[ Strona główna ]

RACJE

Numer 13

LUTY 2024


Stephen Branch

EPITAFIUM DLA LUDZKOŚCI



Byliśmy mieszkańcami planety Ziemia. Przyjęliśmy naukową nazwę „ Homo sapiens”, co znaczy „człowiek mądry”. Dzisiaj, gdy wymarliśmy, wygląda na to, że wcale nie byliśmy tacy mądrzy jak nam się wydawało. Jako najbardziej rozwinięta umysłowo małpa, opracowaliśmy i stworzyliśmy metody nauczania, zaawansowane technologie i tętniące życiem kultury. Jednak nigdy nie przezwyciężyliśmy naszych podziałów i nie rozwinęliśmy umiejętności krytycznego myślenia koniecznej do rozsądnego rozumowania i racjonalnej współpracy.

Duża część naszej niechęci czy też niezdolności do życia we wspólnocie została umocniona przez globalne, autorytarne teokracje i nacjonalistyczne ambicje. Założyciele naszego pierwszego świeckiego narodu znali zagrożenia wynikające z łączenia religii z polityką. Niestety, nie przewidzieli, że ich pragmatyczne podejście do rządzenia zostanie zatrute religią. Nacjonalizm i związany z nim trybalizm mogły rozwinąć się bez religii, ale pierwsi teiści stworzyli podział na swoich i obcych.

Historia ostatnich dwóch tysiącleci pełna była rzekomych, usankcjonowanych przez Boga zakazów czytania, pisania i wolnych dociekań. Mniej wykrywalne formy obskurantyzmu rozwinęły się w wyniku systematycznej i surowej cenzury, dezinformacji i ataków na naukę. Naukowcy poczynili znaczny postęp w życiu świeckim, niosąc oświecenie poprzez publikacje, media cyfrowe i edukację instytucjonalną. Ale to było za mało i przyszło za późno.

Zastanówmy się, co uczyniło religię tak atrakcyjną, biorąc pod uwagę naszą psychologię. Główna motywacja do wiary pojawiła się, gdy słudzy Boży zaoferowali wybawienie od największego lęku, jaki prześladuje człowieka: lęku przed śmiercią. Gwarantowali życie wieczne w niebie, uświęcając tym samym najbardziej zniewalające i manipulacyjne kłamstwo w historii ludzkości. Żeby na niebo zasłużyć, trzeba bez zastrzeżeń zaakceptować zasady ustanowione przez przesądnych, autorytarnych ludzi. Wierząc, że w Bożym świecie czeka ich nowe, euforyczne życie, wierni nie mieli lub nie mają motywacji do poprawy tego na ziemi. Można wręcz twierdzić, że to religia jest odpowiedzialna za koniec naszego gatunku; religijne instytucje niewątpliwie wypracowały skuteczne metody pacyfikowania mas.

Któregoś dnia zapytałem moją młodą siostrzenicę, dlaczego nosi dwie różne skarpetki. Wyjaśniła, że tego dnia w szkole obchodzili „dzień przeciwny”. Ten zabawny obyczaj zachęcił mnie do refleksji nad tym, że współcześnie żyjemy w czymś w rodzaju „Przeciwnego Świata”, w którym uczyniliśmy chciwość godną pochwały, korupcję usprawiedliwioną, ignorancję modną, dociekania czymś niebezpiecznym, wojnę chwalebną, seks czymś haniebnym, a pokój dowodem tchórzostwa. Żyjemy w świecie dysfunkcji poznawczych faworyzujących instynkt i opinię ponad dowodami i faktami. Wygląda na to, że postmodernistyczny sceptycyzm wobec prawdy został zdegradowany do lekceważenia lub wręcz agresywnego odrzucenia obiektywnej rzeczywistości.

Wraz z degradacją zdolności intelektualnych i plagą nikłej samoświadomości, zbyt niewielu z nas opanowało krytyczne umiejętności potrzebne do rozpoznania własnej ignorancji. Innymi słowy, byliśmy zbyt głupi, aby wiedzieć, że jesteśmy głupi: błąd poznawczy, który nazwaliśmy efektem Dunninga-Krugera. Jak zauważył jeden z najbardziej wpływowych myślicieli naszego, Charles Darwin, „niewiedza częściej rodzi pewność siebie niż wiedza”.

