[ Strona główna ]

RACJE

POLECAMY


Stanisław Obirek

AUTONOMIA DUCHOWA

Przedmowa do "Przemocy duchowej w Kościele katolickim" Doris Reisinger




[ Zamów książkę na stronie wydawnictwa ]



Czy w serii „Bez bogów” godzi się wydawać książkę osoby nie tylko wierzącej w Boga, ale jeszcze do tego postulującej odnowę Kościoła, by mógł on temu Bogu lepiej służyć? A taką książką wydaje się być „Przemoc duchowa” autorstwa niemieckiej autorki Doris Reisinger. Z tym pytaniem zwrócił się do mnie Wydawca serii, nie ukrywając swej konsternacji końcowym wyznaniem autorki, która pisze: „Wiara pozwala nam mieć nadzieję, że Bóg naprawdę do nas przemawia, a my możemy jego przekaz zrozumieć. Bóg nie chce wyrządzić nam krzywdy – Bóg pragnie naszej wolności. Moja książka jest więc przede wszystkim apelem o to, żeby Kościół był strażnikiem naszej wiary”. Muszę przyznać, że dla mnie to wyznanie też jest problematyczne i to z wielu względów. Po pierwsze dlatego, że znam historię życia autorki, a zwłaszcza jej traumatyczne doświadczenia związane z pobytem w klasztorze, a po drugie dlatego, że odeszła ona z zakonu, zmagając się z ostrą depresją i bijąc się z myślami samobójczymi. Jak więc ktoś może postulować odnowę struktury, która doprowadziła go do niemal całkowitej destrukcji? Poza tym nie podzielam przekonania, że „Kościół jest strażnikiem naszej wiary”. Wprost przeciwnie. Uważam, podobnie jak liberalny teolog protestancki Rudolf Bultmann, że Jezus głosił Królestwo Boże, zaś jego uczniowie stworzyli Kościół, który jest całkowitym zaprzeczeniem nauki Jezusa. Doskonale pokazał to Tomasz Polak w swojej książce „System kościelny”, w której przekonująco udowodnił, że rdzeń tego systemu jest całkowicie pozbawiony pierwiastka religijnego. Innymi słowy, Kościół służy jedynie umocnieniu ideologii panowania nad innymi i wypracował wyrafinowane strategie manipulacyjne, które umożliwiają mu to panowanie od prawie dwóch tysięcy lat. Reisinger nie idzie w swoich ustaleniach tak daleko. Owszem, odsłania destrukcyjne mechanizmy, ale zatrzymuje się niejako w pół drogi. Nie jest w tym odosobniona. Takie próby odnowy czy reformy są podejmowane niemal od samego początku chrześcijaństwa. Ich owocem są kolejne podziały tej religii. Jednak „Duchowa przemoc” ma w sobie tak żarliwą pasję oskarżycielską pod adresem struktur kościelnych zniewalających jednostkę, że koniecznie trzeba się im przyjrzeć. W tym sensie warto z jej przemyśleniami zapoznać polskiego czytelnika. W końcu większość polskiego społeczeństwa tkwi w strukturach kościelnych, przeważnie nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo są one zniewalające.

Z tych właśnie powodów wydaje mi się, że „Przemoc duchowa” Doris Reisinger ma swoje miejsce w serii „Bez bogów”, pokazuje bowiem, że tak naprawdę struktury przemocy, jakie w niej zostały opisane, skutecznie tego Boga z Kościoła usunęły.

Innymi słowy, autorka oddając głos ofiarom tych struktur, opisuje rzeczywistość nie tylko bez Boga, ale również bez ludzkich wartości. A to, że proponuje pewną alternatywę dla odrzucanej rzeczywistości kościelnej, czyni jej książkę tym ciekawszą. A sprawa jest poważna, mamy bowiem do czynienia z nagą przemocą, redukcją jednostki do anonimowego trybiku w wielkiej machinie mającej służyć abstrakcyjnej „woli Boga”, którą uosabiają przełożeni zakonni. Nie ma przy tym różnicy, czy są to kobiety czy mężczyźni. Przemoc, jak wiadomo, nie ma płci. Co więcej, wbrew pobożnemu życzeniu Reisinger, nic nie wskazuje na to, by klerowi na powrocie tego Boga zależało. Można w tym kontekście przywołać „Legendę o wielkim inkwizytorze” z „Braci Karamazow” Fiodora Dostojewskiego, w której zapatrzony w realizację ideologicznych ideałów inkwizytor więzi po raz drugi Jezusa, który wyraźnie psuje mu interes, przypominając, po co przyszedł na ziemię. Podobnie jest i dzisiaj – jeśli hierarchom i księżom w ogóle na czymś zależy, to głównie na utrzymaniu władzy i kontroli nad wiernymi i to z użyciem wszelkich form przemocy typowej dla organizacji totalnych w rozumieniu Ervina Goffmana. Myślę, że również człowiek niewierzący w bogów odniesie pożytek, poznając, jak te mechanizmy działają. Jest to lektura tym bardziej pożyteczna, że autorka postuluje wypracowanie mocnej formy duchowej autonomii, która powinna być bliska również ateiście.

