[ Strona główna ]

RACJE

Numer 1 - listopad 2019



Joanna Hańderek

PRZEPĘDZANIE DUCHA POWAGI

Krótki traktat o ironii


Ile razy słyszeli Państwo: „oj nic przy tobie nie można powiedzieć” albo „nie masz wcale poczucia humoru”, albo jeszcze lepiej: „na żartach się nie znasz?”, czy teżdlaczego się nie śmiejesz?” No właśnie, nie śmieję się. Czasami nawet płakać mi się chce, zwłaszcza gdy słyszę dowcipy o starych, brzydkich żonach, okropnych treściowych, o gwałtach i przemocy. Podobno to tylko żarty, ale jakoś nie jest mi do śmiechu. Szyderstwa i drwiny tego rodzaju wręcz obrażają moje poczucie humoru, a wyśmiewanie starych kobiet wydaje mi się po prostu okrutne.

Granica pomiędzy dowcipem a ironią jest płynna. Dlatego nasze rozważania dobrze będzie zacząć od rozróżnienia między nimi. Przede wszystkim zatem ironia jest intelektualna, a przeciętny tak zwany kawał lub żarcik na ogół nie ma w sobie nic z intelektualnej finezji. Nierzadko sprośny lub rubaszny, nie wymaga kulturowego obycia i zdolności do odczytywania znaczeń na wielu poziomach.

Ironia jako intelektualna zabawa jest grą znaczeń. Grecka eironeia oznacza pozorowanie. W tym sensie „piękny poranek” może oznaczać katastrofę, ulewny deszcz lub zepsuty samochód. „Taka piękna katastrofa” bawi tym podwójnym skrywaniem, sugerując, że to co najgorsze, jeszcze się nie odsłoniło. Jako figura retoryczna wymaga wniknięcia nie tylko w podwójne znaczenia, ale i w kulturową grę symboli i metafor. W tym sensie ironia jest hermeneutyczna. Wymaga od nas zdolności do posługiwania się narzędziami interpretacji. Zwykły żart pozwala się odprężyć, ale nie jest tak wymagający. Ironia może się żartem posłużyć, ale na nim ni poprzestaje, choć może to rodzić nieporozumienia, zwłaszcza gdy ironista lub ironistka mnożą dowcipy, przemycając kolejne interpretacje.

W retoryce ironia staje się swoistym środkiem stylistycznym, pobudzającym, wywołującym niepokój, rozbawienie, niezadowolenie lub oburzenie. „Druga świeżość to nonsens! Świeżość jest jedna, pierwsza i tym samym ostatnia, a skoro jesiotr jest drugiej świeżości, to oznacza po prostu, że jest zepsuty.” 1 W oburzeniu Wolanda jest tyle złości, co logicznego myślenia. Te słowa mogą bawić, pod warunkiem wszakże, że zna się realia Związku Radzieckiego i siermiężnego komunizmu, a jednocześnie zna się i rozumie zasadę niesprzeczności. Bułhakow mimowolnie wpisuje się w nurt logiki klasycznej i jak dobry uczeń Arystotelesa powtarza, że o jednym podmiocie nie można orzekać dwóch sprzecznych orzeczników. Więc jesiotr albo jest, albo nie jest świeży. Sprzeciw Wolanda stanie się zabawniejszy, jeśli uświadomimy sobie, że stary buntownik i miłośnik absurdu respektuje prawa logiki. Na tle obrazu rozpadającego się świata, w jakim osadzona jest historia Mistrza i Małgorzaty, formalizm i abstrakcyjność zasady niesprzeczności pogłębiają dysonans i śmieszą. Ironista dopiął swego. Ironia zatriumfowała nad reżimem i jego pogardą do człowieka.

Ironia niesie w sobie zaskoczenie, przekracza nasze oczekiwania i nawet gdy wygłasza sądy oczywiste, gra równocześnie tą oczywistością. „To fakt. A fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem.”2 Wiemy, że z faktami nie da się dyskutować, czym jednak one są? Skąd czerpią tę epistemologiczną pewność?

