rozumu oczywiste i nie byłoby między ludźmi zasadniczych różnic zdań na jego temat. To wyraźne echo sceptycyzmu Sekstusa Empiryka.
„Jednakże nie doświadczamy, ani w nas, ani w nikim innym, takiego nakazu rozumu, który by nas upewniał o prawdzie objawienia bożego: Jeżeli bowiem znajdowałby się w nas, to wszyscy musieliby je uznać i nie mieliby wątpliwości, (...) i nie byłoby różnych sekt ani ich zwolenników…” - pisał Łyszczyński.
Z reformacji i wzajemnej krytyki nowych odłamów chrześcijaństwa, a także judaizmu i islamu, Łyszczyński wyciągnął wnioski ostateczne. Takie, jak dzisiaj przedstawiają tzw. nowi ateiści. Skoro istnieje jednocześnie tak wiele religii, to znaczy, że żadna z nich nie jest prawdziwa. Boga po prostu nie ma!
Tę nieoczywistość istnienia Boga, jako argument za jego nieistnieniem, w późniejszym czasie podnosiło wielu myślicieli, między innym Ernestyna Potowska-Rose:

Jeżeli wiara w Boga jest czymś naturalnym, nie trzeba byłoby jej nauczać. Wierzyłyby zarówno dzieci, jak i dorośli, ludzie świeccy, jak i księża, poganie równie głęboko, jak misjonarze.”

Według Łyszczyńskiego hipoteza istnienia Boga jest po prostu sprzeczna z rozumem:
„są tacy, co zaprzeczają objawieniu i to nie głupcy, ale ludzie mądrzy, którzy prawidłowym rozumowaniem dowodzą czegoś wręcz przeciwnego”.

Bóg istniejący tylko w umyśle

Łyszczyński właściwie nie do końca zaprzeczał istnieniu Boga, jedynie zupełnie inaczej je pojmował. Posługiwał się ciekawą koncepcją sposobu istnienia Boga, którego realnie oczywiście nie ma, ale przecież istnienia całkowicie odmówić mu nie można. Pisał: „Bóg nie jest bytem rzeczywistym, lecz bytem istniejącym tylko w umyśle”.

To wyraźne nawiązanie do koncepcji „bytu myślnego” zaprezentowanej i rozwiniętej przez jednego z największych myślicieli polskiej kontrreformacji Marcina Śmigleckiego (1564-1618). Wykształcony w Rzymie Śmiglecki, podobnie jak Łyszczyński, wstąpił do zakonu jezuitów i był między innymi rektorem kolegium jezuickiego w Kaliszu, gdzie przez kilka lat – już po jego śmierci – studiował Łyszczyński. To zapewne tam zetknął się z koncepcją „bytu myślnego” za pośrednictwem innego wybitnego wykładowcy tej uczelni, Jana Morawskiego (1633-1700), który był jego nauczycielem. To bardzo ciekawa kategoria poznawcza, pomocna w opisie niektórych fenomenów kultury.

Epoka palenia filozofów i książek

Bardzo trudno jest ocenić rzeczywistą rangę intelektualną poglądów Łyszczyńskiego. Składa się na to kilka powodów.

Po pierwsze Łyszczyński żył w trwającej kilkanaście wieków epoce terroru wprowadzonego przez Kościół w obszarze wolności wyrażania poglądów i prowadzenia dociekań intelektualnych. Terror ten – do którego „wszyscy” z czasem jakby przywykli i mu się podporządkowali, przez co dla wielu stał się mniej oczywisty i trudniej zauważalny - na ziemiach dawnego zaboru rosyjskiego zakończył się dopiero wraz z upadkiem caratu. Dość przypomnieć, że ateistyczny publicysta i uznany poeta Andrzej Niemojewski jeszcze w 1911 roku z powodu napastliwej antyreligijnej publicystyki został skazany za bluźnierstwo na rok więzienia w Cytadeli.

Niesłusznie pozostający w cieniu Giordano Bruno ateistyczny filozof Giulio Cesare Vanini (1584-1619) zawarł w swoich dziełach równie totalną, a być może bardziej wszechstronną krytykę religii, co Łyszczyński. Nie wyrażał jednak swoich poglądów wprost, jak Łyszczyński, lecz zazwyczaj ubierał je w kostium pozornej polemiki z ateizmem lub opowieści o religii pogan, co mimo wszystko nie uchroniło go przed skazaniem na śmierć za ateizm właśnie, wyrwaniem języka, uduszeniem i spaleniem na stosie.

