[ Strona główna ]

RACJE

NUMER 2 - LUTY 2020


JAK CHCEMY ŻYĆ?

Andrzej Lipiński w rozmowie z Peterem Bieri


Andrzej Lipiński: Jedna z myśli przewodnich w Pana książce „Jak chcemy żyć?” brzmi „Przecież moglibyśmy zupełnie inaczej myśleć, odczuwać, pragnąć...”. Większości ludzi zmiana życiowego planu wydaje się jednak niezwykle trudnym zadaniem. Czy jako filozof potrafi Pan im w tym pomóc? Czy raczej stawia Pan to tytułowe pytanie z perspektywy psychologicznej?

Peter Bieri: Moja książka jest o człowieku, o jego możliwościach i dylematach, stąd siłą rzeczy jej przekaz ma także charakter psychologiczny. Jednak od spojrzenia czysto psychologicznego różni się tym, że operuje bardziej ogólnymi kategoriami, zadaje pytania egzystencjalne. Najważniejsza zdolność, dzięki której moglibyśmy zacząć inaczej myśleć, odczuwać i pragnąć, polega na tym, że jesteśmy w stanie – mówiąc metaforycznie – zrobić krok w tył, przyjąć krytyczną postawę wobec siebie i nie godzić się na to, żeby rządziły nami emocje i uwarunkowania zewnętrzne. Możemy przyjrzeć się sobie i swojemu życiu, by zadać sobie pytanie, co tak naprawdę odczuwam, myślę i pragnę, mówiąc krótko – kim jestem? Z drugiej strony możemy też zapytać normatywnie, kim chciałbym być, czy moje myśli, odczucia i pragnienia są spójne, czy odczuwam wewnętrzną zgodę? Ta zdolność budowania krytycznego dystansu wobec własnej osoby, tak typowa dla ludzkiej istoty, jest podstawą wszelkich zmian.

A.L.: Tytuł książki można by rozwinąć i zapytać „Jak chcemy żyć, by nasze życie było spełnione, wolne, szczęśliwsze?”. Od czego powinniśmy zacząć?

P.B.: Pytanie „Jak chcemy żyć?” możemy też sformułować inaczej: „Jaka jest nasza wizja spełnionego, szczęśliwego życia?” Chodzi o to, żeby niejako wpaść na trop własnych wyobrażeń. Większość z nas przyjmuje wobec życia bierną postawę, wiele uwarunkowań i napędzających nas bodźców pozostaje w ukryciu, pod powierzchnią świadomości. W książce próbuję pokazać, że próba samopoznania i uczynienia swojej wewnętrznej przestrzeni tematem rozważań może prowadzić do wydobycia tych ukrytych motywów na światło dzienne i poszerzyć obszar samoświadomości.

A.L.: Czasem używa Pan w tym kontekście określenia „znać się na samym sobie”. Ludzie z reguły znają się na czymś, bo nauczyli się tego np. w ramach edukacji lub nauki zawodu. Może zatem warto by wprowadzić do szkół przedmiot „samopoznanie” albo pójść jeszcze dalej i włączyć je do katalogu praw podstawowych?

P.B.: Zdolność refleksji nad sobą wiąże się ściśle z tym, co nazywamy kształceniem – ale nie w znaczeniu formalnej edukacji czy wykształcenia zawodowego. Wykształcenie to rodzaj treningu rozwijającego określone umiejętności w konkretnym obszarze życia, z reguły w zawodzie. Kształcenie zaś jest drogą, na której doświadczamy życia i przede wszystkim zdobywamy wiedzę o sobie. Jest to proces rozpoczynający się we wczesnym dzieciństwie, kiedy zaczynamy odkrywać swój język, zdolności motoryczne czy możliwość wchodzenia w relacje z innymi ludźmi. Zakładam, że jest to proces otwarty, każda faza życia ukazuje nam nowe perspektywy i pozwala odkrywać nieznane aspekty własnej osobowości. Dojrzewanie i starzenie się często idą w parze z różnego rodzaju kryzysami. Zawsze gdy zamykamy kolejny rozdział życia albo mamy poczucie, że wychodzimy z niego z pustymi rękami, pojawia się świadomość, że musi nastąpić coś nowego. Przełamanie takiego kryzysu z reguły owocuje poszerzeniem samoświadomości i uczynieniem kolejnego kroku w procesie kształcenia.

A.L.: Tak rozumiane kształcenie porównuje Pan z „budzeniem się” jako jednym z warunków samopoznania. Innym ważnym filarem w budowaniu świadomego i spełnionego życia jest Pana zdaniem autonomia…

P.B.: Tak, samopoznanie i autonomia to dwa najważniejsze warunki spełnionego życia. Staram się unikać w tym kontekście określenia „szczęście”, jest to pojęcie niezwykle pojemne i trudne do uchwycenia. Autonomia wiąże się też ściśle z ludzką godnością, a więc z pytaniem, w jakim stopniu sami kształtujemy własne życie.