Ironia pozwala zatem podważyć to, co na pierwszy rzut oka wydaje się pewne. Zmusza nas do przyjrzenia się temu, co znamy prawie od zawsze, i każe zapytać raz jeszcze, czy TO jest rzeczywiście TYM, czym się jawi. Gdy mamy zadać pytanie o to, co oczywiste, rodzi się Sokratejski niepokój. Dlatego Sokratesa możemy uważać za wielkiego ironistę. Z niewinną miną zadaje niewinne pytania, ale przecież wszyscy wiemy, o co chodzi. Tak więc fakt jest faktem, ale czym jest fakt, gdy sami nie wiemy, kim jesteśmy i czym jest świat? Czy prosty fakt nie przestaje być taki prosty? Może to tylko konstrukt naszej świadomości albo złudzenie w reakcji na widzialną rzeczywistość? Znaki zapytania zaczynają się mnożyć, ironia zaczyna nam ciążyć.

Dowcip może nas obrażać, godzić w nasze poczucie wartości i dotykać nas emocjonalnie. Ironia inaczej, staje się natrętna i męcząca, bo zmusza nas do myślenia i przewartościowania tego, co wcześniej było oczywiste. Ironia jest uciążliwa. Gdy słyszymy kawał, możemy po prostu się obrazić. Ironia nie daje nam szansy na ucieczkę. Nie można odwrócić się na pięcie i uciec, ponieważ ironia będzie podążać za nami, zaburzając nasze wcześniejsze poczucie pewności i przekonania.

Ironia jest szczególnie przydatna, gdy chcemy powiedzieć coś, co nie jest dopuszczalne, co kryje się za zasłoną tabu. Słowa wypowiedziane bez ironii mogłyby przerażać: „Gdzie idziesz? Na ukrzyżowanie!” Scena pełna radosnego podniecenia; oto będzie można zobaczyć agonię skazańca. W świecie, w jakim żyjemy, taki zachwyt kaźnią byłby niedopuszczalny; co innego w ironicznym kontekście opowieści o żywocie Briana.

O antyku myślimy często jako o arkadii, gdzie zaczęło się wszystko co dobre: filozofia, logika, etyka, demokracja, porządek społeczny. Zachwyt nad przemocą, walki gladiatorów, publiczne egzekucje zostały skutecznie zmitologizowane, ujęte w bezpieczne ramy pod nazwą „takie były czasy”. Tymczasem natura ludzka jest okrutna. Dostojewski miał rację, pisząc w „Braciach Karamazow”, że gdyby Chrystus stanął na drodze Wielkiego Inkwizytora, ten z pewnością skazałby go na śmierć. Figura zamordowanego boga nie jest tylko metaforą. Człowiek jest zwierzęciem okrutnym, tyle tylko, że to swoje okrucieństwo skutecznie sam przed sobą ukrywa; ukrywa również radość na myśl o kaźni drugiego człowieka. Ironia sprawia jednak, że tabu traci swą moc i żarty z ukrzyżowania stają się niemal niewinne.

Ironia bywa narzędziem dekonstrukcji i podważenia tego, co niepodważalne, co mieści się w sferze tabu. To dlatego „Żywot Briana” wywołał takie oburzenie i pojawiły się próby ocenzurowania tego filmu. Zwykła komedia, ale Kościół wyrażał swe oburzenie. Ze świętości nie wolno drwić, nie wolno żartować, ironia okazuje się niebezpieczna – rozbraja i demontuje sacrum. Dlatego w „Imieniu róży” Umberto Eco najbardziej niebezpieczną księgą okazał się apokryficzny traktat Arystotelesa o komedii, o tym jak się śmiać ze wszystkiego. Gdy ludzie zaczynają się śmiać, przestają się bać, a gdy się nie boją, mogą zacząć zadawać niewygodne pytania. Wiara traci swą moc, a religia, z której śmieją się ludzie, traci powagę, a tym samym samą siebie, aurę świętości. Stąd złość na Monty Pythona i ich „Żywot Briana”, na każdą ironiczną wypowiedź lub scenę. Już pierwsza scena filmu rodzi dystans i nasuwa pytanie, czy Chrystus w ogóle istniał? W co właściwie wierzą chrześcijanie? Czym jest wiara? Łańcuch nieporozumień staje się śmiertelną pułapką dla kościelnej dogmatyki. Rozbawieni i roześmiani nie jesteśmy już zdolni do wiary, nie w tradycyjnym sensie.