Przywołany tu wyżej Paul Holbach, choć był arystokratą, z obawy o swoje bezpieczeństwo wydał swój ateistyczny „System przyrody” w 1770 roku (100 lat po „Traktacie” Łyszczyńskiego) pod pseudonimem i za granicą, a Diderot na wszelki wypadek opuścił Paryż, gdyż bał się, że to jemu przypiszą autorstwo i trafi do więzienia. Książkę Holbacha wyrokiem parlamentu paryskiego spalono. W takich warunkach tworzyli ówcześni filozofowie.

Filozof poza kościelną cenzurą

Być może poglądy, które Łyszczyński wyraził w swoim traktacie dla wielu jego współczesnych, a nawet licznych poprzedników nie były wcale odkrywcze, tylko nie mieli oni odwagi ich publicznie wypowiedzieć. Świadczyłoby o tym częste – jak twierdził oskarżyciel – posługiwanie się przez Łyszczyńskiego wyrażeniem „my ateiści” (był zresztą pierwszym, który tak pisał). Trzeba też pamiętać, że podobne twierdzenia jak Łyszczyński wygłaszali już niektórzy myśliciele starożytni: Krytiasz (460-403 p.n.e.), Teodor Ateista (IV/III w. p.n.e), Epikur (341-270 p.n.e.), Lukrecjusz (99-55 p.n.e.) czy rówieśnik biblijnego Jezusa - Seneka Młodszy.

* * *

Georges Minois w swojej monografii „Historia ateizmu. Niewierzący w świecie zachodnim od jego początków do naszych czasów” udowadnia, że ateizm istniał od zarania kultury, tyle że w warunkach religijnego terroru – który pojawił się już w starożytności – funkcjonował nieoficjalnie i na jej obrzeżach.

Łyszczyński miał wobec zdecydowanej większości ówczesnych myślicieli niesamowitą przewagę „już na stracie”, wszak nie pisał do druku i mógł sobie pozwolić na niczym nieskrępowaną swobodę myśli i szczerość. Nie bez powodu traktat Łyszczyńskiego pod względem totalności krytyki religii przypomina pisany w podobnych warunkach, wspomniany wyżej „Pamiętnik myśli i uczuć” proboszcza Jeana Mesliera.

To Łyszczyński miał rację, a nie Kartezjusz

Z drugiej jednak strony wielu współczesnych Łyszczyńskiemu wielkich filozofów bez żadnego przymusu ani presji ze strony Kościoła wyrażało na temat religii zdania z perspektywy ateisty niewyobrażalnie naiwne i wiernopoddańcze. Można śmiało powiedzieć, że autorzy zrezygnowali z autonomii rozumu i częściowo oddali swój intelekt w służbę umacniania irracjonalnych przekonań religijnych. Jakkolwiek sama wiara nie deprecjonuje filozofa, to jednak snucie z własnej nieprzymuszonej woli bezpodstawnych rozważań na temat Boga już raczej tak. Filozofa obowiązuje bowiem pewien sceptycyzm obligujący go do wypowiadania się wyłącznie o tym, o czym może cokolwiek wiedzieć.

Kartezjusz (1596-1650) tworzący za życia Łyszczyńskiego, uważany za ojca nowoczesnej myśli filozoficznej pisał w prywatnym liście: „Złości mnie, gdy widzę, że są na świecie ludzie tak zuchwali i bezwstydni, że walczą z Bogiem.”. Ten sam Kartezjusz, jak wiemy, przedstawił w swoich pismach aż trzy nowe, rzekome dowody na istnienie Boga.

Gottfried Leibniz (1646-1716), genialny matematyk, twórca rachunku różniczkowego i wybitny filozof, opublikował w 1710 r. „Esej o teodycei poświęcony dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła”, a 11 lat później „Monadologię”, w której przedstawiał Boga jako praprzyczynę i ostateczny cel świata.

Izaak Newton (1642-1727), niemal rówieśnik Łyszczyńskiego i być może najwybitniejszy uczony wszech czasów pisał: „Grawitacja wyjaśnia ruch planet, ale nie jest w stanie wyjaśnić, kto umieścił planety w ruchu. Bóg rządzi wszystkimi rzeczami i wie wszystko o tym, co może być zrobione”.

Rówieśnik Łyszczyńskiego, uznany za jednego z największych filozofów, Baruch Spinoza (1632-1677), w wydanym pośmiertnie swym głównym dziele Etyka w porządku geometrycznym dowiedziona” próbował pogodzić religię z rozumem, tworząc koncepcję panteizmu. Nie istnieje żadna substancja, która by nie była Bogiem” – pisał.

