[ Strona główna ]

RACJE

Numer 8

Kwiecień 2022


Ibn Warraq

ATEIZM W DŻUNGLI AMAZOŃSKIEJ




W oparciu o relacje antropologów i podróżników, którzy prowadzili badania wśród Indian Amazonii, możemy zasadnie mówić o ateizmie wśród żyjących tam plemion. To jednak nie znaczy, że członkowie tych plemion świadomie zaprzeczają istnieniu bóstwa.
Ich ateizm polega raczej na całkowitym braku jakiejkolwiek koncepcji lub intuicji dotyczącej istnienia bytów nadprzyrodzonych. Badani Indianie po prostu nigdy nie stworzyli i nie znali pojęcia boga lub bogów, a zatem nie mogli zaprzeczyć ich istnieniu.

Daniel Everett jest kierownikiem Katedry Języków, Literatury i Kultur na Uniwersytecie Stanowym Illinois. Mieszkał wśród brazylijskich Indian Piraha przez kilka lat, począwszy od grudnia 1977 roku. Everett – w tamtych latach zdeklarowany chrześcijanin - pracował dla chrześcijańskiej agencji misyjnej Summer Institute of Linguistics. Jego bezpośrednim zadaniem było przetłumaczenie przynajmniej części Nowego Testamentu na język Piraha, a celem ostatecznym nawrócenie Indian Pirahă na chrześcijaństwo. Jednak już po krótkim pobycie w Amazonii okazało się, że zadanie jest niełatwe, a może nawet niewykonalne. Przez dwieście lat żaden chrześcijański misjonarz nie uzyskał żadnego wpływu na wierzenia i poglądy Piraha.

Niektóre z odkryć Everetta były zaskakujące. Okazało się, że Pirahowie nie mają żadnych mitów o stworzeniu świata ani żadnych opowieści o swojej przeszłości, o tym, skąd pochodzą, jak powstał świat i tak dalej. Nie znają też słowa na określenie Boga i nie interesują się Jezusem. Kilku z nich zapytało Everetta, „Jak wygląda Jezus? Czy jest ciemny jak my, czy jasny jak ty?". „Cóż – odpowiedział Everett – właściwie nigdy go nie widziałem. Żył bardzo dawno temu. Ale znamy jego słowa".

Ależ, Dan – odpowiedzili - jak możesz znać jego słowa, jeśli go nigdy nie słyszałeś ani nie widziałeś?".

Everett nagle dostrzegł problem. „Następnie dali mi jasno do zrozumienia, że jeśli faktycznie nie widziałem tego faceta (i to nie w metaforycznym sensie, ale dosłownie), to nie interesują ich żadne historie, które mam o nim do opowiedzenia. Kropka. A to dlatego, że jak teraz wiedziałem, Pirahowie wierzą tylko w to, co widzą na własne oczy. Czasami wierzą również w rzeczy, które ktoś inny im opowiedział, pod warunkiem, że ta osoba była osobiście świadkiem tego, o czym opowiada. Jak miałbym przekonać szczęśliwych, zadowolonych z życia ludzi, że są zagubieni i potrzebują Jezusa?”.

Po jakimś czasie Everett również zaczął mieć wątpliwości religijne.. „Wiara i wszystkie doktryny, które były mi drogie, okazały się bez znaczenia w tej kulturze. Dla Piraha były to po prostu zabobony. Wkrótce i ja zacząłem tak o nich myśleć”. Piraha nie wierzyli w rzeczy fantastyczne i cudowne, nie bali się śmierci, akceptowali rzeczy takimi, jakie są. Wierzyli tylko w siebie. Nie wierzyli w niebo nad nami, w piekło pod nami ani w to, że jakaś abstrakcyjna sprawa warta jest tego, by dla niej umrzeć. Żyją bez religii.

Everett uznał, że Piraha są szczęśliwsi i lepiej przystosowani do swojego środowiska niż jakikolwiek chrześcijanin czy wyznawca innej religii, jakiego kiedykolwiek poznał. Dzięki kontaktom z ludźmi z plemienia Piraha Everett doznał oświecenia: „Nie wierzyłem już w żaden artykuł wiary ani w nic nadprzyrodzonego. Stałem się jawnym ateistą”.

Kilku innych podróżników, przyrodników i antropologów doszło do podobnych wniosków na temat niektórych plemion w dorzeczu Amazonki. Na przykład Henry Walter Bates (1825-1892), przyrodnik i odkrywca, podróżował po Amazonii w 1848 roku z Alfredem Russelem Wallacem (1823-1913), współodkrywcą, wraz z Darwinem, ewolucji przez dobór naturalny. Bates pozostał tam przez jedenaście lat do 1859 r. i napisał klasyczne dzieło, The Naturalist on the River Amazon (1863), w którym opisuje niektóre plemiona amazońskich Indian.