Innymi słowy, „Przemoc duchowa” to książka pokazująca, jak bardzo problematyczna jest wiara w Boga dla samych wierzących i jak silnym źródłem zniewolenia jest ona dla większości z nich. Jest to przy tym opowieść mająca silne oparcie na osobistych doświadczeniach Doris Reisinger, która jako jedna z nielicznych wyzwoliła się z piekła duchowej przemocy. Stąd jej nieoceniona wartość dla każdego, kto chce zrozumieć, dlaczego tak wielu ludzi dobrowolnie poddaje się zniewalającym strukturom. Książka zajmuje się głównie nowymi formami życia zakonnego, których nowoczesność polega przede wszystkim na tym, że ich twórcy zastosowali nowe formy zniewolenia, nieznane tradycyjnym zakonom. Muszę powiedzieć, że jej lektura wyzwoliła we mnie wspomnienia pobytu w podobnych strukturach przez prawie trzydzieści lat, co oczywiście jest tematem na inną okazję. Wystarczy powiedzieć, że również tradycyjne zakony nie są pozbawione mechanizmów przemocy usprawiedliwianych pobożną frazeologią. Jak się wydaje, jest to historia ciągle do napisania.

Nim przybliżę treść „Przemocy duchowej”, na początku powiedzmy kilka słów o autorce. Zadanie mam ułatwione, bo przed opublikowaniem „Przemocy duchowej” Reisinger (pod panieńskim nazwiskiem Wagner) opublikowała swoje wspomnienia z pobytu w zakonie zatytułowane znamiennie „To już nie ja. Prawdziwa historia młodej zakonnicy” (Nicht mehr ich. Die wahre Geschichte einer jungen Ordensfrau). Ta książka, jak zaznacza we wstępie, została napisana nie z potrzeby przezwyciężenia traumy czy z chęci zemsty. Autorka nie oczekiwała też współczucia ani nie wzywała do walki. Jej jedynym celem było zdemaskowanie mechanizmu działania ideologii, manipulacji i nadużyć, których sama padła ofiarą. Lektura książki pokazuje, że jej się to w pełni udało. Myślę, że ta historia młodej zakonnicy powinna stać się lekturą obowiązkową dla każdego, komu przychodzi do głowy pomysł związania się z jakimkolwiek katolickim zakonem. Dotyczy to zwłaszcza kobiet. Z Arturem Nowakiem poświęciliśmy cały rozdział nadużyciom wobec zakonnic w naszej książce „Babilon. Kryminalna historia Kościoła”, który zatytułowaliśmy „Posłuszne i pokorne”. Jedną z naszych bohaterek jest właśnie Doris Reisinger. To koszmar, z którego tylko nielicznym udało się wyzwolić. Dla tysięcy zakonnic na całym świecie piekło nadal trwa…