John Lock - tolerancja, ale nie dla ateistów

Niewiele starszy od Łyszczyńskiego, wszechstronnie uzdolniony Blaise Pascal (1623-1662) – kolejna ikona filozofii - miotał się w gąszczu pytań egzystencjalnych, bezskutecznie próbując, jak wielu innych, pogodzić wiarę z racjonalnym myśleniem i formułując swój słynny, ale jakże naiwny i przereklamowany pod względem intelektualnym zakład. W istocie była to zakamuflowana i finezyjna afirmacja strachu przed Bogiem.

John Locke (1632-1704), niemal rówieśnik Łyszczyńskiego i ikona nowożytnej filozofii, w swoim dziele – pod paradoksalnie brzmiącym w tym kontekście tytułem – „List o tolerancji” pisał: „ludzi, którzy przeczą istnieniu bóstwa, w żaden sposób tolerować nie można. Dla ateusza bowiem nie mogą być święte żadne poręczenia, żadne układy, żadne przysięgi, które więzami są społeczeństwa.” Ironia losu sprawiła, że opublikował ten list w roku 1689, a więc w roku kaźni Łyszczyńskiego.

Również Polska miała w XVII wieku wielu – nie tej wprawdzie klasy – wykształconych, wybitnych i płodnych myślicieli oddziałujących w skali europejskiej, szczególnie związanych z ruchami reformatorskimi w chrześcijaństwie. Jednakże wszyscy oni, podobnie jak wspomniani wielcy filozofowie, poruszali się w zaklętym kręgu prób pogodzenia wiary z rozumem. Tytuł wydanego w Amsterdamie dzieła czołowego przedstawiciela doktryny Braci Polskich Andrzeja Wiszowatego: „O religii zgodnej z rozumem, czyli traktat o posługiwaniu się sądem rozumu także w sprawach teologicznych i religijnych” - jest tu wyjątkowo wymowny.

Traktat Kazimierza Łyszczyńskiego „O nieistnieniu Boga” był pierwszym dziełem, które się z tych religijnych okowów w sposób jednoznaczny i bez żadnych niedomówień wyłamuje.

Może nie wielki, ale wybitny

Jak zatem na tle poglądów na religię tych wybitnych twórców europejskiej filozofii oceniać bezkompromisowe i nowoczesne poglądy Łyszczyńskiego? Bez wątpienia w kwestii poglądów na religię te wszystkie ikony filozofii w porównaniu z Łyszczyńskim okazały się – przy całym szacunku dla ich innych dokonań - ludźmi co najmniej naiwnymi i nie potrafiącymi do końca wyzwolić myśli ze średniowiecznych ograniczeń. Na ich tle Łyszczyński wykazał się niezwykłą przenikliwością i niezależnością intelektualną.

Czy to jednak oznacza po prostu, że Łyszczyński był od nich wszystkich większym filozofem? Zapewne nie, choć to właśnie on miał rację, jeśli chodzi o kwestię istnienia Boga.

XVII-wieczny „Bóg urojony”

Trudno w obliczu bestialskiego mordu na filozofie ubolewać z powodu spalenia jego dzieła. Jednak filozofowie tak czy owak w końcu umierają, a ich dzieła pozostają. Po Łyszczyńskim nie pozostało. Spalenie jego traktatu było barbarzyństwem. Pozbawiło kulturę polską i światową przełomowego dzieła, które zapewne zajęłoby poczesne miejsce w historii filozofii. Zdanie Łyszczyńskiego „Bóg jest dziełem człowieka” byłoby być może równie znane w świecie, jak zdanie Nietzschego „Bóg umarł”. I to o Łyszczyńskim, a nie o Meslierze, mówiono by jako o autorze pierwszego w czasach nowożytnych manifestu ateizmu.

Traktat Łyszczyńskiego „O nieistnieniu Boga” był w XVII wieku czymś w rodzaju „Boga urojonego” Dawkinsa dla współczesnych i mógł odegrać podobna rolę. Warto również zauważyć, że postawa Łyszczyńskiego jest właśnie bliska postawie Dawkinsa; to ateizm bezkompromisowy, odrzucający religię, a nie ateizm tolerancyjny, unikający otwartej krytyki. Niemal wszyscy protoplaści współczesnego ateizmu krytykowali i atakowali religię i podobnie jak Łyszczyński doskonale wiedzieli, dlaczego to robią.







Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"