Gdyby „Żywot Briana” był tylko dowcipny, byłby błazenadą facetów w historycznych kostiumach. Jednak film est głęboko ironiczny. Finałowa scena, w której ukrzyżowani śpiewają: „Always look on the bright side of life”, przewartościowuje znaczenia. Bawi - ironia zawsze wiąże się z humorem - ale i odsłania nowe znaczenia. Od nowa na swój sposób opowiada mit fundujący religię, samo ukrzyżowanie, rytuał i koncepcję odkupienia. Ukazuje nas samych, wierzących naiwnie, że pojawi się ktoś, że stanie się coś, co przyniesie nam nowe życie i odkupienie.

Ironia więcej zakrywa niż pokazuje wprost. Dlatego jest hermeneutyczna i dlatego wymaga wyjaśnienia. Jednak interpretacja nigdy nie jest ostateczna i zamknięta. To, co pokazane zostało w filmie Monty Pythona, co w latach 70. i na początku 80. szokowało lub było obrazoburcze, dzisiaj weszło do kanonu kina komediowego. Dzisiaj inaczej odczytujemy ten film: nie jako gest buntu, a refleksji nad mitem. Obrazoburcze znaczenia stały się intelektualnym przekazem, co nie oznacza, że w zamierzeniu twórców takie nie były od samego początku. Wraz z kulturowymi paradygmatami kształtowały się nowe znaczenia, a to, co wcześniej było ukryte, stało się jawne.

Ironia wymaga od nas więcej niż pospolity żart. Dlatego wypowiedzi i dzieła o ironicznym charakterze każą do siebie wracać. Dwuznaczność ironii zawsze coś skrywa i wymaga deszyfracji. Inaczej niż dowcip, który od razu ujawnia cały swój sens, i inaczej niż kawał, który od razu albo nas bawi, albo nas nudzi. Wypowiedź ironiczna podsuwa najpierw treść zabawną, a dopiero później prowadzi do treści, które zabawne nie są. Ironia jest dialektyczna; śmiech staje się śmiechem przez łzy. Możemy dobrze się bawić, oglądając Monty Pythona lub czytając „Mistrza i Małgorzatę”, na koniec jednak oba utwory pozostawiają nas w zadziwieniu i zadumie. Czasem nawet dziwimy się, że jeszcze przed chwilą śmialiśmy się z takich żartów. Co jest z nami nie tak, że bawią nas takie bon moty?!

Jean-Paul Sartre przestrzegał przed duchem powagi. Śmierć, cierpienie, miłość, bóg, wiara, ojczyzna, patriotyzm, obowiązek, przestępstwo, nadzieja, wierność – tematy, które aż się proszą o wielkie litery i wielkie metafory. Poezja i mitologia dostarczają motywów. W szkole uczymy się czytać z namaszczeniem te właśnie słowa. Czy słusznie?! Ironia pomniejsza wielkie litery, osłabia ducha powagi i znosi namaszczenie. Pokazuje ich względność i dwuznaczność. Rozbijając ducha powagi, ironia uświadamia nam, że symbole postawione na cokołach mogą być tylko totemami, za którymi skrywamy nasze podłe postępowanie. Tak jak w przypadku patriotyzmu, który może być zwykłym szowinizmem kulturowym lub poręcznym wytłumaczeniem naszej nienawiści do obcych. Tak jak w przypadku miłości, która może być tylko hasłem zastępczym skrywającym nasze zagubienie lub egoizm. Tak jak w przypadku boga i wiary, stając się wymówką, by nie zajmować się tym, co żmudne i codzienne. W swej dialektyczności, przez śmiech prowadzący do pytań, ironia odsłania intencje, ukryte założenia, znaki i znaczenia, jakie duch powagi zaciera.

Ty mnie nie maluj na kolanach. Ty mnie maluj dobrze”3 miał usłyszeć od samego boga Jan Styka. W wielkim spektaklu tworzenia Styka zapraszał gości do swojej pracowni, modlił się, malując obrazy o tematyce religijnej, i opowiadał, że słyszy głos boga. Axentowicz miał potwierdzić te słowa, jednak - co podkreśla jego biograf - zrobił to ironicznie. Duch powagi został rozbity. Szalbierstwo mistycyzmu zostało ujawnione. Gra i spektakl zaczęły mówić coś innego o artyście, dzięki czemu ważniejsze stało się samo malarstwo. Ironiczna uwaga o spektaklu tworzenia i jego twórcy kazała nam inaczej spojrzeć na samą religię.

