[ Strona główna ]

RACJE

numer 10

Listopad 2022


Radosław S. Czarnecki

JEMEN - ZAPOMNIANY KONFLIKT





Od 26.03.2015 trwa w Jemenie interwencja koalicji pod egidą Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, w której udział biorą jeszcze wojska Kuwejtu, Bahrajnu i kilku innych krajów z Afryki. Sytuacja w tym jednym z najbiedniejszych krajów świata jest dramatyczna. Po 7 latach konfliktu, będącego częścią interwencji sił zewnętrznych w wojnę domową ciągnącą się z niewielkimi przerwami od bez mała 30 lat, Jemen jest zrujnowany, dotknięty największą katastrofą humanitarną na świecie, podzielony z racji wyznań, kultów, tradycji historycznych odniesień i doświadczeń. Jest zlepkiem plemion i klanów – nie narodem w nowoczesnym rozumieniu tego słowa.

Statystycznie, od 2015 roku każdego dnia ofiarą tej wojny pada czworo dzieci. Wiele z nich żyje na ulicy; są sierotami, ponieważ ich rodzice i bliscy zginęli w walkach. Wiemy także, że na terenach objętych konfliktem rozprzestrzenia się wiele chorób, a dzieci są wobec nich bezbronne. W tym konflikcie zarówno koalicja sunnicka pod wodzą Arabii Saudyjskiej, jak i szyiccy bojownicy Huti niszczą przeciwnika głodem. Prowadzą ostrzał farm, pól uprawnych i sieci wodociągowych oraz wybijają stada zwierząt hodowlanych.

(z raportu Mvatana Organization for HRW)

Wojna w Jemenie jest konfliktem zapomnianym przez cywilizowany świat z wielu względów. Jednym z nich jest fakt, iż Jemen to jeden z najbiedniejszych krajów świata: nie ma tu wielkich złóż ropy naftowej, metali szlachetnych ani innych cennych surowców; są tylko góry, pustynie, suche stepy, pustynny klimat i społeczeństwo żyjące w plemienno-religijnych wspólnotach. Istotnym z punktu widzenia geopolityki elementem jest jedynie to, iż Jemen zamyka od strony półwyspu Arabskiego cieśninę Bab el Mandab, czyli drogę morską z kanału Sueskiego na wschód – do Indii, Indochin, a przede wszystkim Chin. Po drugiej stronie cieśniny, już na kontynencie afrykańskim, bazy wojskowe mają już Chiny i Francja (Dżibuti). Jest to miejsce ważne ze względów geopolitycznych.

Wojna domowa w Jemenie wybuchła na skutek działania wielu różnych czynników, głównie o charakterze religijnym i plemiennym. Na północy sporą wspólnotę stanowią szyici, dążący do równouprawnienia i religijnych swobód; na południu przeważają sunnici. W południowej części (ze stolicą w Adenie) przed 1990 r. funkcjonowało państwo odwołujące się przez jakiś czas do tzw. Arabskiego socjalizmu narodowego. Północ (stolica w Sanie) była zawsze zachowawcza, tradycjonalistyczna i konserwatywna. Większość sunnitów z północy orientowała się (politycznie i kulturowo) na Rijad i wahabizm Saudów.

Współczesna Republika Jemenu powstała w 1990 roku w wyniku zjednoczenia Jemeńskiej Republiki Arabskiej (północ) oraz Ludowo-Demokratycznej Republiki Jemenu (południe). W dalszej kolejności przyczynami tego trwającego w zasadzie od 30 lat konfliktu – oprócz wspomnianych różnic plemienno-religijnych, które nie pozwalają na autentyczne zjednoczenie obu organizmów – są różnice klasowe wynikające bezpośrednio z podziałów religijnych.

