[ Strona główna ]

RACJE

numer 5

Styczeń 2021


Andrzej Lipiński i Joachim Bauer

GRANICA BÓLU

Dlaczego jesteśmy agresywni?


Andrzej Lipiński: Wydana w 2011r. książka Pana autorstwa nosi tytuł „Granica bólu”. O jakim bólu jest mowa? I o jaką granicę chodzi?

Joachim Bauer: Książka „Granica bólu” mówi o źródłach agresji, zarówno tej indywidualnej jak i zbiorowej. Jedną z najbardziej „niezawodnych” przyczyn agresji jest doświadczanie bólu fizycznego. Przekroczenie pewnej granicy odporności człowieka na ból fizyczny z reguły prowadzi do pojawienia się zachowań agresywnych. Przełomem w badaniach nad ludzką agresją było wykazanie przez neurobiologów, że aktywacja obszarów mózgu odpowiedzialnych za odczuwanie bólu następuje także wtedy, gdy doznajemy wykluczenia społecznego, kiedy czujemy się odrzuceni albo jesteśmy poniżani. Dzięki temu przełomowemu odkryciu nagle stało się zrozumiałe, dlaczego ludzie stają się agresywni także w sytuacjach, w których nie zaznają bólu fizycznego.

A.L.: Stąd wniosek, że nieprzychylne spojrzenie drugiego człowieka, a tym bardziej gesty i czyny, które nas wykluczają, bolą nas w dosłownym tego słowa znaczeniu?

J.B.: Tak. Mechanizm ten wydaje się uzasadniony również ewolucyjnie. Nasi praprzodkowie od milionów lat żyli w społecznościach, a wykluczenie z grupy oznaczało dla danego osobnika pewną śmierć. Dlatego jest zupełnie oczywiste, że strefy mózgu odpowiedzialne za ból reagują na ostracyzm i zagrożenie odrzuceniem przez innych z taką samą intensywnością jak na przemoc fizyczną.

A.L.: Jakie znaczenie ma interpretacja konkretnej sytuacji, a więc to, jak oceniamy przeciwnika czy osobę, która nas wyklucza, motywy jej zachowania, powody złego traktowania?

J.B.: Te aspekty naturalnie odgrywają bardzo ważną rolę. Dzięki korze przedczołowej potrafimy dosyć precyzyjnie ocenić intencje i motywy działania drugiego człowieka. W zależności od wyniku takiej oceny okażemy mniej lub bardziej intensywną agresję, albo powstrzymamy się od niej; im większe będzie prawdopodobieństwo, że nasze agresywne zachowanie mogłoby wpłynąć negatywnie na stosunki z innymi, tym więcej wysiłku włożymy w pokojowe rozwiązanie problemu.

A.L.: Ale czy ból spowodowany wykluczeniem zawsze prowadzi do agresji?

J.B.: Niekoniecznie. Z neurobiologicznego punktu widzenia agresja jest efektem działania systemu pierwotnych instynktów, produktem aktywności ewolucyjnie najstarszych części mózgu (czyli jego pnia oraz obszarów odpowiedzialnych za strach i stres). Aktywność tych obszarów jest ukierunkowana od dołu w górę (kontrola bottom-up), w stronę leżących w korze mózgu płatów czołowych. W korze dochodzi do ogólnej oceny konstelacji społecznej i uruchomienia mechanizmu kontroli ukierunkowanego z góry w dół (kontrola top-down), a tym samym możliwego stłumienia bodźców pochodzących z dołu (czyli np. agresji). Jeśli własne potencjalne zachowanie agresywne zostanie ocenione w płacie czołowym jako mało skuteczne lub niekorzystne (bo np. przeciwnik jest silniejszy), wtedy dojdzie do zablokowania bodźców oddolnych. Jednak zbyt częste tłumienie tych pierwotnych odruchów może doprowadzić do tego, że z czasem w miejsce agresji pojawi się depresja.

    A.L.: Podtytuł Pana książki brzmi „O przyczynach agresji indywidualnej i globalnej”. Sądzi Pan, że neurobiologia może wypowiadać się na tematy, którymi dotąd zajmowali się psycholodzy, socjolodzy, kryminolodzy albo polemolodzy?

J.B.: Myślę, że dzisiaj już tak. Wyniki badań współczesnej neurobiologii jak najbardziej korespondują z rozpoznaniami z obszarów psychologii czy kryminologii, z których wynika, że ryzyko zachowań agresywnych wzrasta wraz ze stopniem wykluczenia społecznego. Nie oznacza to jednak, że ten fakt zwalnia przestępców od odpowiedzialności za popełnione czyny. Wszyscy doświadczamy regularnie odrzucenia czy braku akceptacji ze strony innych ludzi. Wywołuje to zrozumiałą złość, ale w żadnym razie nie może być przepustką do stosowania przemocy. Każdy człowiek ma obowiązek pracować nad kontrolą swoich agresywnych odruchów, bez względu na to, jak bardzo uzasadnione by one nie były. Ewolucja wyposażyła nas w tym celu w odpowiednie narzędzie w postaci płatów czołowych mózgu.