Dobroć tych ludzi, jak i większości innych, pomiędzy którymi żyłem, polegała raczej na braku złych cech, aniżeli na posiadaniu dobrych; innymi słowy, była ona raczej negatywna niż pozytywna. Ich flegmatyczny i apatyczny temperament, oziębłość i martwota uczuć, brak ciekawości i powolność intelektu, czynią z amazońskich Indian bardzo nieciekawych kompanów. Ich wyobraźnia jest nudna i ponura. Zdawali się nigdy nie być pobudzeni przez emocje; miłość, litość, podziw, strach, zdziwienie, radość, entuzjazm są im całkowicie obce. Dobroć członków społeczności Cucámas zdawała się wynikać nie ze współczucia, ale z braku egoizmu. (...) Pewnego dnia, podczas burzy, rozległ się niezwykle głośny grzmot. (...) Zapytałem Vincente [Indianina z plemienia Cucámas, który był sternikiem łodzi na rzece], co jego zdaniem jest przyczyną błyskawic i grzmotów? Odpowiedział: Timaá ichoquá - nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiał! Tak samo było z innymi rzeczami. Zapytałem go, kto stworzył słońce, gwiazdy i drzewa? Nie wiedział i nigdy nie słyszał, by ten temat był poruszany w jego plemieniu. W języku tupí [którym mówił], przynajmniej tak jak nauczali go starzy jezuici, istnieje słowo „Tupána” oznaczające Boga. Vincente czasami używał tego słowa, ale pokazał przez swój sposób wyrażania się, że nie kojarzył go z ideą Stwórcy. Zdawało mu się, że oznacza ono jakieś bóstwo lub widzialny obraz, jaki biali czcili w kościołach, które widział w wioskach. Żadne z plemion indiańskich nad górną Amazonką nie ma pojęcia o Najwyższej Istocie, a co za tym idzie, nie ma słowa, które by jej sens wyrażało w ich języku. (...) W sprawach niedotyczących zwykłych potrzeb życiowych umysł Vincenta był pusty i – jak się zdaje – tak właśnie jest z Indianami w ich naturalnym stanie. Czy byłoby inaczej z jakimkolwiek innym ludem, który żyłby od wieków w izolacji, w dziczy, tak jak Indianie amazońscy, w małych społecznościach, całkowicie zajętych walką o przeżycie, bez języka pisanego i bez grupy dysponującej czasem wolnym, która przekazywałaby nabytą wiedzę z pokolenia na pokolenie?”.

Alfred Russel Wallace również napisał o swoim pobycie wśród mieszkańców Amazonii: „Nie mogę stwierdzić, że oni [Indianie amazońscy] mają jakiekolwiek wierzenia, które można by nazwać religią. Wydaje się, że nie mają żadnego konkretnego pojęcia boga. Jeśli zapytać ich, kto według nich stworzył rzeki, lasy i niebo, odpowiedzą po prostu, że nie wiedzą”.

Dwaj Niemcy podróżujący po Brazylii w latach 1817-1820 również napisali o tubylcach, że „ogólnie rzecz biorąc, ponieważ są oni całkowicie pozbawieni wszelkich pojęć religijnych i wszelkich idei objawienia, wszystkie terminy właściwe dla tych tematów muszą być wzięte z języka misjonarzy, lub też stworzone na nowo zgodnie z zasadami języka indiańskiego”.

Karl H. Burmeister (1807-1892), przyrodnik, który badał południowo-wschodnią Brazylię, potwierdza powyższe stwierdzenia. John Lubbock (1834-1913), wszechstronnie wykształcony bankier, archeolog i bliski przyjaciel Darwina, poczynił podobne spostrzeżenie na temat braku religii wśród Indian amazońskich:

Na liście głównych plemion żyjących w dolinie Amazonki, opublikowanej przez Towarzystwo Hakluyt, Chunchos są uznani za „niewyznających żadnej religii", a w języku Indian Curetus nie istnieje pojęcie Najwyższej Istoty".

Również południowoamerykańscy Indianie z Gran Chaco uważani są przez misjonarzy za ludzi „bezwyznaniowych” lub za czcicieli pogańskich bożków. Oni również nie znają pojęcia Boga lub Najwyższej Istoty. Nie rozróżniają także między dobrem a złem i dlatego nie znają ani strachu, ani nadziei na jakąkolwiek obecną lub przyszłą karę czy nagrodę. Nie żywią też tajemniczego strachu przed jakąś nadprzyrodzoną siłą, którą mogliby starać się ułagodzić przez ofiary lub zabobonne rytuały.

Lubbock podaje liczne przykłady plemion z całego świata: z Afryki, Ameryki Północnej, Australii i Arktyki - plemion, o których sądzono, że nie mają pojęcia o bogu czy najwyższej istocie. Herbert Spencer, w swoich „Zasadach socjologii”, podaje jeszcze więcej przykładów.