Ironia to też skuteczna odpowiedź na metafizyczną pewność, że „tak jest”. W ironicznym ujęciu zostaje podważona pewność istnienia ostatecznych prawd i zasad. Dlatego dla Richarda Rortyego odpowiedzią na sztywny program niepodważalnych zasad i norm jest ironia. Jako metoda ironia wchodzi w dyskusję i każe się zastanowić, skąd wiemy, dlaczego wiemy i z jakich przyczyn tak a nie inaczej rozumujemy. W ironii nie ma pewności, pojawiają się pęknięcia i niedomówienia; w ironii nie ma wiecznych zasad, są tylko pytania. Obraz ironistki, jaką przedstawia nam Rorty, to antymodel, figura buntu.

Nie bez przyczyny ironistka jest rodzaju żeńskiego. To zerwanie nie tylko z metafizyką wiecznych zasad i racji, ale również rozbicie zasad świata męskocentrycznego i szowinistycznego. Ironistka wie, że kultura, w której została wychowana, daje jej tylko jeden z wielu możliwych wzorców myślenia, i rozumie, że warunkowanie kulturowe może nas zamykać w jednoznacznych narracjach o rzeczywistości. Ironistka to prowokatorka niezgadzająca się na jednoznaczny i jednowymiarowy świat. Jej śmiech, dowcip, parafraza czy pytania rozbijają ducha powagi i wiarę, że da się rzeczywistość wyrazić tylko w jednym modelu z góry ustalonych tożsamości. Sama ironistka staje się kolażem pytań i poszukiwań, zawsze tego, co nieoczywiste. Ironia mieszka na styku różnych kultur i różnych kulturowych zasad, mieści się w tym, co rodzi wątpliwości.

Powróćmy do moich skarg z pierwszych zdań tego szkicu: dlaczego nie bawią mnie kawały o „głupich blondynkach”, „wrednych teściowych” albo „zacofanych murzynkach”? Nie śmieszą mnie, bo jestem ironistką. Dosłowne odwołanie do stereotypów nie jest śmieszne – jest trywialne i krzywdzące. Tego typu ucieszne historyjki tylko utrwalają szowinizm w każdej postaci.

Ironia działa inaczej. Wprawdzie posługuje się żartem i stereotypem i może nimi żonglować, ukrywając się skutecznie do chwili, w której zdamy sprawę, że w tej opowieści chodzi o coś całkiem innego niż nam się wydawało na początku, a wtedy śmiech podczas lektury może się stać śmiechem z człowieka, skąd już tylko krok do poważnego namysłu nad samym sobą.

Kawały bywają nieśmieszne, a stają się wręcz smutne, gdy piętnują i wykluczają. Uratować je może ironia ze swoją wieloznacznością, wydobywająca nowe konteksty i nowe znaczenia. Mają rację ci, którzy boją się ironii, chcąc nie chcąc bowiem narusza ona tabu, ducha powagi i metafizycznej pewności co do jedynej prawdy. Może się zdarzyć, że nie rozpoznamy zagrożenia, jakie ironia niesie, śmiejąc się z czegoś, z czego śmiejemy się od lat, gdy nagle okazuje się, że nie ma z czego się śmiać lub wprost przeciwnie, że to, co dotąd traktowaliśmy z najwyższą powagą jest głupie lub śmieszne. Ironia to odwrócenie, a tym samym odkrycie i trudna do odparcia zachęta do krytycznej autorefleksji. Nic skuteczniej nie buduje dystansu od kulturowych i osobistych idoli i nie uwalnia nas od zmory – jak go zwał Nietzsche - „ducha ciężkości”.




1. M. Bułhakow „Mistrz i Małgorzata”, tłum., I. Lewandowska i W. Dąbrowski s. 181.

2. Tamże, s. 233.

3. P. Kopczak, „Teodor Axentowicz: (1859–1938)”, Warszawa, 2007.







Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"


Symptoma