[ Strona główna ]

RACJE

noworoczne

Styczeń 2022


Joanna Hańderek

CZARNEK - JESZCZE JEDEN (K)LEX

Lekcja neomarksizmu - felieton edukacyjny


K(lex) Czarnek – kolejny pisowski „nowo-twór” legislacyjny - rozbłysł na politycznym firmamencie. Rozbłysł i poraził! Nie pomogły protesty nauczycielek i nauczycieli, rodziców i młodzieży. Nic nie pomogło, jednak samo wydarzenie ma pewien walor edukacyjny. Otóż przy okazji dowiedzieliśmy się - i to z ust samego ministra edukacji - że atakuje nas lewactwo. Przyjrzyjmy się zatem lewactwu; czym jest?

Co to za zwierzę?

W Polsce władanej przez PiS, w prawicowo-nacjonalistycznej narracji „lewactwo” i „neomarksistowska” propaganda to obelgi lekkie, rutynowe, a „komuch” to obelga najcięższa. Jeżeli Państwo znają historię ruchów społecznych i filozofii, proponuję wyłączyć na kilka minut pamięć i racjonalne myślenie. Terminy, którymi szafują wyznawcy PiS, niewiele bowiem mają wspólnego z historią. Odwrotnie nawet, historię zaciemniają i zakłamują.

Gustaw leBon już dawno zwrócił uwagę na prosty fakt: filozof nie wyprowadzi nikogo na ulicę. Do tego potrzebny jest ideolog, który swoją powierzchowną recepcję filozofii wyrazi w prostych hasłach i płomiennych oracjach. Tak właśnie Marks, Engels i już znacznie rzadziej Feuerbach trafili na komunistyczne sztandary. A przecież myśl tych filozofów była o wiele bardziej skomplikowana niż to, co zostało przebrane w hasła komunistycznej ideologii. Komunizm i socjalizm to bliskie sobie, jednak odrębne i szlachetne filozofie społeczne. Komunistyczna ideologia, a zwłaszcza jej stalinowskie wcielenie, to tylko maska i rzekome uzasadnienie totalitaryzmu, nie mające jednak wiele wspólnego z ideami Marksa. Idea równości - to marzenie socjalistów - została zdeprawowana przez ideologów żądnych absolutnej kontroli i władzy. Szaleńcy pokroju Stalina realizowali wizję świata poza wolnością i równością społeczną, jaka leżała u podstaw socjalizmu, i którą można jeszcze dostrzec w doktrynie komunizmu. Co te ideologie mają wspólnego z filozofią Marksa i Engelsa? Otóż nie mają nic wspólnego, co najwyżej podobizny filozofów wyniesione na sztandary. Nieprzekonanym proponuję lekturę „Kapitału” - tekstu, który tak naprawdę jest dekonstrukcją społecznych nierówności, zależności i wyzysku. Gustaw LeBon miał jednak rację: ideolog bierze pewne hasła z filozoficznych idei i je przerabia tak jak mu wygodniej.

W świecie PiS i w jego prostackim języku nienawiści, neomarksizm oznacza zło wcielone, równe stalinowskiemu ludobójstwu. Przynajmniej minister Czarnek rzuca hasłem neomarksizmu jako określeniem największego społecznego zagrożenia. Neomarksiści – jego zdaniem – moralnie wymordują niewinne polskie dziatki. Ani słowem nie napomyka o filozofii, a przecież, zgodnie z logiką, neomarksizm powinien stanowić apologetykę Marksistowskiej szkoły myślenia. Jak bym chciała być złośliwa (a jako czarownica, feministka i wredna lewacko-wegańska awanturnica mam wielką ochotę na złośliwość), to powiedziałabym, że neomarksizm współcześnie najlepiej widać w pracy Thomasa Piketty'ego „Kapitał w XXI wieku”. Piketty analizuje nierówności społeczne, ekonomiczne i pokazuje jak wracamy do punktu startowego: drapieżnego kapitalizmu z zasadą „kto silniejszy, ten lepszy”, co pogłębia nierówności społeczne i ekonomiczne. Piketty doczekał się odpowiedzi Georga Reismana w książce „Kapitał i kapitalizm XXI wieku”; i tak filozofia buduje argumenty z jednej strony za wyrównaniem szans społecznych osób, które mają trudności w odnalezieniu się na rynku pracy i w społeczeństwie, a z drugiej przeciw nadmiernej ingerencji państwo w gospodarkę. Nie chcę jednak być złośliwa, dlatego nic więcej nie wspomnę o filozoficznych znaczeniach terminu „neomarksizm” i nie będę już tłumaczyć, że to pojęcie rodem ze słownika filozofii idei a nie obelga. Przejęta wezwaniem do kultywowania cnót niewieścich już nic nie mówię, grzecznie słucham, co też takiego mądrego chce mi pan minister edukacji powiedzieć. A musi być to bardzo mądre i niepodważalnie słuszne, skoro prawi z kazalnicy radia Maryja.