Konflikty – często niezwykle krwawe i bezwzględne – dwóch podstawowych obediencji islamu (sunnizmu i szyizmu) sięgają początków religii Mahometa. Początkowo dotyczyły spraw dynastycznych związanych z obsadzaniem funkcji kalifa, czyli zwierzchnika całej wspólnoty. Potem, po śmierci al-Husajna, syna Alego ibn Abi Taliba, czwartego z grona tzw. kalifów prawowiernych, konflikt przybrał już wymiar symboliczno-teologiczno-rytualny. I tak to należy dziś odbierać. Sam islam będący galaktyką odłamów, sekt oraz wspólnot – ogólnie określanych pojęciami sunnizm i szyizm – przy braku jednego, choćby częściowo scentralizowanego autorytetu, jest religią złożoną i często trudną do zdefiniowania, biorąc pod uwagę wszystkie jej odłamy i sekty. Dotyczy to również Jemenu. Szyici jemeńscy, zgrupowani głównie w północnej części kraju, to tzw. zajdyci. Zajdyzm (zajdijja) to umiarkowany, najmniejszy z głównych odłamów szyizmu, najbliższy w swojej doktrynie sunnizmowi. Uważają siebie nie za odłam, lecz za oddzielną, piątą szkołę islamu (obok klasycznych szkół tzw. Mazhabów funkcjonujących w sunnizmie). Swój rodowód wywodzą od wnuka wspomnianego al-Husajna, Zajda ibn Alego ibal al-Husajna (zwanego Asz-Szahid). Odróżniają się od innych odłamów szyizmu przede wszystkim własną koncepcją imama i samego imamatu. Odrzucają boskość imamów (czym negują ich bezgrzeszność i zdolność czynienia cudów), rodzinną sukcesję do tytułu imama (choć tytuł według nich winien być przypisany wyłącznie rodzinie tzw. Alidów czyli potomków Alego). Dlatego zaliczeni są do obediencji szyickiej. Są absolutnie anty-mistyczni, co różni ich od innych sekt szyickich, a przybliża do sunny. Zajdyzm jako najmniejszy z trzech głównych odłamów szyizmu nie odegrał w dziejach islamu znaczącej roli, choć stworzył kilka organizmów państwowych w dziejach Bliskiego Wschodu, opartych na tej doktrynie (tereny dzisiejszego Iranu oraz Iraku). W trakcie rozszerzania się Imperium Osmanów zajdyci emigrowali na południe, docierając na półwyspie Arabskim do współczesnego Jemenu, gdzie założyli w XVI w. własne państwo, walcząc potem z Osmanami, którzy próbowali opanować trwale południową część półwyspu.

Dziś jest to wspólnota malejąca (z różnych względów) pod względem liczebności, będąca mniejszością wyznaniową, która stanowi ok. 25 % całej populacji Jemeńczyków. Ów proces kurczenia się zbiorowości zajdyckiej prowadzi do tego, że skupia się ona w północnej, górzystej, trudno dostępnej części kraju (dawny Jemen północny). Sporo zajdytów mieszkało do niedawna w Arabii Saudyjskiej (ponad 1 mln), ale wieloletnie, nasilające się na przełomie ostatnich stuleci prześladowania, odbieranie im miejsc kultu i prawna dyskryminacja spowodowały dalszą emigrację. Ocenia się, że na świecie żyje ok. 10-12 mln wyznawców zajdyzmu.

Jak więc widać, antynomie i walki zajdyzmu z wyznawcami sunny toczą się na tych terenach tak długo i są tak dramatyczne jak cały konflikt sunnicko-szyicki. Ale to nie jedyna i chyba nie główna przyczyna tej zapomnianej i tragicznej w swym wymiarze wojny (choć przede wszystkim na nią zwraca się uwagę w artykułach na temat tego barbarzyńskiego konfliktu).