A.L.: Ale jak rozpoznać, czy prowadzę autonomiczne życie? Często żyjemy w labiryncie zniewalających przekonań i wyobrażeń, jesteśmy ofiarami wieloletniego samooszukiwania.

P.B.: Musimy uważnie przyglądać się życiu, obserwować własne postępowanie i świadomie używać słów. Idea ta nie jest nowa, znamy ją z religii wschodnich, znajdujemy ją w duchowości chrześcijańskiej, jest ona głównym założeniem myśli oświeceniowej oraz podstawą tak popularnej ostatnio koncepcji uważności. Jądrem tej idei jest wspomniana wcześniej zdolność człowieka do krytycznego spojrzenia na siebie – na własne myśli, odczucia, czyny i słowa. Opanowanie tej zdolności wymaga długiej i żmudnej pracy, nieustannego pytania o przyczyny postępowania, o źródła swojego własnego obrazu. Ten ostatni to wyjątkowo ważny aspekt, rozwija się powoli, od najwcześniejszych dni życia, po czym kształtuje się w interakcji z innymi, staje się podstawą naszych wyobrażeń o nas samych i o tym, co jest dobre, a co z złe. Jest to jednak konstrukcja mglista, fragmentaryczna i nie do końca spójna. Moja książka traktuje przede wszystkim o tym, czym jest świadoma praca nad zmianą tego wewnętrznego obrazu samego siebie.

A.L.: Taka praca wymagałaby uważnego wsłuchania się w wewnętrzny głos, odkrycia rozdźwięku między własnymi emocjami i odczuciami, a tym, jak w rzeczywistości wygląda nasze życie…

P.B.: Istotnie, odkrycie rozbieżności między codziennością a życiem wewnętrznym byłoby podstawą rozpoznania, że powinniśmy coś zmienić. Do tego potrzeba jednak już pewnej elementarnej świadomości…

A.L.: Ale ten rodzaj „wstępnej” świadomości też musimy najpierw w sobie rozbudzić…

P.B.: Ważnym źródłem tej świadomości może być to, co usłyszę o sobie od innych ludzi. Często okazuje się, że ich obraz znacznie różni się od naszej wizji własnego ja, czasem taka rozbieżność bywa wręcz bardzo duża. Wtedy powinniśmy się zastanowić, co może być tego powodem, zapytać innych, dlaczego oceniają nas i nasze czyny inaczej niż my sami. Jeśli taka konfrontacja zaowocuje konstruktywną wymianą przemyśleń, byłaby to szansa na prawdziwą zmianę własnego obrazu.

A.L.: Innego źródła samoświadomości upatruje Pan w literaturze…

P.B.: To prawda, literatura uczy nas, jak żyją, myślą i odczuwają inni. Czytając historię życia obcego człowieka, mniej lub bardziej świadomie zadaję sobie pytanie, jak sam postąpiłbym w takiej czy innej sytuacji, co bym odczuwał. Z pozycji obserwatora mogę dokonać porównania z własnym zachowaniem i ewentualnie je skorygować.

A.L.: Ale czy samo czytanie literatury nie jest pasywną formą przyglądania się światu, wpływającą na zmianę świadomości w nieporównywalnie mniejszym stopniu niż osobiste doświadczenia?

P.B.: Częściowo zapewne tak jest, dlatego za równie ważny sposób na zapuszczanie się w głębię własnego wnętrza uważam pisanie. Nie musi mieć ono znamion wielkiej literatury, na początek wystarczyłoby na przykład zapomniane dziś przez większość pisanie listów. Chodzi jedynie o to, by znaleźć słowa dla własnych odczuć, myśli i potrzeb i w ten sposób lepiej rozpoznać siebie.

A.L.: Cechą wspólną tych trzech źródeł wiedzy o sobie: opinii innych, czytania i pisania jest w mniejszym lub większym stopniu odniesienie do świata zewnętrznego. Wszak, pisząc list czy książkę, w głębi ducha mamy chyba nadzieję, że kiedyś pojawi się sprzężenie zwrotne z zewnątrz w postaci odpowiedzi lub reakcji potencjalnego czytelnika. Ale co z szukaniem rozpoznań wewnątrz, w głębi własnej psychiki?

P.B.: Moim zdaniem najlepszą drogą do wewnętrznych pokładów samopoznania może być medytacja, jedna nie w wydaniu ezoterycznym czy religijnym, ale w formie podobnej do wspomnianej wyżej zdystansowanej postawy wobec codzienności oraz związanych z nią emocji i odczuć. W życiu często towarzyszą nam ukryte lęki i podskórny niepokój, jesteśmy pełni chaotycznych oczekiwań i nadziei, dlatego wsłuchanie się w swoje wewnętrzne drgania mogłoby uruchomić proces introspekcji i zbliżyć nas do siebie samych.