    A.L.: Często domaga się Pan „pozbawienia agresji mistycznej otoczki“. Uważa Pan, że agresja jest spowitą mistyczną mgłą?

J.B.: Agresja jest czysto neurobiologicznym fenomenem i nie ma w sobie nic z mistyki. Zygmunt Freud, któremu zawdzięczamy wiele rozpoznań psychologicznych, mylił się w swojej ocenie agresji. To on stworzył wokół niej tę „tajemniczą otoczkę”. Freud uznał, że agresja jest jednym z ludzkich popędów i tym samym uczynił ją swego rodzaju mistyczną siłą. Teoria Freuda jest błędna. Agresja, podobnie jak strach, to neurobiologiczny program uaktywniany zawsze wtedy, gdy pojawia się poczucie zagrożenia. Rozpoznał to już wcześniej Karol Darwin, u którego próżno by szukać pojęcia „popęd agresji”. Darwin za najsilniejszy z ludzkich popędów uznał naszą skłonność do zachowań społecznych.

    A.L.: Czy istnieją różnice między agresją człowieka a tymi formami zachowań agresywnych, które obserwujemy u zwierząt?

J.B.: U zwierząt ważne jest odróżnienie czystej agresji od instynktu łowczego. Twórca etologii i laureat Nagrody Nobla, Konrad Lorenz, wyraźnie podkreślał, że drapieżnik polujący na swoją ofiarę nie robi tego w odruchu agresji. Agresja występująca u ssaków żyjących w grupach oparta jest na podobnych zasadach jak ta, która występuje u ludzi. Jej źródła to ból fizyczny, wykluczenie i poczucie upokorzenia; ale w równym stopniu przyczyną agresji może być brak dostępu do najważniejszych życiowych „zasobów”: pożywienia i poczucia bezpieczeństwa.

    A.L.: Niektórzy przedstawiciele socjobiologii, psychologii i biologii ewolucyjnej, na czele z Richardem Dawkinsem, mówią o „egoistycznej naturze genów“. Inni używają określenia „zasada korzyści własnej”, twierdząc, że istoty żywe – a więc my również – to biologiczne wehikuły „wykorzystywane” przez geny do zapewnienia własnego przetrwania. Czy Pana zdaniem jest to dobre porównanie?

J.B.: W żadnym wypadku. Geny nie są egoistyczne; to molekularne komunikatory nastawione w pierwszej linii na kooperację. Są czymś w rodzaju biologicznej klawiatury, na której żywy organizm wygrywa własną muzykę. Pojedynczy gen sam nie jest w stanie wiele zdziałać, aby się uaktywnić, potrzebuje szeregu molekuł pomocniczych. Geny z jednej strony sterują przebiegiem wielu procesów w organizmie, z drugiej – same podlegają oddziaływaniu różnych czynników. Wszystkie bodźce i wpływy zewnętrzne – przyjmowany pokarm, rodzaj promieniowania czy też nasze kontakty społeczne – prowadzą do aktywacji lub dezaktywacji licznych sekwencji genów. Od samego początku życie na naszej planecie było oparte przede wszystkim na zasadzie kooperacji. Konkurencja i walka o przetrwanie pojawiły się dopiero wtedy, gdy na skutek ograniczonych zasobów istoty żywe musiały walczyć o przetrwanie. W skali ewolucji nastąpiło to stosunkowo późno, bo dopiero około 500 milionów lat temu. Naszego ewolucyjnego rozwoju nie zawdzięczamy więc wzajemnemu zwalczaniu się. Receptą na sukces gatunku homo sapiens była nasza wyjątkowa zdolność do kooperacji.

    A.L.: Czy aparat agresji może służyć do rozbudzenia i podtrzymywania motywacji; czy agresja w ogóle ma jakiś związek z motywacją?

J.B.: Agresja w żadnym razie nie przyczynia się do zwiększenia motywacji, jest raczej źródłem lęku i w efekcie przyczyną nakręcania się spirali agresji. Pod względem neurobiologicznym agresja i motywacja to dwa zupełnie odmienne fenomeny; całkowicie różne są także odpowiedzialne za każdy z nich obszary mózgu. Najsilniejsze źródła motywacji, jak zauważył już Darwin, to pragnienie przynależności do grupy i potrzeba uznania. Brak zaspokojenia tych elementarnych potrzeb skutkuje zwiększeniem gotowości do zachowań agresywnych. Jeśli widzę, że konkretne osoby „przygotowują się” do wykluczenia mnie z grupy, np. rozpowiadając o mnie plotki, to wydaje się zupełnie zrozumiałe, że zaczyna narastać we mnie złość i dlatego zdobędę się na odwagę i podejmę takie działania, które w efekcie pozwolą mi zapobiec odrzuceniu. (opowiadanie plotek może być traktowane jako przejaw agresji, więc ten ktoś odpowiada agresją na wcześniejszą agresję).

