Bohdan Chwdeńczuk

RELIGIA. CO O NIEJ WIEMY


Gdy pytam, co wiemy o delfinach albo o liczbach rzeczywistych, wszyscy wiedzą, o co pytam. A kiedy pytam o religię mogą pojawić się nieporozumienia, bo nie wszyscy rozumieją to pojęcie tak samo.

Odwołajmy się zatem do definicji przez wskazanie: rzymski katolicyzm, wyznawany przez niektórych z tu obecnych, jest religią; zoroastryzm nie wyznawany, przypuszczam, przez nikogo wśród tu obecnych, jest religią. Niech nas jednak nie zwiedzie prostota tego rozwiązania. Jest tak proste jak na przykład definicja przez wskazanie okna, ale znacznie mniej skuteczne. Co wskazałem, gdy wskazałem okno? Wiadomo! A co wskazałem, gdy wskazałem katolicyzm? Wierzenia, rytuały i gesty, ludzi, instytucje i budynki – odpowiecie. Które wierzenia są katolickie – te z ostatniego Katechizmu Kościoła Katolickiego, czy te, które żywi moja wiejska sąsiadka, katoliczka
z dziada pradziada, czy jedne i drugie? A jeśli jedne i drugie, to katolicyzm jest monoteizmem i zarazem politeizmem, bo oficjalnie to monoteizm, a w wydaniu mojej wiejskiej sąsiadki – politeizm.

Zróbmy więc krok w innym kierunku. Dowiedziałem się, że w USA niezwykle rozpowszechniony jest pogląd, iż Ziemię odwiedzają systematycznie mieszkańcy innych galaktyk. Pogląd ten ma dwie odmiany. Wyznawcy wiary w kosmitów w jednej z tych odmian wierzą, iż – jak to ujmuje pewien antropolog – kosmici „wiedzą, że moja siostra skłamała”, i „wiedzą, że uczciwie wypełniłem zeznanie podatkowe”. Pozostali nie przypisują kosmitom takich mocy. Myślę, że nie mamy wątpliwości, która z odmian wiary w kosmitów przypomina religię. Co dopiero, gdy dodam, powołując się na tego antropologa, że wierzeniom we wszechwiedzę kosmitów „towarzyszą rytuały, silne zaangażowanie emocjonalne i poczucie przynależności do uprzywilejowanej grupy wierzących”.

Poprzestańmy zatem na skierowaniu uwagi ku religii przez jej niby-wskazanie oraz na intuicji odsłaniającej na wybranym przykładzie, czyli owej wiary w kosmitów, pewne rysy religii.

Przyjmijmy, że wiemy coś wtedy i tylko wtedy, gdy (a) jesteśmy o tym czymś przekonani, (b) mamy uzasadnienie tego czegoś, (c) to coś jest prawdą. Wiem na przykład, że jest was zebranych tu więcej niż dziesięcioro, bo: jestem o tym przekonany, potrafię to uzasadnić i jest to prawda.


Wybór cech religii

Religia, jak każde zjawisko, ma różne cechy. Wybieram dwie: pochodzenie przedstawień religijnych, w szczególności przekonań i wyobrażeń, czyli pochodzenie religii, oraz uzasadnienie przedstawień religijnych, ich racje, czyli uzasadnienie religii.

Wybieram te dwie cechy, bo są zasadnicze: religia opiera się na swoim pochodzeniu oraz na gwarancjach swojej prawdziwości. Nikt nie stworzył religii dekretem, za każdą religią stoi mozolny proces wyrastania, a kto traci gwarancje religii, traci religię.

Nie będę się zajmował wyjaśnianiem pojęcia pochodzenia. Zakładam, że w tym gronie to zbędne. Nie będę też wyjaśniał pojęcia przekonania religijnego, poprzestanę na wskazaniu dwóch przekonań religijnych. W zoroastryzmie występuje wierzenie, że istnienie świata jest uwarunkowane ustawicznie walczącymi ze sobą siłami Dobra i Zła albo Światła i Ciemności, czyli boga Ahura Mazdy (Ormuzda) oraz złego ducha Angra Mainyu (Arymana). W katolicyzmie natomiast podstawowe jest wierzenie wyrażone w artykule pierwszym Credo: ”Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego, stworzyciela nieba i ziemi”.