A.L.: A może jednak boimy się poznać prawdę o sobie, nie chcemy konfrontacji z naszymi prawdziwymi emocjami i bolesnymi nieraz wspomnieniami?

P.B.: Często z pewnością tak jest, dlatego byłoby rzeczą niezmiernie ważną, by od wczesnego dzieciństwa uczyć się skupiania uwagi na własnych myślach i uczuciach i w ten sposób jak najwcześniej rozwijać w sobie uważność i samoświadomość. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego ludzie z reguły nie wykazują potrzeby dążenia do tego stanu. W moim przekonaniu poznanie swego prawdziwego ja jest opcją najzwyczajniej ciekawszą, niż życie „w śpiączce”.

A.L.: Opór przed oswojeniem się z swoją prawdą wewnętrzną z pewnością ma różne, często niebagatelne przyczyny…

P.B.: Ma on dużo wspólnego ze szczerością i intelektualną uczciwością wobec siebie samego. Wszyscy nosimy w sobie wiele emocji, wspomnień i wyobrażeń, które nie zawsze nas zachwycają. Ich rozpoznanie i zaakceptowanie wiąże się z oporem i lękami, dlatego świadoma i uczciwa postawa wymaga ogromnej odwagi. Gdy w okresie dojrzewania zacząłem odczuwać drobnomieszczańską monotonię mojej szwajcarskiej ojczyzny i zacząłem szukać inspiracji i własnej tożsamości w studiowaniu religii i mistyki Wschodu, ludzie z mojego otoczenia nie potraktowali tego poważnie…

A.L.: Nie zrozumieli potrzeby poszukiwania ciekawszych alternatyw?

P.B.: Odhaczyli moje poszukiwanie jako zawiłości okresu dojrzewania. Ale tym , czego naprawdę nie zrozumieli, był bunt przeciw bezrefleksyjnej ślepocie takiego życia. Nie mogli przyjąć tego faktu do wiadomości, gdyby bowiem przyjrzeli mi się dokładniej, musieliby zadać sobie wiele trudnych pytań, poczuliby się zagrożeni.

A.L.: Czyli lęk przed rozpadem dotychczasowej konstrukcji życia i jednoczesny brak wiary w zdolność budowania lepszej?

P.B.: Myślę, że tak. Poza tym świadomość trudnego do przecenienia zagrożenia, jakie wisi nad człowiekiem, który kwestionuje tradycyjne wartości i przekonania – mianowicie niebezpieczeństwo wykluczenia ze społeczności.

A.L.: Czy to nie ten właśnie lęk przed ostracyzmem jest prawdziwym źródłem wewnętrznego odrętwienia, o którym Pan pisze? Jak pokonać w sobie tę pasywność często będącą następstwem zajść i doświadczeń, które pozostawiły głębokie ślady w naszej osobowości?

P.B.: Najlepszym chyba sposobem na przezwyciężenie bierności i związanego z nią wewnętrznego zniewolenia jest skorzystanie w sytuacji kryzysowej z pomocy terapeuty. Jest to szansa wydobycia na powierzchnię ukrytych elementów własnego obrazu. Największą trudnością jest tu – jak wspominałem wcześniej – znalezienie odpowiednich słów dla trudnych stanów i uczuć; potem trzeba jeszcze wyrazić je przed obcym człowiekiem. Wierzę jednak, że zwerbalizowanie tych emocjonalnych uwikłań to pierwszy i najważniejszy krok na drodze do poszerzania wewnętrznej wolności.

A.L.: Ten pierwszy, najważniejszy krok jest jednocześnie najtrudniejszy…

P.B.: Dlatego w pokonaniu lęku przed uczynieniem tego kroku czasem naprawdę potrzebne jest wsparcie terapeutyczne, dzięki któremu możemy doświadczyć poczucia wyzwolenia, jakie daje wejście w mroczną, niedostępną przestrzeń własnego wnętrza. Kto raz zrobił ten pierwszy krok, zawsze będzie chciał iść dalej. Wtedy jest szansa, że kiedyś pojawi się przełomowy moment, po którym wcześniejsze życie wyda się jałowe i bezkształtne. Większość ludzi odważa się wkroczyć na tę trudną drogę dopiero pod silną presją, kiedy los rzuci ich na kolana, albo gdy ciało i dusza zbuntują się przeciw życiu w pośpiechu i stresie. Dlatego oznaką wysokiego stopnia rozwoju kultury, w której chciałbym żyć, byłoby przypisywanie dużego znaczenia stałemu rozwijaniu samoświadomości i przekazywanie dzieciom tej wartości od najmłodszych lat.