    A.L.: Wyniki badań socjologicznych potwierdzają, że bieda prowadzi do zachowań agresywnych i tym samym przyczynia się do wzrostu przestępczości. Czyżby niedostatek także „sprawiał” mózgowi ból?

J.B.: Oczywiście. Jeśli w danym społeczeństwie jakaś grupa cierpi skrajną biedę, podczas gdy inna jego część żyje w przepychu, to jest to typowy przykład społecznego wykluczenia. Liczne badania rzeczywiście potwierdzają korelację między niesprawiedliwością społeczną a wskaźnikiem przestępczości.

    A.L.: Nie sądzi Pan, że agresja może być mimo wszystko czymś konstruktywnym? Czy w określonych sytuacjach nie może stać się środkiem przełamywania zarówno społecznego jak i indywidualnego wykluczenia?

J.B.: Konstruktywny lub destrukcyjny charakter agresji zależy przede wszystkim od tego, w jakim stopniu uda się ją adekwatnie zwerbalizować. Jeżeli podczas sprzeczki zdołamy precyzyjnie wyrazić powód naszej złości, to będzie to szansa na pojednanie i znalezienie kompromisu. Ale jeśli jedna ze stron konfliktu od razu użyje przemocy, to najprawdopodobniej przyczyni się to do nakręcenia spirali agresji. Dlatego jest sprawą niezwykle ważną, by uczyć dzieci od najmłodszych lat, jak w miarę szybko rozpoznawać własne emocje i jak je wyrażać – zanim wybuchną – w rozmowach i w sytuacjach konfliktowych.

    A.L.: Czy złość jako emocja może jednak okazać się „przydatna”? I czy w każdej sytuacji nieuchronnie musi przerodzić się w agresję? Kiedy następuje przekroczenie „granicy bólu”?

J.B.: Skala intensywności zachowań agresywnych jest bardzo rozpięta. W przeciwieństwie do zwierząt człowiek, oprócz mowy ciała, posiada również możliwość wyrażania swoich stanów fizycznych i emocjonalnych za pomocą słów. Język jest czymś w rodzaju „próbnego zachowania”. Jeśli ktoś wzbudzi we mnie złość (np. oczerniając mnie), mogę najpierw spróbować tę sytuację wyjaśnić, porozmawiać z nim i przede wszystkim zażądać, żeby więcej tego nie robił. Gdy ta strategia nie da spodziewanych skutków, mogę poszukać bardziej dosadnych słów i zagrozić odpowiednimi konsekwencjami. Dopiero kiedy język jako metoda rozwiązania konfliktu zupełnie się nie sprawdzi, pojawia się niebezpieczeństwo eskalacji i wybuchu agresji z użyciem przemocy fizycznej włącznie.

A.L.: Dotykanie „naturalnej granicy bólu”, z reguły wywołujące agresję, ostatecznie może więc skutkować znalezieniem pokojowych rozwiązań. Ale czy istnieje w nas taka granica, za którą nawarstwiający się latami i nieleczony ból pozostawia na tyle silne zniszczenia, że powrót do normalności nie jest już możliwy?

J.B.: W człowieku, który doznaje regularnych upokorzeń, i który z najróżniejszych powodów nie ma możliwości wyrażenia swojego bólu, może dojść do kumulacji ogromnej dawki gniewu i złości. Ludzie, podobnie jak wiele gatunków zwierząt, posiadają pamięć agresji. Długotrwałe nawarstwianie się złości często prowadzi do tak zwanego przeniesienia agresji – gniew zostanie rozładowany na innej, zupełnie niewinnej osobie, albo zachowanie agresywne nastąpi z dużym opóźnieniem. U osób, które doświadczyły ciężkiej traumy, np. w formie długotrwałej przemocy fizycznej, może dojść do zupełnego zaniku empatii i rozwinięcia się osobowości psychopatycznej oraz wykształcenia się patologicznych skłonności do zachowań agresywnych. (tu coś więcej o neurobiologicznych konsekwencjach traumy).

    A.L.: Możemy zatem mówić o „zimnej” agresji – wyrachowanym i instrumentalnym traktowaniu innych, którego uczymy się przez modelowanie jako sposobu na realizowanie celów?