Jeśli zatem chodzi o znajomość pojęć, mamy ledwie zarysowane pojęcie religii. Pojęcie przekonania religijnego oswajamy za pomocą przykładów, a pojęcie pochodzenia czegoś od czegoś innego uznajemy za praktycznie znane każdemu od dzieciństwa.

Przed nami pojęcie uzasadnienia – bagatela, jedno
z najtrudniejszych w filozofii – mgliste, zatem sporne. Sięgnijmy do przykładów. Niech będzie, że mamy uzasadnić zdanie, iż trawa jest zielona, a także inne zdania o trawie: że jesienią żółknie, że w jej włóknach występuje chlorofil i że nie ma jej na Marsie. Powiedzmy dalej, że dostajemy na lekcji matematyki polecenie uzasadnienia zdania, iż siedem pomnożone przez jeden daje siedem; na ćwiczeniach z filozofii dyskutujemy uzasadnienie twierdzenia, że istnieją poszczególne rzeczy, a także gatunki rzeczy, nie tylko historyczny koń Kasztanka, lecz też gatunek
koń; na wykładzie z teologii poznajemy uzasadnienie twierdzenia, że istnieje nieśmiertelna dusza; etyk uzasadnia normę moralną, że należy pomagać cierpiącemu, a historyk sztuki wyrażające ocenę estetyczną zdanie, że Rembrandta „Straż nocna” to obraz piękniejszy od „Hołdu pruskiego” Matejki.

Istnieje, jak widać, czynność uzasadniania oraz istnieje uzasadnienie, dwuczłonowy wytwór tej czynności, z członem uzasadniającym oraz członem uzasadnianym. Uzasadniamy zdania za pomocą innych zdań lub za pomocą doznań (na przykład spostrzeżeń wzrokowych). Uzasadniamy, gdy wskazujemy zdania lub doznania takie, że każdy, kto je uznał lub przeżył, jest zobowiązany do uznania pewnego zdania, którego tamte zdania, wyjściowe, są racjami, a wskazane doznania są jego świadectwami. Innymi słowy, racje i świadectwa celują w jakieś zdania, a gdy znajdujemy to przyporządkowanie, dokonaliśmy uzasadnienia. Sukces ten kwitujemy za pomocą różnych zwrotów wymownych, bo wskazujących uzasadnieniową więź między członami naszego postępowania, owo przejście od racji do następstwa, certyfikat wiarygodności, który racje czy doznania wystawiają naszym sądom. Mówimy: uznaję to a to, bo uznaję tamto; uznaję to a to, ponieważ uznaję tamto; uznaję to a to, skoro uznaję tamto.

Powiedziałem, że każdy, kto upatruje w jakichś zdaniach racje innych zdań, czy w jakichś doznaniach świadectwa jakichś zdań, otrzymuje tym samym zdania uzasadnione przez owe racje czy doznania. Uzasadnianie zatem to czynność społeczna, a jego owoc, uzasadnienie, to dobro społeczne. Nie jest uzasadnieniem, co się komu prywatnie jawi jako uzasadnienie; jest uzasadnieniem dopiero to, co pewna wspólnota języka oraz wspólnota metody uznaje za postępowanie uzasadniające, bo przebiegające według uzgodnionych reguł takiego postępowania.

Zobaczmy te zależności na przykładzie. Załóżmy, że przedstawiam komuś uzasadnienie zdania, stosowane w mojej społeczności i zapewniające nam jednomyślność, że trawa jest zielona. Wskazuję mu, jak domyślacie się, zielony trawnik – czyli trawnik, który ja i wszyscy moi znajomi postrzegamy jako zielony –
z poleceniem: „Spójrz!”. A on na to: „Spojrzałem. Mylisz się, trawa nie jest zielona, jest brązowa”. Kolizję tę wyjaśniałbym na trzy, co najmniej, sposoby: mój antagonista ma inne niż ja doznanie (a nuż jest daltonistą); ma inny język, w którym mojemu „zielony” odpowiada jego „brązowy”; jest rezolutnym filozofem, odrzucającym naszą metodologię, i mówi to, co dyktuje jego metodologia, choćby wbrew swoim oczom.