A.L.: Wielokrotnie podkreśla Pan w książce znaczenie języka w procesie samopoznania. Dlaczego język jest tak ważny?

P.B.: Uważam, że niezwykle istotną sprawą jest uświadomienie sobie głębszego znaczenia używanych na co dzień słów. W badaniu języka i poszukiwaniu określeń optymalnie współgrających z moją osobowością widzę wyszukaną formę samopoznania. Praca nad sobą jest więc zawsze także pracą nad własnym językiem. Odkrywanie jego głębszych warstw skutkuje jednak tym, że coraz trudniej znosimy zwyczaje językowe i nie do końca przemyślane wypowiedzi innych. Języka uczymy się od pierwszych dni życia poprzez bezmyślne powtarzanie wszystkiego, co usłyszymy. Dopiero z czasem wchodzimy w proces kształcenia, w którym człowiek powinien zacząć zadawać sobie pytania, czy to, co do tej pory usłyszał, jest jedyną i słuszną formą opisu rzeczywistości. Do tego właśnie potrzebna jest wrażliwość językowa. Warto w tym miejscu podkreślić znaczenie kontaktu z językiem literackim, zwłaszcza jego czynny aspekt, czyli pisanie. Praca nad książką to czynność o niesłychanie „wolnościogennym” potencjale. Po napisaniu książki – czy to powieści, czy też innej formy literackiej – jest się zupełnie innym człowiekiem.

A.L.: Tę wrażliwość rozwija też kontakt z językami obcymi…

P.B.: Oczywiście, nauka języków obcych to ważny element rozwoju świadomości językowej pozwalający doświadczać innych form odbierania i opisywania świata. Jeśli rozszerzymy własne spektrum językowych możliwości, łatwiej nam będzie wybrać taką czy inną opcję wyrażania emocji, przemyśleń i przeżyć.

A.L.: Trzeci filarem, na którym opiera Pan koncepcję spełnionego życia, jest kulturowa tożsamość, o której pisze Pan, że nabywamy ją w „ślepym przyswajaniu reguł własnej kultury” i w związku z tym jest ona zjawiskiem „ograniczonym i niepewnym”.

P.B.: Rzeczywiście, jako dzieci wrastamy w określoną kulturę i bezkrytycznie przejmujemy obowiązujące w niej konwencje, przekonania, język etc. Dlatego tak ważny byłby rozpoczynający się jak najwcześniej proces edukacyjny rozwijający w dzieciach zdolność krytycznego spojrzenia na poszczególne elementy własnej kultury. Nie chodzi bynajmniej o zasadnicze odrzucenie niektórych z nich, lecz o to, by najpierw pokazać dzieciom, jak skonstruowana jest ich kultura, a potem skonfrontować je z innymi zwyczajami i wartościami. Dzięki możliwościom współczesnych technologii nietrudno dziś pokazać dziecku, że w innych częściach świata ludzie mają odmienne zwyczaje i poglądy, w określonych sytuacjach myślą, reagują i odczuwają inaczej niż my. Wracamy więc do początku naszej rozmowy i założenia, że „moglibyśmy zupełnie inaczej myśleć, odczuwać, pragnąć...”.

A.L.: To „inne myślenie“ musiałoby dotyczyć wszystkich ważnych płaszczyzn kulturowej tożsamości, w tym również – a może przede wszystkim – religii, która w większości współczesnych kultur nadal odgrywa ważną rolę.

P.B.: Rozwój osobowości zawsze wymaga zadawania pytań dotyczących mojego osobistego nastawienia do religii. „Po czyjej stronie się opowiadam? Czy w ogóle chcę w coś wierzyć? Co oznacza bycie ateistą?...” Są to kwestie mocno związane z autonomią i godnością człowieka. Ważne byłoby też rozbudzić w sobie pewną ciekawość wobec innych wyznań, wziąć do ręki ich pisma i dokładnie przyjrzeć się, co mają do powiedzenia, czy nie poruszają przypadkiem spraw dotyczących również mojego życia, mojej tożsamości.

A.L.: Czy proponowane przez Pana elementy budowania samoświadomości mogłyby przyczynić się – w myśl głównej idei oświecenia – do „wyjścia człowieka ze stanu wewnętrznej niedojrzałości”?

P.B.: Opisane przeze mnie elementy są ściśle ze sobą powiązane i stanowią siłę napędową złożonego procesu, w którym mamy szansę dojrzewać i stawać się coraz bardziej wolnymi jednostkami. Praca nad kształtowaniem silnej, autonomicznej osobowości nie jest oczywiście łatwym zadaniem. Musimy uczynić z niej rodzaj rzemiosła, pracować nad tym i doskonalić swoje umiejętności przez całe życie. I musimy pogodzić się z tym, że pozostanie ona niedokończonym dziełem, dozgonną walką o głębsze samopoznanie, o większą autonomię, o lepsze życie.








Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"