J.B.: Jak najbardziej! W przypadku takich zachowań mamy do czynienia z trzema różnymi zjawiskami. Pierwsze z nich to sytuacje, w których dochodzimy (dzięki płatom czołowym) do racjonalnego wniosku, że nieporozumienie czy konflikt pojawiające się np. podczas „oficjalnych” pertraktacji handlowych nie mają wymiaru osobistego. Innym przypadkiem będzie konflikt, w którym agresywne zachowanie jednej ze stron jest ewidentnym atakiem skierowanym na osobę przeciwnika – tutaj u każdego psychicznie zdrowego człowieka pojawi się uczucie złości. Jest to stan emocjonalny, który do pewnego stopnia możemy kontrolować, stwarzając wrażenie, że nie odczuwamy żadnych emocji. Ale długotrwałe duszenie w sobie złości z reguły skutkuje pojawieniem się fizjologicznych korelatów agresji – podwyższonego pulsu i wysokiego ciśnienia. Obie te formy reagowania na atak i sytuacje konfliktowe są zupełnie normalne i można je zaobserwować u wszystkich psychicznie zdrowych ludzi. Zupełnie innym zjawiskiem są rzeczywiście tzw. „zimne” lub instrumentalne formy zachowań psychopatycznych. Występują one zazwyczaj u osób, u których nastąpiły trwałe zmiany psychiczne i neurobiologiczne; tacy ludzie potrafią bez jakichkolwiek emocji krzywdzić innych i nieraz wykazują się przy tym szczególnym okrucieństwem.

A.L.: Czy, Pana zdaniem, jesteśmy dziś – jako indywidua, ale też jako gatunek – bardziej wrażliwi na ból, a tym samym bardziej podatni na agresję?

J.B.: Trudno powiedzieć, nie mamy żadnych wiarygodnych badań, które dawałyby odpowiedź na pytanie, czy ludzkość w czasie ostatnich kilku tysięcy lat, albo też stuleci, stała się bardziej czy mniej agresywna. Znany amerykański psycholog Steven Pinker twierdzi, że w ciągu minionych kilkuset lat staliśmy się istotami bardziej pokojowymi. Uważam tę teorią za absolutnie nieuzasadnioną. Pamięć okrucieństw popełnionych przez Hitlera, Stalina, Mao Zedonga czy Pol Pota albo toczące się dziś wojny domowe w Afryce powinny ustrzec nas przed dawaniem wiary naiwnym tezom Pinkera. Osobiście wychodzę z założenia, że przy obecnym tempie wzrostu liczby ludności na naszym globie będziemy mieć do czynienia z dalszym zaostrzaniem się konfliktów i walk o topniejące zasoby naturalne, a tym samym z nasilaniem się agresji i przemocy. Aktualne konflikty zbrojne w Afryce czy na Środkowym Wschodzie to tragiczny przedsmak tego, co nas może czekać w przyszłości. Aby temu zapobiec, niewątpliwie potrzebne są wytężone działania i współpraca na arenie politycznej. Jednak najskuteczniejszymi środkami zapobiegającymi przemocy są nadal edukacja i sprawiedliwość społeczna.

A.L.: Czy kobiety i mężczyźni reagują na ból wykluczenia w taki sam sposób i z podobną intensywnością?

J.B.: Podstawowe mechanizmy odpowiadające za fenomen agresji są u obu płci takie same. Mężczyźni są bardziej skłonni do wyładowania agresji w otwartej konfrontacji, przerywają innym podczas rozmowy, podnoszą głos, grożą i stają się buńczuczni. Z kolei kobiety stosują agresję raczej na płaszczyźnie relacji, to znaczy obgadują lub deprecjonują tego, komu chcą zaszkodzić, a więc niszczą jego reputację, w ten sposób wyrządzając mu krzywdę.

    A.L.: W jakim stopniu rozpoznania neurobiologii, które opisał Pan w książce „Granica bólu”, mogą wpłynąć na szkolną codzienność w dzisiejszym świecie? Czy neurobiologia może pomóc w rozwiązaniu problemu agresji w naszych szkołach, gdzie duży odsetek dzieci i młodzieży doświadcza przemocy ze strony rówieśników?

J.B. Najskuteczniejsze środki zapobiegające agresji i przemocy to zdrowe więzi i dobra edukacja. Dzieci i młodzież potrzebują rodziny, w której będą czuć się bezpieczne. Ale równie ważne jest odpowiednie wykształcenie i świadome wychowanie. Opisane przeze mnie mechanizmy odpowiedzialne za agresję jak najbardziej powinny być przedmiotem dyskusji i tematem zajęć w szkołach. Dzieci należy uczyć od najmłodszych lat, że wykluczanie i poniżanie innych to źródła agresji i czynniki zwiększające ryzyko użycia przemocy. Szkoła musi nauczać takich metod i strategii rozwiązywania konfliktów, dzięki którym nie dopuścimy jednak do tego, by nasza planeta legła kiedyś w gruzach.





Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"