Weźmy następnie przykład nietrywialnego i radykalnego konfliktu, gdzie jeden uznaje pewne zdanie za uzasadnione, drugi natomiast za nieuzasadnione, a ponadto owo zdanie (częściej, grupa zdań) to teoria. Weźmy głośny konflikt wokół ewolucjonizmu między darwinistami a zwolennikami inteligentnego projektu. Konflikt ten ma dwie zgoła odmienne postacie: jest wewnętrzny lub zewnętrzny. Wewnętrzny, gdy skonfliktowane strony stoją na gruncie tej samej metodologii, a zarzucają sobie błędne jej stosowanie – zewnętrzny, gdy hołdują różnym metodologiom i zarzucają sobie wzajemnie niewydajność ich metodologii.

Konflikt zewnętrzny przybiera ciekawą postać, gdy antagoniści uznają to samo zdanie, inaczej niż w sporze o ewolucję, ale każdy z poręczenia tylko własnej metodologii. Religijnym przykładem takiej sytuacji jest spór między mistykiem wyznawcą Boga, a wyznawcą z poręczenia dowodu, że istnieje Bóg – ci dwaj teiści dochodzą do Boga, każdy po swojemu i tylko po swojemu.

Nasuwa się tu pytanie, czy istnieje w sytuacji konfliktu zewnętrznego instancja rozjemcza, do której można się odwołać po rozstrzygnięcie, która metodologia jest właściwa. Czy w przypadku konfliktu o ewolucję właściwa jest metodologia biologii, czy taka, która odwołuje się również lub tylko do Biblii? Co do mnie, opowiadam się za metodologią biologii, ale racjonalizacja tego wyboru szczęśliwie nie należy tu do moich obowiązków.

Wróćmy do naszych przykładów zdań uzasadnianych – od określających trawę z punktu widzenia botaniki czy neurofizjologii, przez owo zdanie arytmetyki, przez zdanie platońskiej metafizyki (istnieją powszechniki), przez zdanie religii o nieśmiertelności duszy, zdanie etyki, że trzeba pomagać cierpiącemu, aż do zdania estetyki, że Rembrandt jest lepszy do Matejki. Trzeba wam wiedzieć, że w miarę wznoszenia się na tej liście od dołu do góry – od przyziemnej trawy, przez abstrakcje matematyki, powinności moralne, piękne obrazy, aż po niebo platońskich idei – coraz trudniej o powszechne uznawanie zdań. Zdania o trawie i zdania elementarnej arytmetyki uznają wszyscy, którzy je rozumieją, ale w przypadku zdań dotyczących: religii, metafizyki, moralności, estetyki na każdym kroku pojawiają się konflikty – wewnętrzne i zewnętrzne.

Postawy wobec cech religii

Przejdźmy teraz, gdy mamy już pojęcie o uzasadnianiu i jego osobliwościach, do wybranych przeze mnie cech religii – do jej pochodzenia oraz do uzasadnienia przekonań religijnych. O każdej
z nich zakładam, że ludzie zajmują wobec niej jedną z dwóch rozłącznych postaw, że się
wie, iż ta cecha występuje, lub się tego nie wie. Wie się o pochodzeniu religii, zna się jej pochodzenie lub nic się o nim nie wie, czyli nie zna się pochodzenia religii. Tak samo dla uzasadnienia – wie się, że istnieje uzasadnienie religii, czyli zna się je lub się tego nie wie, czyli nie zna się uzasadnienia religii. A skoro mamy dwie cechy, a wobec każdej dwie postawy, mamy następujące możliwe kombinacje, przy czym stan wiedzy opatrujemy znakiem „plus”, a stan niewiedzy znakiem „minus”: (1) wie się o pochodzeniu religii oraz o jej uzasadnieniu (kombinacja dwu-plusowa); (2) nie wie się o pochodzeniu religii i o jej uzasadnieniu, nie zna się ani jednego, ani drugiego (kombinacja dwu-minusowa); (3) wie się o pochodzeniu religii, lecz nie o jej uzasadnieniu (kombinacja plusowo-minusowa); (4) nie zna się pochodzenia religii, lecz zna się jej uzasadnienie (kombinacja minusowo-plusowa).