Kolejnym jej aspektem jest regionalna rywalizacja sunnickiej Arabii Saudyjskiej i szyickiego Iranu. Przekłada się ona na wspieranie przez oba kraje wrogich sobie stron konfliktu. To dlatego bywa on określany – zapewne słusznie – jako wojna zastępcza między tymi regionalnymi mocarstwami. Z tych też powodów wsparcia udzieliły koalicji Stany Zjednoczone i Wielka Brytania (oraz ostatnimi laty Francja), dążąc do ograniczania wpływów Iranu.

Od 1990 r. zjednoczonym w ramach jednego państwa Jemenem wstrząsały walki i rebelie. Już w 1994 r. wybuchła wojna domowa, jednak separatyści z północy ponieśli porażkę. Rozpoczęte w 1998 r. powstanie islamskich ekstremistów w południowej części kraju przybrało w XXI w. formę otwartej rebelii z al-Kaidą jako motorem działań (jej odłam z półwyspu Arabskiego podłączył się pod ten ruch, opanowując z czasem jego działania). W styczniu 2011 roku, na fali Arabskiej Wiosny, doszło w Jemenie do masowych protestów, w wyniku których 25.02.2011 obalono rząd i prezydenta. W przeprowadzonych następnie wyborach startował tylko jeden kandydat: Abd Mansur Hadi – nic dziwnego, że elekcję zbojkotował ruch Hutich, polityczno-wojskowy reprezentant szyitów i części plemion z północy kraju. Doszło do starć i protestów; w kraju zapanował chaos. We wrześniu 2014 r. po wielotygodniowych zamieszkach, spowodowanych między innymi obniżeniem dotacji do paliwa, wykorzystując osłabienie władz centralnych, Huti pokonali armię jemeńską i opanowali stolicę kraju, Sanę. Dotychczasowy rząd podał się do dymisji, a rebelianci uzyskali znacznie większy wpływ na politykę państwa.

Od 2014 r. trwa więc wojna domowa, do której stopniowo przystępują kolejni uczestnicy. Siłą wiodącą w zawiązywaniu coraz szerszej koalicji jest Rijad i rządzący nim Saudowie. Na początku były to tylko wojska z ZEA (to jedna z najlepiej wyszkolonych armii w tym regionie) i Bahrajnu, czyli politycznych klientów Arabii Saudyjskiej – z czasem jednak koalicja rozrosła się do 9 uczestników. Np. w październiku 2015 r. w Adenie wylądował korpus 10 000 żołnierzy z Sudanu. Ponadto w walkach bierze czynny udział marynarka wojenna Egiptu, która z Morza Czerwonego wielokrotnie ostrzeliwała pozycje zarówno Hutich (na północy kraju), jak i obozy przeciwników obalonego prezydenta w południowej części kraju. Prezydent po tych wydarzeniach uciekł do Arabii Saudyjskiej.

Kilkumiesięczne walki w Adenie – porcie ważnym zarówno dla Jemenu, jak i dla globalnego transportu morskiego – spowodowały, że Ruch Hutich kontroluje obecnie tylko północne fragmenty kraju, będące od lat matecznikiem zarówno zajdyzmu, jak i opozycji wobec dominacji Saudów na półwyspie Arabskim. Tu też zgromadzili się główni sojusznicy i zwolennicy Iranu (również polityczni, czego nie należy dosłownie kojarzyć z szyizmem).

Ruch Hutich (oficjalnie nazywany Ansar Allah) to islamistyczna asocjacja polityczno-wojskowa powstała w północnej części kraju w latach 90. Jest on główną siłą szyitów w kraju. Przywództwo dzierżą głównie przedstawiciele  plemienia Huti. Mają oni od dekad złożone relacje z jemeńskimi sunnitami; np. w odwecie za prześladowania szyitów w Arabii Saudyjskiej, i częściowo także w Jemenie, ruch dyskryminował sunnitów w kontrolowanych przez siebie regionach, ale bywało też tak, że rekrutował i sprzymierzał się z nimi. Tu właśnie widać rolę, jaką odgrywa klanowa struktura społeczeństwa jemeńskiego, gdzie najważniejsza jest przynależność rodowa – często ważniejsza od wyznania, nie mówiąc już o przynależności państwowej. Pokazuje to również złożoność konfliktu w Jemenie i brak zrozumienia w świecie zachodnim dla lokalnych uwarunkowań wpływających na jego charakter.