Rozważając ogrom przestrzeni i czasu oraz prawdopodobieństwo istnienia życia pozaziemskiego, niektórzy naukowcy spekulowali, że być może najbardziej zaawansowane cywilizacje we wszechświecie ostatecznie ponoszą porażkę, zanim rozwiną technologię niezbędną do zachowania swojego gatunku poprzez kolonizację innych światów">.Mogły wystąpić katastrofalne anomalie wulkaniczne, klimatyczne, biologiczne, geomagnetyczne lub astronomiczne, nad którymi nie mogli zapanować. Niektórzy mogli zginąć w wyniku samookaleczenia, tworząc broń tak potężną, że przekraczała ich zdolność do utrzymania nad nią kontroli. Inni mogli paść ofiarą przeludnienia i jego niezliczonych konsekwencji, takich jak wyczerpywanie się zasobów, brak równowagi klimatycznej, zanieczyszczenie środowiska, utrata siedlisk i różnorodności biologicznej, głód i pandemie.

Co zaś do Homo sapiens przeludnienia doprpwadziło go na skraj przepaści, przygotowując grunt pod to, co musiało nadejść.

Przyczyna śmierci

Ludzkość została zgładzona przez śmiercionośne wirusy i brak zaufania do nauki. Szczepionki przeciwwirusowe zostały odrzucone tak masowo, że kolejne warianty wirusów przerosły naszą zdolność do ich zwalczania. Politycy karali tych, którzy wdrażali sprawdzone protokoły bezpieczeństwa zdrowia publicznego, a także nie płacili żadnej politycznej ceny za jawne kłamstwa i nienawistną propagandę. Stronniczość informacyjna i marginalizacja dziennikarstwa opartego na faktach wprawiły wielu ludzi w stan pełnej dezorientacji. Niepożądane fakty były ignorowane, a nawet z pogardą odrzucane.

Stało się jasne, że nie powinniśmy ustępować tym, którzy nie chcieli działać na rzecz dobra zdrowia publicznego. Liberalna tendencja do racjonalnych negocjacji nie mogła się równać z makiaweliczną propagandą prowadzoną przez zadufanych w sobie reakcjonistów. Wielu liberałów ze swoją naiwną „wiarą w człowieka” nie doceniało zagrożenia płynącego z ich totalnego ataku na prawdę. Co gorsza, poprawność polityczna została doprowadzona do poziomu tak skrajnego, że nawet obrońcy nauki troszczyli się przede wszystkim o to, żeby nikogo nie urazić, aż do zrównania prawdy naukowej z antynaukowym absurdem. Byli też tacy, którzy wierzyli, że prawda i tak wyjdzie na jaw, a wszystko jakoś się ułoży. Być może gdybyśmy wiedzieli, co się wydarzy, znaleźlibyśmy dość rozsądku i odwagi, by położyć kres tym bzdurom. Jak niegdyś zauważył Edmund Burke „Jedyną rzeczą niezbędną do tego, by triumfowało zło, jest to, by dobrzy ludzie nie robili nic”.

Jakiś złośliwy impuls we mnie mówi mi, że po prostu na to wszystko „zasłużyliśmy”, że wszystkiemu winna jest nasza cholerna głupota, jednak głębia mojego żalu przewyższa tę zgryźliwość. A przecież i tak nie potrafię w pełni pojąć cierpień, bólu złamanych serc i krzywdy wszystkich, którzy zginęli. Mógłbym opłakiwać zaprzepaszczenie naszej bogatej historii i ogromnego potencjału. Mógłbym spojrzeć wstecz na całą tę miłość, romanse, muzykę, sztukę i literaturę. Mógłbym ubolewać nad zmarnowaniem postępu w nauce i medycynie. Jednak w kontekście egzystencjalnym wszystkie te osiągnięcia są równie mało ważne w porównaniu z jedną rzeczą: ludzkim życiem. Największą tragedią ze wszystkich jest utrata całej cywilizacji ludzkiej, wraz z miliardami ludzi, którzy nigdy nie zaznają doświadczenia życia. Epitafium na nagrobku ludzkości, gdyby znalazł się w pobliżu ktoś, kto by je przeczyta, z pewnością byłoby tyleż źródłem żalu, co irytacji.

Pamiętam, że w młodości czytałem historię o podróżnikach kosmicznych, którzy natknęli się na pokruszone pozostałości zaawansowanej cywilizacji. Pamiętam, że byłem jednocześnie zafascynowany i zaniepokojony, ale pocieszałem się myślą, że coś takiego nigdy nie mogłoby się nam przytrafić. Ludzkość w moim pojęciu była zbyt wyjątkowa i zbyt mądra, aby się sama zniszczyć. Cóż! Myliłem się. A biorąc pod uwagę małe prawdopodobieństwo, że jakikolwiek podróżnik kosmiczny kiedykolwiek natknie się na pozostałości naszej cywilizacji, jestem niemal pewien, że wszelkie świadectwa naszego istnienia, naszych doświadczeń i dokonań na zawsze przepadną w bezmiarze czasoprzestrzeni.





Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"