Każda z postaw w naszych kombinacjach może występować w różnych odmianach – nie wie się faktycznie, tu i teraz, co uzasadnia religię, lub może jest tak, że tego w ogóle nie można wiedzieć, że
z konieczności, na przykład ze względu na naturę religii jej uzasadnienie jest nam definitywnie niedostępne. Każda z tych postaw może więc mieć różne modalności, to jednak, jaką modalność jej przypisujemy, wykracza poza logikę. Logika wyznacza jedynie tablicę możliwych kombinacji postaw wobec owych cech religii, wobec jej pochodzenia oraz jej uzasadnienia. Nie wystarcza natomiast do ustalenia na przykład, czy tylko teraz nie znamy uzasadnienia religii, czy też ignoramus et ignorabimus – i teraz, i nigdy nie będziemy go znali.

Historyczne realizacje

Gdy dana jest tablica możliwych kombinacji postaw wobec religii, rodzą się intrygujące pytania: czy urzeczywistniła się któraś z tych kombinacji, czy urzeczywistniły się niektóre, czy wszystkie? Pytania te są intrygujące historycznie – to zajmujące, co ludzie myślą o religii i co powołują dla wsparcia swoich postaw do niej. I są intrygujące filozoficznie – to zajmujące, zgodnie z kim, a przeciw komu my sami myślimy o religii, a nade wszystko, co można znaleźć w obronie naszych postaw.

Odpowiedź na nasze pytania nie budzi wątpliwości, wiemy bowiem z rozsądną pewnością, bo mamy to udokumentowane, że w dziejach kultury wystąpiły wszystkie logicznie możliwe kombinacje postaw do owych dwóch cech religii. Wyczerpujące przedstawienie tego ogromnego pola zjawisk wymagałoby długich jesiennych wieczorów i grona znawców, poprzestanę więc siłą rzeczy na wskazaniu nielicznych, a w miarę możności wyrazistych rzeczników poszczególnych kombinacji postaw. Podobnie postąpię z moją kombinacją, którą rzecz jasna wyróżniam – wskażę ją, lecz nie będę jej uzasadniał, jak nie uzasadniam w imieniu ich rzeczników pozostałych kombinacji, ani ich nie obalam. Stawiam sobie bowiem zadanie: nie wchodzić w spór o religię, a przedstawić tylko geografię tego sporu. Podejmuję to zadanie w przekonaniu, że wykonanie go sprzyja uczestnictwu w sporze o religię.

Postawę DWU-PLUSOWĄ realizują teologie wyznań religijnych, zajmują ją wszystkie religie monoteistyczne, a jej oficjalnym i wybitnym przedstawicielem katolickim jest Tomasz z Akwinu: Bóg objawił religię, a dowody Tomaszowe ją uzasadniają.

Postawa DWU-MINUSOWA stanowi sedno agnostycyzmu: przekonania religijne na równi z ich negacjami nie mają uzasadnienia, i pochodnie – pochodzenie religii leży w cieniu naszej niewiedzy. Postawę tę znajdujemy w całych dziejach filozofii i religii. Myśl wspólną agnostykom wyraża na przykład Wilhelm Ockham (ok. 1299 – 1349) filozof, logik, teolog, pisarz polityczny, zakonnik franciszkanin, odrzucający możliwość udowodnienia istnienia Boga: „rozum naturalny nie może dowieść, iż Bóg jest bezpośrednią przyczyną sprawczą wszystkich rzeczy”, a także nie sposób wykazać, „że Bóg jest pośrednią przyczyną sprawczą jakiegokolwiek skutku.”