Co do mieszkańców Afryki „członkowie plemienia Dor nie wydają się znać żadnych religijnych koncepcji, ale wierzą w duchy". Od Schweinfurtha dowiadujemy się, że „w języku ludu Bongo nie istnieje pojęcie nieśmiertelności ani inne mu bliskie. (...) Wszelka religia w naszym znaczeniu tego słowa jest im zupełnie nieznana". W odpowiedzi na pytanie o życie po śmierci, dzikus twierdzi, że śmierć jest unicestwieniem, choć jednocześnie okazuje wielki strach przed miejscami, gdzie znajdują się umarli: sugerując, że umarli nagle się obudzą, tak jak to czynią śpiący. Nawet takie pojmowanie nie jest znane wielu innym ludom, co dobrze ilusruje dobrze rozmowa Sir Samuela Bakera z wodzem plemienia Latooka z nad Nilu.

Baker: „Czy nie wierzysz w istnienie po śmierci?".

Commoro: „Istnienie po śmierci?! Jak to możliwe? Czy martwy człowiek może wyjść z grobu, jeśli go nie wykopiemy?".

Baker: „Czy myślisz, że człowiek jest jak zwierzę, które umiera i jest skończone?".

Commoro: „Oczywiście. Wół jest silniejszy od człowieka, ale i on umiera. Jego kości wytrzymują dłużej, są większe. Kości człowieka łamią się szybko - jest słaby”.

Baker: „Czyż człowiek nie przewyższa rozumem wołu? Czy nie ma on rozumu, który kieruje jego działaniami?"

Commoro: „Niektórzy ludzie nie są tak sprytni jak wół. Ludzie muszą siać kukurydzę, aby zdobyć pożywienie, ale wół i dzikie zwierzęta mogą je zdobyć bez siewu”.

Baker: „Czy nie wiecie, że jest w was duch większy niż ciało? Czy nie śnisz i nie wędrujesz myślami do odległych miejsc podczas snu? Mimo to twoje ciało spoczywa w jednym miejscu. Jak to wytłumaczysz?"

Commoro (śmiejąc się): „Jak to wytłumaczę? Nie mogę tego wytłumaczyć, choć śnię każdej nocy".

Baker: „Czy nie masz pojęcia o istnieniu duchów wyższych od człowieka lub zwierzęcia? Nie obawiasz się zła poza złem, które możesz dotknąć?"

Commoro: „Boję się słoni i innych zwierząt, kiedy jestem w dżungli nocą, ale niczego innego”.

Baker: „W takim razie nie wierzysz w nic - ani w dobrego, ani w złego ducha! I wierzysz, że kiedy umrzesz, będzie to koniec ciała i ducha; że jesteś jak inne zwierzęta; i że nie ma żadnej różnicy między człowiekiem a zwierzęciem; wszyscy znikamy i kończymy się w chwili śmierci?"

Commoro: „Oczywiście, że tak".

W odpowiedzi na przywoaną przez Bakera za św. Pawłem metforę owocu, który powstaje z gnijącego ziarna, Commoro dodał:

Dokładnie tak; to rozumiem. Ale pierwotne ziarno nie zmartwychwstaje; gnije jak martwy człowiek i jest skończone. Owoc, który powstaje, nie jest tym samym ziarnem, które pochowaliśmy, ale wyrworem tego ziarna. Tak jest z człowiekiem. Umieram, gniję i jestem skończony; ale moje dzieci wyrastają jak owoc z ziarna. Niektórzy ludzie nie mają dzieci tak jak niektóre ziarna giną, nie wydawszy owoców.

Martin Dobrizhoffer (1717-1791) był austriackim misjonarzem rzymskokatolickim, którego relacja o Indianach Abipones w Paragwaju została napisana po łacinie, a następnie przetłumaczona na niemiecki i w końcu na angielski w 1822 roku przez Sarę Coleridge, córkę poety Samuela Taylora Coleridge'a. Spędził on osiemnaście lat wśród Guaranis i Abipones. Oto fragment z tomu 2 jego opowieści:

Teologowie są zgodni co do tego, że człowiek posiadający rozum nie może przez dłuższy czas pozostawać w niewiedzy o Bogu. Opinii tej broniłem gorąco na Uniwersytecie w Kordobie, gdzie ukończyłem czteroletni kurs teologii. Jakież jednak było moje zdumienie, gdy po przeniesieniu się stamtąd do kolonii Indian Abipones, stwierdziłem, że język tych dzikusów nie zawiera ani jednego słowa, które wyrażałoby Boga lub boskość. Aby powiedzieć im o religii, musiałem użyć hiszpańskiego słowa oznaczającego Boga.”