A oto w wielkim skrócie opowieść o Doris Reisinger. Urodziła się w 1983 roku w Ansbach w głęboko wierzącej rodzinie ewangelicko-luterańskiej. Gdy miała 15 lat, jej rodzina przeszła na katolicyzm i wkrótce potem zetknęła się z, jak to nazywa, „totalitarnymi katolickimi grupami i ruchami”. Zaraz po maturze, pełna entuzjazmu, wstąpiła do jednego z nich Geistliche Familie Das Werk (Rodzina duchowa Dzieło). Zakon wydawał się wymarzonym miejscem dla praktykowania całkowitego oddania się Bogu. Jednak dość szybko okazało się, że to oddanie dotyczyło przede wszystkim zakonnych przełożonych. Jeden z nich dopuścił się brutalnego gwałtu na młodej, niczego nie spodziewającej się zakonnicy. Trauma związana z gwałtem nie tylko pogłębiła poczucie całkowitego uzależnienia od władzy kościelnej, ale jednocześnie wzbudziła w ofierze jeszcze większe poczucie winy, że stała się narzędziem diabła, które skusiło niewinnego i bezbronnego kapłana. Co gorsza, seksualny przestępca nie tylko nie poniósł żadnej kary, ale nadal piął się po kolejnych szczeblach kariery w kościelnych strukturach. Tak więc doświadczenie przemocy zostało wzmocnione całkowitym zniszczeniem osobowości i głęboką depresją. Tylko stopniowo udało jej się zarówno wyzwolić z depresji jak i wyjść z zakonu. Na szczęście spotkała na swojej drodze ludzi, którzy jej uwierzyli i nie tylko pomogli przezwyciężyć traumę przeżytej pomocy, ale dostarczyli języka i pojęć, którymi potrafiła je nazwać. Jednym z ich był niemiecki jezuita Klaus Mertens, który ukuł pojęcie przemocy duchowej. To właśnie dzięki zdecydowanej postawie Mertensa udało się pociągnąć do odpowiedzialności nauczycieli dopuszczających się nadużyć seksualnych wobec dzieci w jezuickiej szkole Kanisius Kolleg w Berlinie. Dzisiaj Doris Reisinger jest uznaną autorką artykułów filozoficznych i teologicznych, w których odsłania wielowymiarowy charakter przemocy duchowej, do jakiej dochodziło i ciągle dochodzi w Kościele rzymsko-katolickim. Również w swojej publicznej działalności wskazuje na szkodliwość przemocowych zachowań kleru katolickiego. Jeden z takich artykułów poświęciła sprawie słoweńskiego jezuity Marka Rupnika, który przez lata dopuszczał się gwałtów na zakonnicach w założonym przez siebie zakonie. Dodajmy jeszcze sprawę charyzmatycznego założyciela stowarzyszenia Arka, Jeana Vanier, którego historia dopiero po jego śmierci ujrzała światło dzienne. Stało się to możliwe dzięki temu, że ofiary znalazły w sobie dość siły, by przemówić i opowiedzieć o krzywdzie, jaka je spotkała.

Kolejna książka Doris Reisinger jest próbą usystematyzowania jednostkowych doświadczeń. „Duchowa przemoc” nie jest jednak chłodną analizą zjawiska nadużyć w Kościele katolickim, a zwłaszcza w nowych zakonach i ruchach religijnych. Została napisana w przekonaniu, że drastyczne doświadczenia poszczególnych zakonnic nie są wyjątkowymi przypadkami, ale raczej stanowią swoisty paradygmat przemocowych zachowań w Kościele. Książka jest rozpisana na pięć części, które wzajemnie znakomicie się uzupełniają. Najpierw czytelnik otrzymuje opis, czym jest, a raczej czym powinna być autentyczna duchowość, której praktykowanie ma doprowadzić do rozwinięcia ludzkiej dojrzałości i niezależności. Kolejnym krokiem jest szczegółowy opis duchowej autonomii i związanych ze zdobywaniem tej niezależności kryzysów. Jak szczegółowo przedstawia autorka w rozdziale czwartym, te kryzysy nie są etapami wzrostu, ale stopniami coraz większych uzależnień wobec kościelnych autorytetów. Dzieje się to na trzy sposoby. Po pierwsze, przez całkowite ignorowanie potrzeb młodych adeptów i celowe ich upokarzanie, następnie przez niezwykle rozbudowany system manipulacji, której najwyższym stopniem jest przemoc i to nie tylko duchowa, ale także wcale nie tak rzadka, brutalna przemoc fizyczna.

W ostatnim rozdziale autorka przedstawia stanowisko Kościoła wobec duchowej autonomii, w którym wyróżnia dwa wzajemnie wykluczające się wymiary. Po pierwsze, mowa jest o obiecanej przez chrześcijaństwo wolności („prawda was wyzwoli”), którą gwarantuje praktykowanie epikei, czyli wolności i autonomii sumienia. Po drugie, i to jest decydujące, duchowość proponowana przez Kościół ma charakter totalitarny, który w żargonie teologicznym zwykło się nazywać sacrificium intellectus, oznaczający całkowitą rezygnację z własnej zdolności rozumowania. W tym sensie, wracając do rozdziału z „Babilonu”, posłuszne i pokorne zakonnice najlepiej wpisują się w ideał zapisany w konstytucjach i regulacjach struktur kościelnych.

Uważna lektura „Przemocy duchowej” skrywa potencjał duchowej autonomii, który warto uaktywnić. Będzie to najbardziej skuteczne narzędzie walki ze zniewoleniem, jakie od stuleci praktykuje Kościół rzymsko-katolicki, wabiąc do struktur zakonnych naiwnych i nieświadomych prawdziwego celu nowych adeptów. Ta książka może im pomóc również w odejściu od tych totalnych struktur, gdyż uświadamia, że prawdziwe życie zaczyna się nie z chwilą wstąpienia do zakonu, ale z chwilą jego opuszczenia.






Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"