Postawa PLUSOWO-MINUSOWA stanowi sedno naturalistycznego ateizmu. Ateista tego pokroju zna pochodzenie religii: religia jest dziełem przyrody; nie zna natomiast uzasadnienia przekonań religijnych, bo nie może znać uzasadnienia tego, co według niego jest bezzasadne. Ateistów było i jest niemało, a jednym z pierwszych rzeczników poglądu, że ludzie stworzyli bogów, nie zaś bogowie ludzi, był Ksenofanes z Kolofonu (575 – 480 p.n.e.): „Gdyby byki, konie i psy posiadały ręce i mogły nimi malować i posągi tworzyć jak ludzie, to konie malowałyby postacie bogów podobne do koni (…).” Interesującą odmianą postawy plusowo-minusowej jest stanowisko Davida Hume’a (1711 – 1776): naturalizm wraz z agnostycyzmem.

Postawę MINUSOWO-PLUSOWĄ uosabia coś, co nazywam religijnością romantyczną. Pochodzenie religii nie obchodzi religijnego romantyka, dopuszcza obie możliwości, wie natomiast, co uzasadnia religię – ogląd i uczucie, a „w każdej religii to, co święte, pozostaje tajemnicą i jest ukryte przed profanami”. Najgłośniejsi romantycy religijni to Friedrich Schleiermacher (1768 –1834), autor powołanych przed chwilą słów o tajemnicy oraz Sören Kierkegaard (1813 – 1855).

Postawa wyróżniona

Postawa plusowo-minusowa, którą wyróżniam, a zajmuję ją w szerszym gronie, stanowi odmianę ateizmu naturalistycznego, który zna pochodzenie religii, a nie zna jej uzasadnienia. Mówię o odmianie tego stanowiska, bo skrzydło naturalistyczne tej postawy jest standardowe, a skrzydło ateistyczne swoiste. To pierwsze niesie treść następującą: religia to zjawisko przyrodnicze, występujące w tej niszy ekologicznej, w której występuje człowiek, a pochodzenie tego zjawiska, jego budowę i funkcje zasadniczo znamy.

Powinien ktoś w tym miejscu powiedzieć: Sprawdzam! Skoro mówisz, że znasz pochodzenie religii, przedstaw tę wiedzę, kawa na ławę! Nie potrafię tego zrobić zadowalająco, bo wiedza ta jest niegotowa, niepełna, niezamknięta. Posłużyłem się przed chwilą – może zauważyliście – słowem zasadniczo, opisując naszą znajomość źródeł religii; znamy je zasadniczo, powiedziałem. Słowo to sygnalizuje, że coś leży w granicach naszych możliwości, że nic nie stoi logicznie na przeszkodzie, by wiedzieć, choć nic też nie gwarantuje sukcesu. A wiedza o pochodzeniu religii nigdy się w pełni nie urzeczywistni, nigdy się nie dopełni, będzie natomiast przyrastać, jeśli rzecz jasna przyjąć, że ludzkość będzie trwać i trwać. Skąd to wiesz? – padnie. To tylko twoja wiara.

Nie jest to wiara, lecz racjonalne oczekiwanie. Mamy już mianowicie pokaźny zasób wyjściowy tej wiedzy, zgromadzony kolektywnym wysiłkiem neurobiologów, psychologów, psychiatrów, psychologów społecznych, socjologów, filozofów. Mamy wiele filozoficznych koncepcji pochodzenia religii. Nie widzę powodów, dla których ten bogaty, dynamiczny zasób danych miałby nie przyrastać, tak jak nie widzę powodów, dla których miałaby się nie rozwijać biologia molekularna czy astrofizyka.

A teraz krótko o drugim, ateistycznym, skrzydle tej postawy. Ateista mojego pokroju głosi mianowicie, że nie znamy uzasadnień przekonań religijnych i znać ich nie będziemy, przekonania te bowiem wyrażane są za pomocą słów nieokreślonych znaczeniowo, które nie tworzą zdań, a jedynie imitacje zdań, nie wyrażają więc przekonań, lecz obrazy. Czegoś takiego zaś nie sposób uzasadniać.