Otóż wedle pana ministra edukacji neomarksizm chce wprowadzić do polskich szkół „edukację seksualną typu B”, co oznacza „demoralizację polskich dzieci i młodzieży”. I tu odzywa się moja „julkowatość”: wredna babskość nie pozwala mi milczeć. Więc walcząc o to, by moje cnoty niewieście, a więc pokora i posłuszeństwo wobec pana i władcy za bardzo nie brykały, dodam jedno: Wedle Światowej Organizacji Zdrowia edukacja seksualna typu B, czy inaczej typu II to: „biological education – „ogólna edukacja seksualna”, w której abstynencję seksualną traktuje się jako zachowanie opcjonalne, ale również przedstawia się zasady antykoncepcji i bezpiecznego seksu oraz rzetelne informacje o anatomii, fizjologii i biologii różnic płciowych i zachowań seksualnych.” (podaję za wikipedią). Niech mnie zatem pan minister albo inny mądry mąż z PiS oświeci: co jest złego i demoralizującego w wiedzy o fizjologii i biologii różnic płciowych i zachowań seksualnych? Co złego jest w wiedzy o anatomii? A może pan minister woli, żeby dzieciaki nic nie wiedziały i na ławce w parku przed szybkim numerkiem pomodliły się „o niezaciążenie”?! No chyba, że zakładamy wstrzemięźliwość seksualną nastolatków, co moim zdaniem nie jest najlepszym pomysłem, biorąc pod uwagę fakt, że inicjacja seksualna jest dość wczesna w naszych czasach.

W mowie ministra edukacji pełno jest kwiecistych określeń i dramatycznych wykrzykników. Problem w tym, że jest to potok słów opartych już nawet nie na luźnych skojarzeniach, ale na jakimś błędnym i szaleńczym pomieszaniu wszystkiego z wszystkim. Co bowiem neomarksizm miałby mieć do edukacji seksualnej? Chyba, że spojrzymy na marksistowski feminizm, ten jednak chroniłby dzieciaki przed zbyt wczesną inicjacją seksualną i przede wszystkim uczył odpowiedzialności ze związek. To przecież marksistowski feminizm upominał się o równą rolę kobiety w życiu prywatnym i chciał ją zabezpieczyć przed nadużyciami ze strony patriarchalnego systemu. Chyba, że panu ministrowi jako specjaliście od cnót niewieścich i odchudzania dziewczynek o to właśnie chodzi: niech dziewczynki nic nie wiedzą, niech nie rozumieją swego ciała i nie mają świadomości, czym jest seks i antykoncepcja. Wówczas będą łatwym łupem męskiej dominacji, i nawet jak się je zgwałci, to i tak potem będzie można im wmówić, że to ich wina.

Wedle ministra edukacji i rządzącej ekipy lewactwo to obraza narodu polskiego, oczywiście katolickiego, patriotycznie prawicowego. Tymczasem w całym tym potoku słów pełnych nienawiści i jadu znika jedna podstawowa zasada. Od lat 60 XX wieku lewica, a dokładniej, nowa lewica, stała się i ruchem politycznym i filozoficznym (v: szkoła Frankfurcka) propagującym progresywne idee. Równość jest tą zasadą, która funduje i równocześnie spaja poszczególne progresywne zasady rozwijane przez nową lewicę. Stąd kwestia równości płci czy praw osób kwalifikowanych jako mniejszości jest tutaj priorytetem. To długa droga, przede wszystkim intelektualna. Od „Człowieka jednowymiarowego” Herberta Marcusego, „Minima moralia” Theodora Adorno, po „The Uses of Literacy: Aspects of Working Class Life” Richarda Hoggarta czy „Against Race” Paula Gilroya.

To niezwykle przykre, że minister edukacji jest pełen uprzedzeń, nienawiści, co gorsza też szafuje pojęciami, którym przypisuje niewłaściwe znaczenia. Niezależnie od tego czy to ignorancja człowieka odpowiadającego za edukację czy jego zła wola i pragnienie oczernienia przeciwników jego władzy, nie przynosi to dobrych rezultatów.

Ten rok zaczął się obniżką pensji nauczycieli i nauczycielek (w szkołach i na uniwersytetach). Może to i dobrze, że „ład” zabrał im pieniądze, pewnie zaraz odejdą i w szkołach będzie można zatrudnić nowych światłych nauczycieli, a ci dzieciom już wytłumaczą, co to jest lewactwo i neomarksizm oraz, jakie jest miejsce dziewczynki w świecie. I będzie „po bożemu”. Pan minister i jego kompania będzie mógł mówić wszystko, a lewacką hołotę się uciszy; jeśli tylko wykombinują jak wyłączyć internet i tvn.

Witamy w nowym roku!








Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"