Podobnie spostrzeżenia opisywał jezuicki teolog Penafiel. I on spotkał wielu Indian, którzy na pytanie, czy w ciągu całego swego życia kiedykolwiek myśleli o Bogu, odpowiadali, że nie, nigdy. Portugalczycy i Hiszpanie, którzy jako pierwsi wylądowali na brzegach Ameryki, twierdzili, że nie mogli znaleźć prawie żadnych śladów znajomości Boga wśród Brazylijczyków i innych dzikusów. Wielu powie, że amerykańscy dzicy są powolni, tępi i głupi w pojmowaniu rzeczy, które nie są dostępne zmysłom. Rozumowanie jest dla nich procesem kłopotliwym i prawie nieznanym. Nic więc dziwnego, że kontemplacja ziemskich lub niebiańskich przedmiotów nie wzbudza w nich żadnego wyobrażenia o stwórczym Bóstwie, ani o żadnej rzeczy niebiańskiej. Podczas podróży z czternastoma członkami plemienia Abipones usiadłem przy ogniu na świeżym powietrzu, na wysokim brzegu rzeki Plata. Pogodne, nocne niebo cieszyło nasze oczy migoczącymi gwiazdami. Rozpocząłem rozmowę z Kacikiem Ychoalay, najinteligentniejszym ze wszystkich Abiponów, jakich znałem”

- Czy dostrzegasz – rzekłem - wspaniałość nieba z jego układem gwiazd? Któż mógłby uwierzyć, że wszystko to powstało przez przypadek? Wóz, jak sam wiesz, łatwo się może przewrócić, jeśli nitk nie prowadzi wołów. Łódź albo zatonie, albo zejdzie z właściwego kursu, jeśli nie ma sternika. Któż więc może być na tyle szalony, by wyobrażać sobie, że wszystkie te cuda niebios są dziełem przypadku, a obroty i zmienność ciał niebieskich są regulowane bez kierownictwa wszechwiedzącego umysłu? Kogo uważasz za ich stwórcę i zarządcę? Jakie były opinie twoich przodków na ten temat?

- Mój ojcze - odpowiedział Ychoalay - nasi dziadowie i pradziadowie byli skłonni do kontemplowania samej ziemi, troszcząc się tylko o to, czy na równinie jest trawa i woda dla ich koni. Nie zaprzątali sobie głowy tym, co dzieje się w niebiosach, kto jest stwórcą i zarządcą gwiazd.

Will Durant podaje dalsze przykłady plemion, które nie znają pojęcia Boga: Eskimosi, zapytani o to, kto stworzył niebo i Ziemię, zawsze odpowiadali „nie wiemy". Zapytano pewnego Zulusa: Kiedy widzisz, jak słońce wschodzi i zachodzi, a drzewa rosną, czy zastanawisz się, kto je stworzył i nimi rządzi? Odpowiedział po prostu: Nie, widzimy je, ale nie mamy pojęcia, skąd się wzięly. Przypuszczamy, że pojawiły się same z siebie.

Jednakże wielu współczesnych socjologów i antropologów poddało w wątpliwość przynajmniej niektóre z twierdzeń Everetta. Czy to znaczy, że można je wszystkie odrzucić jako błędy lub pospolite wymysły? Wielu badaczy z XVIII i XIX wieku nauczyło się języków wybranych plemion, a wielu z nich miało z nimi kontakt przez kilka lat. Chrześcijańscy misjonarze mieli rozpaczliwą nadzieję, że znajdą w Indianach jakieś pojęcie o istocie najwyższej, aby mogli rozpocząć proces ich nawracania. Z pewnością misjonarze ci rzuciliby się na każdy symptom istnienia takiego pojęcia wśród plemion, gdyby ono istniało. Pomimo ich zapału, w wielu przypadkach i wielu plemionach nie znaleźli żadnych dowodów na to, że mieli oni jakiekolwiek pojęcie o Bogu.

Dwudziestowieczna metodologia Daniela Everetta jest z pewnością o wiele bardziej wyrafinowana niż ta z XIX wieku. Czy zatem jego dorobek można odrzucić jako urojenia? Nic na to nie wskazuje. Swoją pracę, cytowaną powyżej, opublikował w 2008 roku. Czy od tego czasu zmienił zdanie? Nie, nie zmienił. W e-mailu, jaki od niego otrzymałem 2 listopada 2018 roku, Daniel Everett napisał: „Oni w ogóle nie znają religii. Jak dotąd nikt nie zakwestionował jego ustaleń w tej konkretnej kwestii.

Tłumaczył Andrzej Dominiczak


Ibn Warraq, islamski uczony i czołowa postać w dziedzinie krytyki Koranu. Był pracownikiem naukowym Center for Inquiry. Jest autorem wielu książek, w tym „What the Qur'an Really Says (Prometheus Books, 2002) i Which Koran? Variants, Manuscripts.






Racje - strona główna
Strona "Sapere Aude"