Stając się z czasem główną siłą opozycyjną wobec rządzących w Sanie nominatów z Rijadu, definiowany ponadkonfesyjnie i ponadplemiennie Ruch Hutich przyjął formułę organizacyjną zbliżoną do struktury libańskiego Hezbollahu. Oskarża on gremialnie wspomnianych nominatów o korupcję oraz ścisły sojusz z Arabią Saudyjską i wspieranie polityki USA na Bliskim Wschodzie kosztem interesów Jemeńczyków. Z czasem (mniej więcej od połowy I dekady XXI w.) ich (ale nie tylko ich) hasłem jednoczącym, stał się slogan: „Bóg jest wielki, śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi, przeklnij Żydów, islam zwycięży”. Zapewne nie bez wpływu na radykalizację Ruchu w kierunku twardego islamizmu pozostały wydarzenia związane z 11.09.2001 i późniejszą interwencją USA i wojsk sprzymierzonych w Afganistanie i Iraku. Projekty społeczne, wynikające głównie z zasad zawartych w doktrynie islamu, postulują walkę z niedorozwojem gospodarczym kraju (w oparciu o równość i sprawiedliwość społeczną). Jednocześnie Ruch Hutich opowiada się za decentralizacją Jemenu i przyznaniu autonomicznym regionom daleko idących kompetencji. Zawsze jednak podkreślają, że głównym celem ich władzy ma być walka z korupcją i uzależnieniem politycznym od Rijadu.

Huti wzięli czynny udział w jemeńskiej wersji „arabskiej wiosny”. Dołączyli do niej jako obserwatorzy podczas Konferencji Dialogu Narodowego w Jemenie w ramach inicjatywy Rady Współpracy Państw Zatoki Perskiej (GCC) mającej na celu pomoc w negocjacjach pokojowych. Jednak z czasem odrzucili postanowienia umowy z XI.2011 r., która przewidywała utworzenie sześciu regionów federalnych w Jemenie. Huti uznali, że umowa nie reformuje fundamentalnie zarządzania krajem, a proponowana federalizacja miałaby podzielić Jemen na regiony biedne i bogate. Głównie jednak chodziło o to, że federalizacja Jemenu tak dzieliła regiony, że po jej wprowadzeniu zajdyści (czyli baza Ruchu Hutich) wszędzie staliby się mniejszością, nawet w tych regionach, w których do tej pory stanowili większość.

Walki w Jemenie trwają od 2014 r., i to w formie regularnej wojny z rosnąca liczbą uczestniczących w niej państw. Konflikt wyszedł więc już poza ramy lokalnej wojny o supremację w regionie, jaką od lat (by nie rzec dekad) toczą Iran i Arabia Saudyjska. Chodzi nie tylko o polityczne wpływy, ale przed wszystkim o symboliczno-prestiżową pozycję w świecie muzułmańskim. Po rewolucji ajatollaha Chomeiniego Iran jest bardzo aktywny w tej sferze.

