[ Strona główna ]

RACJE

Numer 12

Czerwiec 2023


Piotr Rymarczyk

BEZ DOGMATU - NEKROLOG OPTYMISTYZNY



Do redakcji „Bez dogmatu” zostałem przyjęty, (jeśli pamięć mnie nie myli) w roku 1995 r. – a więc dwa lata po powstaniu pisma – i pozostałem w niej aż do momentu, gdy wiosną 2021 r., ze względu na ogólne wyczerpanie przedsięwzięciem, podjęliśmy decyzję o zaprzestaniu jego wydawania. Spędziłem więc w niej okres równy połowie mojego dotychczasowego życia. W tym czasie miałem przyjemność poznać szereg osób, które razem ze mną współtworzyły „Bez dogmatu” – w tym, nie żyjącą już niestety założycielkę pisma Barbarę Stanosz, Bohdana Chwedeńczuka, Andrzeja Dominiczaka, Krzysztofa Lubczyńskiego, Mateusza Kwaterkę, Michała Kozłowskiego, Katarzynę Chmielewską, Katarzynę Nadanę, Katarzynę Szumlewicz, Piotra Szumlewicza, Tomasza Żukowskiego, Agnieszkę Mrozik, Annę Zawadzką, Pawła Matusza i Annę Małyszko – a także inne, których nazwisk w tej chwili nie pamiętam, co nie oznacza, że w dziejach pisma nie odegrały ważnej roli.

Pismo ukazywało się początkowo – przez dość krótki czas – jako miesięcznik, a następnie jako kwartalnik. W trakcie swego istnienia „Bez dogmatu” zmieniło też nieco swój profil: będąc początkowo pismem przede wszystkim ateistycznym, skupiającym się na krytyce religii, z biegiem czasu przekształciło się w magazyn, który z perspektywy lewicowej rozpatrywał całe spektrum zagadnień społeczno-kulturalnych zagadnień.

Nie ulega wątpliwości, że tym, co piszącym o „Bez dogmatu” przyszłym historykom – jeżeli tacy się znajdą – wyda się najbardziej zdumiewające, będzie fakt, iż ukazywało się ono nieprzerwanie przez niemal trzy dekady, mimo że jego redaktorzy i autorzy nie dostawali za to żadnego wynagrodzenia, a sam magazyn nie otrzymywał z zewnątrz praktycznie żadnej finansowo-instytucjonalnej pomocy. Wynikało to niewątpliwie z towarzyszącego nam przekonania o wartości tworzonego przez nas pisma, które – w szczególności w początkach swojego istnienia – stanowiło na polskim rynku medialnym ewenement; Jedynie „Bez Dogmatu” podejmowało w tamtych latach dyskusję o kwestiach, które powszechnie uchodziły za nie podlegające dyskusji, takich jak realna wartość różnego rodzaju świętych i najświętszych krów: Boga, narodu, rodziny, własności prywatnej. Sądzę również, że dodatkowym atutem był fakt, iż „Bez dogmatu” swoje „skrajne” – w świetle obowiązujących w medialnym mainstreamie kryteriów – poglądy łączyło z dość powściągliwą i akademicką, w dobrym tego słowa znaczeniu, formą. Mam nadzieję, że dzięki temu przekonaliśmy jakąś grupę osób, którym nasz magazyn wpadł w ręce, że tym, co skłania nas do wyrażania takich a nie innych opinii, nie jest niezdrowa chęć epatowania radykalizmem, ale po prostu fakt, że są one rozsądne.

Pisma podejmujące społeczno-polityczną tematykę są z reguły powoływane z myślą o realizacji pewnych celów społeczno-politycznych. Nie inaczej było i w przypadku „Bez dogmatu”. Teraz, gdy go już nie ma, należałoby więc zapytać: czy cele te udało się zrealizować? Jeśli wziąć pod uwagę, że „Bez dogmatu” powstało w 1993 r. w reakcji na wprowadzaną wówczas ustawę antyaborcyjną, można dojść do pesymistycznych wniosków. Jak bowiem wiadomo, w Polsce obowiązują dziś w tej kwestii przepisy nawet bardziej restrykcyjne. Jeżeli jednak spojrzeć na sytuację społeczną w szerszej perspektywie, konkluzje będą bardziej optymistyczne. Wszelkie badania opinii publicznej prowadzone w Polsce w ostatnich latach wskazują na słabnącą identyfikację z Kościołem. Ogromne zmiany widać również, jeśli porówna się klimat kulturowy i treści debaty społecznej w Polsce przez 20-30 laty z tymi, które toczą się obecnie. Polska lat 1990. i 2000. była krajem śmiesznym i trochę strasznym, w którym „Wyborcza” drukowała dytyramby na cześć JP II i teksty potępiające raczkujące parady równości, a „List do M.” Dżemu doczekał się procesu o obrazę uczuć religijnych wytoczonego przez pewnego polityka ZChN, który poczuł się obrażony faktem, iż ktoś śpiewa, że „nie ma Boga”. Także ideologia neoliberalna – inna, świecka tym razem religia, która sprawowała hegemonię w dyskursie publicznym w pierwszych dekadach III RP, dziś czasy swej świetności ma wyraźnie za sobą i coraz częściej spotyka się z krytyką nawet ze strony mediów i środowisk, które niegdyś bezdyskusyjnie ją wyznawały.

Trudno powiedzieć, w jakiej – i czy w jakiejkolwiek – mierze wspomniane zmiany są zasługą „Bez dogmatu”. Tak czy inaczej przypadła nam rola przecierających szlaki pionierów kulturowych przemian i to oczywiście napawa satysfakcją. W tym kontekście przypomina mi się prognoza, jaką przedstawiłem podczas spotkania z czytelnikami kwartalnika latem 2006 roku. Zapytany, kiedy moim zdaniem społeczeństwo polskie osiągnie poziom laicyzacji charakteryzujący ówczesne społeczeństwa zachodnie, odpowiedziałem, że za dwadzieścia lat. Moja odpowiedź nie była oparta na żadnych precyzyjnych kalkulacjach i miała czysto intuicyjny charakter, ale dziś – gdy większość wyznaczonego okresu mamy już za sobą – wszystko wskazuje, że była to intuicja trafna.







Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"