Uwagi końcowe
Opowiadam się zatem za postawą przyznającą nam wiedzę o pochodzeniu religii, a odmawiającą, z powodów zasadniczych, bo logicznych, wiedzy o uzasadnieniu religii. Traktuję tę postawę z należytą ostrożnością, niczym hipotezę. Zaufanie do hipotezy rośnie w miarę przyrostu tych jej konsekwencji, do których uznania skłania nas doświadczenie, oraz w miarę przyrostu jej mocy wyjaśniającej.

Zobaczmy, co wynika z naturalizmu w jego współczesnej postaci. Oto garść konkluzji z książki I człowiek stworzył Bogów . . . Pascala Boyer, antropologa i neurofizjologa, opisującego badania nad zachodzącymi w ludzkim mózgu procesami, które warunkują powstanie wyobrażeń religijnych. „Religia w opisanej przeze mnie postaci stanowi jedynie uboczny efekt funkcjonowania naszego mózgu” (s. 331). „Łatwiej można zrozumieć istnienie religii, biorąc pod uwagę fakt, że procesy, które sprawiają, że człowiek staje się <wierzący>, są identyczne w przypadku religii i zjawisk codziennych” (s. 313). „Religia jest prawdopodobna [to znaczy, prawdopodobne jest jej pojawienie się – B. C.], bo wyobrażenia religijne mobilizują siły systemów kojarzeniowych, które istnieją niezależnie od religii” (s. 323). „Wypracowanie idei religijnych zależy od zdolności i systemów myślowych, które posiadamy niezależnie od tych idei” (s. 312). „Rytuał naprawdę pachnie transcendencją” (s. 259). „Dusza zmarłego, jego <cień> czy <obecność> to najbardziej rozpowszechnione na całym świecie typy bytów nadprzyrodzonych” (s. 229). „Śmierć wyobrażana jest jako kres tylko przez część naszego umysłu” (s. 227). „Idee religijne są <pasożytami> . . . co oznacza, że ich przekaz jest ułatwiony dzięki zdolnościom umysłu, które istniałyby bez bogów, tak jak istnieją z bogami”(s. 202).

Skonfrontujmy ten naturalizm z poglądem ateisty o bezzasadności przekonań religijnych, a dostaniemy odpowiedź na intrygujące pytanie, dlaczego ludzie żywią te przekonania. Ludzie na tylu obszarach życia stronią przecież od przekonań nieuzasadnionych, bo są niewydajne i kosztowne – prowadzą do strat. Przekonania religijne natomiast, okazuje się, ludzie żywią nie mimo, lecz z powodu ich bezzasadności, żywią je w wyniku naturalnego sposobu ich wytwarzania, w którym uzasadnianie nie występuje. Wytwarzanie wierzeń religijnych to przeciwieństwo uzasadniania: w procesie uzasadniania bronimy się przed błędem, dozorujemy i kontrolujemy postępowanie, wystrzegamy się łatwowierności; proces wytwarzania wierzeń natomiast zakłada łatwowierność, inaczej go nie ma.

Pamiętacie tę wielką scenę z Idioty Dostojewskiego, gdy Rogożyn zwraca się do księcia Myszkina: "Słuchaj no, Lwie Nikołajewiczu (. . .) chciałem cię już dawno zapytać: czy ty wierzysz w Boga?" A książę w odpowiedzi wyznaje między innymi: "(. . .) ilekroć rozmawiałem z niewierzącymi albo czytałem takie książki, wciąż mi się wydawało, że i oni mówią, i w książkach piszą zupełnie jakby nie o tym, chociaż z pozoru wygląda, że o tym." I konkluduje: "Istota uczuć religijnych nie ma nic wspólnego z żadnym rozumowaniem."

Pozwalam sobie rozszerzyć piękną myśl księcia: istota uczuć i przekonań religijnych nie ma nic wspólnego z żadnym rozumowaniem. Gdyby bowiem miała, religii już dawno by nie było. A tymczasem cieszy się długotrwałością, a być może wiecznotrwałością. Nie znam lepszego wyjaśnienia tego fenomenu niż dwuskrzydłowa, bo wiążąca pochodzenie religii z jej nieracjonalnością, hipoteza naturalistycznego ateizmu. Dlatego ją podtrzymuję.






Racje - strona główna
Humanist Assciation