Ahmed Addaghashi, prof. z Uniwersytetu w Sanie, opisując historię i działalność Ruchu Hutich, zwraca uwagę, iż początkowo był to umiarkowany ruch teologiczno-społeczny, głoszący tolerancję, mający szerokie spojrzenie na cały kulturowy dorobek ludów Jemenu. Korzenie tych poglądów można znaleźć w doktrynie i teologii zajdystów (jak wspomniałem wyżej, denominacji pośredniej między szyizmem a sunnizmem). Takie synkretyczne ruchy charakteryzują się, przynajmniej w początkowym okresie działalności, większą otwartością i tolerancją. Początków należy szukać w 1992 r. w Bractwie „Wierząca Młodzież”. Bractwo to zakładało kluby szkolne, prowadziło obozy letnie dla młodzieży, organizowało pomoc dla biednych i pokrzywdzonych (na wzór Hezbollahu). W latach 1994-95 w tych przedsięwzięciach uczestniczyło ponad 15 000 uczniów. Wraz z upływem czasu i rozwojem sytuacji w kraju, wobec rosnącej presji Rijadu i zwiększającym się klientyzmem elit z Sany wobec saudyjskiego protektora, Ruch Hutich zaczął się radykalizować i stawał się bardziej organizacją wojskową, w której coraz większą rolę zaczęła odgrywać tożsamość szyicka. Tym samym rosły wpływy Iranu w tych regionach, gdzie zajdyci byli w przewadze, stanowiąc bazę Ruchu.

Zmienne koleje losu i kolejne lata tej zapomnianej wojny zrujnowały zupełnie kraj. Walki i zajmowanie kolejnych terytoriów przez odosobnione – tylko formalnie walczące razem przeciwko wspólnemu wrogowi – para-militarne oddziały pustoszyły i nadal pustoszą państwo, dopuszczając się niebywałych i nie spotykanych wcześniej w cywilizowanym świecie bestialstw, choć tak USA, jak i Wielka Brytania wspomagają dostawami sprzętu wojskowego zarówno Rijad, jak i wszystkich uczestniczących w (anty-irańskiej) koalicji „anty-Huti”. Brytyjska marynarka wojenna stacjonuje stale w Adenie (warto przypomnieć, że Aden – Jemen pd. był do 1967 r. brytyjską kolonią).

Walczące w tej wojnie regularne wojska są w zdecydowanej mniejszości. Te rekrutowane z krajów afrykańskich tworzone są głównie w trybie okazjonalnie organizowanego „zaciągu”. Tacy żołnierze, walcząc w obcym kraju, traktują ten rodzaj wojny jak źródło dochodów i dopuszczają się wspomnianych zbrodni wojennych. To jest też (pośredni) efekt prywatyzacji wszystkich sektorów na kanwie kultu wyłącznie prorynkowych – zgodnych z powszechnie przyjętą neoliberalną doktryną – strategii współczesnego świata. Wojny również uległy prywatyzacji i komercjalizacji.

W przeciwieństwie do USA i Zjednoczonego Królestwa, pozostających jakby w cieniu tej wojny, zupełnie inną rolę w konflikcie przyjęła Francja. Ponieważ w rejonie kontrolowanym przez Hutich, np. w porcie al-Hudajda, znajdują się obiekty należące do francuskiego koncernu Total (jednej z największych firm petrochemicznych na świecie), od paru lat na tym obszarze stacjonuje kontyngent francuskich służb specjalnych. Paryż aktywnie uczestniczy w działaniach wojennych po stronie Rijadu. Np. portal EU Observer informował o sprzęcie firmy Nexter Systems – francuskiego, państwowego koncernu zbrojeniowego – dostarczanym na pole walki na terytorium Arabii Saudyjskiej wzdłuż granicy z Jemenem. Może on swym zasięgiem objąć olbrzymią część terytorium Jemenu, stanowiąc wsparcie dla wojsk saudyjskich operujących na obszarze Jemenu. Lotnictwo saudyjskie korzysta w dużym zakresie z samolotów bojowych – różnych typów – firmy Mirage. Francuzi szkolą też żołnierzy z Arabii Saudyjskiej.

Raport organizacji l’Observatoire des Armements przedstawia metody, jakimi Francja prowadzi w Jemenie i państwach Afryki Wschodniej tajne działania polityczno-wywiadowcze za pośrednictwem m.in. firmy Total. Raport ten ujawnia, że w jemeńskim terminalu eksportowym Yemen LNG w Balhaf (należącym w części do ZEA oraz w blisko 40% do francuskiego Totalu) co najmniej od 2009 r. znajduje się tajna francuska baza wojskowa, a od 2017 r. więzienie, w którym ma dochodzić do powszechnego stosowania tortur wobec pojmanych stronników Huti. O tym tajnym więzieniu, wykorzystywanym też przez Amerykanów, informowała również Amnesty International. Paryż zignorował doniesienia i raporty na ten temat.

ONZ i organizacje międzynarodowe zaangażowane w obronę praw człowieka na całym świecie, a także te, które niosą pomoc humanitarną, za masowe zbrodnie w jemeńskiej wojnie obwiniają nie tylko bezpośrednie strony konfliktu. Ich zdaniem wśród winnych są także Amerykanie, Francuzi i Brytyjczycy. Arabia Saudyjska prowadzi interwencję „na oślep”: zbombardowano na przykład wesele, bo zgromadziło się na nim „wiele osób”, więc lotnictwo dokonało nalotu, w wyniku którego śmierć poniosło ponad 30 niewinnych ludzi. Takich ataków na wesela lub inne zgromadzenia ludności w różnych celach Saudowie dokonują mnóstwo. Atakowane są m.in. autobusy szkolne. W jednym z najbardziej tragicznych ataków zginęło ponad 40 dzieci. Ostrzeliwane są również szpitale, mimo są jako takie wyraźnie oznaczone. Zbombardowano m.in. szpital „lekarzy bez granic”, a także wiele szkół, uniwersytetów, placówek żywienia zbiorowego i obiektów sportowych. Lotnictwo koalicji przeprowadziło też naloty na starówkę w Sanie, jeden z najcenniejszych zabytków kultury islamskiej (od 1986 r. wpisaną na listę UNESCO; wiele budowli pochodzi sprzed X w.) Dziś ta część miasta popada w ruinę. Sama Arabia Saudyjska dokonała ponad 700 ataków z powietrza (samoloty lub drony). 90% tych nalotów prowadzono na farmy, niszcząc nawet żywy inwentarz na polach. Podpalano pola uprawne i strzelano do pojedynczych ludzi prowadzących prace polowe. Huti odpowiadali nielicznymi atakami na obiekty w Arabii Saudyjskiej. Używano przy tym dronów z Iranu, który jest jednym z największych producentów tego sprzętu na świecie. Najbardziej spektakularny był atak na rafinerię koncernu Aramco w Buquayaq (wrzesień 2019). Jemen jest czy raczej był potentatem w produkcji miodu, jednak w wyniku konfliktu jego produkcja załamała się, przez co ludność teraz głoduje; pasieki są niszczone zarówno z powietrza (przez saudyjskie lotnictwo), jak i przez para-militarne bojówki różnego autoramentu.

To wszystko tylko pomaga Hutim cieszącym się sympatią lokalnej ludności, która twierdzi, że to Ameryka i Zachód zabijają jemeńskie dzieci (taki napis został umieszczony przy wraku wspomnianego wyżej szkolnego autobusu).

Wojna w Jemenie spowodowała największy w XXI w. kryzys humanitarny. ONZ szacuje, że tylko w pierwszych 2 latach konfliktu zginęło kilkadziesiąt tysięcy osób. Dziś ta liczba oscyluje koło 0,5 mln. Samych dzieci zginęło od 80 do 90 tysięcy. Umierają z rąk żołnierzy, z głodu, z powodu chorób i braku podstawowej opieki lekarskiej. W wyniku tej sytuacji Jemen od 2016 r. jest centrum epidemii cholery w Afryce i Azji (zachorowało na nią w sumie ok. 2 mln ludzi). Głód dotknął – w taki lub inny sposób – ponad 13 mln Jemeńczyków, a ponad 3,5 mln jest stale niedożywionych. Jest on celowo wykorzystywany przez wszystkie strony konfliktu jako oręż walki z przeciwnikiem. Oprócz działań wojennych istotnym czynnikiem wpływającym na pogłębianie się tej dramatycznej sytuacji jest blokada morska i lądowa (przerywana tylko od czasu do czasu na usilne prośby organizacji humanitarnych), odcinająca kraj od dostaw żywności a przede wszystkim od lekarstw. Cierpią na ogół osoby niezwiązane w żaden sposób z polityką, ludzie, którzy do wybuchu wojny musieli przeżyć za dwa, a nawet mniej niż dwa dolary dziennie, a to oni właśnie stanowią gros społeczności Jemenu. Można wprawdzie za tę sumę coś zjeść, ale w tej kwocie muszą zmieścić się jeszcze takie wydatki jak żarówki, baterie, czasem lekarstwo dla dziecka, jeśli w okolicy w ogóle znajdzie się lekarz czy apteka. Wojna jeszcze bardziej pogłębiła dramat, bo dwa dolary to teraz dla wielu ludzi kwota nieosiągalna – jak wynika z relacji nielicznych przedstawicieli organizacji humanitarnych przebywający jeszcze w Jemenie.

Warto na koniec przypomnieć, że jeden z obywateli tak tragicznie doświadczanego Jemenu stał się śmiertelną ofiarą kryzysu na granicy Polski i Białorusi. Polska nie chce bowiem przyjmować takich osób spoza Europy, które są autentycznymi uchodźcami, i którym naprawdę zagraża śmierć.

Jak zakończyć ten dramatyczny, zapomniany przez świat konflikt? Czy jest to w ogóle możliwe? Otóż pierwszym krokiem powinno być wstrzymanie pomocy dla obu jego stron, zwłaszcza dla opresyjnego reżimu z Rijadu, dostarczanej przez demokracje zachodnie, które głoszą uniwersalne zdawałoby się wartości, takie jak prawa i wolności człowieka i obywatela.

Respektowania reguł demokratycznych nie można stosować wybiórczo, w zależności od sympatii lub antypatii albo interesów polityczno-gospodarczych. Takie postępowanie prowadzi do profanacji tych uniwersalnych, humanistycznych zasad, dając innym uczestnikom polityki, tak międzynarodowej, jak i lokalnej, oręż do brutalnej walki o władzę i równie brutalnych metod rozwiązywania konfliktów. Żadne sankcje nie dotknęły dotąd Arabii Saudyjskiej w jakimkolwiek obszarze, pomimo charakteru i form prowadzenia przez nią od 7 lat interwencji w Jemenie (o systemie politycznym panującym wewnątrz tego kraju nie wspominając). Dlaczego np. nie wykluczono futbolowej reprezentacji tego kraju z Mistrzostw Świata w piłce nożnej, jak to się stało w przypadku Rosji?!

Wniosek niestety jest taki, że tzw. demokratyczny świat godzi się na kontynuację tej brutalnej, absolutnie niecywilizowanej i morderczej (by nie rzec – ludobójczej) wojny na peryferiach naszego świata. Milczą również zachodnie media, de facto sprzyjając katastrofie dziejącej się w Jemenie. Bo ludzkie dramaty, ludobójstwo i bestialstwo każdej wojny mają taką samą wagę wszędzie: w Ukrainie, w Jemenie, Syrii czy Kaszmirze. Wartościowanie cierpień ludzkich, ich hierarchizacja według ważności danego terytorium dla politycznych interesów formacji euro-atlantyckiej jest nieetyczne i szkodliwe dla wspomnianych uniwersalnych i humanistycznych wartości, głoszonych przez Zachód i utożsamianych z jego kulturą. Czy nie oznacza to, że demokracja i liberalne wartości Zachodu przeżywają głęboki kryzys? Czy nie jest tak, że również w dumnych europejskich demokracjach liczą się tylko interesy, a cała reszta to tylko puste, przepojone hipokryzją frazesy? Wygląda na to, że nie każda wojna i nie każda śmierć jest dla Zachodu równie ważna, i nie każdy człowiek jest w tym samym stopniu człowiekiem.








Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"